Daniel Leo Gretarsson trafił do Polski w styczniu 2022. Wywodzi się z Islandii, miał okazję grać w angielskim Blackpool czy norweskim Aalesund, a teraz biega po boiskach Ekstraklasy w koszulce Śląska Wrocław. Z 12-krotnym reprezentantem “Strákarnir okkar” porozmawialiśmy m.in. o dorastaniu w małej rybackiej wiosce, wikingach, specyfice islandzkiego futbolu, okresie w Anglii i Norwegii, karierze piłkarskiej jako okazji do podróżowania po świecie, malowaniu ścian z ojcem i marzeniu o grze na mistrzostwach Europy. Zapraszamy.
Dzień, w którym przeprowadziłem wywiad z Danielem, był szalony pod kątem warunków pogodowych. Bardzo rzadko widzi się w Polsce takie oberwanie chmury i konsekwencje, jakie wywołuje. Zatopione uliczki, wiatr przesuwający bramki na boisku, ostry chłód niepodobny do standardowych tureckich realiów. Wieczorem, pod osłoną ciemności, to wszystko tworzyło momentami przerażający efekt. Kiedy rozmawialiśmy o późnej porze w hotelowym holu, obaj dziękowaliśmy, że nie musimy wychodzić na zewnątrz. Nawet dla Daniela, człowieka prosto z Islandii, taka pogoda była czymś niecodziennym. Tak jak dla mnie rozmowa, w której można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o tak wyjątkowym kraju.
Turcja, wywiad dziewiąty.
***
Dorastałeś w pięknym miejscu, jakim jest Islandia, ale to chyba specyficzne miejsce pod kątem rozpoczęcia kariery piłkarskiej.
Pochodzę z małej rybackiej wioski, która liczy tylko trzy tysiące mieszkańców. Dużo łodzi, sieci, ryb… Mój tata był rybakiem, w dzieciństwie mu pomagałem, ale zawsze miałem piłkę przy sobie. Na szczęście nie miałem problemu ze znalezieniem boiska i graniem.
Lubisz łowić ryby?
Bardzo, jeśli chodzi o łowienie na rzece. To mnie uspokaja. Na otwartym morzu już niekoniecznie, bo niestety szybko łapię chorobę morską.
To prawda, że owiec w Islandii jest dwa razy więcej niż ludzi?
Słyszałem o tym, bardzo możliwe! Islandia to prawie połowa Wrocławia, jeśli chodzi o liczbę mieszkańców. Na wyspie jest bardzo wiele niezamieszkałych przestrzeni, które owce zajmują. Miałem jednak częściej do czynienia z rybami, nie owcami. W Islandii na pewno ich mięso jest bardzo popularne.
Interesowałeś się kiedyś historią Islandii? Czytałeś o wikingach?
W islandzkich szkołach każde dziecko uczy się o tym, jak na wyspie pojawił się pierwszy człowiek, jak żył, jak ewoluował. Co ciekawe, nasz język jest najbliższy oryginalnemu językowi wikingów. W Norwegii, Danii czy Szwecji one uległy większym zmianom.
To musiał być bardzo trudny język, bo islandzki takowym jest.
Nie jest to łatwa nauka, ale bardzo przydatna, jeśli na wyspie chce zamieszkać się na stałe. Dodam, że bardzo dużo Polaków żyje w Islandii. Myślę nawet, że tworzą 10% populacji. Zakładam, że jakoś się przystosowują, bo wy też macie trudny język!
Czym Islandczycy wyróżniają się na tle reszty świata?
Są świetni w życiu w zgodzie z naturą. Mamy niewiele dużych budynków, 90% infrastruktury to pojedyncze domy z ogrodami, w dodatku duża część z nich z dostępem do wód termalnych. Co za tym idzie, dużo Islandczyków ma własne jacuzzi i tanią wodę. Korzystają z naturalnych dostępów, tak jak z wodospadów, z których czerpie się energię. Zresztą, zdecydowana większość energii na Islandii to “zielona energia”. Islandczycy dbają o środowisko, chcą być eko, nie niszczą swoich dóbr. Taka postawa pozwala utrzymać piękno tej wyspy, którą przylatują zobaczyć ludzie z całego świata.
