Reklama

Hovakimyan: Polska to mój drugi dom. Gdyby Noah Group kupiła tu klub, byłbym szczęśliwy

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

13 stycznia 2023, 12:12 • 10 min czytania 5 komentarzy

Hayk Hovakimyan jest przed trzydziestką, a już zarządza zasłużonym węgierskim klubem – VSC Debreczyn. Ormianin pracujący dla Noah Group, która inwestuje w futbol w różnych częściach Europy, jest dyrektorem sportowym tej drużyny. Jest także człowiekiem mocno związanym z… Polską. Co łączy go z naszym krajem i jak przebił się na piłkarskie salony? O tym opowiada w swoim pierwszym wywiadzie dla polskich mediów.

Hovakimyan: Polska to mój drugi dom. Gdyby Noah Group kupiła tu klub, byłbym szczęśliwy

Nasi czytelnicy tego nie usłyszą, ale rozmawiamy po polsku. Wyjaśnisz dlaczego?

Rozmawiamy po polsku, bo przez osiem lat mieszkałem w Warszawie. Mój tata był ambasadorem Armenii w Polsce. Język polski był pierwszym zagranicznym językiem, którego się uczyłem. Myślałem po polsku. Teraz jest dla mnie ciężej, bo nie mam praktyki. Wtedy było to dla mnie łatwe jak to dla dziecka. Miałem polskich przyjaciół, cały czas z nimi przebywałem, rozmawiałem.

Mam niesamowite wspomnienia związane z tym krajem, to moja druga ojczyzna. Śledzę wiadomości, oglądam Ekstraklasę, w której mamy teraz Wahana Biczachczjana. Jestem z niego dumny, jest bardzo dobrym piłkarzem. Chodziłem do polskiej szkoły, mam tam dużo przyjaciół. Same dobre i ciepłe wspomnienia.

Do jakiej szkoły chodziłeś?

Reklama

To było przedszkole i pierwsze trzy klasy szkoły podstawowej. Szukam mojego dobrego przyjaciela z Olsztyna, Tomka. Jeśli to przeczyta, to proszę, żeby się ze mną skontaktował!

Często spotykałeś się z Polakami, którzy byli w szoku, gdy zaczynałeś z nimi rozmawiać w naszym języku?

Reakcje były niesamowite, zastanawiali się, skąd doznam język polski, w końcu jestem Ormianinem. Teraz w Turcji też spotkałem się z polskimi agentami i nie rozumieli, co się dzieje. Codziennie dostaję jakąś wiadomość od polskich dziennikarzy, agentów i kiedy odpowiadam im po polsku, są zszokowani.

Jak to jest być synem ambasadora? To ważna funkcja.

Zacząłem interesować się piłką nożną, bo dwa razy z rzędu reprezentacja Armenii była w grupie z Polską. W 2001 roku poleciałem na mecz, który zakończył się remisem 1:1. Znam Tomasza Hajto, Michała Żewłakowa, a moim faworytem był Emmanuel Olisadebe. Super napastnik. Po spotkaniu poszedłem do szatni, mogłem ich wszystkich poznać. To był bardzo dobry czas, zacząłem lubić polską piłkę. Sam nie miałem dużego talentu, grałem tylko amatorsko.

Twój tata trafił do Polski, bo miał taki zamiar, czy po prostu tam go wysłano?

Reklama

Tak się złożyło. Najpierw był w Grecji, potem była Polska. Mam mnóstwo wspomnień z tego okresu, bo z racji tego, że tata był ambasadorem, dużo jeździliśmy po kraju. Pamiętam, że wszyscy zawsze byli bardzo gościnni, a byłem wszędzie. Pamiętam, że latem bywaliśmy w Gdańsku, w Sopocie.

A jak znalazłeś się w futbolu?

Bardzo ciężko jest pracować w profesjonalnej piłce. To jest niemożliwe przez maile czy telefony. Mieszkałem już w Erewaniu i zobaczyłem na Facebooku, że są organizowane kursy skautingowe. Dla mnie było to ciekawe, chciałem spróbować. Tak się zdarzyło, że wybrali mnie i złożyli mi ofertę pracy w jedynej agencji piłkarskiej w Armenii — Legal Sport, zacząłem tam pracować. Byłem odpowiedzialny za Polskę, Węgry, Austrię i Słowację. W pierwszym sezonie nie zrobiłem żadnego transferu. Zdecydowałem, że daję sobie jeszcze jedno okienko i jeśli zrobię jakiś ruch, to mogę dalej pracować w piłce. Jeśli nie, to chyba trzeba posłuchać taty i pójść inną drogą.

