Czy zmiana trenera faktycznie szybko pozytywnie wpływa na wyniki i ma sens? Dlaczego Lechowi Poznań i Pogoni Szczecin bliżej do amerykańskiego niż europejskiego modelu zarządzania? Z jakiego powodu w mocnych ligach bogatsi dominują, a w polskiej nie? Dlaczego niedobrze, kiedy Ekstraklasa jest zbyt wyrównana? Czy europejskie puchary to faktycznie w naszych warunkach „pocałunek śmierci”? Dlaczego zajmowanie przez kilka tygodni wysokiego miejsca nie musi o niczym świadczyć? Kto dla dobra rozgrywek powinien reprezentować ligę w Europie? To wszystko wyjaśnia doktor Szczepan Kościółek, ekonomista sportu z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Jakie cele mają ligi krajowe?
Dwa podstawowe. Żeby być jak najbardziej atrakcyjnymi wewnętrznie – czyli by liga była jak najciekawsza – oraz żeby stać się jak najbardziej konkurencyjnymi międzynarodowo – czyli by osiągać jak najlepsze wyniki w pucharach. Oba cele można osiągać i maksymalizować w różny sposób.
Najpierw zatrzymajmy się przy pierwszym – by liga była ciekawsza.
Pomijając oczywistą kwestię posiadania jak najlepszej klasy piłkarzy, kluczowe jest to, jak wygląda ich rozkład pomiędzy drużynami. Najciekawsze rozgrywki są wówczas, kiedy wszyscy uczestnicy są na mniej więcej równym poziomie. Stan, w którym jakość piłkarzy jest równo rozłożona pomiędzy zespołami w ekonomii sportu nazywamy równowagą konkurencyjną. W stopniu idealnym taka równowaga w praktyce jest nieosiągalna, ale to, co można robić, to starać się do niej zbliżyć. Im większa równowaga konkurencyjna, tym większa nieprzewidywalność wyników, a tym samym – zainteresowanie kibiców.
Władze amerykańskich lig bardzo o to dbają.
Dokładnie. I mają narzędzia żeby to robić. Po pierwsze, draft, w którym co do zasady najsłabsze ekipy wybierają najzdolniejszych młodych koszykarzy. W ten sposób odgórnie dba się o to, by dystrybucja talentów była jak najbardziej równa. Po drugie, salary cap, czyli określona maksymalna kwota, jaką można zainwestować w wynagrodzenia, aby ograniczać rozwój najsilniejszych i najbogatszych klubów względem reszty.
Swoją drogą, pamiętam jak jakiś czas temu kilka osób na Twitterze podnosiło postulat, żeby wprowadzić w Polsce taki właśnie odgórny limit wynagrodzeń. Argumentowali to tym, że piłkarze w Ekstraklasie są przepłacani i trzeba to ograniczyć. I to był bardzo ciekawy pomysł, ale zupełnie bez sensu. To narzędzie zupełnie nie do tego służy. Wielu rzeczy możemy się czepiać, ale akurat z brakiem równowagi konkurencyjnej w polskiej lidze problemu nie mamy. Można ją mierzyć kilkoma wskaźnikami, najczęściej tzw. wskaźnikami koncentracji dla rozkładu punktów wśród wszystkich lub określonej liczby drużyn w tabeli. Bez względu na to, którego z nich użyjemy, nasza liga jest jedną z najbardziej, a w niektórych latach po prostu najbardziej zrównoważoną w Europie.
Czyli z perspektywy wewnętrznej, tej równowagi konkurencyjnej, z Ekstraklasą wszystko w porządku.
Tak, wszystko w porządku. W rozgrywkach międzynarodowych wypadamy słabo, ale pod względem atrakcyjności wewnętrznej jesteśmy mocni, bo mamy bardzo wyrównaną ligę. W zasadzie można by wręcz powiedzieć – wypadamy słabo w pewnym sensie właśnie dlatego, że określony poziom zasobów, którymi dysponuje nasza liga, jest tak równomiernie rozłożony.

Jak ma się do tego system rozgrywek?
Faktycznie, sporo dyskutuje się u nas na temat systemu rozgrywek. Ile ma być zespołów w lidze. Dzielić na grupy czy nie dzielić. Dzielić punkty czy nie dzielić. Te dyskusje często prowadzone są wokół tego, który system będzie najlepszy dla podniesienia poziomu sportowego. Tymczasem, znowu, to narzędzie którym możemy próbować zwiększać atrakcyjność ligi, ale to nie ma nic wspólnego z ich poziomem.
System ESA 37 z grupą mistrzowską i spadkową oraz dzieleniem punktów w aspekcie atrakcyjności sprawdzał się doskonale.
Tak. Pod kątem budowania równowagi konkurencyjnej to był system najlepszy. Aczkolwiek mam wrażenie, że i tak potencjał nie był wykorzystany.
Dlaczego?
Bo na końcu, kiedy robiło się najciekawiej i ważyły się losy sezonu, mecze upychano i grano częściej, również w środku tygodnia, nie tylko w weekendy. Moim zdaniem powinno być odwrotnie – w pierwszej części rozgrywek, gdy spotkania były mniej istotne, należałoby rywalizować częściej, a w drugiej, kiedy emocji było najwięcej, rzadziej. W jakiś sposób celebrować te emocje. Inna sprawa, czy dzielenie punktów było sprawiedliwie, bo de facto zabieraliśmy zespołom coś, co zdobyły.
Chwila. Ale w NBA są 82 mecze sezonu zasadniczego i możesz odnieść najwięcej zwycięstw w lidze, a i tak odpaść w pierwszej rundzie play-off. Jeśli wiadomo o tym na starcie, dla mnie to sprawiedliwe.
Mnie nie musisz przekonywać, mnie system ESA 37 odpowiadał, właśnie ze względu na to, jak budował atrakcyjność produktu. Emocje były do samego końca. Chcę tylko powiedzieć, że rozumiem głosy przeciwników, bo ich racje nie są pozbawione logiki.
Dobra, mamy wyrównaną ligę i z perspektywy międzynarodowej to dobrze czy źle?
To na pewno nie musi przeszkadzać, choć akurat w naszym przypadku nas ogranicza. Gdybyśmy mieli zasoby jak Premier League, nie byłoby problemu. Ale takich zasobów nie mamy, a do tego są one bardzo równomiernie rozłożone pomiędzy klubami. Generalnie z perspektywy międzynarodowej lepiej byłoby mieć mniej zrównoważone rozgrywki, z dwom-trzema dużymi klubami ciągnącymi nam ranking w górę. Oczywiście nie chodzi o taką równowagę jak ta, o której mówiliśmy przed chwilą, wynikającą ze sztuczek regulaminowych, ale taką pochodzącą z dystrybucji realnego potencjału sportowo-finansowego. Tylko, tak jak mówiliśmy na początku, to jest coś za coś. Bo ja, na przykład z Chorwatami, na ligi bym się nie zamienił. Ile razy można oglądać jak wygrywa Dinamo Zagrzeb?
