Czesi mają znakomite tenisowe tradycje i aż 9 zawodniczek w pierwszej setce rankingu WTA. Ale ich złote czasy mogą dopiero nadejść, w dużej mierze za sprawą dwóch sióstr. Linda Fruhvirtová liczy 17 lat i wygrała trzy mecze w tegorocznym Australian Open. A Brenda za parę miesięcy skończy 16 i jest uważana za jeszcze większy talent. Talentów w kobiecym tenisie nasi sąsiedzi mają zresztą prawdopodobnie… najwięcej na świecie.
Wypadałoby zacząć od krótkiej wyliczanki. Karolína Plíšková oraz Petra Kvitova są jednymi z najlepszych weteranek w Tourze, Barbora Krejčíková wygrała Roland Garros i była przez chwilę nawet dwójką światowego rankingu, a wraz z Kateřiną Siniakovą rządzi od kilku lat w rywalizacji deblowej, gdzie wspólnie wygrały już siedem turniejów wielkoszlemowych. Marie Bouzková, Tereza Martincová i Markéta Vondroušová grały łącznie w dziesięciu finałach rangi WTA. A Linda Noskova i wspomniana Linda Fruhvirtová mimo młodego wieku już rozgościły się w globalnej czołówce. Tak przedstawia się dziewiątka Czeszek, które znajdziemy w pierwszej setce rankingu.
Gorzej to wygląda u panów, bo w TOP100 doszukamy się wyłącznie Jiriego Lehecki. Ten jednak ma dopiero 21 lat i pokazał kawał talentu w Australian Open – dotarł aż do ćwierćfinału rozgrywek, w którym przegrał z późniejszym finalistą, Stefanosem Tsitsipasem.
Nie musimy też tłumaczyć, że Czesi znakomitych tenisistów mieli już w przeszłości – wielkoszlemowe tytuły wygrywali dla nich m.in. Ivan Lendl, Jana Novotna, Jan Kodes, Petr Korda czy poniekąd urodzona w Pradze Martina Navrátilová, która ostatecznie przez większość kariery reprezentowała Stany Zjednoczone.
To wszystko nie zmienia faktu, że złote czasy dla czeskiego tenisa mogą dopiero nadejść. Bo talentów za naszą granicą rodzi się mnóstwo, zaczynając właśnie od sióstr Fruhvirtovych.
Australian Open to początek
Linda to rocznik 2005, a Brenda 2007. Pierwsza jest najmłodszą zawodniczką, która dotarła do 4. rundy Australian Open od Cori Gauff w 2020 roku. Druga to natomiast najmłodsza tenisistka, jaka znalazła się w głównej drabince tegorocznego turnieju. Wcześniej musiała przejść przez kwalifikacje – i być może dlatego nieco podmęczona uległa w pierwszej rundzie Aleksandrze Sasnovicz.
Przygoda Lindy w Melbourne trwała znacznie dłużej. 17-latka zaczęła turniej od pokonania dwóch reprezentantek gospodarzy – Jaimee Fourlis oraz Kimberly Birrell. W trzeciej rundzie już natomiast faworytką nie była, bo na jej drodze znalazła się Marketa Vondroušová, która dopiero co wyrzuciła z turnieju Ons Jabeur, drugą rakietę świata. Ale młodsza z Czeszek i tak sobie poradziła – wygrywając po trzech zaciętych setach.
Ćwierćfinał okazał się być już poza zasięgiem Lindy. Przegrała 2:6, 6:1, 3:6 z rozpędzoną Donną Vekić. Jednak 1/8 Australian Open i tak musiała być naturalnie uważana za znakomity wynik urodzonej w 2005 roku zawodniczki.
– To jest wręcz surrealistyczne – opowiadała Fruhvirtová w czasie turnieju. – Niesamowite uczucie. Jestem tak szczęśliwa i podekscytowana, że mogę powiedzieć: hej, drugi tygodniu. Wiedziałam, że mogę rywalizować z takimi zawodniczkami, ale zawsze trudniej jest to udowodnić w meczach. Szczególnie że na tym poziomie rywalizacja jest bardzo wyrównana. Myślę, że w pierwszej setce każdy może wygrać z każdym.
Linda wiedziała, o czym mówi. Sama w ubiegłym roku sprawiła niemałą sensację – wygrywając turniej rangi WTA w Chennai. Co ciekawe, w finale rozprawiła się wówczas z… Magdą Linette. Wcześniej jej wyższość musiały uznać natomiast Warwara Graczewa oraz Nadia Podoroska, inne zawodniczki dobrze zadomowione w profesjonalnym tourze.
Sukcesy i talent Lindy Fruhvirtovej są zatem niezaprzeczalne. Ale co ciekawe, Brenda może mieć jeszcze większy potencjał od siostry.
