Kiedy polskie siatkarki wygrały pierwszego seta z mistrzyniami świata z Serbii, kibice zgromadzeni w Arenie Gliwice oraz przed telewizorami mogli uwierzyć, że Biało-Czerwone stać na sprawienie sensacji. Gdy w drugiej partii, w której Polki długo nie miały nic do powiedzenia, nasze reprezentantki dogoniły rywalki na 2 punkty, wciąż można było pomyśleć, że ten mecz jeszcze nie jest stracony. Z kolei kiedy sobie tylko znanym sposobem doprowadziły do tie-breaka, w którym Magdalena Stysiak dwoiła się i troiła by wyrwać rywalkom półfinał… cholera, to naprawdę mogło się udać.
Niestety, dzisiejszy ćwierćfinał zapisze się w annałach polskiej siatkówki jako jedna z pięknych porażek. Podopieczne Stefano Lavariniego przegrały mecz 2:3 w setach i zakończyły swój udział w mistrzostwach świata na ćwierćfinale imprezy. To wciąż świetny wynik, pokazujący że praca włoskiego szkoleniowca przynosi efekty. Do zwycięstw z tak klasowymi rywalkami jak Serbia, Polsce brakuje przede wszystkim ogrania na takim poziomie. Ale to przyjdzie z czasem. Przynajmniej mamy taką nadzieję.
ZWYCIĘSTWO, KTÓRE MOGŁO SMAKOWAĆ LEPIEJ
Podkreślmy to na wstępie – Polki już znakomicie zaprezentowały się podczas tegorocznych mistrzostw świata. Ćwierćfinał turnieju to wymarzony wynik, który chyba każdy kibic przed startem zawodów wziąłby w ciemno. Miejsce w pierwszej ósemce na siatkarskim mundialu pań to najlepszy rezultat reprezentacji Polski od sześćdziesięciu lat.
Przypomnijmy, że po awansie z czwartego miejsca w grupie B, Polki musiały oglądać się na poczynania rywalek, by myśleć o grze w fazie play-off. W końcu w momencie startu zmagań w drugiej fazie turnieju, Polska zajmowała szóste miejsce w grupie F. Sami przewidywaliśmy, że siatkarki znad Wisły stać na awans, pod warunkiem że wygrają dwa mecze oraz zdobędą sześć punktów.
I taki wynik rzeczywiście dałby ćwierćfinał. Jednak Polki wykonały jeszcze lepszą robotę i wywalczyły awans w świetnym stylu. W grupie F wygrały aż trzy spotkania, w tym z reprezentacją Stanów Zjednoczonych! Owszem, można mówić że mistrzynie olimpijskie z Tokio nieco przebudowały swój skład, a ich forma na MŚ jest daleka od ideału. Lecz porównując potencjał obu ekip, wygrana Polski w stosunku 3:0 może uchodzić za jeden z najbardziej sensacyjnych wyników turnieju.
Następnie reprezentacja Polski zwyciężyła 3:2 zarówno z Kanadą, jak i Niemcami. Jednak apetyt rośnie w miarę jedzenia. Z tego względu szkoda, że nie udało się ograć za trzy oczka reprezentacji prowadzonej przez Vitala Heynena. Polki zaczynały swój mecz z Niemkami wtedy, kiedy swoje spotkanie kończyły Kanada i Dominikana. Zawodniczki z Kraju Klonowego Liścia pokonały Dominikanę, stąd Biało-Czerwone były już pewne awansu do ćwierćfinału. Ale nie znaczy to, że grały o nic. Wygrana 3:0 lub 3:1 uplasowałaby Polskę na trzecim miejscu w grupie. To z kolei oznaczałoby, w ćwierćfinale nasze siatkarki trafiłyby na zawodniczki z USA, które przecież wcześniej już pokonały. A tak trafiły na najmocniejszą – zaraz obok Włoch – ekipę mistrzostw. Polki grały z Serbią w pierwszym meczu grupy F. Spotkanie zakończyło się wynikiem 3:0 dla drużyny z Bałkanów.
Zostawmy już ten idiotyczny pomysł, by drużyny które właśnie grały ze sobą w grupach, spotykały się ponownie w ćwierćfinałach, a następnie w półfinałach. Reprezentacja Polski wychodziła dziś na mecz, będąc totalnym underdogiem. Przegrana Serbii, w szeregach której grała Tijana Bosković, obecnie jedna z najlepszych siatkarek na świecie, byłaby ogromną sensacją. Kiedy w tekście zapowiadającym dzisiejszy mecz zapytaliśmy o serbską atakującą Milenę Sadurek, brązowa medalistka mistrzostw Europy z 2009 roku odpowiedziała nam w ten sposób:
– Nie wiem, jak można zatrzymać rozpędzony pociąg (śmiech). Kiedyś mój trener klubowy przed meczem Ligi Mistrzów powiedział mi o Kubance, która grała we Włoszech, Taismary Agüero: „ona atakuje po prostej, przekątnej i kiwa. Jak będzie w formie, to trudno”. Bosković zatem zrobi we wtorek swoje. Ważna będzie gra blok-obrona, ale to jest jedna z najlepszych atakujących na świecie. Może zaatakować tak mocno, że nie będzie sposobu utrzymać piłki w grze. W tej sytuacji będzie trzeba próbować odrzucić Serbki zagrywką, żeby grały na wysokiej piłce. I potem starać się ustawić na nie jak najlepszy blok – mówiła Sadurek.