Przewaga finansowa jest tak istotna?
W najmocniejszych ligach wyraźnie widać korelację między wielkością wynagrodzeń a liczbą zdobytych punktów czy miejscem w tabeli. W długim okresie, bogatsi są lepsi. Tymczasem w Polsce to aż takiego znaczenia nie ma.
Dlaczego?
Mam dwie hipotezy. Pierwsza – pesymistyczna – ci, którzy mają więcej pieniędzy nie umieją ich odpowiednio wykorzystać.
Brzmi prawdopodobnie. A optymistyczna?
W związku z tym, że w skali Europy w naszych ligach jest niewiele pieniędzy, te różnice finansowe między klubami nie są aż tak duże, by znacząco wpływać na kolejność w tabeli. To jest o tyle trudne do zweryfikowania, że potrzebowalibyśmy porównać się z innymi ligami będącymi na podobnym poziomie finansowym, a dane dotyczące wynagrodzeń nie są jawne.
Ale też brzmi prawdopodobnie, bo kiedy Legia Warszawa zaczęła płacić potężne pensje, awansowała do fazy grupowej Ligi Mistrzów.
I potrafiła wtedy zdominować ligę na kilka lat. Wcześniej Wisła Kraków za rządów Bogusława Cupiała. Zobaczymy, w jaki sposób sukces w Lidze Konferencji skonsumuje Lech Poznań.
Poprzednio nie udało się Kolejorzowi odstawić konkurencji, zresztą ostatnio Legia też tak nie dominuje.
W tym wypadku brak kontynuacji to problem. W pucharach bardzo ważne są współczynniki, a ostatnio Legia i Lech w jednym sezonie go budowały, by w kolejnym z niego nie skorzystać. Z jednej strony były kompromitujące porażki, z drugiej znowu odzywa się struktura naszej ligi, która powodowała, że klub ze zbudowanym współczynnikiem nie kwalifikował się do europejskich rozgrywek.
Czyli w ostatnim czasie Ekstraklasa zmierza w odpowiednim kierunku, bo wykształciła się czołówka – Raków, Legia, Lech i Pogoń. Wiele wskazuje, że te ekipy zagrają w pucharach i dla dwóch z nich – drużyn z Częstochowy i Szczecina – to będzie trzeci występ z rzędu, a dla dwóch pozostałych – zespołów z Warszawy i Poznania – drugi, przy czym obie wypracowały znacznie lepszy ranking.
Tak, to dobry kierunek. Dla ligi to idealny układ, by te ekipy reprezentowały ją w Europie. Przy obecnym stanie ich współczynników, najlepiej właśnie w tej kolejności: Raków ścieżką mistrzowską, z zasady łatwiejszą, a relatywnie „wysoko współczynnikowe” Lech i Legia trudniejszą.
A nie jest tak, że te dwa podstawowe cele są ze sobą sprzeczne? Że z jednej strony lepiej mieć hegemonów, a z drugiej, by wszyscy byli jak najbardziej zbliżeni do siebie poziomem?
Ale to dość powszechne w sporcie. Choćby kluby sportowe. Z jednej strony jest cel finansowy, z drugiej – sportowy. I w pewnym stopniu są ze sobą sprzeczne, bo kiedy chcesz poprawić wyniki na boisku, masz pokusę, by w tym celu nadszarpnąć budżet i wydać więcej niż powinieneś. To są dwa modele działania w sporcie – europejski i amerykański. W Europie priorytetem dla klubów są rezultaty, co w jakimś stopniu wynika z historii. Kluby najczęściej wyrosły ze stowarzyszeń, które nie były zakładane po to, by generować zyski. Natomiast w Ameryce ekonomia musi iść w parze z wynikami, nie gdzieś za, w tle.
W ten sposób w Ekstraklasie działa Lech czy Pogoń, które nie chcą wydawać więcej niż mają.
Na pewno to przybliża je to do modelu amerykańskiego, ale też miejmy świadomość, że to nie jest takie zero-jedynkowe. Każdy klub sam rozkłada priorytety pomiędzy tymi dwoma przeciwstawnymi celami.
Mamy wykształconą czołówkę i co teraz zrobić, by miały przewagę finansową nad resztą. Potężnego inwestora wykluczamy. Trzeba inaczej rozdzielić pieniądze z ligi czy praw telewizyjnych? Dla topu dużo więcej?
Dane to pokazują. Jak policzy się funkcję, gdzie po jednej stronie jest liczba punktów UEFA zdobyta przez daną ligę, a po drugiej uwzględni przychody ligi oraz poziom równowagi konkurencyjnej w różnych wariantach, to model z dwoma wiodącymi drużynami w największym stopniu wyjaśnia punkty zdobyte dla danej ligi w europejskich pucharach. Dlatego większa progresja redystrybucji środków z praw telewizyjnych w teorii pomogłaby w polepszeniu rezultatów w pucharach. W teorii, bo nie wiemy jak w praktyce zostałyby te pieniądze wydane.
Mówisz o przewadze finansowej – Wisła ją miała, choć nie w związku z podziałem kasy z telewizji, a za sprawą majątku Cupiała. W latach 1999-2008 zdobyła siedem mistrzostw kraju i często narzekało się, że Ekstraklasa była nudna, ale z perspektywy ekonomii sportu wszystko było jak należy. Tabela odzwierciedlała poziom wynagrodzeń, powtarzalność pozwalała nabić ranking. Ale do fazy grupowej Ligi Mistrzów awansować nie dała rady.
Bo tak generalnie miała bardzo dużo pecha. Ówczesny system rozgrywek europejskich był niekorzystny dla słabszych federacji, dlatego Biała Gwiazda musiała się mierzyć z Realem Madryt czy Barceloną. Pomysł Cupiała wydawał się całkiem sensowny – dużo zainwestować i sprowadzić najlepszych piłkarzy w lidze, by potem dużo wyjąć z Champions League. Pewnie gdyby reforma Platiniego została wprowadzona wcześniej Wisła zagrałaby w fazie grupowej Ligi Mistrzów.
Mówiło się dużo, że kłopot tamtej Wisły to brak konkurencji na swoim podwórku, ale z tego, co mówisz, to bzdura.
