Reklama

5 problemów Lecha Poznań na starcie wiosny

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

17 lutego 2023, 16:30 • 6 min czytania 20 komentarzy

Bezbramkowy remis wywalczony na – jakby to powiedział typowy ekspert polskiej piłki – zawsze trudnym, podbiegunowym terenie? W obecnej formie Lecha Poznań to duży sukces. Mimo że „Kolejorz” rozegrał z Bodo/Glimt dość słabe zawody, to on przystępuje do rewanżu w roli faworyta. To nie oznacza jednak, że sytuacja przed walką o 1/8 finału jest sielankowa. Wręcz przeciwnie. Oto pięć największych problemów, z jakimi mistrz Polski boryka się na starcie rundy wiosennej.

5 problemów Lecha Poznań na starcie wiosny

1. NIE MA AMARALA, NIE MA TEŻ NOWEGO AMARALA

John van den Brom nie ceni Joao Amarala. I w porządku – takie jego prawo. Widocznie klucz do umiejętności portugalskiego zawodnika ma jedynie Maciej Skorża, bo tylko u niego lechita potrafił wzbić się na poziom ligowej gwiazdy. U Holendra zawodzi, a więc ten stracił cierpliwość. Wprost mówi w mediach, jak wczoraj na antenie Viaplay, że Amaral chce odejść z klubu.

Piotr Rutkowski skontrował, że piłkarz ma dużą jakość i jeszcze przyda się wiosną. Działacze Lecha z pewnością nie są zadowoleni z tego, że van den Brom tak ostentacyjnie pała swoją niechęcią do Aramala. W ten sposób obniża przecież jego wartość rynkową. Trudniej negocjuje się sprzedając piłkarza niechcianego i skreślonego, potencjalny nabywca wie, że klub jest na musiku.

Ale nie to jest dziś problemem „Kolejorza”. Większym kłopotem jest fakt, że nie wykreowano żadnego następcy Amarala. Filip Marchwiński? Dajmy spokój. Każdy w Lechu chce w nim widzieć piłkarza, którym Marchwiński nie jest i już chyba nigdy nie będzie. Wczorajsze pudło jest jednym kolejnych dowodów. Afonso Sousa nie znajduje zaufania w oczach trenera. Liga Konferencji? W fazie grupowej dostał jedynie minutę. W eliminacjach dwa wejścia z ławki – na dogrywkę z Vikingurem i dziesięć minut wygranego spotkania z Batumi. Powiedzieć, że nie znajduje zaufania w kluczowych momentach, to nic nie powiedzieć.

A więc van den Brom wystawia defensywny tercet Karlstrom-Murawski-Kwekweskiri. Wczoraj funkcjonował on co najmniej średnio. Inna opcja? Jako podwieszony napastnik może występować Szymczak. Wtedy jednak na skrzydle znajdzie się piłkarz, który jest bez formy. Tak źle, tak niedobrze. Może warto byłoby jednak znaleźć nowy pomysł na Amarala?

Reklama

2. SPRZĄTACZKA BLIŻEJ SKŁADU NIŻ REBOCHO

Gdy przychodził do „Kolejorza”, wielu dziwiło się, jak zawodnik o takim CV trafił do Ekstraklasy. Potrafił zachwycić i to nie tylko tym, co z przodu. W swoim pierwszym sezonie miał cztery asysty. Bił rzuty wolne. Miał bardzo wysoki procent celności podań (84%). W defensywie spisywał się bez zarzutu. To dzięki niemu z dużą swobodą mógł hasać na flance Jakub Kamiński. Osiągnął u nas średnią not 5,71. Najlepszą w Lechu. Drugą w lidze – wyprzedził go tylko Ivi Lopez.

A teraz? Wszystko się skiepściło. To zjazd porównywalny do tego, jaki w zeszłym sezonie przeżywał Filip Mladenović, wcześniej również gwiazda ligi na swojej pozycji. Portugalczyk notował kompromitujące błędy. Weźmy pod uwagę dwumecz z Austrią Wiedeń. Pierwsze starcie – powoduje jedenastkę jak pierwsza lepsza łamaga. Drugi mecz – traci piłkę w newralgicznym sektorze, prokuruje akcję bramkową. W innych meczach także bywał zapalnikiem. „Oho, oby niczego znów nie odwalił”, można było sobie pomyśleć, gdy wychodził na murawę.

Wiosnę rozpocząłby pewnie Barry Douglas, który – jak na złość – leczy kontuzję. Podczas zimowych zgrupowań van den Brom testował kilka alternatyw na lewą flankę. Grali tam i Pereira, i Czerwiński. Holender próbował tam także Antoniego Kozubala z rocznika 2004, chcąc powtórzyć manewr z Michałem Karbownikiem. W meczach kontrolnych okazało się jednak, że młody zawodnik ma poważne defekty w grze defensywnej i wystawienie go nie rozwiązałoby żadnych problemów, a wręcz ich dostarczyło. 

