Powiedzieć, że Iga Świątek w tym sezonie zdominowała tour WTA, to nic nie powiedzieć. Po tym jak Polka w 2022 roku wygrała dwa wielkoszlemowe turnieje – Rolanda Garrosa i US Open – oraz pięć innych zawodów, dziś w nocy polskiego czasu dołożyła do swojej kolekcji kolejne trofeum. Tym razem tenisistka z Raszyna w finale San Diego Open pokonała 2:1 w setach Donnę Vekić. To ósmy turniej, który w tym sezonie padł łupem polskiej dominatorki, a także drugi kolejny finał w którym wystąpiła w październiku. Biorąc pod uwagę to, że wraz z końcem miesiąca rozpocznie się WTA Finals, na miejscu rywalek Polki coraz głośniej przełykalibyśmy ślinę na myśl o potencjalnym meczu ze Świątek. Iga w ostatnich występach udowadnia, że powraca do wielkiej formy.
POLKA BYŁA W DOBRYM POŁOŻENIU
Przed dzisiejszym spotkaniem Iga Świątek mogła uznać, że znalazła się w o wiele bardziej komfortowej sytuacji od swojej potencjalnej rywalki. No, może tylko z tym zastrzeżeniem, że Polka o tym, z kim dokładnie dane będzie jej zagrać, dowiedziała się dosłownie kilka godzin przed finałem. Stało się tak dlatego, że drugi mecz półfinałowy pomiędzy Danielle Collins i Donną Vekić został przerwany z powodu opadów deszczu. Amerykanka i Chorwatka dokończyły swoją grę dopiero w niedzielę po godzinie 22:00 czasu polskiego. Z kolei finał singla kobiet został zaplanowany na 1:00 w nocy z niedzieli na poniedziałek.
W drugim półfinale lepsza okazała się Vekić, która po wznowieniu gry zaliczyła kapitalny comeback. Tenisistka sklasyfikowana na 77. pozycji w rankingu WTA wznawiała mecz przegrywając 2:4 w ostatnim secie. Jednak udało jej się przełamać Collins i doprowadzić do tie-breaka. Tam nie pozostawiła złudzeń zawodniczce gospodarzy i wygrała 7:2.
Oczywiście, można mówić o tym, że Chorwatka podchodziła do spotkania z liderką rankingu WTA napędzona sukcesem. Ale jednak to Iga mogła przygotowywać się w spokoju do swojego meczu – niezależnie od tego, z kim by go miała zagrać. Przystępowała też do spotkania na większej świeżości. Świątek znajdowała się również w dobrej formie. W poprzednim turnieju w którym brała udział, czyli w czeskiej Ostrawie, dotarła do finału zawodów. Powtórka tego wyniku w San Diego pokazuje stabilną dyspozycję Polki. Zwłaszcza, że Iga po drodze do finału ograła dobre tenisistki. W końcu Qinwen Zheng zajmuje miejsce w pierwszej trzydziestce rankingu WTA, zaś Coco Gauff i Jessica Pegula znajdują się w TOP 10 tego zestawienia. Pod tym względem Chorwatka była najsłabszą tenisistką, z którą Świątek dane było zagrać podczas turnieju.
Mało tego, Vekić jest zawodniczką, która wydawała się bardziej pasować naszej rodaczce, niż Danielle Collins. W końcu Polka zdołała dwukrotnie pokonać Donnę, i to jeszcze w 2020 roku – przed tym jak Iga objawiła się światu podczas swojego pierwszego triumfu podczas French Open. Z kolei Collins pokonała Świątek w półfinale tegorocznego Australian Open. Jej bardzo siłowy styl dał się wówczas mocno we znaki naszej zawodniczce. Zatem z dwójki potencjalnych rywalek do ósmego turniejowego zwycięstwa w tym sezonie, Iga trafiła na tę łatwiejszą. Przynajmniej w teorii.
W MECZU Z IGĄ NIE MOŻNA BYĆ TYLKO DOBRYM
Trudno było nie docenić Vekić za postawę w tych zawodach. W końcu ona również pokonała renomowane tenisistki. W dodatku jej droga do finału była dłuższa, Chorwatka zaczynała od kwalifikacji. Dziś nie wyglądała też na zawodniczkę, która mogłaby się spalić psychicznie ze względu na wagę spotkania czy renomę Igi Świątek. Donna miała również dobry plan na spotkanie. Grała agresywnie, często zmieniała rytm, chciała narzucać swoje warunki gry. Innymi słowy grała tak, jak należy grać z polską zawodniczką.
Przy tym Chorwatka unikała przesadnie długich wymian. Jakby zdawała sobie sprawę z tego, że czas i kondycja będą działać na korzyść Polki. Stąd Vekić czasami szukała skrótów i schodziła do siatki, jeżeli tylko widziała, że w ten sposób można zakończyć akcję. Nawet kiedy wiązało się to ze sporym ryzykiem. Generalnie gra przeciwniczki Polki w pierwszych gemach robiła wrażenie. 26-letnia tenisistka trzymała własne podanie, a i na returnie nie była bierną zawodniczką, popisując się ładnymi forehandami.
