Reklama

Jak trwoga, to do… Franka Lamparda

Patryk Fabisiak

Autor:Patryk Fabisiak

07 kwietnia 2023, 17:33 • 7 min czytania 6 komentarzy

Dokładnie po 801 dniach od zwolnienia przez ówczesnego właściciela Chelsea Romana Abramowicza, Frank Lampard wraca na Stamford Bridge. Konia z rzędem temu, kto przewidział taki scenariusz. Dziś w klubie wszystko jest inne, niż wcześniej. Dziś są nowi właściciele, nowi zawodnicy, nowe realia, nowe problemy i nowe cele. Legendarny zawodnik The Blues stoi przed znacznie trudniejszym zadaniem, niż to któremu nie podołał wcześniej, więc samo nasuwa się pytanie: po co mu to wszystko? 

Jak trwoga, to do… Franka Lamparda

To jednak niejedyne pytanie, jakie wypadałoby sobie zadać. Być może nawet istotniejsze jest zastanowienie się nad tym, czego właściwie chcą nowi właściciele Chelsea. Już na samym początku swoich rządów Todd Boehly i jego świta skompromitowali się doszczętnie, zwalniając dwóch trenerów w ciągu jednego sezonu, czego wcześniej nie dokonał nawet Abramowicz. A pamiętamy przecież, że Rosjanin nie należał do grona tych najbardziej cierpliwych.

Tuchel był zły, Potter był zły. Jaki będzie Lampard?

Póki co jest dobry, bo przynajmniej chwilowo nieco uspokoi kibiców, zagłaskując ich swoją piękną historią, napisaną na Stamford Bridge jako zawodnik.

Chelsea i plan długofalowy? A komu to potrzebne?

O radosnej twórczości Todda Boehly’ego na początku rządów pisaliśmy już nieco szerzej, ale okazuje się, że to i tak nie jest koniec popisów Amerykanina.

Reklama

Nowy właściciel Chelsea wraz ze swoimi współpracownikami przejął stery na Stamford Bridge pod koniec maja 2022 roku i od tamtej pory wydarzyło się już tyle, że zdaje się, jakby od tamtej pory minęła cała wieczność. Boehly zdążył już wydać ponad 600 milionów euro na transfery, zwolnić dwóch trenerów oraz naopowiadać sporo bzdur o swoim rzekomym planie, ale też choćby o chęci zorganizowania… meczu gwiazd Premier League.

Teraz postanowił zatrudnić kolejnego trenera, a wybór padł nieoczekiwanie na Franka Lamparda. Trzeba przyznać, że po pierwszych doniesieniach o zbliżającym się zwolnieniu Grahama Pottera, legendarny zawodnik The Blues był raczej jednym z ostatnich trenerów, których większość typowała do zajęcia ławki trenerskiej na Stamford Bridge. Ostatni raz z takim zaskoczeniem, a nawet pewnym absurdem mieliśmy do czynienia, kiedy Jan Urban zastępował w Górniku Zabrze Bartoscha Gaula, który kilka miesięcy wcześniej zastępował Jana Urbana w Górniku Zabrze. Być może Todd Boehly inspiruje się zarządzaniem klubem autorstwa Małgorzaty Mańki-Szulik? Kto bogatemu zabroni.

Tego, czym tak naprawdę kierował się Todd Boehly z pewnością się nie dowiemy. Wybór Lamparda da się wytłumaczyć na kilka różnych sposobów. Jedne są bardziej przekonujące, drugie mniej, ale patrząc na to, jak Amerykanin dotychczas radzi sobie w roli sternika Chelsea, każe nam przypuszczać, że nie ma w tym z pewnością jakiejś większej idei. Być może jednak tym razem ktoś pomyślał tam w końcu trzeźwo. Działacze okupujący gabinety na Stamford Bridge potrzebują teraz przede wszystkim czasu, a akurat Lampard jest po prostu człowiekiem, który może im ten czas dać.