Bzdura, bo najlepiej mieć dwa, trzy „konie pociągowe”, które wykręcają wyniki w europejskich pucharach. Tak działają rankingi UEFA, że bez powtarzalności nie ma mowy o dogodnej drodze do faz grupowych, tylko trzeba się bić już w lipcu. A że się mówiło… Cóż, dużo rzeczy się mówiło. Np. słyszałem, że powinniśmy przejść na system wiosna-jesień, który obowiązuje w Norwegii czy Szwecji.
I pewnie to bez sensu?
Sprawdziłem to. Na próbie wszystkich lig w okresie kilku lat. Uwzględniłem wszystkie systemy. Z jednym wyjątkiem system nie ma żadnego znaczenia.
Tym wyjątkiem to system wiosna-jesień?
Negatywnym wyjątkiem. Drużyny rywalizujące w tym systemie osiągają nieznacznie, ale jednak gorsze wyniki od tych, które grają jesień-wiosna.
Dużo takich mitów słyszałeś?
Że puchary dla polskich zespołów to „pocałunek śmierci”. Zbadałem to na przestrzeni kilkunastu lat, w różnych konfiguracjach, i co do zasady to nie ma wpływu ani na miejsce w tabeli, ani na liczbę zdobywanych punktów. To nie europejskie rozgrywki są kłopotem dla polskich drużyn.
Wracamy do równowagi konkurencyjnej.
W związku z tym, że siły są mniej więcej równe, relatywnie łatwo osiągnąć dobry rezultat, jednocześnie będący wynikiem ponad rzeczywisty potencjał zespołu. Kwestia przypadku, dobrej formy tego czy innego zawodnika. I problem pojawia się wówczas, kiedy ktoś ten wynik uznaje za normę, a gdy następuje powrót do rzeczywistej normy, ocenia się to jako regres i grę poniżej oczekiwań. W uproszczeniu – Ekstraklasa jest na tyle zrównoważona, że zajmowanie przez kilka kolejek czwartego miejsca niewiele znaczy. I jeżeli ktoś jednak myśli, że to odzwierciedla faktyczny potencjał, jest zwyczajnie naiwny.
W „Futbonomii” napisano, że tak naprawdę to, ile wydajesz na wynagrodzenia, pokazuje twoje miejsce w tabeli.
Jeśli pod względem pensji zajmujesz dziesiątą pozycję w tabeli i trafi ci się sezon, że jesteś w lidze piąty, to znaczy, że zrobiłeś wynik ponad to, co wskazuje twój potencjał kadrowy. I niedobrze, jeżeli zaczyna ci się wydawać, że powinieneś być piąty i gdy spadniesz na dziesiąte miejsce, zaczyna się narracja, że to poniżej twoich możliwości i dochodzi do zmiany trenera.
Absurd.
Tempo w jakim potrafi kręcić się karuzela trenerska to absurd. Nie wyobrażam sobie, by w biznesie tak to wyglądało. Np. pracujesz w korporacji, dostajesz dwa lata na osiągnięcie określonych celów i nagle ktoś po miesiącu czy dwóch przychodzi i już cię z tego rozlicza. Nie rozumiem, dlaczego ludzie, którzy w biznesie odnosili sukcesy i w życiu by tak nie zarządzali swoją firmą, po wejściu w futbol zachowują się zupełnie odmiennie.
Bo przecież nie da się ciągle być efektywniejszym niż wskazuje na to potencjał.
To znaczy da się, ale musisz po prostu coś robić lepiej od innych. Przykłady Brentford, Midtjylland czy Bodo/Glimt świetnie to obrazują. Zaznaczmy tylko, że taka superefektywność ma swoje granice i na dłuższą metę daje ci szansę na rywalizację z klubami, od których nie dzieli się finansowa przepaść.
Wiedza daje przewagę.
Są różne sposoby budowania przewagi konkurencyjnej. Możesz opierać się na zasobach. W skali kraju tak mogła robić Wisła Cupiała, a do niedawna Legia. Ale możesz też mieć mniejsze zasoby i potrafić je wykorzystywać efektywniej od konkurencji, bo np. masz dobry skauting. Albo świetną akademię. Takich elementów pewnie może być bardzo wiele. Tyle że to można ocenić dopiero w dłuższej perspektywie, nie po kilku wygranych meczach.

Pytałem już o mity, ale skoro rozmawiamy już o karuzeli trenerskiej, muszę poruszyć jeszcze jeden – „efekt nowej miotły”, czyli zmiana szkoleniowca pozytywnie wpływa na wyniki.
Jest dużo badań na ten temat. O dziwo są i takie, które pokazują, że faktycznie coś w tym jest. Np. w określonym czasie sprawdzano w Serie A, jaki wpływ na wyniki miał nowy trener. W skali całego sezonu była mowa o poprawie rzędu dwóch punktów. Minimalna. Przy czym to był efekt, który działał głównie zaraz po zmianie szkoleniowca i to głównie w meczach u siebie, co autorzy wyjaśniali tym, że to nie zdolności nowego trenera miały znaczenie, ale właśnie ogólna atmosfera, z jaką to się niekiedy łączyło.
Dużo ciekawsze badanie i chyba też lepsze metodycznie przeprowadzono natomiast w 2016 roku w Holandii. Sprawdzano, na całkiem dużej próbie kilkunastu sezonów, jak zmieniały się rezultaty po zmianie szkoleniowca i wyszło, że faktycznie, następowała poprawa…
…ale?
Ale wyszło również, że drużynom, które były w podobnej sytuacji, a szkoleniowca nie zmieniły, wyniki poprawiły się niemal dokładnie w takim samym stopniu! Po prostu tak to jest w futbolu. Czasem elementem zupełnej losowości wygrasz kilka meczów, bo ktoś zagrał spotkanie życia, a potem kilka przegrasz, bo piłka odbije od słupka nie w tę stronę co wcześniej. Taka specyfika dyscypliny. Trener zwalniany jest w dołku takiego cyklu, więc później, gdy następuje naturalne odbicie i przychodzi wygrana, łatwo powiązać to z przyjściem nowego. Ten holenderski tzw. quasi-naturalny eksperyment, o którym mówię, pokazał, że w alternatywnym scenariuszu, gdyby szkoleniowiec nie został zmieniony, drużyny które to zrobiły prawdopodobnie i tak zaczęłyby w końcu wygrywać.
Ekonomia sportu daje odpowiedzi na pytania, które kibice zadają samym sobie.
Bo ekonomiści sportu najczęściej sami są kibicami. W sensie naukowym, w badaniach, które prowadzimy sport, często jest tylko kontekstem do weryfikacji różnych koncepcji teoretycznych, ale praktyczne wnioski z tych badań faktycznie mogą być przydatne.
Ale piłka nożna niespecjalnie chętnie korzysta z tej wiedzy.