Młodsza goni starszą?
Mimo tego, że Brenda nie skończyła jeszcze 16 lat, na jej koncie znajdziemy aż osiem wygranych turniejów rangi ITF. To o pięć więcej niż u Lindy. Ich dorobek oczywiście raczej nie ulegnie już znacznej poprawie, bo obie zaczęły odnajdywać na poziomie WTA. Siostry nie wygrają też żadnego juniorskiego turnieju wielkoszlemowego. Bo choć wiekowo łapałyby się do udziału w nich, to zwyczajnie przewyższają umiejętnościami swoich rówieśników i myślą już o seniorskich celach.
Brenda od zawsze grała “ponad swój wiek”. W 2020 roku pokonała w pokazowym turnieju Katerinę Siniakovą, wówczas 54. rakietę świata (i jedną z najlepszych deblistek globu). Pierwsze zawody rangi ITF wygrała natomiast mając 14 wiosen – co uczyniło ją pierwszą 14-latką z profesjonalnym tytułem od sześciu lat (Claire Liu w 2015 roku zgarnęła zawody w Orlando).
Wraz z sukcesami sióstr od zawsze szło oczywiście zainteresowanie. Warto przytoczyć tu słowa Lindy (za WTA): – Od kiedy byłyśmy bardzo młode, miałyśmy wokół siebie sporo uwagi, nawet na turniejach do lat dziesięciu. Przyzwyczaiłam się, że ludzie obserwują, jak mi idzie. Z drugiej strony: w tenisie kiedy przegrasz dwa mecze, ludzie mówią: o, ona się stacza. A potem wygrasz dwa i słyszysz: o, ona jest gwiazdą! Tak więc nie możesz specjalnie patrzeć na opinie innych.
Jeśli chodzi o sam styl gry: Brenda prezentuje bardziej fizyczny tenis, w teorii lepiej dopasowany pod obecne światowe realia. To być może powód, dla którego uważa się ją za talent jeszcze większy od siostry. O tę kwestię zapytaliśmy Piotra Szczypkę, prezesa tenisowego klubu BKT Advantage, który ma regularny kontakt z zawodnikami i trenerami z Czech.
– Podobno Urszula Radwańska też była postrzegana za większy talent od Agnieszki, a skończyło się, jak skończyło. Ale faktycznie, taka jest opinia o Brendzie, że jest jeszcze bardziej utalentowana niż Linda. Wiem z opowieści, że kiedy idzie zbierać piłki w czasie treningu, to trener nie ma za dużo czasu, żeby sobie patrzyć w telefon, bo ona zaraz jest gotowa do ponownej gry.
– To trochę pokazuje jej zafiksowanie tenisem – kontynuuje Szczypka, który jest też menadżerem Mai Chwalińskiej. – I właśnie może tutaj upatrywałbym tej różnicy w stosunku do Lindy. Wiadomo, że jako młodsza siostra ma też trochę łatwiej, bo cały czas trenuje z kimś, kto jest starszy. To że Linda jako pierwsza osiąga jakieś szczeble, może jej pomagać i ciągnąć w górę. W dalszej perspektywie trzeba jednak mieć trochę szczęścia, trochę zdrowia. Jak dziewczyna ma obecnie 15 lat, to też nie wiadomo, jaką zrobi karierę. Może być trochę za wcześniej, żeby określać jedną z sióstr jako obdarzoną większym czy mniejszym talentem.
Kraj tenisem płynący
Linda na ten moment zajmuje 74. miejsce w rankingu WTA, ale po Australian Open znajdzie się już na krawędzi pierwszej pięćdziesiątki (51.). Brenda natomiast jest na 130. pozycji i zapewne jeszcze w tym roku spróbuje awansować do pierwszej setki. Młode Czeszki są bez wątpienia zawodniczkami, które mogą stanowić klejnot w koronie czeskiego tenisa. Ale nawet jeśli one nie wejdą na szczyt… to w kolejce będą czekały ich rodaczki.
Talentów Czesi mają bowiem na pęczki. W głównej drabince Australian Open znalazła się też Sara Bejlek z rocznika 2006 (176. WTA). Albo Linda Noskova z rocznika 2004 (58. WTA). Na debiut w turnieju wielkoszlemowym czekają natomiast utalentowane Barbora Palicova (2004, 205. WTA), Dominika Salkova (2004, 312. WTA) czy Nikola Bartunkova (2006, 316. WTA). Spory potencjał ma też Lucie Havlickova, liderka juniorskiego rankingu i mistrzyni juniorskiego French Open. Możemy wymieniać i wymieniać.
