Uwaga, uwaga, mamy dla was pytanie z gatunku tych egzystencjalnych – czego szuka Miedź w Ekstraklasie? Zastanawialiśmy się nad tym oglądając dzisiejszy mecz beniaminka z Piastem i z każdą kolejną minutą wykruszały się nasze hipotezy. Dobrnęliśmy więc do momentu, gdy – stan na godzinę 17:55 w niedzielę – mamy wyłącznie jedną teorię. Otóż Miedź szuka w Ekstraklasie spadku. Albo inaczej – może szuka też czegoś innego (ale się z tym nie zdradza), lecz znajdzie jedynie degradację. I to raczej taką z hukiem niż „po ambitnej”.
Cztery zwycięstwa.
Na tyle było stać Miedź w tym sezonie.
Tyle samo kompletów punktów zgarnęła Korona w wiosennych meczach na własnym stadionie.
Jaka była jesień w wykonaniu legnickiej ekipy – wszyscy pamiętają. Babol na babolu w obronie. Rozczarowujące transfery, o których najgłośniej mówiło się, zanim wyszły na boisko. Pożegnanie trenera, który rozgromił pierwszą ligę. Zimą coś drgnęło. Po przerwie Miedź zaczęła prezentować się lepiej na ligowych boiskach. Nie na tyle, by zaraz zacząć wygrywać mecze. Ale na tyle, by mieć nadzieję, że już zaraz zacznie to robić.
No cóż – nie zaczęła. Za nią kolejne spotkanie, w którym aż prosiło się o punkty. W czterech ostatnich meczach mierzyła się z bezpośrednimi rywalami w walce o spadek. Ugrała jedyne punkt. JEDEN JEDYNY PUNKT. Z Zagłębiem – w czapkę. Z Lechią – w czapkę i to aż cztery do zera. Z Piastem – w czapkę. Tylko z Jagiellonią udało się zanotować remis. Seria spotkań o sześć punktów zakończy się za dwa tygodnie, legniczanie mają jeszcze na rozkładzie Koronę. Niezależnie od tego, czy Miedź podniesie z boiska trzy punkty, czy zero, jeśli gdzieś trzeba będzie szukać powodów spadku, to właśnie tych pięciu meczach, które były idealnym momentem na zmianę kursu z „pierwsza liga” na „bezpieczna strefa tabeli”.
Miedź sama może być sobie winna. Jedna bramka w dzisiejszym meczu padła po stałym fragmencie gry. Nie trzeba być zawodowym analitykiem, by dostrzec, że Piast praktycznie co mecz rozgrywa wolne w ten sposób. Mosór zawsze stoi na długim słupku. To do niego kierowane są zazwyczaj dośrodkowania. Wiadome jest, że nie będzie strzelał, a szukał zgrania. I co? Tak trudno to przewidzieć? Próbujący kryć Velkovski musi być zaskoczony, że ktoś mu zagrał za plecy? Naveda musi przestawać kryć w momencie, gdy Mosór przymierza się do główki? No ludzie kochani. Przecież nawet sam Mosór mówił w przerwie w Canal+, że to wariant stosowany OD DAWNA, generalnie to nic nowego i wszyscy wiedzą, że tak wykonuje stałe fragmenty Piast. Wszyscy, tylko nie Miedź.
Ale czego spodziewać się po drużynie, w która w kluczowym momencie sezonu wystawia na wahadle Michaela Kostkę, a nie Giannisa Masourasa? Jakie są jego atuty? W czym niby jest lepszy, w czym jest w ogóle dobry albo chociaż przeciętny? Ktoś powie – jest młodzieżowcem, musi grać. To prawda, jest młodzieżowcem, ale jeśli doprowadzasz do sytuacji, gdy musisz ligę ratować akurat Kostką, to chyba niezbyt mądrze skonstruowałeś swoją kadrę.
Można było przyklasnąć, gdy legniczanie szukali zimą zastępstwa dla Matyni. Problem w tym, że znaleźli Velkovskiego, czyli wahadłowego, który nie potrafi bronić. Co z tego, że posyła celne dośrodkowania, skoro w tyłach notorycznie jest czymś zaskoczony? Kwintesencją jego „kapitalnego” występu jest końcówka meczu, gdy Kądzior zezłomował go w polu karnym, wcześniej zakłądając siatkę Matuszkowi (i szkoda, że nie podawał, bo powinno się skończyć 2:0).
Idźmy dalej – po co odkurzać w takim momencie Navedę, który zagrał wiosną tylko cztery minuty? Co on takiego pokazał jesienią, by jeszcze w niego wierzyć? Meksykanin trochę porąbał w środku pola, zawalił krycie przy bramce i zszedł w przerwie. Wielkie zaskoczenie. Henriquez nie dojechał na rundę jesienną, ale trener Mokry nie ma ani innego pomysłu, ani za dużego pola manewru, więc będzie go forował. Ławka? Nie widać na niej ludzi, którzy mogliby odmieniać oblicze meczów. Dzisiaj w przerwie szansę dostał Narsingh, ale to zbyt chimeryczny piłkarz, by na niego liczyć. Może i posłał świetną wrzutkę na Drachala, ale poza tym głównie irytował. Na pięć prób, dwa razy zwolni akcję, dwa razy straci, raz zagra celnie. I ten jeden raz, jeden na pięć, sprawia, że na tle kolegów i tak się czymkolwiek wyróżnia.
Fajnie, że z dystansu spróbował Chuca, że Drachal i Henriquez strzelili główką w bramkarza, a Dominguez obił słupek, gdy piłka spadła mu pod nogi w polu karnym. To jednak kompletnie za mało. Plach ani razu dziś nie drżał. Piast jako jedna z dwóch drużyn walczących o utrzymanie wygrywa w tej kolejce swój mecz i odskakuje (ląduje na dziesiątym miejscu, lecz w tabeli taki ścisk, że nie ma co się przyzwyczajać). Gliwiczanie nie grają niczego szczególnego. Vukoviciowi nie zależy na fajerwerkach. Chce po prostu wygrywać i mieć spokój w tyłach. Do formy zdaje się wracać Jorge Felix, jedno z największych rozczarowań rundy jesiennej. Niezłe wejścia z ławki przełożyły się na powrót do jedenastki i drugiego gola w sezonie. Hiszpan zasłużył na to, by w najbliższym czasie nie oddać placu.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Lechia powoli i dostojnie, czyli tempem Malocy, zmierza do pierwszej ligi
- Maloca, czyli gdy wyrżniesz się o swoje nogi – mów, że to nie twoja noga
- Raków przełamał ostatnią klątwę. Tego już nie można wypuścić
Fot. FotoPyK