Reklama

Raków znów lepszy, Lech może skupić się na pucharach

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

30 października 2022, 20:20 • 3 min czytania 157 komentarzy

Raków kolejny raz w bezpośrednim starciu potwierdził swoją wyższość nad Lechem. Dziś rzutem na taśmę, ale zasłużenie wygrał w Poznaniu 2:1 i sprawił, że „Kolejorzowi” już bardzo trudno będzie walczyć o obronę tytułu. Nawet jeśli doliczyć poznaniakom wygraną w zaległym meczu z Miedzią, ich strata do drużyny Marka Papszuna wynosiłaby aż 10 punktów. 

Raków znów lepszy, Lech może skupić się na pucharach

Stawkę tego spotkania czuć było w każdym aspekcie. Doszło nawet do tego, że wyjściowy skład gospodarzy zupełnie inaczej prezentował się na oficjalnej grafice, a zupełnie inaczej w praktyce (trójka stoperów zamiast dwóch, Skóraś i Czerwiński na wahadłach, a Szymczak z Ishakiem w ataku). Celowa zmyłka? Pojawiły się takie podejrzenia.

Lech Poznań – Raków Częstochowa 1:2. Ishak nie dał rady

Do przerwy Lech starał się maksymalnie ograniczyć atuty Rakowa i często oddawał mu piłkę, żeby ten nie mógł grać tak, jak lubi najbardziej. W efekcie mecz był dość zamknięty. Po stronie gości Gutkovskis dwa razy zmarnował dobre dośrodkowania Tudora, a Nowak nieczysto uderzył po dograniu Sorescu, dzięki czemu Bednarek zdołał złapać piłkę. Poznaniacy męczyli się w ofensywie, ale w końcu przebili się przez mur obrony „Medalików”. Szymczak idealnie podał, Ishak był sam na sam i przegrał pojedynek z wychodzącym Kovaceviciem.

Kapitan Lecha zawiódł dziś najmocniej. Zmarnował najlepszą sytuację, został wyłączony z gry przez obrońców, a gdy mógł dać szansę kolegom, również tego nie robił, że wspomnimy brak podania do świetnie wychodzącego prawą stroną Czerwińskiego.

Po zmianie stron Raków szybko objął prowadzenie. Od kilku sekund robiło się nerwowo w okolicach pola karnego Lecha przy próbie rozegrania akcji od tyłu, aż wreszcie piłkę po walce z Gutkovskisem stracił Szymczak. Popełnił błąd, jasne, ale koledzy wrzucili go na konia, bo powinni wcześniej oddalić niebezpieczeństwo. A tak Nowak podał między nogami Dagerstala i wbiegający Kun pokazał Ishakowi, jak się strzela w sytuacji 1 na 1 z bramkarzem. Precyzyjna podcinka, Bednarek niewiele mógł zrobić.

Reklama

Piasecki z piekła do nieba

Od tego momentu Raków ułożył sobie granie. Lech musiał zaatakować, więc goście mogli stosować swój ulubiony pressing i wychodzić z szybkimi kontrami. Tak zresztą padła już pierwsza bramka, „Kolejorz” sam się załatwił w tym względzie.

Podopieczni siedzącego na trybunach Johna van den Broma (kara za kartki) zdołali wyrównać, gdy Skóraś zgarnął piłkę wybitą przez rywala i znakomicie przymierzył sprzed pola karnego. Kovacević skapitulował po 737 minutach bez wpuszczonego gola.

I właśnie końcówka najlepiej uwidoczniła różnicę między Lechem a Rakowem. Gospodarze po bramce na 1:1 już ani razu nie zagrozili Kovaceviciowi, mimo że Skóraś nabrał pewności siebie i więcej mu wychodziło.

Za to goście cisnęli po zwycięstwo. Kun tym razem uderzył w poprzeczkę, a Piasecki fatalnie dobijał. Arsenić nie wykorzystał idealnej centry Tudora (być może był spalony). Wreszcie Tudor wpadł w ekstazę, gdy zamknął dośrodkowanie Iviego i sądził, że zapewnił swojej drużynie zwycięstwo. Od początku jednak zdawało się, że skaczący w powietrzu z Miliciem Piasecki musnął piłkę ręką. Po analizie VAR sędzia Paweł Raczkowski potwierdził te przypuszczenia i gola anulował.

Raków ani myślał się załamywać, tylko znów zaatakował, Tudor wywalczył rzut wolny, a Piasecki wreszcie zrobił swoje i z paru metrów skierował futbolówkę do siatki. Miał trochę szczęścia, uderzył barkiem, ale liczy się efekt końcowy. Zawstydzające pudło, zepsucie wysiłku kolegów ze wcześniejszej akcji i wreszcie gol odbierający Lechowi realne szanse na tytuł — niezła kombinacja jak na jeden wieczór.

Reklama

„Medaliki” w tym momencie mają siedem punktów przewagi nad Legią oraz dziewięć nad Pogonią i Widzewem. Stwierdzenie, że drużyna spod Jasnej Góry walczy głównie sama ze sobą jest przesadą, ale kolejny raz pokazała, że jest głównym faworytem do mistrzostwa. Michał Świerczewski nieprzypadkowo mówił ostatnio w Lidze+ Extra, że jego brak będzie rozczarowaniem.

Lech? Pora skupić się na pucharach i wyjść z grupy Ligi Konferencji.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

157 komentarzy

Loading...