Jaką?

Tata chciał, żebym poszedł w jego ślady i został dyplomatą. Ale ja kochałem piłkę nożną i chciałem jeszcze spróbować. W tamtym okienku zrobiłem dwa transfery, obydwa związane z Polską. Pierwszy to Jarosław Jach, który był w Rizespor, a my wypożyczyliśmy go do Sheriffa Tyraspol. Drugi to Matej Palcić z Wisły Kraków, który także trafił do Sheriffa. W agencji pracowałem dwa lata, to było bardzo dobre doświadczenie, bo miałem wtedy 23-24 lata. Nawiązałem pierwsze kontakty, miałem dużo spotkań, jeździłem na obozy.

Jak trafiłeś z agencji do klubu?

Robiłem dyplom końcowy, masters, na uniwersytecie i moja wykładowczyni powiedziała, że w Armenii jest nowy, bardzo fajny projekt piłkarski. Jej brat miał być oficerem prasowym tego klubu. Zapytała, czy chciałbym pójść na spotkanie z tymi ludźmi. Miałem cztery rozmowy kwalifikacyjne, a po ostatniej z nich usłyszałem, że są do mnie przekonani i mają dla mnie ofertę — posadę dyrektora sportowego. Byłem w siódmym niebie, to był dla mnie pierwszy krok w profesjonalnej piłce. W dwóch pierwszych sezonach zdobyliśmy dwa wicemistrzostwa Armenii, puchar i superpuchar kraju z FC Noah.

Nasz klub należy do grupy inwestycyjnej, która ma kilka zespołów. Zrobiliśmy dobrą robotę na miejscu, więc nasze władze zdecydowały, że będę osobą, która zajmie się międzynarodowymi projektami. Pierwszy z nich był na Łotwie — drugoligowe Dinamo Riga. Moim celem było utrzymanie w lidze zespołu, który miał 5 punktów po 11 meczach. Przyszedłem, wygraliśmy cztery z pięciu meczów i byliśmy dwa punkty od trzeciego miejsca. Wtedy przerwano rozgrywki, bo to był sezon COVID-owy. Mieliśmy też projekt we Włoszech – Siena. Pracowałem tam pół roku, naszym trenerem był Alberto Gilardino.

Ciekawa postać.

To też był dobry projekt, biznesowy. Siena miała bardzo duże problemy finansowe, grała w Serie D. My awansowaliśmy do Serie C i bardzo korzystnie sprzedaliśmy klub. Byłem także w trzeciej Bundeslidze, KFC Uerdigen. Mieli problemy finansowe, walczyliśmy o utrzymanie i utrzymaliśmy się w ostatniej kolejce. Teraz jesteśmy w Debreczynie, gdzie mamy fantastyczną infrastrukturę — stadion na 23 tysiące miejsc, bardzo dobrą akademię. Mierzymy wysoko. Jesteśmy tu pół roku, tracimy sześć punktów do drugiego miejsca. Musimy trochę popracować na obozie i przygotować się do drugiej części sezonu zgodnie z naszymi ambicjami.

Cofnę się jeszcze do tego, co robiłeś wcześniej, bo pracowałeś też jako dziennikarz sportowy.

Cały czas szukałem możliwości bycia blisko piłki nożnej. Byłem jednym z dwóch dziennikarzy w kraju, który robił duże reportaże o zawodnikach z Armenii, o reprezentacji narodowej. Miałem swój blog, lubiłem pisać i pisałem nieźle. Mój dyplom zrobiłem jako dziennikarz.

Czyli jest dla mnie nadzieja!

Oczywiście! Co robi dziennikarz? Poszukuje ciekawych informacji. To bardzo pomaga w później pracy, budujesz kontakty.

Jak zrodził się pomysł grupy Noah i jak funkcjonowaliście w Armenii?

