Kamil Kosowski w tym tygodniu na łamach “Przeglądu Sportowego” postawił tezę, że jeśli Lech Poznań nie przejdzie Bodo/Glimt, to władze klubu powinny rozejrzeć się za nowym szkoleniowcem. To nie jest teza wysnuta zbyt pochopnie. Mówiąc wprost – to teza szkodliwa, cofająca rozmowę o polskiej piłce o kilka lat, uwsteczniająca sensowną dyskusję o cierpliwości wobec trenerów. A przede wszystkim to teza, której obronić się po prostu nie da.
Fragment tego felietonu brzmi tak: – Potencjał piłkarzy jest niewykorzystany. Dla mnie zespół z Poznania z tym trenerem przyszłości nie ma, ale to oczywiście moje subiektywne odczucie. Nie chcemy, żeby Lech prezentował się w takim stylu. Chcemy, żeby grał ofensywnie i dawał radość. Piłkarze Lecha i trener John van den Brom podeszli do meczu w X bardzo pragmatycznie. Wydaje mi się, że jeśli teraz nie uda się awansować, to mistrzowie Polski powinni rozejrzeć się za innym szkoleniowcem.
Gdyby pod “X” wstawić – dajmy na to – Azerbejdżan lub Islandię, gdzie Lech sromotnie przegrał w eliminacjach do Ligi Mistrzów lub wstydliwie zaprezentował się na tle Vikingura, wówczas to miałoby jeszcze sens. Problem polega na tym, że pod “X” kryje się Norwegia, a Lech jest już po kilku miesiącach kadencji van den Broma. I o ile w lipcu czy sierpniu faktycznie można było mieć wątpliwości co do tego, czy ten zespół będzie rozwijał się pod batutą Holendra, to dzisiaj tę zagadkę da się rozwikłać poprzez proste fakty i dorobek z ostatniego półrocza.
Trudno było zacząć… trudniej
Van den Brom był zatrudniany przez Lecha przede wszystkim dlatego, że miał doświadczenie w prowadzeniu zespołów na kilku frontach. Kolejorz pomny doświadczeń z poprzednich lat nie chciał, by znów trener uczył się tego europejskiego grania na żywym organizmie – jak chociażby Dariusz Żuraw. Kiedyś Legia Warszawa rozstała się z osiągającym dobre wyniki Janem Urbanem i zatrudniła Henninga Berga. Bogusław Leśnodorski przyznawał, że chciał, by Berg nauczył legionistów “innej dyscypliny sportu”, jaką jest granie co trzy-cztery dni. I ta Legia z Norwegiem u sterów zaliczyła jedną z najlepszych pucharowych jesieni w wykonaniu ekstraklasowicza w ostatnich latach.
A przecież pozycja wyjściowa dla van den Broma w Poznaniu była daleka od ideału. Machnijmy ręką już na to, że bramkarzem numer jeden był wówczas Rudko, który miałby problem ze złapaniem kluczy rzuconych z pierwszego piętra. Ale wystarczy rzucić okiem na to, co działo się w defensywie – grać musiał Maksymilian Pingot, nadal kontuzję leczył Salamon, z urazami wypadali Satka i Milić, Dagerstal przyleciał dopiero pod koniec okienka, na środek obrony był przesuwany Douglas, Czerwiński zagrał chyba na każdej pozycji poza bramką i atakiem (prawa pomoc, środek obrony, “szóstka”, ofensywny pomocnik, lewa obrona).
I oczywiście jasnym jest, że ścieżka mistrzostwa dla zespołu odpadającego z eliminacji do Ligi Mistrzów oraz jakość rywali w Lidze Konferencji sprawia, że łatwiej wyjść z grupy tych rozgrywek niż z – dajmy na to – Ligi Europy czy wcześniej z Pucharu UEFA. Ale przecież nie odbierajmy Lechowi tego, że sam na tę ścieżkę zasłużył tym, że wyprzedził Raków na finiszu poprzedniego sezonu.