Nowi właściciele chcą uspokoić kibiców

Do końca sezonu pozostało zaledwie dziewięć spotkań ligowych i co najmniej dwa w Lidze Mistrzów. Boehly doszedł na pewno do wniosku, że jest to zbyt wiele dla dotychczasowego asystenta Grahama Pottera – Bruno Saltora, który poprowadził The Blues w ostatnim meczu z Liverpoolem. Nie było więc opcji, żeby to akurat Hiszpan dokończył sezon, ale w pewien sposób ryzykowne było zatrudnianie też kogoś zupełnie nowego na te niespełna dwa miesiące. Mogło też być tak, że trenerzy pokroju Nagelsmanna czy Enrique, z którymi władze Chelsea z pewnością prowadzą negocjacje, sami nie chcieli mieć nic wspólnego z potencjalną kompromitacją w dwumeczu z Realem i zajęciu odległego miejsca w Premier League.

W tej sytuacji faktycznie nie było lepszego kandydata niż Lampard. Chelsea zatrudniła trenera, który ma już jakiś bagaż doświadczeń. Raz się przejechał na pracy w tym klubie, ale z pewnością zdążył wyciągnąć wnioski. W dodatku zna większość zawodników w składzie, lubi pracować z młodymi, których Boehly naściągał wielu w ostatnich okienkach transferowych i przede wszystkim będzie wzbudzał respekt wśród wszystkich dookoła swoimi dokonaniami jako zawodnik. To oczywiście nie musi się udać, ale z pewnością może. Real Madryt trudno będzie pokonać, choć pamiętajmy, że The Blues zawsze grali najlepiej w Lidze Mistrzów tuż po zmianie trenera. Samo za siebie niech przemówi to, że oba triumfy w tych rozgrywkach, to dzieła trenerów, którzy rozpoczynali pracę w trakcie sezonu.

Reklama

Podstawowym zadaniem Lamparda będzie oczywiście ogólne ustabilizowanie sytuacji, ale przede wszystkim poprawa wyników w lidze. The Blues są w tej chwili na kompromitującym 11. miejscu w tabeli i mają większą stratę do czwartej pozycji, dającej promocję do Ligi Mistrzów, niż przewagę nad strefą spadkową. Anglik ma więc przypudrować nieco sytuację i ogrzać drużynę swoim wizerunkiem. Chodzi tutaj przede wszystkim o to, żeby uspokoić kibiców, którzy aż takich turbulencji w trakcie panowania Abramowicza nie przeżywali.

Lampard ma więcej do stracenia niż klub

Ustaliliśmy już, że dla Chelsea Frank Lampard jest idealnym człowiekiem na ten moment i odpowiednim narzędziem do naprawy trudnych relacji z kibicami. Wróćmy jednak do pytania: po co to wszystko Frankowi Lampardowi? Patrząc na obecną sytuację, Anglik ma znacznie więcej do stracenia niż klub. Może oczywiście też sporo zyskać, jeżeli udałoby mu się awansować do jakichkolwiek europejskich pucharów, nie mówiąc już o pokonaniu Realu Madryt, ale na ten moment trudno znaleźć zbyt wiele argumentów za tym, żeby The Blues mieli nagle jakoś nadzwyczajnie odpalić.

Pierwsza kadencja Lamparda na Stamford Bridge nie była zbyt udana, choć kibice Chelsea starają się go bronić. I poniekąd słusznie, bo odbiór pracy Anglika był nieco zniekształcony przez wygórowane oczekiwania. Faktem jest jednak, że był on jednym z najgorzej punktujących w Premier League trenerów The Blues w XXI wieku. Potrafił jednak wprowadzić wielu młodych zawodników do drużyny, bo to przecież pod jego skrzydłami wypłynęli tacy zawodnicy jak Tammy Abraham czy Reece James. Wszyscy oczekiwali więc, że Lampard prędzej czy później wróci do Chelsea i udowodni wszystkim, że jednak nadaje się do tej roboty.