Przeszło ci kiedyś przez myśl, żeby zostać w Islandii na całe życie?
Mam teraz żonę i dwójkę dzieci, z którymi lubimy próbować nowych rzeczy. Dlatego grałem w Norwegii, Anglii, a teraz jestem w Polsce. Lubimy też ciepłą pogodę, a o to w Islandii niestety nie tak łatwo. Nie mógłbym powiedzieć, że po karierze piłkarskiej zostanę tam na stałe. Wracać tam – owszem, ale być w jednym państwie przez całe życie? Nie wyobrażam sobie tego. Nie mam takiej potrzeby, żeby być blisko wszystkich. Potrzebuję tak naprawdę tylko rodziny, ona się liczy. Z nią łatwiej odkrywać mi nowe kultury, jedzenie, miejsca i ludzi, którzy mają różne perspektywy.
Chyba lubisz przygody.
Dokładnie. Mówiłem mojemu bratu: “Jeśli masz okazję zobaczyć coś poza Islandią, staraj się o to”. To nie musi być długi okres. Wystarczy jeden wyjazd na tydzień czy miesiąc, żeby trochę lepiej poznać świat. Wielu ludzi ma możliwości, zdrowie i czas, żeby sobie na to pozwolić. Dlatego zawsze zachęcam do podróżniczego stylu życia.
Nie każdy lubi wychodzić ze strefy komfortu.
Tak, trzeba wyjść z domu. Opuścić otoczenie, które dobrze znasz. To wymaga odwagi, ale tego naprawdę się potem nie żałuje. Zresztą, zawsze można wrócić, jeśli człowiekowi coś się nie spodoba.
Poziom piłki nożnej w Islandii może być lepszy? W rankingu UEFA liga islandzka jest na 48. miejscu.
To trudny temat. Nie ma nas wielu, mowa o trzystu-czterystu tysięcy ludzi, z czego 1/3 żyje w Rejkiawiku. Kolejny problem to pieniądze. W innych krajach wiele mają do powiedzenia sponsorzy, którzy mają usługi o zasięgu globalnym. Część ich zarobków idzie na piłkę nożną. W Islandii to niemożliwy układ. Istnieje bowiem przepis, który zabrania ingerencji finansowej ze strony zewnętrznych inwestorów. Każde miasto ma zatem swój klub, którego nie może sprzedać. Dlatego też tak ważne jest wychowywanie i sprzedawanie piłkarzy za granicę. Kluby opierają na tym dużą część swojego budżetu. Każdy większy zastrzyk gotówki to bezcenna cegiełka do rozwoju, tak jak choćby gra w fazie grupowej europejskich pucharów. Drużyna, której wreszcie uda się dotrzeć do takiego etapu, będzie mogła znacznie urosnąć.
Mam wrażenie, że to trochę naiwne czekanie na “złoty moment”.
Taki jeden moment już był, kiedy Islandia dotarła do ćwierćfinału EURO 2016. Nie potrzebowaliśmy wielkich talentów, żeby osiągnąć sukces. Kluczem okazał się dobry zespół, dzięki któremu federacja mogła rozdzielić dużą nagrodę. Kluby w Islandii otrzymały spory dopływ pieniędzy. To był wyjątkowy czas szczególnie dla wolontariuszy, których jest bardzo wiele, a na co dzień nie dostają za pracę w klubach żadnej pensji. Szczerze mówiąc, gdyby nie ich pasja, kluby piłkarskie w Islandii nie mogłyby funkcjonować.