Najlepszy pucharowy Lech od lat
W tym sezonie trudno wyobrazić sobie, że to nie ekipa Marka Papszuna zdobędzie mistrzostwo kraju. Natomiast zerknijmy na to, jak van den Bromowi i jego drużynie idzie łączenie tych dwóch frontów. Za skalę porównawczą przyjmijmy inne zespoły Lecha z ostatniej dekady (z małym hakiem), które też dochodziły przynajmniej do fazy grupowej w Europie:
- 2022/23 – 36 punktów na koncie (najwięcej z pucharowych kampanii Lecha w ostatniej dekadzie), trzecie miejsce (najlepsze na tym etapie sezonu podczas pucharowych kampanii w tym czasie), trzynaście punktów straty do Rakowa
- 2020/21 – po 21 kolejkach siódme miejsce, 29 punktów, szesnaście punktów straty do lidera i siedem do TOP3
- 2015/16 – 28 punktów na koncie, szóste miejsce, siedemnaście punktów straty do Piasta i osiem punktó straty do TOP3
- 2010/11 – po 21 kolejkach na koncie Lecha było 29 punktów (ósme miejsce w lidze), do lidera Wisły tracił dwanaście punktów, do TOP3 cztery punkty.
Musimy cofnąć się dopiero do sezonu 2008/09, by znaleźć lepszy sezon lechitów pod kątem łączenia gry w pucharach z ligą – wówczas Lech dotarł do 1/16 Pucharu UEFA i był liderem po 21. kolejkach. Ale ani silny Lech po mistrzostwie w 2015 roku, ani Lech Żurawia, ani Lech po mistrzostwie w 2010 roku nie był w stanie punktować tak w lidze, jak punktuje teraz zespół ze stolicy Wielkopolski. No i tylko drużyna z 2011 roku zagrała na wiosnę w pucharach – odpadła po dwumeczu z Bragą.
Poznaniacy mają dziś zatem szansę na to, by zostać:
- pierwszą polską drużyną od 32 lat, która przejdzie w Europie pierwszą wiosenną przeszkodę
- pierwszym zespołem Lecha w historii, który wiosną wygra dwumecz w Europie
A jeśli do końca sezonu Lech obroni miejsce na podium, to zostanie też pierwszym Kolejorzem w XXI wieku, który po mistrzostwie ponownie zakwalifikował się do europejskich pucharów. Po 2010 się nie udało. Po 2015 była klęska. Nawet niemistrzowski Lech w 2022 roku musiał “odchorować” grę w fazie grupowej tym, że rok później do pucharów nie wszedł wcale.
Jeśli ktoś w ogóle bierze na tym etapie sezonu zwolnienie van den Broma, to ma ekstremalnie krótką pamięć lub rzuca populizmem, który nie ma żadnej wartości merytorycznej. Przecież dopiero co Legia Warszawa w trakcie europejskiej przygody zwalniała Czesława Michniewicza, a później uciekała przed widmem spadku. Nie musimy przecież wcale daleko szukać od Poznania – naprawdę trudno zapomnieć o tym, jak Lech tak fatalnie radził sobie z łączeniem gry na dwóch frontach, że musiał wystawiać na Benfikę rezerwowy skład, by ratować Ekstraklasę.
Przecież to wszystko jest tak świeże, tak często wraca w rozmowach o stanie polskiej piłki, że trudno zrozumieć tezę “jeśli Lech nie przejdzie Bodo/Glimt, to trzeba zwolnić van den Broma”.
No, chyba że ocenia się trenera na podstawie jednego meczu w Norwegii, bez kontekstu tego jak trudny jest to teren w ostatnich latach. I jeszcze na podstawie tego, że Lech ma ostatnio problem ze skutecznością w Ekstraklasie.
Czy winą van den Broma jest nieskuteczność?
Jeśli spojrzeć na suche wyniki Kolejorza na początku tego roku, to – delikatnie mówiąc – szału nie ma. Remis ze Stalą, remis z Miedzią, porażka u siebie z Zagłębiem Lubin – to nie są wyniki, którymi chwalisz się przed norweskimi dziennikarzami.
Natomiast każdy, kto oglądał te spotkania wie, że Lech w każdym z tych starć miał przewagę. Zawiodła skrajna wręcz nieskuteczność. Moglibyśmy zarzucić was tutaj zrzutami ekranu z akcji, które marnował Ishak, Sousa, Szymczak, Ba Loua czy Velde. Moglibyśmy jakoś szyderkowo opisać ten stan nieskuteczności, zasypać was prześmiewczymi porównaniami ofensywy Lecha. Niech przemówią jednak liczby i statystyka goli oczekiwanych w 2023 roku:
- vs. Stal – 1.27 xG Lecha – 0.81 xG rywala (0:0)
- vs. Miedź – 2.91 – 0.3 (2:2)
- vs. Miedź 2.75 – 0.89 (1:0)
- vs. Wisła 1.34 – 1.54 (1:0)
- vs. Bodo – 0.7 – 0.69 (0:0)
- vs. Zagłębie – 2.1 – 0.74 (1:2)
Łącznie w pierwszych sześciu meczach daje to współczynnik goli oczekiwanych 11.07 xG, z którego padło tylko pięć goli. Jasnym jest, że xG bywa mylące, że nie jest to statystyka idealna, natomiast daje pewien pogląd na to, dlaczego w ostatnich tygodniach atmosfera w Poznaniu nie jest optymalna.
Pojawia się jednak pytanie – czy van den Brom powinien odpowiadać za nieskuteczność? Pep Guardiola mówił, że jego rolą jest ułatwienie zespołowi dojścia do pola karnego, ale w samej szesnastce liczy się już jakość wykończenia i instynkt, którego on – trener przy ławce – nie wyczaruje. Z drugiej strony możemy zapytać – skoro ze skutecznością jest tak słabo w ostatnim czasie, to może trzeba dorzucić kilka sesji strzeleckich na treningach?
Jeśli Lech ma z czymś problem w tym sezonie, to właśnie z jakością wykończenia. W Ekstraklasie ma największą różnicę między xG a golami strzelonymi – 34.11 xG i 25 goli. W tabeli punktów oczekiwanych jest znacznie bliżej lidera, bo Raków w tym sezonie jest niewiarygodny w konwersji sytuacji strzeleckich i bronienia:
Zatem czy dojście do 1/16 Ligi Konferencji (nawet, gdyby Lech dziś pożegnał się z rozgrywkami), realne szanse na podium, bardzo ofensywna gra (trzecie najwyższe xG w lidze, najwięcej strzałów w lidze, 3. najwyższa liczba pojedynków w ataku, 3. najwyższa liczba kontaktów z piłką w polu karnym rywala) to naprawdę tak mało, by dać trenerowi pracować?
Zwolnienie van den Broma byłoby szaleństwem
Van den Brom zrealizował już jeden cel w postaci gry w fazie grupowej europejskich pucharów. Dołożył do tego coś ekstra w postaci wyjścia z grupy dzięki np. ograniu Villarrealu (tak, pamiętamy, że rezerwowego Villarrealu). W lidze radzi sobie najlepiej od lat przy łączeniu gry na dwóch frontach. Też nie kupujemy wszystkich jego decyzji – np. uparte stawianie na Marchwińskiego, brak konsekwencji przy dawaniu szans Velde czy czasem zbyt zachowawcze zestawienie środka pola.
Ale głosy o tym, że po ewentualnej porażce z Norwegami trzeba rozejrzeć się za innym trenerem, są po prostu szaleństwem.
A spuentujemy to w ten sposób, że jeszcze w kwietniu Kosowski na łamach tego samego “Przeglądu” o zwolnieniu Dariusza Banasika pisał tak: – Tydzień zaczął się od prawdziwej bomby, bo tak mogę nazwać zmianę na stanowisku trenera Radomiaka. Zmiana jest szokująca i zastanawiająca. (…) Patrząc na to, co z zespołem osiągnął trener Dariusz Banasik dochodzę do wniosku, że posada żadnego trenera w ekstraklasie nie jest pewna. (…) Taki już urok naszej ligi, trenerów zmienia się tu częściej niż siatki w bramkach. Czasem wychodzi to na dobre – jak w przypadku Dawida Szulczka w Warcie, czy nawet Jerzego Brzęczka w Wiśle Kraków, ale często zmiana tylko pogłębia kryzys.
Przypomnijmy: Brzęczek z hukiem spadł z Wisłą do 1. ligi, później został zwolniony już w 1. lidze (kilka miesięcy po tym felietonie). Van den Brom z kolei dzisiaj może przejść do historii polskiej piłki jako pierwszy trener od początku lat dziewięćdziesiątych, który wygra wiosną dwumecz w pucharach.
WIĘCEJ O MECZU BODO/GLIMT – LECH POZNAŃ:
- Zgubne uroki Bodo/Glimt. John van den Brom i pułapki zastawione na Lecha
- Jest jak jest. Zmęczenie Knutsena, przewagi Lecha Poznań
- Rasizm, wypożyczenie na tygodnie, kontuzje i… rasizm. O Norwegach w Ekstraklasie
- Lech Poznań zagłaskał Filipa Marchwińskiego
- Nieudacznik czy poznański Midas? Tomasz Rząsa i owoce jego pracy
Fot. Newspix