Napoli przez lata dorobiło się łatki zespołu, który każdą, nawet najznakomitszą sytuację jest w stanie koniec końców obrócić na własną niekorzyść. Prowadzą w meczu? E tam, pewnie dostaną bramkę w doliczonym czasie. Grają spektakularnie? E tam, pewnie zaraz Aurelio De Laurentiis coś wymyśli, narozrabia i popsuje atmosferę. Pewnym krokiem zmierzają po trofea? E tam, pewnie i tak wyłożą się na ostatniej prostej. Ale sezon 2022/23 jest inny. Od dawna jest jasne, że obserwujemy nową wersję neapolitańskiego zespołu. Bezlitosną dla rywali.
Dzisiaj – w sumie to po raz drugi – przekonał się o tym Eintracht.
Wynik pierwszego spotkania 1/8 finału Ligi Mistrzów stawiał niemiecką ekipę w bardzo trudnej pozycji, lecz goście sprawiali wrażenie zdeterminowanych, by powalczyć o odwrócenie losów dwumeczu. Napoli dało się im zatem wyszumieć, a potem ich po prostu wypunktowało.
Najlepszym podsumowaniem dla dzisiejszego meczu są chyba sceny po golu na 2:0 dla gospodarzy. Victor Osimhen z najbliższej odległości wpakował piłkę do siatki, puentując kapitalną akcję swojego zespołu. Problem w tym, że przy okazji nigeryjski snajper lekko uszkodził sobie dłoń i – zamiast szaleć z radości – zaczął zwijać się na murawie, wyjąc z bólu. Euforia na Stadio Diego Armando Maradona natychmiast ucichła. W zasadzie, to nawet nie wybuchła. Spiker nie skandował nazwiska strzelca, kibice nie ryknęli ze szczęścia. Ważne było wyłącznie zdrowie Osimhena. Gol? A kogo to właściwie obchodzi, przecież dwumecz i tak jest wygrany. Eintracht nie stanowi żadnego zagrożenia. Tymczasem Osimhen będzie potrzebny, gdy naprzeciwko Napoli staną znacznie potężniejsi przeciwnicy.
Zmiażdżenie Eintrachtu było po prostu dla Napoli formalnością. Zero emocji, zero chwil zwątpienia.
Napoli – Eintracht. Łatwa robota
Jako się rzekło, niemiecki zespół nieźle wszedł w mecz. Można nawet powiedzieć, że pierwsza faza spotkania należała do przyjezdnych. Ale czy wynikały z tego konkretne sytuacje strzeleckiej, albo chociaż jakieś zamieszanie pod bramką Alexa Mereta? Nic z tych rzeczy. Napoli cierpliwie czekało, aż ofensywnie nastawieni goście zaczną popełniać błędy. No i te pomyłki Eintrachtu oczywiście nadeszły. Jeszcze przed przerwą doskonałą sytuację do zdobycia gola zmarnował Chwicza Kwaracchelia, ale co nie udało się Gruzinowi, tego dokonał wspomniany Victor Osimhen. W doliczonym czasie pierwszej odsłony spotkania napastnik Napoli w fenomenalnym stylu wykorzystał dośrodkowanie Matteo Politano. Wisiał w powietrzu niczym gwiazda NBA. Albo Cristiano Ronaldo.
Druga część meczu z w miarę wyrównanego widowiska zamieniła się w kopanie leżącego. Eintracht ewidentnie stracił wszelkie nadzieje na awans, a Napoli zdobywało kolejne gole – najpierw wynik podwyższył Osimhen, a następnie rzut karny na bramkę zamienił Piotr Zieliński. Zresztą reprezentant Polski sam tę jedenastkę wywalczył, niejako podkreślając swój kapitalny występ w dzisiejszym meczu. Takiego Zielińskiego najbardziej lubimy oglądać – aktywnego, pragnącego znaleźć się pod grą w każdej akcji, przyspieszającego ataki swojego zespołu podaniami na wolne pole, odważnego w dryblingach.
Co tu dużo gadać, koncert.
Napoli melduje się zatem w ćwierćfinale Ligi Mistrzów i ma wszelkie argumenty, by marzyć o kolejnych awansach. Już się nie możemy doczekać, aż podopieczni Luciano Spallettiego zmierzą się z którąś z super-potęg europejskiej piłki. Eintracht, mim najszczerszych chęci, nie był dla Napoli godnym oponentem.
NAPOLI 3:0 EINTRACHT FRANKFURT
(V. Osimhen 45+2′ 53′, P. Zieliński 64′)
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Ligi regionalne. Dlaczego zawsze kończy się tylko na ekscytujących pomysłach?
- Trela: Sufit jest blisko. Czy RB Lipsk zdoła kiedyś przekształcić się w globalnego gracza?
- Zabójca, nie żaden leń. Karol, który może być królem
fot. NewsPix.pl