Najczęstszym kierunkiem podań w meczu z Meksykiem były zagrania Glika do Kiwiora. Druga najczęstsza kombinacja to podania Kiwiora do Glika. Trzecia – Szczęsnego do Lewandowskiego. Po trzech dniach turnieju żadna reprezentacja nie miała tak mało zagrań w pole karne. Żadna kadra nie wykreowała sobie niższego współczynnika goli oczekiwanych z gry. Nikt nie miał tak mało rajdów progresywnych. Polska w meczu z Meksykiem w fazie kreacji pokazała najbardziej prymitywną formą budowania gry z tych, które można było pokazać.
Z kadry po meczu z Meksykiem płynie przekaz, który można skrócić do formułki “zrealizowaliśmy plan”. Od pierwszych minut tego starcia było widać, że nastawiliśmy się przede wszystkim na to, by nie stracić bramki. I nie ma nic złego w założeniu, że kluczowe dla osiągnięcia celu jest zachowanie czystego konta. Wręcz jest to elementarz zespołów, które nie są faworytami – szczelna defensywa to podstawa.
Dlatego trudno krytykować biało-czerwonych za to, że nie pozwolili Meksykowi na stworzenie groźnych sytuacji strzeleckich. Trudno jednak nie załamać rąk nad tym, jak prymitywny sposób obraliśmy na to, by tego gola strzelić. Teoria taktyki zakłada, że mecz dzieli się na cztery fazy: fazę posiadania piłki, fazę przejścia z ataku do obrony, fazę obrony oraz fazę przejścia z obrony do ataku. My mieliśmy opracowane dwie fazy – tę, w której piłki nie mamy. I tę, w której piłkę tracimy i musimy szybko przejść do destrukcji.
Czy na wymyślanie czasu na atak zabrakło czasu? A może sztab uznał, że “zero z tyłu, a z przodu zawsze coś wpadnie”? Może uznano, że potencjał jakości tego zespołu nie pozwala na to, by rozgrywać piłkę?
Jeśli jakakolwiek z tych opcji jest prawdziwa, to pozostaje nam tylko załamać ręce. Dostaliśmy absolutnie najgorszy model Narodowego Modelu Piłki Parzącej. Wyszliśmy na ten mecz tylko przeszkadzać, psuć, uprzykrzać. A nie chcieliśmy budować, rozgrywać, atakować.
Zero podań do Lewandowskiego w pole karne. Jak nasz kapitan zagrał z Meksykiem?
Meksyk – Polska 0:0. Do tej pory nikt nie grał takiego antyfutbolu, jak my
Jesteśmy po trzech dniach turnieju. Obejrzeliśmy już w akcji zespoły z dalekich miejsc rankingu FIFA. Zobaczyliśmy zespoły ze strefy azjatyckiej, która wypada najgorzej we wszelakich porównaniach jakości kadr. Dostaliśmy pokaz gry Kataru, Walii czy Australii.
Tymczasem pod względem statystyk kreacji gry mało kto wypada tak źle, jak reprezentacja Polski.
- pod względem rajdów progresywnych (przeniesienie piłki o 15-30 metrów bliżej bramki rywala poprzez bieg z piłką) – najgorsi, ledwie 5 takich akcji
- pod względem passing rate (podania na minutę posiadania) – najgorsi, ledwie 10,2
- pod względem kluczowych podań – najgorsi, zero udanych
- pod względem podań w ofensywną tercję – druga najgorsza skuteczność, tylko Walia mniej
- pod względem kontaktów z piłką w polu karnym – drugi najgorszy wynik, tylko Katar mniej, my sześć
- pod względem expected goals z gry – najgorsi, 0,05 xG
- pod względem dośrodkowań – drugi najgorszy wynik, sześć wrzutek, mniej tylko Tunezja
- pod względem pojedynków w ataku i dryblingów – trzeci najgorszy wynik jeśli chodzi o próby, mniej Walia i Australia
Wygląda to katastrofalnie. To na nas spada odpowiedzialność za to, że ten mecz tak wyglądał. Obraz tego spotkania namalowaliśmy my, a Meksyk próbował dodać do niego koloru, ale ukradliśmy im całą paletę kolorów. Czesław Michniewicz może mówić o tym, że “plan został zrealizowany”, bo to jest jego futbol – defensywny i destruktywny. Ale doprawdy zatrważające jest to, jak bardzo nie chcieliśmy kreować czegokolwiek. I tego, że faktycznie nie chcieliśmy, dowodzą powyższe statystyki.
