Z Holendrami grać otwartej piłki nie możemy. I z Belgią też nie. Ze Szwedami nie mogliśmy, bo przecież to mecz o dużej stawce. Przyjdą mecze z ogórkami pokroju Gibraltaru i San Marino w eliminacjach, to będziemy mogli się wykazać. Ale gdy rywal narzuca tempo, to stajemy obok niego i patrzymy, jak wystukuje tempo i cieszy się piłką. Dla nas piłka przy nodze to problem, gdy dla innych to szansa.
To bodaj największy kłopot nie tylko kadry, ale generalnie polskiej piłki w ostatnich latach. Brutalnie jesteśmy sprowadzani na ziemię przez lepsze piłkarsko kraje nie tylko tym, że rywale są szybsi, silniejsi czy bardziej zwrotni. Nawet jeśli chodzi o suche wyszkolenie techniczne nie ma takiej przepaści, bo koniec końców przykładowy Dumfries dośrodkował do Gakpo niemal tak samo, jak Frankowski do Milika.
Problemem jest to, że inni grają lepiej pod presją, bo w większości Holendrzy, Belgowie, Włosi czy Hiszpanie grają po prostu więcej i częściej w klubach narzucających wysoką intensywność gry, a to wymaga dobrego panowania nad piłką. Nie tego cyrkowego panowania na nią – podbijania piłki na treningu w nieskończoność czy efektownego gaszenia piłki lecącej z wysokości, ale tylko podczas zejścia z przedmeczowego rozruchu na boisku. Chodzi o to, że my się z piłką nie przyjaźnimy. Traktujemy ją przy nodze jak zagrożenie. Gorący ziemniak, którego trzeba się pozbyć. A nie jak szansę na skonstruowanie efektywnego ataku.
Nie ufamy samym sobie
Problemem jest to, że pod presją rywala bardzo upraszczamy futbol i nie czujemy zaufania do samych siebie. Czym to się kończy? Obejrzyjcie dzisiaj mecz pod kątem tego ilu zawodników realnie chce piłkę w fazie posiadania jej przez Polaków. Nie “chce piłkę, gdy można ją dośrodkować”, ale “chce piłkę, gdy rywal naciska, kryje Polaków i trzeba kogoś, kto się pokaże”. W meczu z Holandią regularnie oglądaliśmy takie obrazki.
Krótkie podanie Szczęsnego do Glika, ten może grać tylko do szerzej ustawionych Bednarka i Kiwiora (którzy są naciskani). Zejście Depaya czy Berghuisa do skrajnych stoperów pozwala na pogranie piłką pionowo, przez środek boiska. Problem w tym, że… nikt do tego grania nie podchodzi. A nawet jeśli można poszukać gry przez wahadłowych (na tej stop-klatce chociażby ustawiony szeroko na prawej stronie Frankowski), to Glik nie czuje na tyle zaufania do własnych umiejętności, by zagrać mocno, po ziemi, między dwoma rywalami.
Kończy się klasykiem – długie podanie do Lewandowskiego i albo kapitan wygra główkę, zbierze piłkę i poczeka na kolegów, albo biało-czerwoni stracą posiadanie i znów będą za piłką gonić.
Albo sytuacja, gdy Frankowski jest z piłką przy linii, mógłby grać do środka, ale Linetty jest doklejony do rywala, a Krychowiak… ucieka na wolne pole, gdzie nie ma jak mu zagrać piłki. Kończy się stratą naszego wahadłowego niedaleko własnego pola karnego.
Efekty? Za kadencji Czesława Michniewicza nie mieliśmy ŻADNEGO meczu, w którym mielibyśmy więcej ataków pozycyjnych od rywala. Tylko w pierwszym meczu z Walią zremisowaliśmy z rywalem pod tym względem (po 33). Poza tym?