Myślę, że z tym jest różnie. Być może branża nie zawsze czuje taką potrzebę, do czego ma przecież pełne prawo. A być może to nasz problem jako środowiska naukowego, że nie promujemy swojej pracy odpowiednio dobrze i nie potrafimy przebić się z tym co robimy do głównego nurtu?
ROZMAWIAŁ MATEUSZ JANIAK
Szczepan Kościółek – doktor nauk społecznych, pracownik Instytutu Przedsiębiorczości Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie prowadzi zajęcia m.in. dla studentów specjalności zarządzanie w sporcie. Zajmuje się badaniami ekonomicznymi zachowań konsumenckich i konkurencyjności na rynku sportu.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Niepotrzebnie czekając na sobotę. Ile dla wojewody znaczy kibic
- Zabójca, nie żaden leń. Karol, który może być królem
- Niechciana drużyna. Jak Widzew zbudował zespół do walki o podium
foto. Newspix
Dość ciekawe natomiast nie przesadzałbym z szufladkowaniem wszystkiego i robieniem analiz. Sport ma jeszcze czynnik losowy który jest niezdefiniowany. I zdarzają się takie mecze jak: Real-Sheriff 1-2 w grupie LM albo Argentyna-Arabia 1-2 na mundialu. I na ich podstawie nie wyciągnie się ABSOLUTNIE ŻADNYCH wniosków bo po prostu czasem takie mecze się zdarzają i nie ma co do nich dorabiać żadnych ideologii zwłaszcza że potem ten Real czy Argentyna (w tych przytoczonych przypadkach) wygrywają końcowe trofeum.
Co do naszej ligi to mam natomiast takie przemyślenia: za dużo ludzi (i głównych „aktorów” i pobocznych kręcących się wokół piłki) czerpie korzyści z aktualnego stanu rzeczy – ligi wyrównanej, dlatego jest do dla nich korzystne. Natomiast jedyną naszą szansą żeby robić jakikolwiek postęp sportowy są długie przygody w pucharach. Granie z innymi – podobnymi i lepszymi piłkarsko a nie kiszenie się w sosie własnym. Dlatego rakiem był system esa37. Fajny dla kibica nastawionego stricte na emocje, najgorszy – dla kogoś kto dążył do zwiększenia poziomu. I tak, puchary były „pocałunkiem smierci” dla każdego przypadkowego pucharowicza (a Esa37 temu sprzyjała). Czy to była Cracovia, Piast, Górnik czy Zagłębie.
Tak samo temat: „ja, na przykład z Chorwatami, na ligi bym się nie zamienił. Ile razy można oglądać jak wygrywa Dinamo Zagrzeb?”. A z Niemcami gdzie Bayern zaczyna drugą dekadę ligowych triumfów z rzędu byś się zamienił?! Albo z Hiszpanami gdzie właściwie wszystko od 15 lat zgarniają Real i Barcelona? Lepsza liga gdzie co roku wygrywa kto inny a potem jest bieda pokonać Azerów w 1 rundzie eliminacji pucharów?!
I ostatnie – jeżeli ktokolwiek swoją wiedzę i analizy czerpie z dzieła zwanego „Futbonomią” to daleko nie zajedzie. Korporacyjne podejście odarte z ducha sportu i związanych z nim czynników losowych na które nie ma się wpływu i przez to sport jest piękny w odbiorze.
Mi się ESA37 podobała. Zwłaszcza w Football Managerach. Nawet z dzieleniem punktów, bo mistrzostwa nie zaklepywałem sobie jak Bayern w marcu, tylko na kilka kolejek przed końcem z racji dzielenia punktów.
Tak jak pisałem – dla emocji, wyrównywania (na siłę!) poziomu, dla sponsorów (ilość meczów i stawka im bliżej końca sezonu) to ten system był dobry, natomiast poziom piłkarski poleciał na łeb na szyję. Właściwie tylko Legia Leśnego grała cokolwiek w Europie a reszta odpadała praktycznie co roku z kim popadnie.
Prześledźcie sobie wyniki w pucharach. Wyciągając tą Legię (do 2016) to największy zjazd jako federacja w Europie zanotowaliśmy właśnie za czasów esa37 i to są FAKTY. A jak system jest normalny to mamy w pucharach: Lecha w 1/16 (2008/09 i 10/11) Wisłę i Legię w 1/16 (11/12). A po powrocie do normalnego systemu: grupy Lecha i Legii (2020,21), Lecha teraz w 1/4. Za esa37 tylko Legia cokolwiek grała w Europie, reszta odpadała praktycznie z każdym. Ten system to był rak dla gry w pucharach.
W prawdziwym życiu faktycznie był słaby z tym dzieleniem punktów, niesprawiedliwy. Aczkolwiek ESA34 jest jeszcze gorsza, bo kasa jest dzielona na więcej darmozjadów, liga jeszcze bardziej się wyrównuje. Tak naprawdę połowa klubów jest do wypierdolenia z ligi, nic nie wnoszą do niej, no chyba że patologię jak np. w Górniku czy Lechii.
Tu się zgadzam. 18 drużyn to zdecydowanie za dużo jak na nasze realia i czysto sportowy poziom.
ESA 34 to wcale nie jest zły pomysł. Problem leży w tym, że w wielu klubach faktyczną władze sprawują miasta i jest to okazja dla polityków do robienia kampanii wyborczej pod hasłem: no przecież nasze miasto musi mieć zespół w eklapie. Kibice zawsze przyklasną takiemu podejściu. Niestety potem te kluby są typową szarzyzną w lidze, bo miasto dorzuca kasę, a transfery szrotu idą pełną parą, bo w sumie to pieniądze są wszystkich czyli niczyje.
Piszesz, że ESA34 to niezły pomysł a potem udowadniasz, że to zły pomysł… I z tą drugą częścią się zgadzam. 18 zespołów w topowej lidze to o jakieś 4 – 6 za dużo.
Chodzi mi o liczbę meczy.
A to tak, liczba meczów jest ok.
Esa34 ma za dużo drużyn a z kolei Esa37 miała za dużo meczy. Moim zdaniem trzeba było zostać by starym systemie 16 drużyn i 30 meczy ale za to uatrakcyjnić Puchar Polski, co powinno zrekompensować mniejszą liczbę meczy ligowych. Przede wszystkim dać poważne nagrody pieniężne za wygraną, PZPN może tu sypnąć groszem lub nakłonić Morawieckiego żeby jakaś spółka skarbu państwa została sponsorem i / lub TVP wykupiła prawa telewizyjne za kilka razy więcej niż dotychczas płacił Polsat, w końcu rząd nie tylko na to stać ale wręcz kombinuje jak tu wydać kolejne dziesiątki milionów na piłkę nożną, wnioskując po „aferze premiowej”. Oprócz tego przywrócić rewanże od 1/8 finału, wtedy też do rywalizacji dołączają drużyny grając w europejskich pucharach (pozostałe zaczynają od 1/32) oraz przełożyć finał ze środka tygodnia na niedzielę lub sobotę, koniecznie na narodowym.