Dowodzi też sposób rozgrywania akcji przez Polaków. Dwie najczęstsze kombinacje podań w polskiej kadrze to podania Glika do Kiwiora oraz Kiwiora do Glika (11 i 10 takich zagrań). Trzeci najczęstszy kierunek zagrań – dalekie podanie Szczęsnego do Lewandowskiego (9 prób).
Dla porównania – Lewandowski od Zielińskiego jedno podanie. Cash do Zielińskiego zagrał dwa razy. Tyle samo razy zagrywał mu Kamiński. Szymański i Zieliński, nasi rozgrywający i pewnie najbardziej kreatywni piłkarze, wykonali mniej podań razem niż Glik w pojedynkę (27 do 26).
Meksyk – Polska 0:0. Skuteczne unikanie gry
Czasem z zazdrością zerkamy w kierunku Hiszpanów. Mówimy o tym, jak każde kolejne ich pokolenie potrafi grać w piłkę. Dostrzegamy, że lepiej rozumieją grę. Lepiej poruszają się bez piłki przy nodze. Bo w gruncie rzeczy piłkarz przez zdecydowaną większość meczu nie jest przy piłce. Porusza się, przesuwa, biega bez piłki. Ważnym jest natomiast to, by ustawiać się tak, by albo móc tę piłkę dostać, albo swoim ruchem umożliwiać koledze z zespołu wykorzystanie wolnej przestrzeni.
Jest to absolutnie kluczowe w przypadku środkowych pomocników, którzy odpowiadają za kreowanie. Oni spełniają w zespołach różne role – są piłkarze od prostego przenoszenia piłki do przodu, są cofnięci rozgrywający, są pomocnicy dobrze czujący się z rywalem na plecach, są dryblerzy.
Jest też Grzegorz Krychowiak. Środkowy pomocnik, który nie chce piłki. I mamy dwie opcje: albo Krychowiak celowo unikał bycia pod grą, albo takie dostał założenia od trenera. Jeśli to pierwsze – to czas najwyższy zrezygnować z niego. A jeśli to drugie – to ciekawi jestem po co grali Szymański i Zieliński, którzy potrzebują za plecami zawodnika, który jest w stanie podać im piłkę po ziemi.
Spójrzcie na te sytuacje. Rozgrywamy piłkę w tyłach. Zieliński schodzi niżej, bo chce wreszcie ją powąchać. Szymański obniżył swoją pozycję, ale piłka jest póki co na przeciwnej stronie. Co robi Krychowiak?
Chowa się. Nie chce piłki. Nie robi dwóch kroków w lewo, by stać się opcję do zagrania i wykorzystania przestrzeni za swoimi plecami. Skleja się do rywala i udaje, że jest kryty.
Ale może jak zmienimy stronę, to wtedy się uaktywni?
Skądże znowu. Łapie wzrokiem drugiego Meksykanina i tym razem dokleja się do niego. Znów jest kryty, znów ma czyste buty, znów nie można mu podać.
Takich akcji znajdziemy dziesiątki w całym spotkaniu. Wczoraj oceniłem Krychowiaka na piątkę w dziesięciostopniowej skali i argumentowałem to tym, że niczego nie zepsuł, zatem oczekiwania spełnił. Bo my – przez ten cały czas Krychowiaka w kadrze – przyzwyczailiśmy się, że to nie jest facet od budowania gry. Nie musi nawet kreować, ale niech postawi pierwszą cegiełkę w budowaniu ataków. Wydaje się, że Kiwior z piłką przy nodze czuje się pewnie, chciałby grać po ziemi, ale nie jest w stanie zagrać 40-metrowego płaskiego podania do Zielińskiego/Szymańskiego. A do Krychowiaka nie może, bo ten wkleja się w pomocników rywali i udaje, że go nie ma.