- ze Szkocją – 17 do 25 w atakach pozycyjnych
- ze Szwecją 16 do 22
- z Belgią 20 do 46
W 2022 roku przeprowadzamy średnio 19,7 ataku pozycyjnego na mecz, gdy nasi rywale robią to średnio 32,4 razu na spotkanie. I to nie tak, że czekamy na właściwy moment i jesteśmy efektywni w tym elemencie gry, bo tylko 22,5% takich ataków kończy się u nas strzałem. U rywali – 29,5%.
Michniewicz widzi problem, ale widział go też w kadrze U21. – W eliminacjach do Euro Hiszpanie strzelali gole średnio po siedemnastu podaniach. My po czterech. To wiele mówi. Słuchałem i czytałem później opinie o tym meczu. Nikt nie chce bronić się tak głęboko, jak my to robiliśmy. Chcieliśmy wyjść wyżej, agresywnie ich zaatakować. Ale wymienialiśmy trzy-cztery podania i traciliśmy piłkę. Oni grali przez zdecydowaną większość meczu na naszej połowie, nawet trudno było ich sfaulować. Mieli technikę i swobodę. Świetnie grają przestrzenią, pokazywałem to przed chwilą na tej analizie. U nas wszyscy chcą piłkę do nogi, ale to siłą rzeczy spowalnia akcje. Staramy się zmieniać, by nie grać tak statycznie – mówił nam w wywiadzie w 2019 roku: – Ostatnio byłem przejazdem na meczu CLJ Arki z Lechem, wpadłem na pół godziny przez przypadek. Patrzyłem na to, co ci piłkarze mają, a czego nie ma. Było ustawienie, było bieganie, były zalążki kreatywności. Ale nie widziałem radości z tego, że piłkarz dostał piłkę. Permanentna nerwówka. Dostajesz piłkę, to dostajesz problem.
Czy można w krótkim czasie to poprawić? Wydaje się, że tak – wystawiając zawodników, którzy chcą piłkę. Ilu ich mamy? Z pewnością Zielińskiego, który jako jeden z nielicznych zawodników uwielbia być pod grą. Szymański również, aczkolwiek on musi zdecydowanie lepiej piłkę osłaniać przy przyjęciu. Idealny do tego modelu byłby Moder, ale wiemy jak jest. Krychowiak gra bardzo wolno, zawsze chce piłkę do nogi, ale nie chce się z nią obracać. Problemem jest też to, że poza Kiwiorem nasi stoperzy mają awersję do odważnego grania między linie defensywne przeciwnika.
Nie grasz szybko, nie grasz wcale
Oczywiście nie ma co sprowadzać mądrego i kreatywnego futbolu wyłącznie do statystyki przeprowadzonych ataków pozycyjnych. Można przecież grać z polotem, na wysokim poziomie zaawansowania technicznego i efektownie korzystając głownie z kontr. I faktycznie – kontrujemy nieco częściej od rywali, co wynika chociażby z tego, że po prostu tak musimy szukać swoich szans, natomiast statystycznie zamieniamy mniej kontr na strzały.
Istotniejsze jest natomiast to, że przede wszystkim gramy wolno. Mimo tego, że z Holandią byliśmy przy piłce przez blisko 10 minut krócej od rywala (25 minut i 18 sekund my, 34 minuty i 33 sekundy oni), to i tak mieliśmy zbliżone statystyki liczby akcji, w której piłkę mieliśmy przez przynajmniej 20 sekund. Sęk w tym, że z żadnego takiego ataku nie wykreowaliśmy szansy strzeleckiej.
Czasem w futbolu nazywa się to “pułapką posiadania piłki”. Dotyczy to drużyn, które wykręcają wysoki procent posiadania, co stwarza pozór kontroli nad meczem, ale zespoły te nie zmuszają przeciwnika do intensywnej obrony. Ot, sztuka dla sztuki, posiadanie dla posiadania. Istnieje termin “agresywnego posiadania piłki”, który sprowadza się mniej więcej do tego, że drużyna z piłką przy nodze permanentnie swoją grą wywiera presję na rywalu. Ten musi się przesuwać, obrońcy nie mogą spuścić z oczu krytych przez nich rywali, piłka krąży i krąży, a przeciwnik podchodzi coraz bliżej pola karnego.
