Reklama

Kozacy i badziewiacy. Każdy klub powinien mieć swojego Yeboaha

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

28 lutego 2023, 11:00 • 5 min czytania 57 komentarzy

Polskie kluby odkryły niezawodny sposób na skuteczne obsadzenie prawego skrzydła. Jeśli chcesz mieć spokój na tej pozycji, musisz zatrudnić piłkarza o nazwisku Yeboah. I tyle. W Wiśle Kraków wypaliło spektakularnie. W Śląsku Wrocław także nie mają powodów do marudzenia. Czy za krakowsko-wrocławskim przykładem podążą kolejni, wyszukując swoich lewonożnych Yeboahów? Oby. Nieważne gdzie Yeboah grał, jaką ma historię, z jakim defektem trafia do Ekstraklasy. Jeśli nazywa się tak a nie inaczej, na pewno będzie wartością dodaną.

Kozacy i badziewiacy. Każdy klub powinien mieć swojego Yeboaha

Jedenastka kozaków 22. kolejki Ekstraklasy. Yeboah najlepszym piłkarzem rundy?

Zapytajmy wprost – czy w rundzie wiosennej którykolwiek piłkarz gra lepiej od Yeboaha? Prawdopodobnie nie. Niemiecki zawodnik ustrzelił już w tej rundzie Pogoń, Koronę i Lecha. Przeciwko „Kolejorzowi” rozegrał swoje najlepsze zawody – to jego sfaulował Murawski, który wyleciał z boiska, to on dał ciasteczko do Nahuela, które zakończyło się nieuznaną bramką (kontakt strzelca z ręką). Konkurencję dla skrzydłowego Śląska mógłby stanowić Josue, może Kamil Grosicki, może Bartłomiej Pawłowski, może Zlatan Alomerović. Po pięciu kolejkach stawiamy jednak na Yeboaha – to on jest największym kozakiem w rundzie wiosennej.

To duży sukces transferowy Śląska, który notuje ostatnio raczej wtopy niż złote strzały. Sam Yeboah nie dysponuje czarującym CV, ten transfer nie wywoływał ekscytacji w momencie przeprowadzania go, bardziej reakcję w stylu “no dobra, zobaczymy”. Życiorys takiego Nahuela, będącego swoją drogą sporym rozczarowaniem, był obietnicą grajka z zupełnie innej półki. A Yeboah? Poprzedni sezon spędził w Willem II Tillburg, gdzie nieszczególnie chętnie korzystano z jego usług (tylko 70 minut w Eredivisie przez rundę), a potem udał się na wypożyczenie do niemieckiej trzeciej ligi, konkretnie do MSV Duisburg. Tam już grał regularnie i zakończył rundę z dorobkiem pięciu asyst. Niby w porządku, ale dupy nie urywa. 

Yeboah trafił na holenderski rynek z Wolfsburga, którego jest wychowankiem. Piłkarz został przechwycony po tym, jak zaliczył bajeczny sezon w drużynie U-19 – ustrzelił aż 20 bramek w 19 meczach, dokładając do tego osiem asyst. Najpierw wypożyczyło go VVV-Venlo. Grał w nim miarę regularnie. Później trafił do Willem II, gdzie nie potrafił się przebić. Ratował się nie tylko wypożyczeniem do Niemiec, lecz także wcześniej do drugiej ligi holenderskiej. Ogółem nie pozostawił po sobie takiego wrażenia, by można było powiedzieć, że Holender płakał jak sprzedawał.

Reklama

Z dylematem sprzedaży tego zawodnika może już niedługo zmierzyć się Śląsk Wrocław. Za chłopaka z rocznika 2000 będzie można przytulić zapewne niezłą sumkę. Klubowa księgowa zaciera ręce, w przeciwieństwie do Ivana Djurdjevicia, który niby trafił do dużego klubu, a musi rzeźbić. Szkoleniowiec Śląska w dość gorzkich słowach stwierdził po meczu z Lechem, że przy obecnej kadrze jedenaste miejsce i ćwierćfinał PP należy traktować w kategoriach sukcesu. To jasny komunikat: jesteśmy słabi. Nie trzeba być człowiekiem o wielkiej wyobraźni, by domyślić się, gdzie byliby dziś wrocławianie, gdyby Niemiec nie ciągnął ich na swoich plecach.