Albo w fazie budowy ataku nie daje zupełnie żadnej opcji do rozegrania, jak tutaj.
Michniewicz na dzisiejszym briefingu z dziennikarzami pytał “jaki bardziej ofensywny skład mogłem wystawić?”. Sęk w tym, że postawienie na Szymańskiego, Zalewskiego, Kamińskiego i Zielińskiego ma sens, ale tylko wtedy, gdy ktoś gra do nich. Do nogi, nie na walkę o górne piłki. My zagraliśmy więcej dalekich podań od Meksykanów, mimo tego, że mieliśmy o 183 podania ogólnie mniej. Procent udziału długich podań jest u nas dwukrotnie wyższy niż u rywali.
Meksyk – Polska 0:0. Trudno tworzyć przewagę dryblingiem na własnej połowie
Ustawianie się nisko w obronie ma sporo zalet. Trudno spenetrować taką linię defensywy podaniem, na ogół masz przewagę w świetle bramki, łatwiej podwajać krycie w bocznych sektorach, masz więcej możliwości zablokowania strzału z dystansu.
Natomiast tak ustawiona linia defensywy jest też kamieniem u nogi, gdy trzeba przenieść piłkę do przodu. Spójrzmy na tę sytuację – mamy przewagę na bokach, mamy przewagę w świetle bramki. Ale w momencie przechwytu jedynym piłkarzem przed linią piłki jest Robert Lewandowski (na screenie poza kadrem – na połowie Meksyku). Nawet jeśli Zalewski byłby w stanie przejąć piłkę, to ma do przebiegnięcia około 50-60 metrów do bramki rywala. Meksyk i tak ma tam przewagę, bo jest tam w przewadze 5 na 1.
W efekcie tworzenie przewagi na skrzydłach (co zapowiadał Michniewicz słowami, że chce mieć w środku pola doświadczony kręgosłup, a na bokach moc) nie miało prawa istnieć. Jeśli chcesz zrobić przewagę dryblingiem, to najwięcej zyskać możesz wygrywając taki pojedynek na połowie rywala. Tymczasem my mieliśmy siedem udanych dryblingów, z tego tylko dwa na połowie przeciwnika. W pierwszej połowie nie mieliśmy ŻADNEJ prób dryblingu na połowie Meksyku. Meksyk z kolei przez cały mecz miał 17 udanych dryblingów na naszej połowie.
Owszem, problemem była nie tylko taktyka i nastawienie reprezentacji Polski. Zawiedli też sami piłkarze, którzy mieli nadawać nam dynamiki na skrzydłach. Zalewski – co przyznał sam Michniewicz – spalił się psychicznie. Zresztą on już na kadrę przyjechał bez formy, bo druga połowa rundy w Romie była w jego wykonaniu kiepska. Kamiński też ewidentnie bał się ryzyka, nie chciał wchodzić w pojedynki, wybierał bezpieczne rozwiązania.
Ale czy którykolwiek ze skrzydłowych byłby w stanie realnie postawić stempel na meczu, w którym każdy z nich (także Frankowski po wejściu) jest ustawiony tak głęboko, że nawet przy kontrze musi kiwnąć trzech rywali w jednej akcji, by stworzyć zagrożenie pod bramką?
Meksyk – Polska 0:0. Jak zniszczyliśmy “efekt Zielińskiego”
Wobec Piotra Zielińskiego mieliśmy ogromne oczekiwania. Gra prawdopodobnie najlepszą rundę w życiu w Napoli, dobrą grę potwierdzają liczby. W tym roku wszedł też w buty lidera reprezentacji Polski i nie był już tylko graczem wyłącznie na dobrą pogodę, ale i potrafił błyszczeć nawet w meczach, w których nam nie szło.