W naszym kraju bardzo ciężko robić biznes w futbolu. Jesteśmy patriotami, więc chcemy zrobić coś dla ormiańskiej piłki. W dwóch pierwszych sezonach byliśmy bardzo blisko mistrzostwa kraju. Gdybyśmy zainwestowali trochę więcej pieniędzy w trzecim, to pewnie by nam się to udało. Ale w Armenii możesz być na plusie tylko wtedy, gdy grasz w europejskich pucharach, a dopiero w dwóch ostatnich sezonach doczekaliśmy się klubów, którym udało się awansować. To było bardzo duże wydarzenie. Liga Konferencji nam pomogła, bo dotychczas naszym największym osiągnięciem była trzecia runda eliminacji.

Pieniędzy za prawa telewizyjne nie ma, na dniu meczowym nie zarabiamy, biznes wokół klubu nie istnieje. Sprzedawanie piłkarzy — to chcemy robić. Dlatego inwestujemy więcej w naszą akademię. Mamy najmłodszy skład w lidze, nawiązaliśmy współpracę z Villarreal. Żeby zrobić coś dobrego dla naszej piłki, trzeba stawiać na młodzież. Dzięki naszej grupie mamy kluby w Europie, do których będziemy mogli wysłać Ormian, którzy wyróżnią się w lokalnej lidze. Wahan Biczachczjan pokazuje, że potrafimy kopać w piłkę.

Często mówi się o Armenii czy Gruzji, że to kraje potrafiące produkować piłkarzy. Brakuje jednak marki. Kwicza Kwaracchelia zostałby sprzedany wcześniej i drożej, gdyby był np. Chorwatem.

Mamy bardzo dużo kreatywnych, technicznych piłkarzy z dobrym dryblingiem, szybkich. Nie mamy jednak dla nich rynku. Gruzini zaczęli proces wysyłania młodzieży do Europy 20 lat temu, zaczynali od niewielkich pieniędzy, żeby się pokazać. Teraz w każdej lidze mają pełno swoich zawodników, w Polsce też jest ich wielu. W Armenii także jest bardzo dużo talentów, ale musimy więcej pracować nad marketingiem. Bardzo ciężko sprzedać dobrego Ormianina, bo nawet gdy on radzi sobie w lokalnej lidze, to europejski klub się boi, że różnica poziomów między ligami jest zbyt duża. Nasze drużyny muszą działać w inny sposób — brać mniej pieniędzy za transfer, ale zapisywać sobie procent od przyszłej sprzedaży.

Zdradzisz, jakim budżetem operuje Noah FC?

To nie są duże pieniądze. Nie chcę mówić wprost, bo to nie byłoby fair wobec moich przełożonych, ale mogę powiedzieć, że w pierwszym sezonie płaciliśmy naszym zawodnikom maksymalnie 3000 euro miesięcznie. Mieliśmy bardzo fajny zespół i dobre wyniki — w ostatnim meczu przegraliśmy mistrzostwo. Przegraliśmy 0:2 z drużyną, z którą kilka dni wcześniej graliśmy w finale Pucharu Armenii. Tamten mecz był niesamowity: przegrywaliśmy 1:4 do przerwy, skończyło się 5:5. W rzutach karnych wygraliśmy 7:6, ale bardzo ciężko było nam zregenerować naszych zawodników na drugie spotkanie.

Jak ciężko było ci sprowadzać zawodników do ligi armeńskiej?

Ciężko. Pracowaliśmy z piłkarzami z Bałkanów, Rosji, Ukrainy. Łatwiej było ich przekonać, język był mniejszym problemem, bo w Armenii drugim językiem jest rosyjski.

Jakie cele stawiacie sobie jako grupa Noah?

Jesteśmy zorientowani biznesowo. Jeśli spojrzysz na transfery Debreczyna, to większość piłkarzy ma maksymalnie 23-24 lata. Liga węgierska jest dobra pod promowanie zawodników i przyszłą sprzedaż. Bardzo dużo pracujemy z naszą akademią, bo mamy fantastyczną strukturę. Nasze zespoły U-14, U-15, U-16 są na pierwszych miejscach w lidze, mamy wielu młodzieżowych reprezentantów kraju. Wspominałem o współpracy z Villarreal — oni pomagają nam w edukacji trenerów. Baza treningowa jest kapitalna, metodologia wymaga ulepszenia.

