Po tym jak w poprzednim meczu San Antonio Spurs Jeremy Sochan po raz pierwszy w karierze nie zdobył punktów, pozostawało liczyć, że szybko się odbuduje. I tak się stało. Dziś w nocy Ostrogi pokonały 121:109 Detroit Pistons, a Polak był ważnym aktorem tego widowiska.
Owszem, to był mecz dwóch ekip, którym na zwycięstwach w tym sezonie przesadnie nie zależy. Pistons zajmują aktualnie ostatnie miejsce w tabeli Konferencji Wschodniej, a Spurs na Zachodzie są przedostatni. Jednak dobrze wiedzieć, że po zupełnie nieudanym w swoim wykonaniu meczu, Jeremy Sochan jest w stanie z miejsca wskoczyć na powrót na swój standardowy poziom. Bo to – zwłaszcza u młodego koszykarza – niezwykle cenna umiejętność.
https://twitter.com/spurs/status/1611542819205943298?s=20&t=N2C96xZAPLVknpP54hHdxQ
O ile więc starcie z New York Knicks skończył bez punktów, a do tego zaliczył 1 zbiórkę i 4 asysty, o tyle dziś jego linijka wyglądała dużo bardziej okazale – kolejno 10, 8, 2. Wszystkie jego zbiórki miały zresztą miejsce w obronie, lepiej w defensywie poradził sobie w tym meczu tylko Jakob Poeltl, jego klubowy kolega. On i Jeremy byli też dwójką z pięciu graczy Spurs, którzy rzucili tego dnia co najmniej 10 oczek – do tego jeszcze Malaki Branham (14), Romeo Langford (15) i Tre Jones (25).
Dobra forma pod koszem – rozłożona na kilku zawodników – wystarczyła, by Spurs spokojnie wygrali całe spotkanie. Ekipa z Teksasu była zresztą lepsza od samego początku i w niemal każdej kwarcie – tylko druga skończyła się remisem (20:20). Dla San Antonio było to trzynaste zwycięstwo w tym sezonie, nie zmieniło ono jednak niczego w ich sytuacji w tabeli. Tam podopieczni Gregga Popovicha nadal są przedostatni w Konferencji Zachodniej i… zapewne prędko się to nie zmieni. Znajdująca się miejsce wyżej Oklahoma ma bowiem bilans 17-22 (przy 13-26 Spurs), a Houston Rockets okupujący sam dół tabeli – 10-29.
Fot. San Antonio Spurs/NBA Entertaiment