Ale z Meksykiem znów zniknął. Pojawiły się głosy, że Zieliński się spalił, że nie dorósł do wymagań mundialu. Ale bliżej prawdy jest raczej teza, że żaden piłkarz o typie Zielińskiego – choćby był mentalnym potworem – nie byłby w stanie pokazać swoich atutów w takim meczu.
Spójrzmy na rolę Zielińskiego w Napoli. W Serie A Zieliński zanotował 270 kontaktów z piłką w ofensywnej tercji boiska i 305 w środkowej tercji boiska. Kierowano do niego 489 podań (czołówka ligi wśród pomocników). To nie jest facet, który cofa się bardzo głęboko i w stylu cofniętego rozgrywającego na wzór Andrei Pirlo kreuje grę. Częściej szuka sobie miejsca w kwadracie, którego rogi wyznaczają prawy obrońca, środkowy obrońca, prawy pomocnik i środkowy pomocnik rywali. Mniej więcej tak:
To nie reżyser grania z głębi pola, a raczej przyspieszający granie na połowie przeciwnika pomocnik.
I dlatego tak trudno gra mu się w meczach, gdy piłki właściwie nie ma. A jeśli ma, to tylko w okolicach linii środkowej lub właśnie na własnej połowie. Byłoby mu łatwiej, gdyby podaniami szukał go Krychowiak, Kiwior czy Bereszyński. Ale nie szukali. Postawiliśmy na dalekie podanie. Zieliński – tak często wykorzystywany w Napoli jako kurier przekazujący piłkę od obrony do ataku – w reprezentacji był jak siatka w tenisie. Tylko oglądał, jak piłka fruwa mu nad głową.
Wpływ Zielińskiego na zespół w meczach, gdy jest pozbawiony piłki (nie ze swojej winy – z winy taktyki), będzie nikły. Wystarczy spojrzeć na liczby. W meczach Napoli, w których gra 90 minut, ma średnio od 6 do 11% posiadania piłki całej drużyny. Wczoraj Zieliński posłał 14 podań, cała kadra miała ich 300. Czyli mniej niż 5%. Oczekujemy, że Zieliński będzie dyrygentem, a nie dajemy mu batuty do ręki.
Należy zadać pytanie o to, jaki jest sens wystawiania dwóch piłkarzy o profilach Szymańskiego oraz Zielińskiego, gdy właściwie nie ma planów na to, jak im piłkę dostarczyć. To trochę tak, jakby stworzyć łańcuch, gdzie są dwa ogniwa z hartowanej stali, ale inne stworzono z bibuły. Albo tak, jakby do starego Jelcza włożyć silnik nowiuśkiego Mercedesa. Próba jazdy autem sportowym po zmokniętych leśnych ścieżkach raczej też się nie powiedzie.
Brakuje w naszej grze spójności. Jeśli już był ten plan defensywy i prostych środków w kreacji (jakkolwiek długie, prymitywne podanie można nazwać “środkiem kreacji”), to może trzeba było wystawić dwóch napastników kosztem np. Szymańskiego i dać wsparcie Lewandowskiemu w siłowych starciach z obrońcami. A jeśli chcieliśmy grać pod Zielińskiego i Szymańskiego, to dlaczego Krychowiak, Glik, Kiwior, Cash, Bereszyński i Szczęsny rzucali im piłki na głowy?
Chodzi o pewną spójność myśli i założeń. Można nałożyć na siebie elegancki garnitur, można też sportowy dres. Wszystko zależy od tego, gdzie chcemy wyjść Ale gdy zakłada się kreszowy dres do marynarki lub lakierki do bluzy Nike, to bez znaczenia jest to, czy idziemy na bankiet, czy na siłownię – w obu przypadkach zostaniemy wyśmiani.
Zresztą nie ograniczajmy się tylko do minimalizowania “efektu Zielińskiego”. Lewandowski w tym meczu też był zaprzęgnięty do roli, którą – z całym szacunkiem – mógłby pełnić też Bartosz Śpiączka czy Karol Angielski. Czyli gościa, który ma wygrywać główki. A mówimy o facecie, który jest jednym z najlepszych graczy pola karnego ostatnich kilku dekad.
