Reklama

Josue i komin płacowy. Dlaczego byłaby to nierozsądna fanaberia?

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

05 kwietnia 2023, 10:34 • 7 min czytania 103 komentarzy

Ludzie kochani, na Podlasiu oszaleli. Gość wykręca 13 bramek i 13 asyst, prowadzi do historycznego wicemistrzostwa, a we wszelkich plebiscytach ustępuje jedynie Vadisowi Odjidja-Ofoe. Pozamiatał. Jest mocną gwiazdą ligi. I co? I Jagiellonia nie chce przedłużyć jego kontraktu. Piłkarz zostaje na lodzie. Jagiellonia! Z autorem 13 bramek i 13 asyst! Bierze go Piast! 

Josue i komin płacowy. Dlaczego byłaby to nierozsądna fanaberia?

Zaraz, zaraz. Może coś przeoczyliśmy, ale nie pamiętamy, by w Białymstoku przebywali inni piłkarze mogący pochwalić się porównywalnym dorobkiem. Przegapiliśmy też moment, w którym białostoczanie mogą machać ręką na takie oferty, bo stać ich na okazalsze rarytasy. Skoro Jaga tak łatwo odpuszcza gwiazdę zespołu, to chyba pozyska kogoś jeszcze lepszego, bo jak inaczej? Raczej nie ma powodów, by się zwijała. To wręcz moment, by ruszyć jeszcze mocniej.

Jago – zrobiłaś naprawdę dużą rzecz. Miałaś Vassiljeva i straciłaś Vassiljeva. Czy to sukces tak mocno przygrzał ci w główkę? Na co liczysz? Że – haha, trzymajcie nas – ściągniesz sobie teraz lepszego reżysera gry? Lepszego od najlepszego piłkarza Jagiellonii zeszłego sezonu i drugiego najlepszego w lidze? Nie jest winą estońskiego pomocnika, że Vadis wzniósł się na poziom nieosiągalny dla zwykłych śmiertelników. W wielu innych sezonach byłby bezdyskusyjnym MVP. I wy tego MVP oddajecie jak gdyby nigdy nic.

Wasz wybór.

Głupi, ale wasz.

Reklama

Argumenty Jagiellonii były proste do przewidzenia. Że za stary. Że chciał za długi kontrakt. Że miał lepszą jesień niż wiosnę. Gość ma 33 lata. Właśnie wykręcił sezon życia. Dlaczego mielibyśmy akurat teraz zakładać, że jest za stary?! Możemy sobie snuć teorie, a on wejdzie na boisko i zagra szefa. Tu już nawet nie chodzi o zarobki, bo na te podlaski klub zwyczajnie przystał. Chodzi o długość kontraktu. Estończyk chce trzy lata, klub może zaproponować dwa. I to jest kością niezgody, która jest nie do przeskoczenia.

Spokojnie, nie łapią nas jeszcze halucynacje z niedożywienia. To tylko projekcja tekstu, jaki mógł się ukazać prawie sześć lat temu, gdy Jagiellonia postanowiła nie przedłużać kontraktu z 33-letnim Vassiljevem, który rozegrał sezon życia. Brzmi on śmiesznie, gdy znamy już jego puentę. A puenta jest taka, że Estończyk zaliczył niewytłumaczalny zjazd i został ligowym dżemikiem. Wtedy… Nic na to nie wskazywało. Białostoczanie byli orani od góry do dołu. Oddawanie lekką ręką tak klasowego piłkarza wydawało się popisem lekkomyślności, tymczasem opłaciło się jak mało co. Piast z kolei myślał, że przechwytując go łapie boga za nogi. I wyszedł na frajera, który dał się nabrać.

Identyczny tekst – tylko że bez puenty, bo ta może nas jeszcze zaskoczyć – moglibyśmy napisać o Josue. Portugalczyk prowadzi rozmowy z Legią, lecz utknęły one w martwym punkcie (info: Meczyki). Nie wiadomo, czy jeszcze ruszą. Mówi się o tym, że piłkarz oczekuje miliona euro za grę rocznie. To ogromna kasa.

Przeogromna.

Przeprzeogromna.

Reklama

Prawie dwa razy większa niż ta, którą pobiera Artur Jędrzejczyk, posiadacz wielkiego jak na ligowe realia kontraktu.

Vadis również miał prawie dwa razy mniejsze apanaże.

Antolić nawet nie dobił do 500 tys. euro rocznie.

Josue nie chce komina płacowego.

Josue chce prawdziwą wieżę telewizyjną.

Nie chcę brzmieć jak pan maruda, bo sam uwielbiam patrzeć na legionistę, jak chyba każdy. Jego ciasteczka to dzieła sztuki. Dwie prostopadłe piłki z Rakowem to miód dla oczu. Widzi osiem razy więcej. Jest barwny poza boiskiem. Umie poddymić, co też jest walorem dla widza. Ma wyśmienitą technikę użytkową. Prawdopodobnie nikt w tym momencie nie zasługuje bardziej na tytuł piłkarza sezonu, choć do tego jeszcze kawałek. Chcemy jak najwięcej takich zawodników w lidze.

Ale nie za wszelką cenę. Życzenie bańki euro za rok grania wygląda jak liczenie na to, że ktoś bardzo grubo przepłaci. Josue oczywiście ma prawo chcieć odłożyć na luksusową emeryturę i przedstawiać swoje wymagania skrojone bardziej pod chiński bądź arabski rynek, a w gabinetach przy Łazienkowskiej operować innymi liczbami, ale Legia też nie musi w to grać. Nie musi czuć ciśnienia. Presji podbijania stawki. Zamiast tego powinna odpowiedzieć sobie na szereg pytań:

Czy możemy ze stuprocentową pewnością założyć, że po podpisaniu kontraktu Josue zapierdzielałby tak rzetelnie jak powiedzmy Ishak? Nie możemy. Portugalczyk ma jednak zupełnie inną mentalność.