BOSKOVIĆ TEŻ JEST CZŁOWIEKIEM
Selekcjoner Stefano Lavarini wystawił na dzisiejszy mecz najmocniejszy skład. Na pozycji środkowych zagrały Agnieszka Korneluk i Kamila Witkowska. Duet przyjmujących utworzyły Olivia Różański i Zuzanna Górecka. Za rozegranie odpowiadała Joanna Wołosz, na pozycji atakującej zagrała Magdalena Stysiak, zaś na libero Maria Stenzel.
Polki nieźle weszły w mecz. W oczy rzucało się przede wszystkim to, nasze reprezentantki nie opierały się tylko na jednym schemacie ataku. Oczywiście najwięcej piłek Wołosz posyłała do Stysiak, lecz kapitan polskiej drużyny równie ochoczo adresowała zagrania do Różański. A 25-letnia przyjmująca na początku grała na bardzo wysokiej skuteczności. To mogło cieszyć, gdyż Olivia w poprzednich meczach potrafiła powoli się rozkręcać. Tym razem jej koncentracja – jak i całego zespołu – od początku stała na wysokim poziomie.
Jednak po drugiej stronie Serbki, prowadzone przez Daniele Santarellego, również miały kim straszyć. Spore zamieszanie w polskich szeregach robiły zagrania Brankicy Mihajlović. Ale zgodnie z przewidywaniami, główną bronią serbskiego zespołu była Bosković. Największa gwiazda serbskiej drużyny generalnie była skuteczna i grała dobre zawody. Jednak trudno było wymagać od niej stuprocentowej skuteczności. A każdy błąd liderki rywalek niesamowicie napędzał polską drużynę. Udowadniał, że nawet tak wybitna siatkarka jest tylko człowiekiem. I dobrą organizacją gry można ograć jej zespół.
Tak było w końcówce, kiedy Serbki nie najlepiej poradziły sobie z przyjęciem i Bosković, która otrzymała piłkę za plecy, nie mogła z niej nic wskórać. Po chwili kolejną piłkę Serbka posłała w aut, a przy następnej została zablokowana przez wprowadzoną Witkowską. Zatem na trzy piłki posłane do jednej z najlepszej siatkarek świata, Serbki nie uzyskały ani jednego punktu. Dzięki temu Polki wyszły na prowadzenie, a partię zamknęły genialną grą blokiem. Tym sposobem Polska niespodziewanie wygrała pierwszego seta 25:21!
NAJWIĘKSZY PROBLEM POLEK – NIERÓWNA GRA
Nie trzeba nikomu tłumaczyć, że siatkówka jest sportem, w którym set setowi nierówny. W końcu tu, nawet po najgorszym oklepie w pierwszej partii, w następnej zaczynasz od 0:0 i masz szansę się odegrać. Oczywiście, najlepsze zespoły nawet w takiej sytuacji potrafią dalej kontrolować mecz, nie schodząc poniżej pewnego poziomu. Niestety, to chyba jeden z największych mankamentów reprezentacji Polski. Nasze siatkarki potrafią zagrać świetnego seta, po czym w kolejnym mogą przypominać zbieraninę, która pierwszy raz na boisku spotkała się ze sobą jakieś piętnaście minut temu. Nagle dopada je totalny brak zrozumienia, koncepcji, a pojedyncze zrywy kolejnych siatkarek kończą się punktami dla rywalek.
Przykłady? Proszę bardzo, Polki wygrały pierwszego seta z Niemcami, po czym w drugim dostały 20:25. I jak gdyby nigdy nic trzeciego wygrały do 18. Mecz z Kanadą? Pierwszy set Polska wygrywa na luzie, trzymając kilka punktów przewagi. W kolejnych dwóch dostaje do 19 i 16. Z Turcją było podobnie. Z Dominikaną i Chorwacją również.
Tak było też tym razem. Set jeszcze dobrze się nie rozpoczął, a Serbia już wygrywała 7:2. Mistrzynie świata od początku do niemalże samego końca kontrolowały sytuację na boisku. Ale właśnie – pocieszające było to, że w poczynaniach rywalek reprezentacji Polski widać było sporo nerwów. Jakkolwiek wyświechtane by nie było to powiedzenie, to one musiały wygrać, a Biało-Czerwone tylko mogły. W ten sposób Polki, które przegrywały już siedmioma punktami, ponownie zaczęły grać bez presji i zbliżyły się do rywalek na dwa punkty.
