Reklama

Mecz walki w Gdańsku. Santosa ze snem

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

10 lutego 2023, 23:14 • 4 min czytania 38 komentarzy

Fernando Santos czuł się najlepiej na świecie – właśnie zdobył przecież mistrzostwo Europy z Portugalią, wszyscy mu gratulowali, ojczyzna kochała swojego trenera, a zaraz miał udać się na murawę, by odebrać upragniony złoty medal. Zgasił triumfalnego papierosa, spojrzał z uśmiechem w lustro, opuścił szatnię i zaczął kierować się w kierunku boiska.

Mecz walki w Gdańsku. Santosa ze snem

Po drodze kątem oka dostrzegł jednak płaczącego w kącie mężczyznę, odwróconego do niego plecami, ale siwizna podpowiadała mu, że to pewnie Didier Deschamps, którego zostawił w pokonanym polu. Postanowił do niego podejść i go pocieszyć – w końcu po charakterze też można poznać zwycięzcę. Klepnął Deschampsa w plecy i już miał zacząć przekonywać, że za dwa lata jest następny turniej i nic straconego, ale gdy mężczyzna się odwrócił, tam gdzie powinna być twarz Francuza, było oblicze… Cezarego Kuleszy. „Może kabanosa?” zapytał Kulesza, a Santos krzyknął przerażony. Obudził się. To nie był rok 2016, tylko 2023, nie celebra po zdobyciu Euro, tylko mecz Lechii z Widzewem. 76. minuta. Wciąż 0:0. Santos westchnął.

Cóż, w pierwszym piątkowym meczu mieliśmy 0:0 i w drugim też mamy. To już drugie otwarcie kolejki na wiosnę, kiedy ligowcy nie uraczyli nas ani jedną bramką. W ogóle po wznowieniu rozgrywek mają ze strzelaniem problemy – tylko w pięciu spotkaniach zobaczyliśmy trzy albo więcej goli, do przerwy to nawet nie ma co na te mecze chodzić, jedynie raz (!) zdarzyło się w tej rundzie, by ligowcy trafili do siatki dwukrotnie przez pierwsze 45 minut. Poza tym albo na zero, albo jedna sztuka. Po przerwie potrafią się rozruszać, natomiast – jak widać – nie zawsze.

Nie rozruszali się też dzisiaj w Gdańsku, dość powiedzieć, że najbliżej strzelenia gola był Tobers, który z lewej nogi uderzył w poprzeczkę. Dla reszty zawodników recenzja jest to dramatyczna, bo Łotysz przez cały pobyt w Ekstraklasie nie trafił ani razu, a szczerze mówiąc nawet nie pamiętamy, by kiedykolwiek był blisko. Przejąć, odegrać do najbliższego – tak, to on. Uderzyć słabszą nogą i to całkiem przyzwoicie – nie, to zdecydowanie nie on.

Reklama

Wspomnieć należy też o sytuacji Pawłowskiego z końcówki, kiedy ten przegrał w sytuacji sam na sam z Kuciakiem, ale poza tym… bryndza, naprawdę bryndza. Może i szczególnie w pierwszej połowie kotłowało się w polu karnym Lechii, bo Widzew był lepszy, mądrymi zagraniami za plecy gubił defensywę biało-zielonych, jednak ostatecznie przyszliśmy na mecz piłki nożnej, a nie mecz w „kotłowanie”.

Letniowski pomylił się nieznacznie z woleja, Milos chciał uderzać głową, ale zablokował go Tobers… Szczerze mówiąc: nie jest to coś, co chcielibyśmy przeżywać jako widzowie w lutym, siedząc na stadionie przy temperaturze skłaniającej do kakao i koca, a nie wycieczki na stadion. Natomiast wiosna (ta…) pod względem jakości piłkarskiej nas nie rozpieszcza, gdyż z drobnymi wyjątkami oglądamy nudne spotkania bez większej historii. I szczerze mówiąc: mając dziś na rozkładzie Lechię nie oczekiwaliśmy niczego specjalnego, bo choć ekipa Kaczmarka Marcina punktuje lepiej niż drużyna Kaczmarka Tomasza, to są z nich nudziarze pierwszej klasy. Dziś spróbowali zaatakować parę razy, ale jak nie wyszło, to brali remis w ciemno.

Widzew nie potrafił gdańszczan napocząć i skończyło się to tak, jak skończyć się musiało.

Ciekawe, co sobie o tym wszystkim pomyślał Santos, oglądając ten mecz z wysokości trybun. Na pewno nie spodziewał się, że zobaczy wielkie widowisko, bo choć nie zna naszej ligi, to jednak nie zna jej z jakichś powodów. Ale czy spodziewał się, że będzie aż tak nudno i słabo pod względem jakości? Bo jeśli był większym optymistą – współczujemy.

Miał ze sobą kartkę papieru i długopis, ale spokojnie mógł te przybory poświęcić na kółko i krzyżyk z asystentem. Najlepszy na boisku był bowiem Słowak Kuciak, żaden z Polaków nie wyróżnił się na tyle, by zawracać sobie nim głowę. To już nie czasy sparingów hotel na hotel.

Reklama

Jutro Santos obejrzy mecz Wisły Płock i Lecha Poznań. Panowie, zagrajcie tam coś lepszego, przywitajmy gościa godniej. Chlebem i solą, dobrą ucztą, a nie takim rozgotowanym makaronem.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

 

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”

Błażej Gołębiewski
3
Pięściarze dali radę, transmisja nie. “Niestety, ten DAZN to wielki shit”
Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
15
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Ekstraklasa

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Komentarze

38 komentarzy

Loading...