Czy w ostatnich latach zdarzało się, że piłkarze grali wyraźnie słabiej, gdy już przedłużali lukratywne kontrakty? Niestety, tak. Vassiljev, Starzyński, Vejinović. To wręcz reguła.

Czy istnieje ryzyko, że krewki Josue odwali coś poza boiskiem? I to spore. To zbyt niestabilny charakter, by spoczywała na nim tak ogromna odpowiedzialność.

Czy piłkarze po 33 roku życia są bardziej podatni na groźne urazy? No tak.

Czy tak duża pensja dla jednego zawodnika wpłynęłaby na niezadowolenie pozostałych piłkarzy? Mogłaby.

Czy szatnia zaczęłaby wtedy marsze do gabinetu prezesa z prośbą o podwyżkę? To oczywiste.

Czy forma może wyraźnie się obniżyć ze względu na upływający wiek? Może. Jak Vassiljevovi.

Czy Josue w przeszłości prowadził się dyskusyjnie? Tak. Miał chociażby nadwagę.

Czy trzeba będzie wejść do europejskich pucharów, żeby zbilansować tę zabawę? Być może, ale przecież nie można wpisać tego w budżet (jak kiedyś).

Czy należy sprzedać jakiegoś piłkarza, by spiąć finanse? Niewykluczone. Ze świadomością, że zysk z wychowanka idzie na dwuletni kontrakt zagranicznego piłkarza.

Oczywiście jest też możliwy scenariusz, w którym Josue jest w takiej formie jak obecnie, rozstawia rywali po kątach, a po dwóch latach stołeczny klub zastanawia się nad kolejną prolongatą, ale to tylko jedna z wielu opcji. Josue oczekuje większych pieniędzy niż jest mu w stanie dać rynek. Nawet, jeśli dostanie taką kasę w jakiejś Arabii czy innych Emiratach, nie będzie to oznaczało, że jego usługi są tyle warte. Nawet, jeśli z Legią rozmawia o zupełnie innych stawkach, to będzie czekał na to, aż ktoś w końcu spełni jego żądania. Wicelider musi wziąć pod uwagę to, że zawodnik sam oczekuje, że zostanie przepłacony. Pójdzie gdziekolwiek, byle dali mu upragnione środki. W rzeczywistości nie ma tak mocnej pozycji negocjacyjnej. To efekt bańki.

W Ekstraklasie, poza wyjątkowymi sytuacjami, nie płaci się 700 czy 800 tysięcy, a co dopiero milion. Pakowanie się w tak wielki kontrakt to opieranie całego klubu na dyspozycji jednego człowieka. Chimerycznego (osobowość), podatnego na urazy (wiek) czy spadki formy (wiek), potencjalnie źle działającego na szatnię (ogromny komin płacowy). Wystarczy, że – tfu, tfu – skręci kostkę i wszystko staje w miejscu. Zwłaszcza w drużynie, która mogła mieć w to miejsce trzech innych zawodników do pierwszego składu. To stawianie na jedną kartę, od którego w biznesie się odchodzi. Dziś usłyszymy raczej o dywersyfikowaniu przychodów czy wydatków. Komin płacowy to wielkie zaprzeczenie dywersyfikacji.

Legia powoli wychodzi na prostą, choć wciąż ciągnie się za nią spora dziura finansowa, którą kiedyś trzeba będzie zasypać. Jacek Zieliński operuje w konkretnych widełkach finansowych. Sportowo wszystko nabiera kształtu. „Wojskowi” wygrali z Rakowem, gonią lidera, ostatni mecz przegrali w październiku, a sam Dariusz Mioduski wybrał szansę, jaką daje milczenie. Naprawdę dobrze zaczyna to wyglądać. Nie oznacza to jednak, że warszawianie mają już za co szaleć. Wręcz przeciwnie. 

Co zrobiłbym ja? Przeczekał. Czyli rozwiązał sprawę Josue w podobnym stylu, co tę Pekharta. Gdy kontrakt napastnika wygasał, obie strony chciały go przedłużyć. Legia nie spełniła jednak warunków Czecha, więc odpuściła temat. Uznała, że skoro ma za duże wymagania, to droga wolna. Zawsze może wrócić. I wrócił, gdy tylko pojawiła się okazja, czyli po nieudanym pół roku w Turcji. Z inną pozycją negocjacyjną. Na klubowych warunkach.

Czy podobnie nie będzie z Josue? Jeśli Portugalczyk nie znajdzie nikogo, kto zapłaci mu bańkę za sezon grania, to jeszcze w letnim oknie zawita na Łazienkowską z podkulonym ogonem. Ze znacznie mniejszymi żądaniami. To o wiele realniejszy scenariusz niż ten, w którym warszawski zespół wygrzebuje milion lub kilkaset tysięcy euro, by zaoferować swojemu kapitanowi. Trzymajmy kciuki, by szejkowie zbyt szybko go nie skusili.

Gdy myślę o przedłużeniu kontraktu Josue z wielkim kominem płacowym, nie mam przed oczami świetlanej przyszłości Legii. Widzę raczej Kostę Vassiljeva. Tego z Piasta Gliwice. 

WIĘCEJ O LEGII WARSZAWA:

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Sztuka grania na nosie elicie. Triumfatorzy Pucharu Polski spoza Ekstraklasy

redakcja
0
Sztuka grania na nosie elicie. Triumfatorzy Pucharu Polski spoza Ekstraklasy

Komentarze

103 komentarzy

Loading...