Meksyk – Polska 0:0. Można grać pragmatycznie, nie można grać prymitywnie
Nie ma niczego złego w grze, która oparta jest na bronieniu. To jeden z elementów futbolu i granie typu “huzia na Józia, niech się dzieje wola nieba” (zwłaszcza na dużych turniejach) brzmi jak straceńcza szarża pozbawiona krzty mechanizmów samoobronnych. Styl zespołu może być defensywny i z bronienia można uczynić sztukę.
Problemy zaczynają się wtedy, gdy pomysł na granie ogranicza się wyłącznie do bronienia. Wracając do analogii motoryzacyjnych – to tak, jakby kierowca bolidu miał fantastyczne hamulce, ale silnik sklepany na szybko w warsztacie “Autopol – Marek&Zbyszek”.
I to nie jest tak, że nagle po meczu z Meksykiem obudziliśmy się z tezą “cholera, to jednak nie działa”. Już we wrześniu, przed meczem z Walia, pisałem:
Za kadencji Czesława Michniewicza nie mieliśmy ŻADNEGO meczu, w którym mielibyśmy więcej ataków pozycyjnych od rywala. Tylko w pierwszym meczu z Walią zremisowaliśmy z rywalem pod tym względem (po 33). Poza tym?
- ze Szkocją – 17 do 25 w atakach pozycyjnych
- ze Szwecją 16 do 22
- z Belgią 20 do 46
W 2022 roku przeprowadzamy średnio 19,7 ataku pozycyjnego na mecz, gdy nasi rywale robią to średnio 32,4 razu na spotkanie. I to nie tak, że czekamy na właściwy moment i jesteśmy efektywni w tym elemencie gry, bo tylko 22,5% takich ataków kończy się u nas strzałem. U rywali – 29,5%.
Z tamtego tekstu wyciągnąć możemy akcje, które bliźniaczo przypominają te, które rozgrywaliśmy z Meksykiem. Prawdziwy pokaz braku zaufania do siebie, braku elementarnej odwagi w budowania ataków.
Doprawdy, nie dajmy sobie wmówić, że zespół z Lewandowskim, Zielińskim, Szymański, Zalewskim czy Kamińskim nie jest w stanie przeprowadzić kilku ataków, w której piłka nie odgrywa się od ziemi. Nie będziemy grać jak Hiszpanie, nie będziemy szybcy z piłką jak Francuzi, nie będziemy dryblować jak Brazylijczycy. Ale są odcienie szarości między tym, co prezentują kraje z najwyższej półki, a konstrukcyjnym prostactwem, które wczoraj zaprezentowaliśmy.
Ostatecznie w futbolu chodzi o wykorzystanie swoich atutów. Zagrać w taki sposób z piłką przy nodze, jak wczoraj zagrała reprezentacja, może absolutnie każda drużyna świata. Każdy potrafi kopać do przodu na 40-50 metrów, każdy potrafi skoczyć do główki, każdy umie schować się za piłkarzem rywala akurat przebiegającym obok.
Michniewicz na dzisiejszym briefingu zapytał dziennikarzy o to, jak miałby wyglądać bardziej ofensywny skład. Ale przecież tu nie chodzi o personalia. Żaden skład nie będzie ofensywny – choćbyśmy wystawili trzech napastników i czterech rozgrywających – jeśli będziemy ograniczać nasze próby ataków do tego, co pokazałem wyżej.
Wymagajmy minimum kreatywności i planu na ofensywę od Czesława Michniewicza oraz jego sztabu, bo w innym wypadku będziemy skazani na przypadek. Minimalizowanie ryzyka stracenia bramki (choć doceniam grę w obronie z Meksykiem) wcale nie musi być równoznaczne z tym, by minimalizować swoje szanse na strzelenie gola.
źródło danych: WyScout, Opta, Fbref
CZYTAJ WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA:
- Mundialowa niemoc w meczach otwarcia przełamana, ale jest sporo „ale”
- Lewandowski marnuje karnego w kadrze? Flashbacki z czasów gry z Pietrasiakiem
- Reprezentacja Polski jest brzydka
foto. FotoPyk