Z tym poziomem sportowym to nie przyczyna a korelacja.
Lech gra wyżej, bo jest bogatszy. Stać go na lepszych zawodników, na lepszych trenerów. Na drugi skład – słabszy od pierwszego, ale mocniejszy od większości ligi. Teraz zaczyna się tworzyć oligopol. Dobrze zarządzane Lech i Pogoń, Legia wzorująca się na Lechu w kwestii budowania klubu, bo awanturnicza polityka Leśnego okazała się ślepym zaułkiem, oraz Raków z bogatym właścicielem spowodowało, że powinny te kluby odjechać reszcie ligi na tyle, by dać sobie radę zarówno w Pucharach, jak i w lidze.
Tak to wygląda na ten moment, ale czy w dłuższej perspektywie? Wszystko zależy od wyników w pucharach. One są oknem na świat (Europę w tym wypadku), wypromowanie w nich gwarantuje wieksze (finansowo) ruchy transferowe „z” i „do” klubu. Dlatego np nie przywiązuję za dużej wagi do wyników pucharowiczów w lidze (w tym roku – Lecha).
Lech jest bogatszy nie dlatego że gra w super zajebistej lidze tylko dlatego że podnosi pieniądze z europejskich boisk i promuje się na nich.
I tu jest nauka np dla takiego Rakowa – jeżeli za wynikami w lidze nie pójdą pucharowe (typu np wejście do grupy LKE) to na dłuższą metę popadną w krajową szarzyznę.
Lech nie ma tylko pieniedzy z europejskich boisk. Zyje tez z Akademii
„o awanturnicza polityka Leśnego okazała się ślepym zaułkiem”
Akurat o tym sie nigdy nie przekonamy. Być moze gdyby dalej rządził Leśny to nie zatrudniał by wszelkiej maści pseudotrenerów od siatkówki kobiecej czy trenerów uczących się zawodu jak to robił Mioduski.
Moze dzięki temu Legia dalej by regularnie grała w pucharach a jej dominacja by się utrzymała.
Wiemy że za Leśnego Legia była znaczącym klubem wśród europejskich średników a za Midka w ogóle wypadła z Europu na kilka lat. To wiemy a co by było gdyby został leśny możemy gdybać
Raczej tajemnicą Poliszynela było, że na wejście do LM Leśny przebimbał całe wpływy z LM. W kolejnym roku gdy nie weszli do Pucharów, to się zaczął problem finansowy. Wtedy też uciekł z klubu. Wcześniej widzieliśmy też inne kluby które tak samo działały. Na poczet przyszłych niepewnych wpływów się zadłużali. Ruch, Widzew, Pogoń potrzebowały czyścca w niższych ligach. Legia jako, że startowała z innego poziomu, to czyściec wygląda inaczej. I jak zawsze – musisz mieć najpierw podstawy a dopiero potem robić wydatki. Jeśli nie to prędzej czy później dopadnie cię brak kasy.
Serio myślisz, że zmiana systemu na ESA34 nagle sprawiła, że Lech ma dobry sezon w pucharach? Co to w ogóle za magiczne myślenie, bierzesz dwa zdarzenia i łączysz je związkiem przyczynowo-skutkowym bez jakiegokolwiek uzasadnienia.
Może jednak lata oszczędzania w Lechu, budowania dobrych finansów, które zostały wykorzystane na to aby zbudować najdroższą kadrę w historii klubu na jego stulecie?
Lech 2020 – grupa, Legia 2021 – grupa, Lech 2022/23 – 1/4 finału. To nie jest jednorazowy wyskok. Wszystko to zaczęło się układać od momentu jak ktoś mądry „na górze” w końcu zrozumiał że esa37 to droga donikąd i zaraz nas będą lały kluby z Malty czy Wysp Owczych.
Mylisz korealację czasową z przyczyną. Lech w tym sezonie wyciągnie 7 mln EUR z Pucharów. A za Kamyka dostał 10 mln. W przyszłym sezonie nie wiemy ile z Pucharów wyciągnie, ale za Skórasia dostanie 7 mln. Wcześniej wyciągał 10 mln za Modera – przy niższych wpływach z Pucharów. Więc Twój wniosek jest raczej błędny. W przypadku Lecha Puchary są dodatkiem do Akademi. I gdy zbudował sobie poduszkę finansową i było stać na lepszą kadrę, to wtedy pojawiły się również wpływy z Pucharów. Nie odwrotnie.
Bardzo ciekawe spostrzeżenie, ja byłem fanem ESA37, ale w ten sposób, w oparciu o wynik pucharowy, na to nie patrzyłem nigdy .
„Lecha to mamy” bo powstał LKE. Tak tylko zauważę…..
Jak nie jesteś fanem Barcelony, nie włączysz jej meczu z Gironą, bo nie wierzysz, że coś ciekawego zobaczysz. Jak nie jesteś fanem Bayernu, to nie oglądniesz meczu z Schalke. Sensacją są ligowe remisy Realu, Bayernu czy PSG. A u nas żaden wynik nie jest niemożliwy i remis Stali z Rakowem był niespodzianką, ale nie sensacją. Na początku sezonu każdy może liczyć, że niezależnie od rzeczywistego potencjału zdarzy się taki sezon, jak Piastowi czy Śląskowi, kiedy zdobyli mistrzostwo. Dlatego zainteresowanie Ekstraklasą jest relatywnie wysokie w stosunku do poziomu. A wysokie zainteresowanie, to większe szanse finansowe. Subiektywnie nie przeszkadzałoby mi, gdyby drużyna, której kibicuję, była seryjnym mistrzem Polski, ale obiektywnie chyba lepiej, że mamy tę naszą ekstraklasową nieprzewidywalność.
Pytanie tylko jak się „gospodaruje” to zainteresowanie. Bo jeśli tylko na sprowadzanie kolejnych wagonów szrotu (a sporo klubów tak u nas robi) to tylko topi nas bardziej w bagnie przeciętności.
Wiesz dlaczego jest nasza ESA tak wyrównana ? Bo wyrównanie niski poziom prezentują wszystkie zespoły i decyduje przypadek czynnik losowy. Ot cała tajemnica naszej ligi.
Esa 37 sprawiła właśnie, że ta liga jest tak słaba i wyrównana.
