Pisaliśmy niedawno tekst o katastrofalnym stanie murawy w Gliwicach – wówczas Piast stwierdził, że wodociągi kieleckie w sposób wzorcowy usuwają awarię dzień w dzień pracuje nad boiskiem i powinno być lepiej. Z kolei PZPN przekazał, że wysłał pismo do klubu z prośbą o przedstawienie kroków, jakie gliwiczanie mają zamiar wykonać w najbliższym czasie, a jeśli dwa tygodnie przerwy nie pomoże (ekipy Piasta i Ruchu miały wyjazdowe spotkania), to trzeba się będzie zastanowić co dalej. No, cholera: chyba jednak trzeba.
PIAST GLIWICE – LECH POZNAŃ 1:1. BOISKO ZNÓW FATALNE
Na to, co w Gliwicach próbują zwać boiskiem, strach byłoby wyprowadzić psa. Jakby ktoś z zewnątrz nie wiedział o co chodzi, mógłby pomyśleć, że to płyta boiska szkolnego – a i wówczas należałoby alarmować, w końcu dlaczego dzieci miałyby być narażone na jakieś urazy. No, ale ostatecznie jest to murawa ekstraklasowego zespołu, co jednoznacznie kompromituje całe rozgrywki.
Grać na takim boisku, to jak grać niedopompowaną piłką, z dziurami w siatkach, z krzywymi liniami. Murawa jest absolutnie podstawowym narzędziem pracy piłkarza – jak mamy wymagać dobrego spotkania, skoro futbolówka posłana na pięć metrów po ziemi robi trzy kozły? Piast i Lech mają w miarę technicznych zawodników, widać, że chcieliby popykać na jeden-dwa kontakty, ale się nie da.
Ktoś powie – a w Kielcach też było fatalnie! Tak, tyle że przy kompletnie innych warunkach, mecz się przecież ledwie odbył, a wcześniej nie narzekaliśmy na stan tamtejszej płyty i zaraz znów wróci do normy. Tymczasem Gliwice to recydywa – rok temu był syf, teraz również jest syf i za rok pewnie też będzie. Wytłumaczony złą pogodą, jakby to była sensacja, że zimą jest inaczej niż latem.
Ile jeszcze będziemy znosić piłkę błotną w Gliwicach?
Kiedy więc ktoś zareaguje? Lech mógł spokojnie tutaj wygrać 3:0 po walkowerze, tak jak i inne drużyny, którym przyszło się mierzyć w tej piaskownicy.
Dla Piasta mamy dwie rady: dobierzcie jeszcze z pięć zespołów na ten stadion, Ruch i Piast to trochę mało. Niech gra jeszcze GKS Katowice, GKS Tychy i Polonia Bytom. Poza tym – skoro nie ma Sappinena, to może warto ściągnąć na zastępstwo Bogusława Saganowskiego? Ogarnia beach soccer.
Ech, szkoda strzępić język. Ekstraklasa.
MECZ BŁĘDÓW, BO JAK MIAŁO BYĆ INACZEJ?
Mecz w tych warunkach wyglądał dokładnie tak, jak musiał wyglądać, czyli nieciekawie, a gole padły dokładnie tak, jak musiał paść, a więc z mniejszego bądź większego przypadku. Amaral przysnął, dał się wyprzedzić Pyrce w polu karnym i zaraz go kopnął, prokurując rzut karny. Tego wykorzystał Chrapek, choć… nie podszedł do jedenastki. Bednarek radził sobie bowiem z karnym Dziczka i pierwszą dobitką, ale drugiej – tej Chrapka – wyjąć nie miał już jak.
I chyba akurat tej sytuacji Lech nie może zwalić na murawę: zabrakło zdecydowania, pomocy bramkarzowi. Raz, że dziwacznie zachował się Douglas, ale dwa – obejrzyjcie tę bramkę, tyle że przyglądając się jedynie Salamonowi.
Lech przegrywa w Gliwicach❗
Joao Amaral chwilę po wejściu sprokurował karnego i mamy prowadzenie @PiastGliwiceSA, choć sama “jedenastka” nie poszła dokładnie zgodnie z planem 😉
📺 Jak odpowie @LechPoznan? Oglądamy w CANAL+ SPORT i CANAL+ online: https://t.co/cjXnBgkuOv pic.twitter.com/0RM6Mj7zf5
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) March 12, 2023
Co ten facet właściwie robi? Jest strzał, on stoi, Bednarek broni, on stoi, Bednarek znów broni, ten dalej stoi, Chrapek dobija, a Salamon oczywiście stoi. Działo się tyle, a stoper Lecha przesunął się z wyjściowej pozycji o dwa metry. Jeśli czeka na powołanie do kadry, to chyba nie w ten sposób.
Gol Lecha to z kolei długa piłka na aferę, złe wybicie Mosóra, drzemka Hateleya oraz Dziczka i ładne uderzenie Kvekveskiriego. Jedni musieli więc wyraźnie pomóc drugim i odwrotnie, byśmy zobaczyli dziś jakieś gole – futbol to oczywiście gra błędów, natomiast w tych warunkach to gra tylko i wyłącznie błędów.
Pewnie, że Marchwiński powinien strzelić z trzech metrów na pustą bramkę. Że Skóraś tez mógł lepiej pocelować z pola karnego, gdy na chama przedarł się Ba Loua. Jednak naprawdę nie mamy serca, by dziś kpić z tych zawodników, bo nawet prosta sytuacja Marchwińskiego w tych okolicznościach nie wydaje się aż tak prosta – piłka nie sunęła po murawie, tylko skakała, więc facet nie mógł myśleć jedynie o strzeleniu bramki, ale też musiał się zastanowić, czy zaraz znów mu się to jakoś niesympatycznie nie odbije. Wciąż wstydliwa sprawa, ale dziś tylko do uśmiechu, a nie długiej szyderki.
Stanęło więc na 1:1, ale porażkę też mamy. Sens futbolu przegrał z wyrobem murawopodobnym.
CZYTAJ WIĘCEJ: