Reklama

Królem calcio jest Silvio Berlusconi

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

18 lutego 2023, 09:58 • 8 min czytania 55 komentarzy

Silvio Berlusconi wygląda jak figura woskowa. Seriami operacji plastycznych usiłuje zawrócić wskazówki tykającego zegara i przywrócić sobie dawno utraconą młodość. Usuwa zmarszczki wokół oczu. Naciąga skórę na szyi. Farbuje przeszczepione włosy. Ludzie naigrywają się z tych jego poszukiwań eliksiru nieśmiertelności, ale koniec końców muszą przyznać, że ten dziarski 86-letni kontrowersyjny showman jest królem życia, polityki, biznesu i piłki nożnej. Jakkolwiek płytko i pusto, efekciarsko i butnie, nadęcie i arogancko to nie brzmi. 

Królem calcio jest Silvio Berlusconi

Świąteczna kolacja Monzy. Przemawia prezes Silvio Berlusconi. – Dorzucam dodatkową motywację. Jeśli wygracie z Juventusem, Interem albo Milanem, wyślę wam do szatni autobus wypełniony dziwkami – deklaruje w swoim stylu i oczekuje na salwę śmiechu. Senatorka Daniela Sbrollini komentuje, że to kolejny „niesmaczny dowcip” w ramach „zwykłego mizoginistycznego języka” używanego przez byłego premiera Włoch. Ten ripostował, że tak brzmią „męskie żarty”, z których nie śmieją się tylko ludzie „pozbawieni poczucia humoru”. Mija kilka tygodni.

Monza remisuje z Interem.

Monza wygrywa z Juventusem.

Silvio Berlusconi przyzna, że odebrał ponad sto telefonów z prostym pytaniem: czy wypełni swoje zobowiązanie i autobus z prostytutkami wpakuje się do szatni jego zespołu? Oto smak zwycięstwa.

Reklama

Król Berlusconi

Wielki Paolo Sorrentino poległ na filmie „Oni”, luźnej fantazji zaplecionej wokół Silvio Berlusconiego, ale w „Nieistotnych wizerunkach” sformułował myśl, która doskonale oddaje przypadłość jednego z najbardziej wpływowych ludzi współczesnych Włoch: „W dwudziestym roku życia wpada w nieuchronną pułapkę. Przybiera pozę najbardziej obytego, najinteligentniejszego i najbardziej utalentowanego ze wszystkich. Można powiedzieć, że ten etap w życiu jest nieunikniony, ale jednocześnie szkodliwy, gdy odpady po nim wpływają na powierzchnię w kolejnych fazach życia”.

Berlusconi zawsze mienił się „najbogatszym, najsprytniejszym i największym”. W latach sześćdziesiątych stylizował się na Franka Sinatrę, żeby śpiewać na promach wycieczkowych po Morzu Śródziemnym. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych zbudował potężny koncern telewizyjny, który pozwolił mu zainwestować w inne branże, zbić majątek i stać się człowiekiem obrzydliwie wręcz wpływowym. Międzynarodową sławę przyniósł mu jednak dopiero przełom wieków, kiedy rozkochał w sobie lud za pośrednictwem najtwardszych masowych narkotyków włoskiej duszy – zamiłowania do zabawy, polityki i piłki nożnej.

Jako lider partii Forza Italia aż czterokrotnie pełnił rolę premiera Włoch. Jako właściciel Milanu wygrał dwadzieścia dziewięć trofeów w ciągu trzydziestu jeden lat. Styl jego rządów polegał na manii wygrywania, kuszeniu wyborców aurą własnego sukcesu, popuszczeniu wodzy fantazji przy głoszeniu nawet najgłupszych populizmów i bezczelnie lekceważącym stosunku do własnych afer. Zarzucano mu mieszanie interesów publicznych z interesikami prywatnymi, sprzyjanie gospodarczym interesom wyższej klasy politycznej, plutokratyczne kumulowanie całej władzy w swoich rękach, związki z mafią, szemrane interesy, korupcje i przekupstwa, ale dla niego to nie były żadne wykroczenia, a powszedni obraz sukcesu. „Tygodnik Powszechny” pisał: „Berlusconi  doskonale wie, że we Włoszech nie ma skandalu, który nie mógłby zostać wyciszony przez jeszcze większy skandal. Ta świadomość pozwala mu z maestrią sterować całą sceną polityczną i marzyć o kolejnej kadencji”.

Ojciec chrzestny

Angelę Merkel nazwał „niewyjebywalnym skurwysynem”. Martina Schulza określił „nazistowskim kapo”. Barack Obama był dla niego „ładnie opalony”. Michelle Obama zresztą też cechowała się „uroczą opalenizną”. Sędziowie w sądach? „Ludzie odmienni antropologicznie od reszty swojej rasy”. Znajomo faszystowskie? Benito Mussolini przecież „nigdy nikogo nie zabił” i tylko „wysyłał ludzi na wakacje”.

Heca za hecą, granda za grandą, ale Silvio Berlusconiego kochano i ceniono, bo pod jego panowaniem historyczne sukcesy święcił Milan. Ten sam Milan, którego on sam określał trzecim cudem narodu po mafii i pizzy. Albo: Berlusconi gadał tak nie tyle o samym Milanie, a o samym Berlusconim, bo to on jest dumnym autorem słów: – Boli mnie, że trąbi się o Milanie pod wodzą Sacchiego, Zaccheroniego i Ancelottiego, a nie Milanie pod wodzą Berlusconiego. To błędna diagnoza źródeł wielkiego Milanu!

Reklama

Jest jednym z ojców chrzestnych współczesnego futbolu. Człowiekiem, który wydatnie pomógł piłce nożnej w umoszczeniu swojego biznesowego łoża i rozgoszczeniu się na fotelu lidera światowego sportu. Skomercjalizować produkt i uczynić go zjawiskiem globalnym na niespotykaną dotąd skalę. Kreować olbrzymie gwiazdy. Piłkarzy przeobrażać w celebrytów. Tworzyć rozgrywki dla najlepszych. Sparować gigantów z innymi gigantami. Zwiększyć liczbę meczów. Upchać kalendarz do granic możliwości. Zebrać z murawy potężne pieniądze. To wszystko jego wizje z minionej epoki, które ukonstytuowały się w rzeczywistości na przełomie wieków i usadziły go na tronie na całe dekady.

Jednocześnie jego supremacja nie mogła trwać wiecznie, bo grzechy ostentacyjnego lekceważenia prawa i przekonania o własnej bezkarności koniec końców musiały sprawić, że pycha zgubi pyszałka. Wymiar sprawiedliwości począł zaglądać mu do portfela, przetrzepywać dokumenty i wyciągać na światło dzienne brudne tajemnice jego biznesów i politykierstwa, a opinia publiczna zajrzała mu pod kołdrę głębiej i uważniej niż kiedykolwiek wcześniej. Imprezy „bunga bunga” przestano traktować jako urocze figle starszych panów z młodymi kobietami, a oszustwa podatkowe, defraudacje i korupcje podważyły jego powagę na czele narodu. Nałożono na niego zakaz pełnienia funkcji publicznych. Odsunięto go od cycka władzy. Odwrócili się od niego nawet wierni fani Milanu, którym przestał zarządzać. Kończyła się pewna era, a jego samego portretowano jako żałośnie upadłego i popadającego w śmieszność emeryta.

Nieśmiertelna jest tylko władza

Luty 2023. Sąd w Mediolanie. Koniec sześcioletniego procesu. Wymiar sprawiedliwości uniewinnia dwadzieścia dziewięć osób w sprawie ekskluzywnych imprez „bunga bunga”. W tle zarzuty o korupcję i składanie fałszywych zeznań, zabawy z udziałem młodych kobiet, wcześniej też korzystanie z usług nieletnich prostytutek. 86-letni showman śmieje się tylko, gdy padają zdanie o „rozwiązłych imprezach” i „dzikich orgiach”. Dla niego były to „eleganckie kolacje”. I takie tłumaczenia przyjęto.

Silvio Berlusconi to szczwana bestia. Wrócił do wielkiej polityki. Mawia, że jest najbardziej prześladowanym człowiekiem w całej historii ludzkości. Pakuje fortunę w medyczne środki odmładzające, nie godzi się na starość, ale też wykorzystuje ją w całej plejadzie niewybrednych dowcipów. – Jestem dziadem. Niedawno goniłem sekretarkę. Chciałem ją wyruchać na stole. Co ona na to? Krzyknęła, że przecież robiliśmy to dwie godziny temu. Cóż, prawo wieku, zapomniałem – rzucił swojego czasu. Kobieciarzem był zawsze. I zawsze już będzie. – Na pytanie, czy chciałyby uprawiać ze mną seks, trzydzieści procent kobiet odpowie, że tak. Pozostałe siedemdziesiąt procent spyta: czego znowu chcesz? – oto jeden z jego koronnych tekstów. Dodaje, że „nie ma może najbardziej seksownej fryzury na głowie, ale to wszystko przez olbrzymi mózg, który naturalnie wypycha linię włosów”.