Nie wiem, założenie może ktoś miał dobre (zniwelować do minimum mecze „o nic”) ale wyszło jak zwykle. Poziom poleciał, sprzeciętniał, a dodatkowo zaczęliśmy mieć poważny problem z przejściem kogokolwiek w rundach eliminacyjnych europejskich pucharów.
Ta chęci były dobre, a dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Na początku nawet spoko był ten pierwszy sezon esa 37. Potem to wyglądało już tak dobra możemy tracić punkty bo potem jest podział i strata 10 punktów do lidera maleje czy w grupie spadkowej cuda się działy. To było wynagradzanie tych co tracą punkty i co się mniej przykładali. System premii za miejsca zajęte w lidze powinien być taki żeby warto było zajmować tylko miejsca gwarantujące udział w kwalifikacjach do europejskich pucharów. To samo z podziałem hajsu z C+ i może to by w końcu zmobilizowało kluby do walki o coś. Zawsze będą ci co walczą o najwyższe miejsca, ci co walczą o spadek oraz ostatnio, którym daleko jest do czołowych lokat, ale są w bezpiecznej odległości od strefy spadkowej. I jeszcze jedno wypie*dolić ten przepis o młodzieżowcu ze wszystkich rozgrywek czy to ekstraklasa czy 4 liga. Niech zaczną szkolić młodzież to sama się będzie przebijać do pierwszych drużyn.
Akurat tej mobilizacji klubów do walki o coś w naszych realiach, gdzie 1/3 ekstraklasy żyje z samorządowych pieniędzy, to ja bym jako podatnik sobie nie życzył. Żeby poprawić sytuację sportową, potrzeba przede wszystkim mądrego zarządzania zasobami, a dopóty na poziomie centralnym będzie gromada klubów-przechowalni dla polityków, urzędasów i znajomych królika tudzież robiących z nimi interesy agentów, poprawy nie będzie.
Na jakiej podstawie tak twierdzisz?
W 7 sezonach ESA37 mistrzostwo zdobywały 3 drużyny, a łącznie 8 rotowało się na miejscach TOP3.
W 7 sezonach wcześniejszych, gdzie nie było podziału na grupy mistrzostwo zdobywało 5 drużyn, i także łącznie 8 rotowało się na miejscach TOP3.
ESA37 wcale nie spłaszcza ligi i nie uniemożliwia wykreowania się dominującym drużynom. To podział pieniędzy z praw telewizyjnych oraz dopuszczanie samorządów do pompowania pieniędzy w średnie i słabe kluby to robi.
Optymalnym rozwiązaniem jest liga 12 drużyn, podział na grupy, a następnie mecz i rewanż w tych grupach. Aż cztery mecze pomiędzy faworytami jest dużo ciekawsze niż męczenie buły z meteorytami ligi, bo czasem takiemu się uda wyciągnąć 0:0 i jest niespodzianka.
Wiele lig nad nami w rankingu UEFA gra właśnie takim systemem (chociażby austriacka, duńska, izraelska, rumuńska, słowacka, itd.). Najlepsze 12 drużyn by dostawało dodatkowe pieniądze za prawa telewizyjne, które normalnie przypadałyby sześciu autsajderom ligi (miejsca 13-18). Jakby jeszcze ukrócić przepalanie pieniędzy podatników, to może w końcu byśmy zobaczyli jakieś sensowne transfery wewnętrzne w lidze i polscy pucharowicze mogliby się wzmacniać Polakami, a nie tylko zagranicznym szrotem.
Przy 12 drużynach liga może być jeszcze bardziej wyrównana. Bardziej bym się skłaniał do skończenia dofinansowania klubów przez samorządy.
Nie znam 35 milionowego panstwa ,ktore by mialo 12 druzyn w 1 lidze. 16-18 jest realne
Jakby było realne, to miałbyś w kraju jakieś 40 mniej lub bardziej silnych klubów potrafiących sfinansować się z własnych przychodów lub prywatnego sponsoringu – a teraz zerknij na tabele Eklasy i I. Ligi i wyjmij stamtąd kluby żyjącego z samorządowego garnuszka – ile Ci zostanie i czym je zastąpisz?
Niech sobie zyja. Tyle pieniedzy jest przepuszczane na jakies chore dotacje pincet plus ,wakacje plus ,telewizor dla wszystkich ,mieszkanie plus dla wszystkich ,podsluch w kazdym domu , ze naprawde mi to nie przeszkadza juz. Poza tym Kolejorz np jest wizytowką Poznania i jego reklamą wiec nic dziwnego by nie bylo gdyby miasto bylo hefnym ze sponsorów
Oczywiście, że wolę Ekstraklasę niż ligę Chorwacką czy La Liga. Kiedyś dawno w latach 90 byłem fanem Barcelony. Starałem się mimo ograniczonych możliwości w jakiś sposób szukać informacji itp.
Gdy nadeszła tzw Era Messiego przestałem w ogóle to oglądać. Bo co ma wspólnego ze sportem strzelanie 5 czy 9 goli zespołom których nazw nie jesteś w stanie wymienić? To jak ekscytowanie się że reprezentacja klas 8 ze szkoły wygrała z reprezentacją klas trzecich.
Racja. Poza tym rodzima koszula zawsze bliższa ciału. Ale tu ktoś nie zachował zdrowego rozsądku. Zarząd ligi (za przyklepaniem canal+) poleciał po bandzie. Stworzył rozgrywki właściwie czasem o przewidywalności totolotka ale poziom piłki za granicami uciekał i uciekał. Obudziliśmy się jak nas zaczął lać mistrz Luksemburga i był problem strzelić gola w pucharach klubom z Mołdawii czy Wysp Owczych a więc piłkarskich peryferii totalnych.
A winnymi rozwarstwienia w ligach europejskich są reformy pucharów (Ligi Mistrzów) i miejsca za frajer dla czołówki + gruby hajs z tego tytułu. W przypadku np Hiszpanii także zła dystrybucja środków przez federację.
„A z Niemcami gdzie Bayern zaczyna drugą dekadę ligowych triumfów z rzędu byś się zamienił?! Albo z Hiszpanami gdzie właściwie wszystko od 15 lat zgarniają Real i Barcelona?”
Ale pierdolenie. To nie jest takie proste i widzisz tylko jedną stronę medalu. Po pierwsze – zerknij na ranking najbogatszych krajów europejskich (największych gospodarek), a potem porównaj go z rankingiem UEFA – praktycznie się pokryje, z Polską jako niechlubnym wyjątkiem. Pytając o to, czy zamieniłbym się z Niemcami i Hiszpanami na ligi, pytasz de facto, czy zamieniłbym się z nimi na gospodarki (tu głównie Niemcy) lub historię (Hiszpania, która podbojami kolonialnymi rozpowszechniła na świecie hiszpański język, kulturę i mentalność, co procentuje np. w Argentynie). Siła Bayernu wynika z siły niemieckiej gospodarki, z kolei siła Realu i Barcelony wynika z czegoś zupełnie innego – z potężnego rynku, jakim jest ludność hiszpańskojęzyczna. Czy chciałbym, by Polska miała gospodarkę jak Niemcy? Oczywiście. Czy chciałbym, by język polski i polska kultura była powszechna na świecie tak jak hiszpańska? Oczywiście. Nie chciałbym z kolei, by polskie kluby były pralniami pieniędzy mafii czy oligarchów, a to ma miejsce w przypadku Dinama Zagrzeb czy klubów z Rosji i Ukrainy.