Czy Yeboah ze Śląska przebił już Yeboaha z Wisły? Może nie ma na koncie czegoś tak efektownego jak wkręcenie w glebę całej defensywy Górnika Łęczna, ale całościowo zdaje się już wygrywać tę rywalizację. Yeboah ze Śląska jest po prostu o wiele bardziej regularny. Co ciekawe, dysponuje niemalże identycznym pakietem cech jak jego poprzednik. Też jest szybki. Też potrafi dryblować. Też robi użytek ze swojej lewej nogi.

A więc nie mamy nic przeciwko temu, by do ligi trafiali kolejni Yeboahowie. Więcej – apelujemy o to! W rozgrywkach, które tworzą absurdalną i nielogiczną całość, ta jedna rzecz wydaje się przewidywalna. Yeboah to pewniak. Na Yeboahu się nie zawiedziesz. Yeboah to czyste złoto i sama dobroć.

Jedenastka badziewiaków 22. kolejki. Citaiszwili rozwiał wątpliwości

Kibice Lecha Poznań mogli zastanawiać się, dlaczego Heorhij Citaiszwili nie dostaje w rundzie wiosennej żadnych szans. Z pomocą w rozwiązaniu zagadki przyszedł sam zainteresowany. Gdy już znalazł się w jedenastce, osiągnął absolut w beznadziei swojego występu. 

Nie byłoby przecież naszych zachwytów nad Yeboahem, gdyby nie perfekcyjna asysta gruzińskiego skrzydłowego. Citaiszwili podał piłkę w poprzek boiska, zaprzeczając wszelkim powszechnie praktykowanym prawidłom piłkarskim. Każda, absolutnie każda decyzja byłaby lepsza niż ta, którą podjął lechita. Włącznie z ostentacyjnym wybiciem piłki na aut. Gruzin ma na koncie nie tylko sprezentowanie gola rywalom, lecz także zmarnowanie stuprocentowej sytuacji. Przynajmniej nie pozostawił wątpliwości wszystkim, którzy wypatrywali go w składzie „Kolejorza”. Wydaje się, że wypożyczony z Dynama Kijów piłkarz przekreślił tym występem szanse na jakąkolwiek grę w tym sezonie i van den Brom może sięgnąć po niego wyłącznie w akcie desperacji. 

Reklama

Przykład z Citaiszwiliego powinien wziąć Martin Sulek, który także ewidentnie chciał pomóc przeciwnikom, ale mimo usilnych starań nie udało mu się. Słowacki obrońca wyglądał jak psychofan Kamila Grosickiego. Skrzydłowy Pogoni posyła bezsensowną wrzutkę? Sulek próbuje ją przeciąć i prawie strzela sobie samobója. W innej sytuacji po prostu oddał „Grosikowi” piłkę, otwierając mu autostradę do bramki. Popełniał też proste błędy przy rozegraniu. Przed tygodniem Sulek również zagrał fatalnie, co trochę nas zastanawia w szerszym kontekście – skuteczność transferów Pavola Stano ze słowackiego rynku jest niepokojąco niska. Słowak trafił jedynie z Kapuadim, który miał okazać się niewypałem, ewentualnie stoperem tylko do rotacji, bo przed przyjściem do Ekstraklasy nie grał przez cały sezon. Inni? Same pudła. Kvocera? W spotkaniu z Pogonią wywrócił się, gdy wyszedł sam na sam. Jego obecność niewiele wnosi. Gono? Anonim. Sulek? Porażka. Kto jak kto, ale Stano powinien wyłapać z tego rynku perełki, a nie parodystów.

Jedenastkę badziewiaków, co w sumie jest dość oczywiste, zdominowali piłkarze Korony. Kielczanie naprawdę mogą się podobać w tej rundzie, ale w miniony weekend doznali zbiorowego zaćmienia. Szykawka sam strzelił gola Warcie. Deja stracił futbolówkę będąc ostatnim zawodnikiem. Zapytowski wypuścił z rąk wrzutkę z autu. Trojak i Zator, podobnie jak cała reszta, dała się ogrywać jak dzieci. W Kielcach mogą pocieszać się tym hasełkiem, że lepiej raz dostać pięć bramek niż pięć razy po jednej. Albo po prostu liczyć na to, że nie da się zagrać drugich tak absurdalnie złych zawodów.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. newspix.pl

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
1
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Michał Kołkowski
29
Prezes Śląska liczy na wsparcie. “Chciałbym, żeby miasto jak najwięcej dołożyło”

Komentarze

57 komentarzy

Loading...