Fascynujące, że ten podstarzały jegomość niezmiennie działa na wyobraźnie wyborców. Również tych najmłodszych. Jesienią pojawił się na TikToku. Zamarzył o trafieniu do czterech milionów młodych-dorosłych, którzy wedle nowego włoskiego prawa mogą oddać na niego swój głos, więc prężnie ruszył na podbój platformy, na której sześćdziesiąt procent użytkowników ma mniej niż trzydzieści lat. Wali więc dowcipy o Władimirze Putinie, Joe Bidenie i papieżu Franciszku, a obserwuje go prawie osiemset tysięcy osób. – Zazdroszczę wam młodości – mówi. I raz po raz pakuje się w jakiś skandal. Bo czym też byłby Berlusconi bez afer i kontrowersji?

Nieśmiertelny jest też futbol

Aktualnie jest właścicielem Monzy. Klubu przeklętego. Tak przyjęło się na Półwyspie Apenińskim. Wiecznego bywalca Serie B. Niespełnionego marzyciela o Serie A. Ale też klubu z miasta przepychu i blichtru, luksusu i willi, pieniędzy i biznesu. W 2019 roku Silvio Berlusconi i Adriano Galliani wymyślili sobie, że w Monzy powinni grać „sami rodacy”, a nie „przepłacani obcokrajowcy z tatuażami, brodami i kolczykami w uszach”. Nie wyszło, bo we współczesnym kosmopolitycznym świecie nie sposób budować zespołów w ramach czysto ideologicznych i politycznych kryteriów. Tym bardziej, że i oni sami wiedzą, że sukcesu w tej branży nie odnosi się zamknięciem na globalne trendy. Ale to była tylko taka gadka dwóch tetryków, którzy zatęsknili za calcio w bardziej organicznym wydaniu. Chcieli sobie trochę popsioczyć, że futbol stracił swój romantyzm i swoją dystynkcję.

Wpompowali kasę.

Skusili kilka niegdysiejszych gwiazd.

Sparzyli się.

Wpompowali jeszcze więcej kasy.

I w cztery lata awansowali do Serie A, choć wcześniej nie udawało się to Monzie przez ponad sto lat. Wszystko dlatego, że Berlusconi może i czasami jawnie przysypiał na bojach w Serie B i nie zawsze wyruszał na najdalsze stadiony nudnych klubów z szemranych zakamarków Italii, ale do tematu podszedł całkowicie na poważnie. Zmodernizował stadion. Zainwestował w robota skautingowego, który potrafi kompleksowo przetworzyć dane na temat czterdziestu tysięcy piłkarzy z dwudziestu pięciu lig, dzięki czemu klub mógł monitorować osiem tysięcy talentów rocznie i ściągać najciekawsze diamenciki z całego kontynentu. Ściągnął właściwych piłkarzy i właściwy personel. Wejście do elity nie było przypadkiem.

Silvio Berlusconi rzucił, że cel na premierowy sezon w Serie A to dziesiąte miejsce w tabeli. I co? Aktualnie Monza zajmuje dziesiąte miejsce w tabeli. W 2023 roku jeszcze nie przegrała na ligowych boiskach. Zremisowała z Interem, wygrała z Juventusem. To te mecze, które nagrodzone zostać miały „autobusem wypełnionym dziwkami”. Raffaele Palladino, szkoleniowiec Monzy, który wzoruje się na Gian Piero Gasperinim i Marcelo Bielsie, wyrasta na największe trenerskie odkrycie roku we Włoszech, a Silvio Berlusconi uważa go za swój autorski wymysł. Futbol gwarantuje nieśmiertelność.

Silvio Berlusconi nie musi sprowadzać wagonu prostytutek, żeby triumfować. Czasami się o tym zapomina, ale to jeden z głównych architektów ładu współczesnego futbolu. I to nie tylko włoskiego, ale też światowego, taka prawda. Facet, który dwadzieścia lat temu na szczycie Unii Europejskiej przemawiał do słuchaczy: – Porozmawiajmy o kobietach i piłce nożnej. To najciekawsze. Gerhard, dlaczego nie zaczniesz? – stwierdzał i podszczypywał czterokrotnie żonatego Gerharda Schroedera, ówczesnego kanclerza Niemiec.

O kobietach.

I piłce nożnej.

Pal licho, że na co dzień Berlusconi ma inne powiedzenie: – Bardziej irracjonalne od futbolu są tylko kobiety.

Czytaj więcej o włoskim futbolu:

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

55 komentarzy

Loading...