Kolejna kwestia – tak, Bayern, Real i Barcelona nabijają punkty swoim ligom w Europie oraz dostarczają klasowych piłkarzy do reprezentacji, ale zapytaj kibiców takiego Schalke, Stuttgartu czy Hoffenheim czy podoba im się liga z jednym hegemonem i czy fajnie im grać w lidze, w której mają minimalne szanse na mistrza. Tak samo zapytaj kibiców Valencii, Sevilli, Betisu czy Realu Sociedad. Albo w Szkocji kibiców Hearts, Hibernianu czy Aberdeen. Co ciekawe – jak zerkniesz na skróty meczów ligi szkockiej, to często na wyjazdowe mecze Celticu i Rangersów przychodzi mniej miejscowych fanów niż na mecze z innymi klubami, bo po prostu wiedzą, że prawie na pewno przegrają. Jak to przyjemność?
No i kwestia trzecia – nasza liga pod względem nieprzewidywalności przypomina angielską, w której też mistrzowie często się zmieniają. Która liga zarabia największe na świecie pieniądze z praw telewizyjnych? Właśnie angielska. Dlaczego? Bo oprócz wysokiego poziomu gwarantuje właśnie tę nieprzewidywalność.
Człowieku ale Ty porównujesz najbogatszą ligę świata gdzie za sam awans jest kura znosząca złote jaja do 30 ligi w Europie gdzie spory odsetek graczy kopie się po czole. Tego się nie da porównać. Poziom w Anglii jest wyrównany i bardzo wysoki, poziom w Polsce jest wyrównany i mega niski i dążenie do wyrównywania go jeszcze bardziej nie spowoduje że się zwiększy, wręcz przeciwnie. Rakiem był system esa37 który kładł kłody pod nogi pucharowiczom (ku uciesze ligowego planktonu). Dlatego zanotowaliśmy zjazd i czas na odbudowę w normalnych warunkach (aczkolwiek lepiej by było z max 16 druzynami)
ESA37 była dobra z punktu widzenia pucharów, bo potrafiła wybaczyć gorsze wyniki w trakcie eliminacji do pucharów, gdzie mecze eliminacyjne są rozgrywane co tydzień.
Liga wyrównana? Jest Raków i długo nic
Teraz Raków, wcześniej Lech, Legia, Wisła itp. W takich Niemczech masz tylko Bayern, w Hiszpanii Real i Barcelonę i tak jest przez wiele lat. Kto będzie mistrzem w pl w tym roku – wiadomo, Raków, ale w przyszłym – diabli wiedzą.
Nie odpisuj mu. To wroniecki troll.
Dynia u ciebie jak widze ciagle zawiana
Tak Fredziu, jesteś ostro jebnięty, wiemy to, wroniecki schizofreniku
Wiemy ? O sobie głabie juz w liczbie mnogiej mowisz ? Psychiatra twoj jest juz na twoim tropie
Poważnie? Jezus! Dzięki za info, żebym tylko zapamietał…
Heniek… Heniek… Heniek… Heniek…
Fajny wywiad. Ale do jego zrozumienia potrzebna jest krzta inteligencji, której nie posiadają:
Janek, nie przelogowałeś się.
Zabrakło VEL SĘKA i von Hohenzolern imienia Róży Luxemburg…
>Essa
Który Essa, ich to jest ze czterech
Kamil, to, że nie masz honoru, by rozliczyć się z dziećmi z siepomaga, to już wiemy od 5 miesięcy. Ale podpisać się, to byś mógł…
Dobra nie pierdol juz bo to mi na obsesje wyglada. Pogadaj ze swoim psychiatrą a moze ci ulzy w cierpieniu
Fredziu śmieszne jest to że takich rad udzielasz innym. Kiedy sam się udasz do specjalisty? Może schizofrenię jeszcze na się uleczyć na tym etapie bo jesteś ostro popeirdolony przygłupie na 30 nickach
tylko jakiś DEBIL pokroju białka lub innego debila może sądzić, że esa37 było atrakcyjne i sprawiedliwe, szczególnie jak już drużyny miały zapewnione utrzymanie.
„Moim zdaniem powinno być odwrotnie – w pierwszej części rozgrywek, gdy spotkania były mniej istotne, należałoby rywalizować częściej, a w drugiej, kiedy emocji było najwięcej, rzadziej.”
Problem w tym taki, że już wtedy graliśmy jesienią 21 meczy a wiosną 16. Jakby zrobić tak jak chce autor tej wypowiedzi, 2/3 meczy Extraklasy miałyby miejsce jesienią (z czego połowo tak naprawdę latem) a runda rewanżowa częściej zwana u nas „wiosenną” zaczynałaby się w październiku.
Przecież runda rewanżowa od lat zaczyna się u nas już jesienią i może się zaczynać w dowolnym terminie.
No właśnie, a co z pucharowiczami. Przekładane mecze czy zakładamy że nikt się nie zakwalifikuje.
Jeśli e-klasa się będzie rozwijać i współczynniki klubowe i krajowe rosnąć to w ogóle nie powinniśmy się przejmować meczami z jakimiś Astanami czy Vikingurami. Przez lata pucharowej biedy nabraliśmy respektu do słabych drużyn i stąd chyba wyjątkowe traktowanie tych meczów. Przekładanie może jedynie dla meczów Ligi Mistrzów.
Bardzo ciekawy wywiad – oby więcej takich artykułów.
Póty póki w polskim futbolu będzie się dopuszczać tak bezkarne chamstwo,
a o spadek będzie walczyć połowa drużyn, nie będzie wielkich różnic w grze
pomiędzy najlepszymi i słabymi.
Bo wtedy nie liczą się umiejętności, a tylko brutalna siła i destrukcyjny antyfutbol.
To tak oczywiste, że nie dziwota że experci piłkarscy i dziennikarze sportowi tego nie rozumieją. Przeciwnie, twierdzą nawet że im więcej tego, tym bliżej Europy.
CZYLI TAK JAK Z EUropą.