Rzecz w tym, że grając z Igą Świątek, rywalka Polki musi być przygotowana na najwyższym poziomie pod każdym względem. Technika, taktyka, kwestie fizyczne, mental – jeżeli chcesz pokonać Świątek, musisz liczyć na to, że akurat w dniu meczu z tenisistką z Raszyna, wszystko będzie dopięte na ostatni guzik. W przypadku Donny Vekić dalekie od ideału było chociażby jej przygotowanie kondycyjne. Taktyka, owszem, robiła wrażenie. Jednak w gruncie rzeczy była dość łatwa do przewidzenia, a Iga dobrze zareagowała na odważne, ofensywne harce przeciwniczki. Polka uspokajała grę i dawała się wyszumieć Vekić. Kiedy zagrania Chorwatki traciły na intensywności, Świątek natychmiast wyciągała tego konsekwencje.
W dodatku każde nieudane zagranie sprawiało, że w poczynania Donny wkradały się nerwy. Iga, wyczuwała to niczym rasowy drapieżnik i dopiero wtedy, w tych newralgicznych momentach, przypierała rywalkę do ściany. Tak było w szóstym gemie, kiedy przełamała Vekić na 4:2. Przy swoim następnym podaniu Chorwatka już nieco desperacko walczyła o przetrwanie. I choć wtedy ta sztuka jej się udała, to była bezradna przy następnym gemie i serwisach Świątek. W ten sposób polska mistrzyni wygrała pierwszego seta 6:3.
GRA SIĘ TAK, JAK IGA POZWALA
Biorąc pod uwagę końcówkę pierwszego seta, można było pomyśleć, że druga partia będzie formalnością w wykonaniu Świątek. W końcu Vekić schodziła na przerwę jako zawodniczka przegrana. Rozbita nieco fizycznie, gdyż zaczęła trzymać się za udo, ale też mentalnie. Tak się przynajmniej wydawało, gdy pod koniec pierwszej partii nie mogła już wiele zdziałać na korcie.
I wtedy Chorwatka kolejny raz mogła zaimponować kibicom. Pod względem podejścia do spotkania, dokonała swoistego resetu ustawień. A następnie postawiła wszystko na atak. Tak jakby stwierdziła, że każda piłka będzie jej zagraniem życia, albo pójdzie na straty. Ale tą drugą opcją specjalnie się nie przejmowała, jakby nie robiło jej różnicy, jak wysoko przegra w drugiej partii, jeżeli tylko ma szansę odwrócić losy meczu.
Taka postawa Vekić skutkowała wieloma znakomitymi wymianami, a wisienką na torcie całego meczu była ta, w której zawodniczka z Chorwacji, zdobyła przełamanie.
omg 😮@DonnaVekic | #SanDiegoOpen pic.twitter.com/AzkPYL95gG
— wta (@WTA) October 17, 2022
>
Iga nie była bierna wobec takiej postawy przeciwniczki – wszak dobre wymiany polegają na tym, że kunszt w nich muszą pokazać dwie strony. Jednak Polce w decydujących momentach zaczynało brakować skuteczności. A Chorwatka pokazała, że bałkański charakter to żaden pusty frazes. Iga Świątek otrzymała dowód na to, że ten mecz sam się nie wygra i tym razem to ona musi wznieść się na wyżyny swoich umiejętności.
Na szczęście dla polskiego tenisa, Świątek kolejny raz w tym roku pokazała, że najgroźniejsza jest wtedy, kiedy rywalki wymuszają na niej wybitną grę.
Tak było i tym razem. Polka, przy akompaniamencie dopingu trybun, ale także dźwięku latających nad kortami samolotów, czy hałasu przejeżdżających obok motocykli, ponownie była wielka. Nakręcała się z każdą kolejną piłką. W ręce posiadała dynamit, ale co ważne – każde jej zagranie ponownie było precyzyjne. Jej ruchliwość i sposób poruszania się po korcie jak zwykle były nienaganne. Efekt tego wszystkiego był taki, że pierwszych czterech gemach Donna Vekić wywalczyła zaledwie cztery punkty.
I ten set wydaje nam się kluczem do zrozumienia fenomenu Igi Świątek. Tego, kim ta postać jest obecnie w kobiecym tenisie. To nie było tak, że Donna Vekić nagle zaczęła grać tragicznie. Chorwatka przecież nie powiedziała sobie – okej, mam ugranego seta, fajnie było go urwać, ale tyle mi wystarczy. Nie – była napędzona sukcesem, mogła liczyć na zwycięstwo.
Iga Świątek te nadzieje przeżuła i wypluła. Zagrała na poziomie, który jest nieosiągalny nie tylko dla Vekić, ale dla większości zawodniczek w ogóle. Jak na ironię, powyżej zaprezentowaliśmy wam znakomite zagranie Chorwatki. Ale gdybyśmy mieli wybierać najlepsze akcje Igi z trzeciego seta, to cóż – musielibyśmy znaleźć zapis wideo całej partii.
Iga kolejny raz pokazała, że jest tenisistką wybitną. Wygrała swój ósmy tytuł WTA w tym sezonie, a ogólnie jedenasty w karierze. Świątek obecnie znajduje się na takim poziomie, że przy odpowiednio wysokiej dyspozycji żadna inna tenisistka nie jest w stanie jej ugryźć. A co najgorsze dla potencjalnych rywalek Polki, ona wkracza na ten najwyższy poziom właśnie wtedy, kiedy znajduje się pod presją. Tak jakby największą przyjemność dawało jej gaszenie nadziei rywalek na dobry wynik akurat w momencie, kiedy te zaczynają się tlić. I w tym kontekście szczerze współczujemy każdej przeciwniczce Polki, z którą ta zmierzy się podczas WTA Finals.
Iga Świątek – Donna Vekić 2:1 (6:3, 3:6, 6:0)
Fot. Newspix