Jaki jest twój zakres obowiązków jako dyrektora sportowego?

Wszystko, co jest związane z pierwszym zespołem. Priorytetem są transfery, ale jestem na obozie i dbam o zawodników 24 godziny na dobę. Mamy też drugi zespół, w trzeciej lidze, muszę być w kontakcie z ich trenerem, trzymać balans. Muszę także utrzymywać kontakt z zarządem Noah i z naszym trzecim klubem, Paris FC. Nasza praca nie ogranicza się tylko do sportu, bo jesteśmy nowymi ludźmi i musimy dbać o wszystko — media, marketing, akademia.

Na jakie rynki jesteś ukierunkowany na Węgrzech?

Nie chcę mówić, że mamy jakieś konkretne kierunki. Mamy doświadczenie w kilku krajach, kontakty, dużą bazę agentów. Nie mamy jednego rynku, ale wiadomo, że skoro mamy trenera z Serbii, to chętniej patrzymy na Bałkany. Mamy dział skautingu, w którym pracuje pięć osób i bardzo mi pomagają. W klubowej akademii jest wiele osób, zostali w niej piłkarze, którzy grali w naszym klubie w przeszłości i zostali trenerami.

Paris FC to ciekawy projekt, bo powstał w sercu jednego z najbardziej produktywnych regionów Europy.

Jestem w codziennym kontakcie z dyrektorem sportowym tego klubu, to ciekawy rynek. Jest tam wielu interesujących zawodników, a dla naszej grupy istotny jest przepływ piłkarzy między klubami. Może nie teraz, ale myślę, że latem zrobimy stamtąd jakiś transfer do Debreczyna.

Na stronie waszej grupy widziałem, że celujecie wysoko i chcecie mieć klub w 2. Bundeslidze.

Tak, mieliśmy już jakieś oferty. Pracujemy nad tym, mamy oferty z różnych krajów, ale szukamy bardzo interesujących projektów. Chcemy być jeszcze więksi.

Polska to dla was atrakcyjny rynek do inwestowania?

Polska jest atrakcyjna dla mnie, ale mamy już klub na Węgrzech, więc jest mała szansa, że będziemy mieć klub w Polsce. Gdybyśmy jednak mieli, byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Mógłbym być w nim nawet po prostu skautem!

Doszedłeś bardzo wysoko w młodym wieku, jakie masz plany na przyszłość?

Latem będę miał 30 lat, więc to, co osiągnąłem, moje doświadczenie, jest duże. Cały czas myślę jednak tylko o najbliższej przyszłości. Chciałbym, żeby Debreczyn był tak mocny, jak kiedyś, żebyśmy grali w Lidze Mistrzów, sięgali po mistrzostwo.

Co robisz, żeby nadal się rozwijać?

Cały czas zbieram nowe kontakty. Praca w Debreczynie pozwala mi poznawać ludzi z jeszcze wyższej półki. Przykładowo dwa miesiące temu na Węgrzech był dyrektor AS Roma. Latem będziemy mieli turniej U-17. Szukam różnych forów związanych z piłką, interesuję się nowoczesnymi konceptami w futbolu, bo chcemy być nowocześni. To wiąże się z technologiami, chociaż w tym aspekcie jestem staromodny. Wystarcza mi InStat i obserwacja na żywo. Cały czas odzywają się jednak ludzie, którzy oferują nam nowe platformy i wiem, że trzeba myśleć nowocześnie.

Jaką masz radę dla osób, które chcą zaistnieć w tym zawodzie?

Potrzebujesz troszeczkę szczęścia. Zasugerowałbym, że dobrym krokiem są kursy i platformy skautingowe. Ja byłem na IPSO, gdzie spotkałem wielu ludzi pracujących w klubach. Może, jeśli pokażesz się tam z dobrej strony, ktoś się tobą zainteresuje.

WIĘCEJ O ZGRUPOWANIU W TURCJI:

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Niemcy

Karbownik to ma jednak pecha. Zaczął grać na środku pomocy i złapał uraz

Szymon Piórek
1
Karbownik to ma jednak pecha. Zaczął grać na środku pomocy i złapał uraz

Komentarze

5 komentarzy

Loading...