I im większy upadek ekonomiczny, cywilizacyjny i moralny tego niemieckiego tworu,
tym mocniejsza jest stara komunistyczna diagnoza: WIĘCEJ EUROPY W EUROPIE.
A tak sie niewinnie zaczęło z tym cukrem w cukrze…
Typowe demagogie socjalucha, płakać mi się chce że z moich pieniędzy mu płacą.
doktor Szczepan Kościółek… znam też doktora Marię Yachirę Sikorską spesjalistkę i eźpertkę od … no właśnie… od czego???
Przeciez lige w ostatnich latach zdominowala Legia (najbogatsza), najbogatszy Lech zostal mistrzem rok temu, za chwile bogaty Rakow zostanie mistrzem. Co to za brednie? Jak zrobisz tabele ostatnich lat to najbogatsi sa najwyzej. Co za bzdury.
Sprawdzanie korelacji pomiędzy dwoma grupami wartości (w tym przypadku budżetów i zdobyczy punktowych) nie opiera się tylko na sprawdzeniu kto był na pierwszym miejscu.
Aby trwale na długi czas mieć projekt najważniejszy jest Właściciel. Sukcesy większe lub mniejsze to ambicja zaangażowanie zawodników i świetny trener (ale to jest tymczasowe, chyba że właściciel cały czas ma pomysł typu np. Szulczek jak Papszun kiedyś serio będzie miał już dość trenowania i zarobi na całe przyszłe pokolenia swojego rodu a nie tylko na siebie).
Działa to nawet we Francji i nawet jak właściciel nie myśli typu PSG a co dopiero w Polsce i jak właściciel myśli. Do tego musi chcieć dopłacić do swojej zabawy jak Świerczewski a nie tylko zarobić jak Rutkowscy.
Więc taki właściciel jak ma 1,67 miliarda to skądś mu się to wzieło (i nie w kreatywne sposoby jak np. Cupiałowi że w końcu mu zabrakło i nagle GTS upadł) i zakładam że jest o wiele sprytniejszy i umie lepiej myśleć ode mnie np. więc takie minimum 80 mln to sobie z tego co roku zarobi (nędzne 5 %).
Więc jak jest kibicem to mu się nigdy nie znudzi bo co tam „nowy Bentley” co roku 2-3 mln nie licząc że rocznego na złom nie odda, kierowca, slużący, majordomus i ogrodnik pewnie nie więcej jak 1,5 mln razem pensje, utrzymanie pałacu nie więcej jak 2 mln na rok, szalone życie? 5 mln? Utrzymanie jachtu i załogi 10 mln (o ile ma i jest gigantyczny)? Prywatny samolot i obsługa, paliwo etc. też max 10 mln o ile ma. Dzieci jak nie inwestują w nową firme raczej więcej jak 5 mln na sztuke na ich rozrywki nie wyda….. to ile zebraliśmy razem? MAX 40 mln. Czyli mu zostaje kolejne 40 mln od tak bo jest a ktoś powie że go nie stać dopłacić czerwonego 18 mln co roku do klubu.
Zupełnie inna przyszłość niż np. czerwonego CWKSu stłamszonego długami nie od właściciela tylko za które jest oprocentowanie, a Lech napewno będzie wiekszym rywalem. Ale tam mogą grać o LM ale jak przyjdzie ktoś z 10 mln euro to oddadzą nawet Ishaka mimo że może być LM bo excel ma być zielony. A taki Świerczewski jak mu Papszun powie wejde do LM o tu jest za 10 mln napastnik i gwarantuje wejdziemy teraz lub za rok to Świerczewski powie „spoko wierze Ci i dam Ci nawet 3 lata jak z Mistrzostwem dawaj”.
nie rozumiem, a google translatpor nie zna twojevo języka
Ja bym zrobił Ligę 12 zespołową.
Mecz i rewanz a pozniej podział na mistrzowską i spadkową gdzie równiez mecz i rewanż.
Dało by to do rozegrania 2 kolejki mniej niz obecnie czyli 32.
Dwie ostatnie druzyny spadają a z 1ligi wchodzi mistrz a o drugie miejsce w extra baraz pomiędzy 2 a 5 miejscem w 2 lidze.
Mecze o pietruszkę zostały by wyeliminowane niemal do zera, dodatkową korzyscią więcej meczów np Lech Legia , Raków-Pogoń .
Kasa z TV idzie do podziału na mniej klubów.
W jakim kraju na swiecie to by sie sprawdzilo ? Ogladac mecz Real Barcelona czy Kolejorz Legia po 25 razy kazdemu by sie znudzilo. Sa mecze z ogorkami i sa mecze top i tak powinno byc
Ciekawy artykuł, ale teza chyba jednak zła. W polskiej lidze dochodzi do profesjonalizacji, czego efektem jest tabela w ostatnich sezonach. Kluby ogarnięte, jak Lech, który może wreszcie zaczął być zarządzany też sportowo dobrze, Raków czy Legia, która mimo wszystko może generować spory przychód bez pucharów i wreszcie zbudowała podwaliny w postaci akademii, są na czele. Do tego Pogoń, Cracovia czy nawet Widzew – to wszystko to czołówka ligi. Nawet biedna Warta zarządzana z głową wypracowała sobie całkiem miłą pozycje w lidze.
Nie chcę być zbyt optymistyczny, ale imo właśnie teraz widać, że liczy się bogactwo lub/i dobre zarządzanie. Jest teraz wreszcie moment, kiedy może ruszymy do góry. Raków będzie MP, oby LP był czubie, będzie też tam Legia, może też i Pogoń. Bardziej ogarniętych drużyn w Polsce nie ma, a od 3 sezonów 3 z tych 4 klubów grają w pucharach. Przyszły rok będzie ważny – Raków mam nadzieję będzie miał pewna grupę. Oby Lech się wzmocnił i LKE ze swoim współczynnikiem ogarnął. Legia coś tam też ugra. Będą pieniądze, punkty i dalszy wzrost.
Co do reszty – przecież nikt nie zabrania im się profesjonalizować. Przy dotacjach na akademie teraz to naprawdę nie jest rocket science. Trochę cierpliwości, ogarnięcia i do poziomu Pogoni można na luzie dojechać. Imo Widzew będzie takim zespołem niebawem.
Bardzo ciekawy artykuł i jeszcze ciekawsza dyskusja w komentarzach. Jestem w szoku. Bardzo fajnie się czyta takie komentarze. Chciałbym Wam podziękować za to, że pokazaliście, że można wymieniać poglądy bez wyzywania i obelg, przekręcania nazw klubów i obrażania matek. Naprawdę bardzo Wam dziękuję. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów przeczytałem wszystkie komentarze.
Też byłem zdziwiony czytając tak merytoryczne komentarze na weszło 🙂