Mamy jeszcze jedną zasadę, jeśli chodzi o finanse: firmy bukmacherskie nie mogą sponsorować klubów. W Europie wiele lig korzysta z takich form współpracy, ale to i zakaz dla obecności inwestorów sprawia, że piłka nożna w Islandii ma określony sufit.
Czyli szans na rozwój bez drastycznych zmian po prostu nie ma?
Prawdopodobnie nie.
Może jakimś problemem jest fakt, że Islandczycy nie są tak szaleni na punkcie futbolu?
Ciekawe spostrzeżenie, z którym chyba bym się zgodził. W Islandii nie mamy czegoś takiego jak “ultrasi”, ogółem bardziej rozwiniętych grup kibicowskich, którzy szaleją na punkcie swojej ulubionej drużyny. W Islandii futbol to bardziej sport familijny, nie sposób na biznes czy styl życia. Daleko nam do Brazylijczyków czy Argentyńczyków. Rodzice często wysyłają dzieci do klubów, żeby spędzały wolny czas z piłką, ale nikt nie kładzie na nich żadnej presji. Jeśli ktoś nie jest wystarczający dobry, nic złego się nie dzieje.
Mimo to, Islandia potrafi wychować ciekawych zawodników. Nawet takich, którzy grają na poziomie Premier League.
Tak, choć nie jest to takie proste. Średnio mamy największy procent profesjonalnych piłkarzy na miasto. Porównując nas z innymi krajami z Europy, Islandia po prostu wypada najlepiej. Ale to pokazuje, jak wyciska się maksimum z potencjału ludzkiego, który jest mocno ograniczony.
Młodzi piłkarze potrafią się przebijać, bo mają dobrą mentalność. W słowniku Islandczyka nie istnieje słowo “poddać się”. To nasz znak rozpoznawczy nie tylko na boisku, ale także poza nim. Nie musisz mieć wybitnych umiejętności technicznych, żeby coś osiągnąć. Zachodzisz dalej dzięki pracy z głową.
Twoja mentalność została przetestowana, kiedy łapałeś kontuzje w Blackpool. To był twój najgorszy okres do tej pory?
Tak, miałem takich kilka. Ktoś mógłby powiedzieć, że już mu się nie chce, że nie da rady, ale właśnie w trudnych chwilach budujesz swoją mentalność. Tak naprawdę poznajesz siebie dopiero wtedy, kiedy pojawiają się przeciwności losu. Widzisz, w czym jesteś słabszy, co trzeba zmienić, co jest twoją siłą. Tak samo jest z wyzwaniami, które sobie stawiamy.
Jeśli chodzi o Blackpool, miałem problemy z barkiem. Straciłem przez to bardzo dużo czasu, byłem wybity z rytmu. Kiedy zespół awansował do Championship, doszły kolejne problemy z urazami i mocno spadłem w hierarchii.
Wcześniej byłeś w Norwegii, konkretnie w Aalesund, które opuściłeś dopiero po prawie sześciu latach.
Dlaczego tak długo? Cóż, to było fajne miejsce do życia, dla rozwoju piłkarskiego również. Łatwo było o adaptację, a poza tym tam również urodziło się moje pierwsze dziecko. Po pięciu latach naszła mnie jednak myśl, że czas na zmiany. Pojawiła się okazja wyjazdu do Anglii, z której skorzystałem. Pewną trudnością był fakt, że w 2020 roku szalał koronawirus. Wtedy wszystko było utrudnione na czele z dostępem do rodziny. Żyłem z uczuciem ciągłego zamknięcia, choć miałem to szczęście, że wtedy moje drugie dziecko przyszło na świat całe i zdrowe.
Nutka radości w smutnej pandemicznej rzeczywistości?