Skąd jednak bierze się taki urodzaj w czeskim tenisie? Pytamy raz jeszcze Piotra Szczypkę:
– To nie tak, że Czeszki pojawiły się ostatnio, bo zawsze było ich z dziewięć, dziesięć w pierwszej setce. To nacja, która jest obok Amerykanek najliczniejsza w światowej czołówce. Tenis jest na pewno w Czechach dyscypliną narodową. Sam się zastanawiałem często, czemu oni mogą, a my nie. Budując zresztą klub przy granicy, chcieliśmy go oprzeć o czeską myśl, żeby dowiedzieć się, jak w praktyce to wszystko wygląda.
– I z tego co wiem – a mamy w Bielsku-Białej trenerów z Czech – wiele daje właśnie fakt, że tenis to sport narodowy w Czechach, na który kładzie się bardzo duży nacisk – opowiada Szczypka. – W każdej kategorii wiekowej znajdziemy z dwa tysiące zawodniczek. A zawsze jest łatwiej znaleźć talent wśród dwóch tysięcy dzieci, niż na przykład dwustu. Sam tenis jest też w tym kraju oczywiście dobrze dofinansowany. Ale czasem tenisistki szukają rozwoju poza granicami. Dla przykładu: “nasza” Linda Noskova kilka lat spędziła trenując w Szwajcarii u Melanie Molitorovej, matki Martiny Hingis.
– Kiedyś w Czechach kluczowy był system krajowy, teraz wszystko działa bardziej w oparciu o rodziców, sponsorów. Ale historia też pomaga – dziewczyny widzą, że sukcesy nie są odległe i bywają bardzo zdeterminowane. No i przede wszystkim jest ich dużo. Co roku wybija się jakaś Czeszka, odnosi sukcesy w ITFie.
Prezes klubu z Bielsko-Białej podkreśla też różnice w podejściu do tenisa między naszym krajem a Czechami: – Ważna jest świadomość. W Polsce bywa tak, że rodzice chcą, aby dziewczyna trenowała, ale też jeździła trzy razy w roku na wakacje, znała angielski, francuski i nie wiadomo jeszcze jaki język. A w Czechach zawodniczki po prostu więcej godzin dziennie trenują. Wszystko mają poukładane od rana do wieczora i nastawione na sport. Trening, dieta, i tak dalej. Profesjonalizm, świadomość tego, jakie czynniki są istotne, poświęcenie lekcji francuskiego czy pływania na rzecz tenisa – to też ma swoje przełożenie.
Czechy to przyszłość
W tym wszystkim możecie się zastanawiać: czemu jeśli mówimy o tenisie w Czechach, wspominamy tylko i wyłącznie o tenisistkach? Dlaczego mężczyźni nie odnoszą takich sukcesów jak swoje rodaczki? To również wyjaśnia Piotr Szczypka:
– Przede wszystkim tenis kobiecy jest łatwiejszy. Drabinki na ITF-ach u dziewczyn są często półpuste. A u chłopców nawet w najniższej kategorii oczekuje się na eliminacje. Panowie mają zatem większą konkurencję. Czesi są zresztą tego pewnie świadomi – i widzą w swoich córkach potencjał na tenisistkę, a w synach bardziej na hokeistę czy piłkarza.
Tak jak jednak wspominaliśmy: w Australian Open spory sukces odniósł Jiri Lehecka, który – będąc nierozstawionym graczem – awansował do ćwierćfinału singla.
Szczypka: – Ostatnio mieli trochę posuchę, jeśli chodzi o tenisistów, ale teraz wyskoczył im właśnie Lehecka. To jest wciąż młody chłopak, który ma każdą minutę zaprogramowaną na tenisa. Wszystko ma dopięte na ostatni guzik: od treningu, przez regenerację. Co ciekawe, udało mi się go zwerbować do gry w Superlidze. Nie było żadnego problemu. Tydzień przed przyjazdem do Polski był w okresie przygotowawczym, przyjechał, zagrał. Skromność i ciężka praca to cechy, które widać u niego na pierwszy rzut oka.
21-latek po Australian Open również zanotuje spory awans w rankingu. Już niedługo będzie 39. rakietą świata. Tak to zatem wygląda: Czesi mają mnóstwo zawodników, którym nie spieszy się, żeby zejść ze sceny. A mimo tego nazwiska jak właśnie Lehecka, siostry Fruhvirtove czy Noskova mogą wkrótce rozgościć się w nagłówkach największych portali. Nam pozostaje tylko pozazdrościć i – nie ukrywajmy – czerpać wzorce.
Czytaj także:
- Novak Djoković znów najlepszy
- Polski debel i jego sukcesy
- Wielkie Szlemy maluczkich. Kraje-outsiderzy z triumfami w turniejach wielkoszlemowych
- Aryna Sabalenka. Kim jest mistrzyni Australian Open i pogromczyni Magdy Linette?
Fot. Newspix.pl