Żeby daleko nie szukać – to właśnie tempem akcji wykręcili nas Holendrzy przy pierwszym golu. Podanie, ruch, podanie, ruch, podanie i gol. To nie jest fizyka kwantowa.
Najbardziej bolą jednak takie akcje, gdy mamy piłkę, możemy przygotować atak, a dzieje się coś, co trudno wytłumaczyć. Gdy możemy ustawić sobie atak, możemy poszukać opcji, a wolimy wybrać najbardziej prymitywny i nieskuteczny atak świata. Bednarek wyprowadza piłkę, ale nie widzi nikogo do grania, więc cofa piłkę do Glika.
Ten rozgląda się, szuka pomocników, ale ostatecznie wystawia sobie piłkę do dalekiej lagi.
Która kończy się dograniem na głowę Dumfriesa.
Oddanie piłki za darmo. Żadnej próby przejścia pod bramkę. Z czego to wynika? Czy naprawdę nikt nie ufa sobie wzajemnie? I nie wierzy, że można wymienić kilka podań na połowie przeciwnika? Przecież jasnym jest, że większą kontrolą nad akcją i nad piłką masz wtedy, gdy grasz krótko, najlepiej po ziemi i gdy partner ruchem wymusza na tobie podanie. A tu mamy ni mniej, ni więcej tylko właśnie oddanie piłki za darmo i przestawienie się na kolejne sekundy uganiania się za piłką, którą podarowaliśmy przeciwnikom.
Niech grają oni
Skoro jest jesteśmy już przy uganianiu się za piłką, to wpadła nad w ręce ciekawa statystyka. WyScout liczy coś takiego jak PPDA, czyli podania wykonane przez przeciwnika do momentu podjęcia akcji defensywnej. W starciu z Holandią PPDA rywali wynosiło 8,47 – czyli średnio na nasze osiem podań podejmowali akcję defensywną. Z kolei my mieliśmy PPDA 15,17 – czyli pozwalaliśmy Holendrom na ponad dwa razy więcej zagrań nim wzięliśmy się za zabranie im futbolówki. I tego nie da się zepchnąć na fakt, że Holendrzy to jedna z mocniejszych ekip świata. Za kadencji Michniewicza nasze średnie PPDA wynosi 8,4. Rywala – 14,59. Czyli widzimy tutaj powtarzalność. Tylko w starciach z Walią i Szkocją potrafiliśmy częściej uprzykrzać życie rywalom z piłką niż oni nam.
Selekcjoner broni się przed zarzutami, że nakazuje niską obronę. Mówi, że wcale tak nie jest, że w starciach z silniejszymi to zawsze rywale będą prowadzić grę, że taka Holandia nawet na Belgię wyszła z podobnym nastawieniem. I trochę w tym racji ma, ale schemat działań w naszej kadrze jest powtarzalny – bronimy relatywnie nisko, mamy bardzo słabo zorganizowany pressing. Nie pomaga tutaj też specyfika naszych obrońców – Bednarek nie jest zwinny, Glik nigdy nie był demonem prędkości i im starszy, tym ma coraz większe problemy w tym aspekcie. Dlatego po części można uznać, że bronienie nisko jest w jakiś sposób usprawiedliwione, bo przecież z takimi obrońcami trudno wyskakiwać do wysokiego pressingu, bo każda kontra może się skończyć bramką. Holandia pokazała nam jednak, że różnicę w dynamice i sprawności można wykorzystać też na małej przestrzeni.
Czy tutaj z kolei można coś zmienić? Obawiamy się, że nie. Jak mawia stare polskie porzekadło – gdzie byś się nie obrócił, to dupę będziesz miał z tyłu. Będziemy wychodzić wysoko, atakować pressingiem, to zostaniemy pokąsani przez kontry. Ustawimy się niżej i poczekamy na rywala? To będziemy biegać za piłką tak jak w Lidze Narodów, a i tak mogą nam się dobrać do skóry wymieniając kilka szybkich podań na małej przestrzeni.