Dokładnie. Dla mnie kariera piłkarska to okazja do zbierania ciekawych doświadczeń, których jako człowiek wykonujący inny zawód mógłbym nie mieć. Są piłkarze, którzy wchodzą na topowy poziom, mają ogromne ambicje, żeby grać w najlepszych klubach na świecie, ale przyznam szczerze, że takie wizje nigdy nie były szczytem moich marzeń. Ja chcę kolekcjonować fajne wspomnienia i mieć świadomość, że moja rodzina czerpie radość z życia. Oczywiście muszę dobrze grać w piłkę w każdym miejscu, to wymóg nr 1, bez którego nie byłoby tego wszystkiego.
Jak czujesz się w Polsce?
Bardzo dobrze. Dzieci chodzą do przedszkola, wszyscy jesteśmy szczęśliwi. Czujemy się tak, jakby Polska była naszym domem. Do tego lubię różnorodność tego kraju, jeśli chodzi o miejsca czy pory roku. Nie podobają mi się jedynie momenty, kiedy temperatura w okresie letnim dochodzi do 35 stopni. To dla mnie za dużo, wtedy chowam się przed słońcem! W Islandii 20 stopni to już sporo, więc mam nadzieję, że mnie rozumiesz.
Kim byłbyś, gdyby nie futbol? Opcja realna i wymarzona.
Kiedy byłem młody, pracowałem z ojcem, który ma firmę odpowiedzialną za malowanie domów. Mając 14-15 lat, wstawałem wcześnie rano i szedłem malować ściany przez kilka godzin. Potem trening, powrót do pracy i jeszcze jeden trening. Dwa w jeden dzień w Islandii to rzadkość, z kolei pracujące dzieci w czasie wakacji są normalnym zjawiskiem. Takie doświadczenie pomogło mi dorosnąć, dało wiele w rozwoju piłkarskim, nauczyło pokory. To była lekcja, że do zdobycia czegokolwiek (wtedy kieszonkowego!) potrzebujesz ciężkiej pracy. Poza tym, zyskałem szacunek do wszystkiego, co mam, także do możliwości bycia profesjonalnym zawodnikiem.
Odpowiadając na twoje pytanie, powiedziałbym zatem, że byłbym malarzem. Jeśli zaś chodzi o wymarzony zawód, prawdopodobnie chciałbym pracować w roli inżyniera lub informatyka. Dobrze uczyłem się w szkole, ale największym marzeniem zawsze było zostanie piłkarzem. Dziś one są inne. Chcę mieć zdrową i szczęśliwą rodzinę, wygrać jakieś trofeum ze Śląskiem i zagrać w następnych mistrzostwach Europy w koszulce reprezentacji Islandii.
WIĘCEJ MATERIAŁÓW ZE ZGRUPOWANIA W TURCJI:
- Zator: Patrzyłem na Daviesa i mówiłem – o ja cię, on nie może być aż tak szybki
- Jakub Szumski o grze w tureckiej lidze [WYWIAD]
- Jop: Uwiera mnie strach obrońców przed pojedynkami [WYWIAD]
- Babenko: „Nasi żołnierze śpią w okopach. Jak mógłbym narzekać na brak prądu?”
- Colley: „Moje marzenie? Zostać milionerem i być dobrym bossem dla ludzi!”
- Hinokio: Zaskoczyło mnie, że w Polsce tak szybko się przebiłem
- Hovakimyan: Polska to mój drugi dom. Gdyby Noah Group kupiła tu klub, byłbym szczęśliwy
- Wahlqvist: „Wygrywaliśmy ligę szwedzką, mając w składzie siedmiu wychowanków!”
- Kiko Ramirez: Za kilka lat Wisła Kraków będzie przykładem
- Zieliński: „W piłkarzach zawsze wkurzała mnie głupota”
- Mrozek: „Narzeczona śmieje się, że funkcjonuję jak robot”
- Kupisz: Mówienie o turyście z Polski czasami wkurzało, ale znów wybrałbym Włochy
- Niedźwiedź: „Porównań do trenera Papszuna nie uniknę, ale podążam swoją drogą”