Reklama

Tottenham się, kur**, skompromitował

redakcja

Autor:redakcja

23 kwietnia 2023, 19:46 • 4 min czytania 21 komentarzy

Jeśli czulibyście się kiedyś niepotrzebni, to pomyślcie sobie o obrońcach Tottenhamu, którzy wystąpili w niedzielnym spotkaniu z Newcastle. Pod wątpliwość należy poddać to, czy tych gości można w ogóle nazwać „obrońcami”, bo akurat od obronienia czegokolwiek byli daleko i to zresztą nie tylko w tym spotkaniu. Gdyby nie było ich na boisku, to spokojnie można podejrzewać, że wynik by się znacząco nie zmienił i również byłoby 1:6. A może nawet strata bramkowa byłaby mniejsza? Tego się już nie dowiemy. Wiemy za to, że Tottenham właśnie sięgnął dna i trudno mu się będzie od niego odbić.

Tottenham się, kur**, skompromitował

Zaledwie 20 minut – dokładnie tylko potrzebowało Newcastle, żeby całkowicie zamknąć mecz z Tottenhamem. Już po 20 minutach w zasadzie można było się rozejść i zająć czymś pożyteczniejszym. Do podobnego wniosku doszła spora część kibiców Spurs, którzy właśnie po takim czasie zaczęli opuszczać trybuny St. James’ Park. Nie lubimy takich zachowań, ale tym razem nie ma im się co dziwić. Nikt nie chciałby oglądać swojej ukochanej drużyny kompromitującej się do tego stopnia.

I nie jest to żadna przesada, bo po tych 20 minutach było… 5:0 dla Newcastle.

Newcastle United – Tottenham 6:1. Lloris nawet nie wyszedł na drugą połowę

Wiadomo, każdej drużynie może się zdarzyć wysoka porażka i nie zawsze musi to oznaczać jakiejś wyjątkowej katastrofy. Wie o tym doskonale choćby Manchester United, który przegrał niedawno z Liverpoolem 0:7, ale w ogólnej ocenie ma całkiem niezły sezon. Można też po prostu szybko stracić kilka bramek, bo miało się chwilę słabości, ale później zakasać rękawy i próbować zmniejszyć rozmiary porażki. W niedzielne popołudnie na St. James’s Park wiadomo było od razu, że nic takiego nie będzie miało miejsca.

Wszystkie te pięć bramek Newcastle strzeliło, przechodząc po prostu obok obrońców Tottenhamu. Gospodarze mijali rywali jak tyczki, bo ci nie reagowali. Nie potrafili zrobić kompletnie nic. Podobnie zresztą, jak Hugo Lloris, który nie zareagował nawet przy strzale z dystansu Jacoba Murphy’ego, a na powtórkach widać było, że był on do obrony. Był to strzał z gatunku tych „a strzelę se, co mi szkodzi”, ale Francuz nie zrobił nic, żeby go zablokować, podobnie, jak jego koledzy z defensywy.

Reklama

W ogóle sprawa Llorisa jest całkiem ciekawa, bo Francuz w niedzielę… nie wyszedł na drugą połowę. W przerwie zastąpił go Fraser Forster i można się teraz zastanawiać, dlaczego tak się stało. Oczywiście, kapitan Tottenhamu radził sobie słabo, ale bez względu na błędy, raczej nie zdarza się, żeby ściągać z boiska akurat bramkarza. A tym bardziej takiego, który ma opaskę na ramieniu. Można przypuszczać, że była to kontuzja, ale nic na nią nie wskazywało. Czyżby kapitan uciekał z tonącego statku? A może w przerwie doszło do spięcia z Cristianem Stellinim? Wątpliwe jednak, żeby zaledwie tymczasowy trener odważył się na taki ruch. W takim razie może to Daniel Levy zszedł w przerwie do szatni i zdecydował, kto ma wyjść na drugą połowę, a kto nie?

Stellini powiedział po meczu, że chodziło o kontuzję, ale czy to kogoś przekonuje?

Newcastle United – Tottenham 6:1. Być jak Lechia Gdańsk

Zmiana ta nie miała jednak żadnego znaczenia. Po przerwie nie zmieniło się bowiem zupełnie nic. Piłkarze Tottenhamu wyglądali na tak zrezygnowanych, jak tylko się da. Wiadomo było, że w tym meczu nic się nie wydarzy. Prędzej można było się spodziewać, że będzie 10:0 dla Newcastle, niż że Spurs się otrząsną. Nic nie wskazywało też na to, żeby strzelili choć jedną bramkę, ale akurat to się ostatecznie udało. Zrobił to oczywiście Harry Kane, który pewnie po takim spotkaniu zastanawia się, co on w zasadzie robi w tym klubie. Tego nie wie nikt. Pewne jest jednak to, że takie zdarzenia, jak to niedzielne, mogą go skłonić w końcu do odejścia. Przydałoby się w końcu zdobyć jakiekolwiek trofeum, poza prestiżowym Audi Cup.

W Tottenhamie będzie o to trudno, bo w Tottenhamie nie zgadza się dziś w zasadzie nic. Poza Kanem wszyscy zawodzą, jak leci. Nie ma trenera, nie ma dyrektora sportowego, nie ma obrońców, nie ma zaangażowania. Pożar jest już tak samo wielki, jak w Chelsea. Z tą różnicą, że Spurs (dzięki zwolnionemu niedawno Antonio Conte) są znacznie wyżej w tabeli choć i to może się jeszcze zmienić.

Jak złoto wchodzi dzisiaj słynna konferencja prasowa wspomnianego Conte, na której atakował swoich piłkarzy i zwracał uwagę, że ich nikt nie obwinia za słabe wyniki. Włoch niedługo później wyleciał z roboty, ale dziś okazuje się, że miał stuprocentową rację. Wyciskał z tej zbieraniny, co tylko się dało, ale wiedział, że na dłuższą metę po prostu tak się nie da funkcjonować. Daniel Levy oczywiście postanowił go nie słuchać i zwolnić, zapominając przy okazji zatrudnić nowego.

Reklama

To, co zaprezentował dziś Tottenham, to poziom Lechii Gdańsk. Na dziś to chyba najcięższe działo, ale nie ma w jego użyciu ani grama przesady.

Newcastle, z całym szacunkiem, po prostu zrobiło swoje. Wyszło i zmiażdżyło kiepsko dysponowanego rywala. Ale z takim Tottenhamem zrobiłaby to dzisiaj każda inna drużyna.

Newcastle United – Tottenham 6:1 (5:0)

Murphy 2′, 9′, Joelinton 6′, Isak 19′, 21′, Wilson 67′ – Kane 49′

Czytaj więcej o Premier League:

Fot. Newspix

Najnowsze

Anglia

Komentarze

21 komentarzy

Loading...