Teoretycznie wyjściem z sytuacji mogłoby być dłuższe utrzymywanie się przy piłce i przejęcie inicjatywy. Ale wyżej dowiedliśmy, że mamy z tym spore problemy, bo wielu z naszych zawodników gra w “piłka parzy” i nie chce uczestniczyć w takich atakach.
Polskie DNA? Raczej polski typ zawodników
Często mówi się, że istnieje jakieś “polskie DNA piłki nożnej” czy “polska mentalność”. Nie za bardzo wiemy jak to ma działać – że mamy w genotypie wpisaną kontrę? Albo że problemy z posiadaniem piłki znajdują się w mleku polskich matek?
To wszystko jest raczej konsekwencją braków w wyszkoleniu graczy, później przyzwyczajeniu do niskiej intensywności w grze w Ekstraklasie (która jest ligą wolną), a ostatecznie nawet jeśli mamy w reprezentacji dwóch-trzech zawodników zaadoptowanych do szybszego, agresywnego posiadania piłki, to giną w zalewie zawodników, którzy wpisują się w każdym aspekt opisany przez nas w poprzednich akapitach.
Jeden Piotr Zieliński nie odmieni naszej kreacji. Przebłyski wysokiego pressingu czy dwa wyskoki do rywala Bednarka nie odmienią naszego sposobu bronienia. A czy Michniewicz jest typem trenera, który będzie wywracał nakryty stół i ustawiał sztućce po swojemu? Nie, bo wiemy, że to trener pragmatyk, który nigdy nie był zwolennikiem uprawiania sztuki dla sztuki, gdy jego zawodnicy czegoś nie potrafią.
– Wielu trenerów mówi o “graniu piłką”. Ja już nie mogę tych farmazonów słuchać. Czytam te wypowiedzi, a później przyjeżdża na zgrupowanie zawodnik trenujący u takiego trenera i widzę, że on jest nieprzygotowany do takiej gry. Puste słowa. Reprezentacja często jest soczewką tego, jak pracuje się w klubach – widać po zawodnikach czego im brakuje, czego nie zostali nauczeni. To pokłosie tego, z jakimi trenerami pracowali. I nie mówię tylko o tych, u których pracują teraz, ale też od których uczyli się w przeszłości. Później przyjeżdża piłkarz, którego trener pięknie opowiada o tym „graniu piłką”, a widzimy tego zawodnika w treningu na kadrze i okazuje się, że król jest nagi – mówił nam jeszcze jako trener kadry U21.
Gdy Paolo Sousa próbował wprowadzać do kadry nowy sposób gry, to spotykał się z oporem i krytyką (często zasłużoną). Nie będziemy wzdychać do Portugalczyka, co to, to nie. Ale jego przykład pokazuje, że człowiek z zewnątrz może nie do końca kupować hasło, że “tak już jest i tak pozostanie”. Idealizm jest ryzykiem, ale idealizm też rozwija. Pragmatyzm może przynosić wyniki, ale czy sprawia, że idziemy do przodu?
W filmie “Whiplash” jest taka scena, gdy surowy nauczyciel Fletcher opowiada o tym, że każdego ucznia chce popychać dalej, nawet poza granicę jego możliwości. – Nigdy nie miałem kogoś, kto mógłby być jak Charlie Parker (legenda jazzu). Ale próbowałem. Chociaż, kurwa, próbowałem. A to już więcej niż większość ludzi robi.
My też nie będziemy grali jak Holandia. Ale może chociaż spróbujmy?
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- Polska na trzech środkowych obrońców. Czy to nie jest obecnie fanaberia?
- Czy mamy czego zazdrościć Węgrom?
- Klich utknął w martwym punkcie, a miejsce na mundial odjeżdża
fot. FotoPyk
dane via WyScout