Są zespoły niezwykle gościnne, które we własnym domu wręczają punkty przeciwnikom z niekłamanym uśmiechem. Jednak Manchester City to inny typ gospodarza. Przypomina bardziej kogoś, kto chętnie otworzy drzwi w ramach rozrywki, ale po niespełna dwóch godzinach widowiska z sadystycznym wyrazem twarzy wykopie rywala poza granicę swojej posesji. I tak było też dzisiaj.
Manchester City goni w tabeli Arsenal i trzeci z rzędu tytuł mistrzowski. Z kolei Newcastle walczy o pierwszą czwórkę na koniec rozgrywek. Sroki ostatnio nieco spuściły z tonu, w dodatku w poprzednim tygodniu wypuściły z rąk triumf w Pucharze Ligi. Eddie Howe musiał więc szybko podnieść swój zespół na duchu, ale ta misja się nie powiodła.
Porażka Srok na własne życzenie
Sroki nie wygrały na stadionie Manchesteru City w lidze od 2000 roku – przypominały przed dzisiejszym spotkaniem brytyjskie media i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Dziś znów przyjechały do Manchesteru, żeby ostatecznie zebrać oklep.
Przeciwko The Citizens nie musisz grać pięknie i każdym zagraniem karmić łowców wrażeń, ale musisz być do bólu skuteczny. Wykorzystywanie sytuacji jest kluczowe, a dziś to stanowiło problem zawodników Eddiego Howe’a. Potrafili od czasu do czasu zaskoczyć defensorów Pepa Guardioli szybkimi atakami, ale robili wszystko, żeby nic na tym nie ugrać. I nie, nie przesadzamy.
Kiksy gości pod bramką Edersona wręcz raziły i to one sprawiały, że przyjezdni oddali ostatecznie tylko dwa strzały celne. A nie brakowało im czystych sytuacji. Jakieś przykłady? Łatwizna.
Sean Longstaff tak długo zbierał się do strzału z bliskiej odległości, że Nathan Ake z łatwością go zablokował.
Innym razem Wilson skiksował po zgraniu głową Trippiera.
A wisienkę na torcie stanowił kiks Joelintona po ciętej wrzutce Willocka.
No tak to się nie da wygrać z Manchesterem City, który z kolei nie był dziś zjawiskowy. Był raczej odbiciem występu Kevina de Bruyne, który dobre zagrania przeplatał banalnymi stratami. Zresztą Belg został w drugiej połowie zmieniony, bo na jego niekorzyść zmieniły się proporcje dobrych zagrań do złych.
Manchester City tym razem nie utrudnił sobie życia
Dużą rolę w zwycięstwie Manchesteru City odegrał Phil Foden, dla którego był to trzeci mecz z rzędu z golem. Być może jego trafienie zostanie uznane nawet za bramkę kolejki, bo było się czym zachwycić. Otrzymał piłkę na prawej stronie boiska i już samym przyjęciem stworzył sobie przewagę. Zaczął kierować się do środka. Defensorzy gości doskonale go widzieli, ale nie specjalnie mieli pomysł jak mu utrudnić życie, nie mówiąc już o tym, by go jakkolwiek skasować. Mijał ich z dużą łatwością, aż posłał strzał, który nie był może najwyższej jakości, ale po rykoszecie wpadł do sieci. Akcja na 5+, strzał na 3, ale liczy się efekt.
Manchester City już nie raz po wyjściu na jednobramkowe prowadzenie nie potrafił dobić rywali. Nie da się ukryć, że gospodarze mieli dziś więcej z gry. Potrafili wykorzystywać krater, który regularnie powstawał w drugiej linii gości, ale nie wszystkie ogniwa dziś do siebie pasowały. Erling Haaland starał się w swoim stylu wychodzić na wolne pole, jednak koledzy woleli wybierać inne rozwiązania. Momentami Norweg miał prawo się wściec.
Do pewnego momentu wisiało trochę widmo spotkań z Evertonem, Aston Villą i Nottingham Forest, gdy brak dobicia przeciwników mścił się na Obywatelach, ale nie dziś. Tym razem gospodarze w porę dołożyli drugiego gola, co sprawiło, że zeszło powietrze z ich rywali. Na bohatera rozdania wyrósł Bernardo Silva. To on wszedł za Kevina de Bruyne i zrobił, to, z czym mieli problem goście – kopnął celnie w stronę bramki. Znów potwierdziło się, że nie można Manchesterowi City pozwolić na obiór na połowie przeciwnika. Przejęcie zaliczył Ake (bardzo dobry występ Holendra), następnie piłka wędrowała jak po sznurku od nogi do nogi, Haaland zaliczył asystę, a Portugalczyk strzelił gola, który przypieczętował wynik spotkania.
A więc – jak widzicie – Manchester City wykonał najważniejsze zadanie i tymczasowo zbliżył się do Arsenalu na dwa „oczka” (Kanonierzy grają teraz z Aston Villą). Tak właśnie należy punktować rywali, gdy nie rozgrywa się perfekcyjnego meczu. A Newcastle tylko potwierdziło, że musi coś zmienić, by wykonać kolejny skok jakościowy. Szturm na Ligę Mistrzów stoi pod znakiem zapytania, ale jeśli weźmiemy pod uwagę, że rok temu Sroki tułały się w drugiej części stawki, to i tak należy docenić obecne położenie drużyny Eddiego Howe’a.
Manchester City – Newcastle United 2:0 (1:0)
P. Foden 15′, B. Silva 67′
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Od producenta pornosów po arabskiego księcia. Kto rządzi w Premier League?
- Historia pisana złotymi zgłoskami. Kalisz na piłkarskich salonach [REPORTAŻ]
- „Rycerze Winnego Grodu” w piłkarskiej krainie czarów [REPORTAŻ]
- Dyrektor sportowy Rakowa: – W ostatnim oknie nie wszystko poszło po naszej myśli
- Trela: Zagubiona nowa fala. Gdzie się podziali następcy Kloppa i Tuchela?
- Pogoń traci bramki hurtowo? Ale Stipica i tak czuje się święty
fot. NewsPix.pl