Nadszedł moment, gdy trzeba już powiedzieć wprost – Napoli jest w tej chwili głównym kandydatem do mistrzostwa Włoch. Dzisiaj zespół Luciano Spallettiego w meczu na szczycie Serie A pokonał Atalantę, umacniając się tym samym na pozycji lidera włoskiej ekstraklasy. Nie był to może najbardziej spektakularny występ neapolitańczyków w sezonie 2022/23, ale zespół pokazał, że potrafi wyjść obronną ręką z opresji.
I to w sytuacji, gdy Chwicza Kwaracchelia – coraz częściej nazywany „Kwaradoną” – pauzował z powodu urazu.
Napoli wróciło z dalekiej podróży
Pierwszy kwadrans zwiastował spektakularny upadek Napoli. Podopieczni Luciano Spallettiego w najmniejszym nawet stopniu nie przypominali bowiem zespołu, który w ostatnich miesiącach tak często zachwycał piłkarską Europę występami w Serie A i w Lidze Mistrzów. Neapolitańczycy mieli poważne problemy, by utrzymać się przy piłce dłużej niż przez kilka sekund i opuścić z nią własną połowę. Na boisku niepodzielnie rządzili gospodarze. Atalanta grała szybciej, intensywniej, ze znacznie większym rozmachem. Już po trzech minutach mogła i powinna była prowadzić, lecz doskonałą sytuację zmarnował Rasmus Hojlund.
Co się jednak odwlekło, to nie uciekło. W siedemnastej minucie gry Victor Osimhen trącił futbolówkę ręką we własnym polu karnym. Sędzia po konsultacji z VAR-em wskazał na jedenasty metr, a Ademola Lookman bez trudności pokonał Alexa Mereta.
Spalletti miał nietęgą minę. Jego ekipa wyglądała bardzo źle. Nie istniała.
Futbol bywa jednak przewrotny. Kilka chwil po utracie gola Napoli przeprowadziło pierwszą w dzisiejszym spotkaniu godną uwagi akcję w ofensywie. I… od razu wyrównało. Piotr Zieliński fenomenalnie dośrodkował, a Osimhen zrehabilitował się za błąd popełniony we własnej szesnastce, trafiając do siatki Atalanty. Ba, mało tego. W 35. minucie snajper Napoli w pojedynku bark w bark zdemolował Meriha Demirala i tym razem zapisał na swoim koncie asystę przy golu Eljifa Elmasa. To był naprawdę spektakularny powrót z dalekiej podróży – goście podnieśli się z desek, po czym dwukrotnie powalili na matę ekipę z Bergamo.
Kontrola zamiast fajerwerków
Trzeba oddać Atalancie, że na drugą połowę również wyszła mocno nakręcona.
I znów udało jej się zepchnąć neapolitańczyków do bardzo głębokiej, momentami dość chaotycznej defensywy. Zabrakło jednak tego, co naturalnie najważniejsze – skuteczności. Mimo że kilka sytuacji do wyrównania było wręcz wymarzonych. Bodaj najlepszą zmarnował Joakim Maehle. Duńczyk na kilku metrach zgubił pilnującego go obrońcę, lecz uderzył nieprecyzyjnie i Meret zdołał końcami palców odbić piłkę. Dobitka też nie znalazła drogi do siatki.
Im dalej w las, tym bardziej było widać, że w ekipie gospodarzy gaśnie ofensywny entuzjazm. Gian Piero Gasperini próbował rozruszać swoją drużynę zmianami – na boisku pojawili się Malinowski, Zapata, De Roon, Boga oraz Soppy. Wszystko to na niewiele się jednak zdało. Przyjezdni przetrwali to, co najgorsze i wyraźnie zacieśnili szyki w defensywie, praktycznie nie dopuszczając już Atalanty do groźnych sytuacji strzeleckich. Sami też nie robili wielkiego zamieszania z przodu, no ale nie było przecież takiej potrzeby – mieli swój wynik, wystarczyło go przypilnować. Tym razem Napoli postawiło na kontrolę, a nie boiskowe fajerwerki.
I dopięło swego. Po trzynastu kolejkach klub z Neapolu ma na swoim koncie jedenaście zwycięstw i ani jednej porażki. Wygrał na wyjeździe z Atalantą, z Romą, z Milanem i z Lazio. Miazga. Podopieczni Spallettiego idą przez ligowe rozgrywki jak tornado. Na razie nie widać nikogo, kto mógłby ich zatrzymać.
ATALANTA BC 1:2 SSC NAPOLI
(A. Lookman 19′ – V. Osimhen 23′, E. Elmas 35′)
CZYTAJ WIĘCEJ O SERIE A:
- Młodsi, tańsi i… lepsi. Rewelacyjny start sezonu Napoli
- Obrażają matki, żony i dziewczyny. Włochy jako europejska stolica braku kultury
- Czas pogardy trwa. Włosi dalej proszą o kąpiel z lawy dla Neapolu
foto. NewsPix.pl