Mało kto wyobrażał się, że wróci w takich okolicznościach, jak dziś, bo jak już wspominaliśmy, może na tym sporo stracić. Sam Lampard jest jednak przekonany, że nie mógł podjąć innej decyzji. – To była dla mnie bardzo prosta decyzja. To jest mój klub. Jestem zachwycony, że otrzymałem tę szansę i bardzo wdzięczny. Jestem pewny siebie, dobrze znam skład, z wieloma piłkarzami pracowałem już wcześniej. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby dać im to, czego chcą. (…) Sądziłem, że już nigdy nie znajdę się w tym miejscu. Jestem pewny siebie. Ale jeśli mam być szczery, nie myślałem też, że kiedyś tu wrócę. Chcę być po prostu tak dobry jako trener, jak tylko mogę – powiedział Anglik na pierwszej konferencji prasowej po powrocie.

Kariera trenerska Lamparda nie wygląda zbyt okazale, bo poza całkiem niezłym okresie w Derby, odbił się od Chelsea i Evertonu, choć w obu klubach miewał dobre momenty. Dziś stoi trochę pod ścianą. Jeżeli zdoła jeszcze podnieść The Blues w tym sezonie, udowodni w końcu, że nie jest za krótki na ten najwyższy poziom, ale jeżeli nie zmieni zupełnie nic, to zamknie sobie furtkę zarówno do dłuższej pracy w Londynie, jak i w ogóle w europejskiej elicie.

Co zrobi Boehly?

Wciąż nie wiadomo jednak jaki ostatecznie plan ma Todd Boehly. Wątpliwości jest wiele, jak chociażby to, co zrobi Amerykanin w przypadku całkowitej katastrofy pod wodzą Lamparda. Nietrudno sobie przecież wyobrazić, że Anglik przegrywa dwa-trzy mecze ligowe i odpada w dwumeczu z Realem. Co wtedy zrobią władze The Blues? Będą się go trzymały kurczowo, czy może go zwolnią i zamienią na Ashleya Cole’a, który znajdzie się w sztabie nowego-starego trenera?

A co się stanie, jeżeli będzie przeciwnie i drużyna pod wodzą Lamparda odpali, jak ta Thomasa Tuchela z sezonu 2020/2021? Trudno będzie się go wtedy pozbyć, ale nie sposób uwierzyć w to, żeby miało to szansę trwać w kolejnym sezonie, a wtedy jakikolwiek sukces będzie już konieczny.

Najbardziej prawdopodobny scenariusz jest jednak taki, że Lampard zadziała, jak typowa nowa miotła i poprawi nieco sytuację, ale nie przesadnie. Być może dobrnie do europejskich pucharów, ale z Ligi Mistrzów odpadnie już na wstępie. W tym czasie władze klubu przemyślą dokładnie, z kim chcą kontynuować ten projekt, dogadają się konkretnie z Nagelsmannem albo Enrique i to właśnie któryś z tych trenerów będzie odpowiedzialny za budowę nowej Chelsea od zera na swoją modłę.

Będzie to już czwarty szkoleniowiec w pierwszym roku rządów Boehly’ego i jego ludzi. Mają rozmach…

Czytaj więcej o Premier League:

Fot. Newspix

Urodzony w 1998 roku. Warszawiak z wyboru i zamiłowania, kaliszanin z urodzenia. Wierny kibic potężnego KKS-u Kalisz, który w niedalekiej przyszłości zagra w Ekstraklasie. Brytyjska dusza i fanatyk wyspiarskiego futbolu na każdym poziomie. Nieśmiało spogląda w kierunku polskiej piłki, ale to jednak nie to samo, co chłodny, deszczowy wieczór w Stoke. Nie ogranicza się jednak tylko do futbolu. Charakteryzuje go nieograniczona miłość do boksu i żużla. Sporo podróżuje, a przynajmniej bardzo by chciał. Poza sportem interesuje się w zasadzie wszystkim. Polityka go irytuje, ale i tak wciąż się jej przygląda. Fascynuje go… Polska. Kocha polskie kino, polską literaturę i polską muzykę. Kiedyś napisze powieść – długą, ale nie nudną. I oczywiście z fabułą osadzoną w polskich realiach.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Patryk Fabisiak
1
Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Anglia

Hiszpania

Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Patryk Fabisiak
1
Od Pucharu Syrenki do… Złotej Piłki? Jak rozwijał się Jude Bellingham

Komentarze

6 komentarzy

Loading...