Padło na Czerwińskiego, który jest największą gwarancją solidności. W meczu z Bodo/Glimt nawet nie próbował ruszać do przodu. Nie trzeba natomiast kończyć szkoły trenerów w Kolonii, by wiedzieć, że to rozwiązanie na krótką metę. Albo Rebocho się ogarnie, albo Douglas wróci do zdrowia, albo na mocno obsadzonej dotąd pozycji niespodziewanie zrobi się wakat.

3. SKÓRAŚ JEST TYLKO SOLIDNY

Za Michałem Skórasiem najlepsza runda w życiu. Wszedł w buty Jakuba Kamińskiego, choć praktycznie nikt w to nie wierzył. Zagrał na mistrzostwach świata, co w lipcu jawiło się jak wizja, w którą nie uwierzyłby nawet Piotr Blandford.  Z drewnianego szaraczka stał się liderem, takim prawdziwym, który ciągnie zespół, notuje liczby, pracuje na zagraniczny transfer.

Reklama

Wiosnę rozpoczął jednak poprawnie, solidnie, przyzwoicie. Czytaj – niby nie ma do czego się przyczepić, ale jednak oczekiwania były trochę większe. Skóraś nie zanotował jeszcze żadnego konkretu w ofensywie. Jedyną jego zasługą, taką konkretną, było wywalczenie jedenastki w meczu z Miedzią. Może nie ma na swoim koncie meczu pokroju „kompromitacja”, ale nie ma też takich naprawdę dobrych zawodów.

Męczył się na norweskim boisku. Gdy podejmował próby pojedynków, to chyba sam w nie nie wierzył. Gdy trzeba było opanować piłkę i uspokoić grę, przechodził w tryb chaotycznego skrzydłowego. By oddać mu sprawiedliwość – posłał ciekawą wrzutkę do Salamona. Ale to za mało. Lech czeka na Skórasia, który da mu znacznie więcej. Jak jesienią.

4. LECH NIE GONI RAKOWA

Taki a nie inny obraz gry z Bodo/Glimt nie jest przypadkiem. Lech także w lidze nie gra przekonująco. „Kolejorz” przystępował do rundy z bardzo ambitnym zadaniem – dogonić Raków Częstochowa. Tracił do niego trzynaście punktów, ale miał jeden zaległy mecz. By myśleć o powodzeniu tej szalonej misji, musiał nie tylko samemu świetnie punktować, ale i liczyć na to, że rywal będzie się potykał.

No i Raków się potyka, a Lech z tego nie korzysta. Wciąż zachowany jest status quo – dziesięć punktów straty (status quo, jeśli policzymy zaległy mecz jako trzy punkty). Poznaniacy wygrali z Wisłą Płock, ale Bogiem a prawdą nawet gdyby padł remis, powinni być zadowoleni. Bednarek uratował im tyłek. To obiektywnie słaby mecz w wykonaniu „Kolejorza”, nie najlepiej wypadli też w nadabianym starciu z drugiej kolejk i z Miedzią (2:2), zaś w poprzednich szwankowała skuteczność. Gdy Lech wygrywał z legniczanami 1:0, spokojnie mógł strzelić jej ze cztery gole, miał przecież poprzeczki po strzałach Szymczaka, Ishaka i Marchwińskiego. Mecz ze Stalą zakończył z wynikiem 0:0 i statystyką xG na poziomie 2,11. To wiele mówi.

5. LECH ZNOWU MA WĄSKĄ ŁAWKĘ 

Do łask powrócił Artur Sobiech, który w trakcie sparingów trzykrotnie wpisał się na listę strzelców. Niby pojawia się na ogony meczów, ale jedyne, czym się wyróżnił, to słabej jakości padolino.

  • Ba Loua? Jak zwykle – szuka formy.
  • Velde? Jak zwykle – maszyna losująca zdecyduje, jak zagra.
  • Citaiszwili? Przegrany zimowego obozu, nie dostał jeszcze ani minuty.
  • Sousa? Van den Brom mu nie ufa.
  • Marchwiński? Wieczny talent. 
  • Żukowski? Niewypał transferowy.
  • inni młodzi? Nie naciskają.

Jedynym piłkarzem, którego można było wczoraj puścić do boju bez obawy, że obniży jakość, był Filip Dagerstal. To nie jest zbyt pozytywna informacja dla van den Broma, bo przecież zmiany mają zwykle pomóc rozruszać ofensywę. Kadra nie jest krótka. Po prostu ci z drugiego szeregu nieszczególnie mają formę.

WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ: 

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Prezes Zagłębia: Jest niedosyt, ale nie chcemy mieć wszystkiego na tu i teraz

Antoni Figlewicz
0
Prezes Zagłębia: Jest niedosyt, ale nie chcemy mieć wszystkiego na tu i teraz

Komentarze

20 komentarzy

Loading...