W decydującym momencie challenge dał prowadzenie Serbii na 24:21. Wstępnie wydawało się, że piłka przebita przez Polki znalazła się w boisku przeciwniczek. I być może tak było, lecz wcześniej Wołosz wpadła w siatkę. Seta skutecznym atakiem zakończyła Bosković. Trzeba jednak było zauważyć, że przez długi czas ta partia wyglądała w wykonaniu Polski tragicznie, a i tak potrafiły one nawiązać walkę z rywalkami. Zwłaszcza, że Mihajlović, która w pierwszej partii grała nieźle, w drugiej, paradoksalnie wygranej przez Serbię, znacznie obniżyła swoje loty. Niestety, po drugiej stronie siatki to samo uczyniła Stysiak, której skuteczność ataku spadła z 58 na zaledwie 27 procent. A bez dobrej gry naszej atakującej ani rusz.
Jednak generalnie koniec drugiego seta mógł napawać optymizmem kibiców zgromadzonych w Arenie Gliwice. Tak jak początek trzeciej partii, który był bardzo wyrównany. Biało-Czerwone były w dobrej sytuacji przez większą część tego seta. W końcu Serbki pokazały, że w decydujących momentach i one nie trzymają ciśnienia, a wynik wskazywał remis po 18 punktów.
Niestety, wtedy okazało się, że Polki też odczuwają wagę spotkania. Nasze siatkarki od tego momentu zaczęły popełniać serię wręcz niewytłumaczalnych błędów. Do niezłej gry powróciła wprawdzie Magda Stysiak, lecz generalnie nasze ataki ponownie były rwane. Zuzanna Górecka skończyła ledwie jedną na pięć piłek. Weronika Szlagowska, która zaliczyła świetne wejście w pierwszym secie, na tym etapie meczu była już rozszyfrowana przez rywalki. Olivia Różański? Niestety, jej gra poleciała na łeb na szyję. Środek, o którym Joanna Wołosz często zapominała, zdawał się nie funkcjonować. Serbia umiejętnie wykorzystała naszą nieporadność w ataku. Wszak w ofensywie rywalki wciąż dysponowały Bosković, która zakończyła tego seta. Serbki wygrały 25:19.
POLKI MOGŁY OSZUKAĆ PRZEZNACZENIE
Do czwartej partii trudno było podchodzić z przesadnym optymizmem. W końcu nawet jeżeli wynik był na styku i dawał jakąś nadzieję na tie-breaka, to przecież widzieliśmy już podobne momenty w meczu. Wiecie, przesadne napalanie się na to, że Biało-Czerwone w decydujących momentach okażą się lepsze od swoich przeciwniczek, było trochę jak nabieranie się na tę samą sztuczkę ulicznego kuglarza, zachęcającego do kolejnej uczciwej gry w trzy karty.
Serbia ponownie zdawała się mieć wszystko pod kontrolą, miała wyraźną przewagę. I ponownie, tak jak w drugiej partii, już wydawało się że siatkarki z Bałkanów zamkną seta. A co za tym idzie, cały mecz. Wtedy, w końcówce spotkania trener Lavarini wprowadził na boisko Klaudię Alagierską-Szczepaniak. A środkowa dała znakomitą zmianę, poprawiając naszą jakość na zagrywce. Jednak mając w pamięci to, że Serbki dowiozły wynik w drugiej partii, a Polki w trzeciej się spaliły psychicznie – cóż, nie wyglądało to dobrze. Nawet, kiedy gra toczyła się na przewagi i Polska wygrywała, gdzieś w głowie krążyła myśl, że to nic pewnego.
Wówczas o dodatkowe emocje zadbała Mihajlović, grająca bardzo nierówne zawody. Serbska przyjmująca popełniła wręcz szkolny błąd i wpakowała piłkę w siatkę. W ten sposób Polki dokonały niemożliwego. Przegrywały już 19:23, a mimo wszystko potrafiły odwrócić losy czwartego seta i doprowadzić do tie-breaka.
Tam mogło się już zdarzyć wszystko. Serio, przewidzenie wyniku tej rywalizacji było wróżeniem z fusów. W końcu obie reprezentacje potrafiły się pokazać z dobrej i złej strony. I obie miały w ataku wielkie liderki. Polska – Magdę Stysiak. Serbia – Tijanę Bosković.
To był prawdziwy pojedynek gigantek, w którym obie atakujące postanowiły wziąć na siebie ciężar zdobywania punktów. Ależ się to oglądało! Kiedy Stysiak atakowała skutecznie kiwką z lewego skrzydła, to Boskowić odpowiedziała mocną piłką z prawej strony. Serbka przebiła się przez blok? No to liderka Polek dobrze odnalazła się przy siatce. Zawodniczka z Bałkanów popisała się mocną zagrywką? Odpowiedź Magdy była piorunująca – zaserwowała asa na 13:12. Nawet kiedy Magda się pomyliła i doprowadziła do piłki meczowej, to w następnej akcji naprawiła swój błąd, dając wyrównanie po 14. To był jej wielki mecz.
Mecz, który Polki ostatecznie przegrały. Przy drugiej piłce meczowej dały się zaskoczyć lekkiej zagrywce Jovany Stevanovic, która wylądowała na polskiej stronie boiska.
Wielka szkoda tego spotkania. Bo choć nikomu przed meczem nie przeszłoby to przez gardło – Serbia była dziś do pyknięcia. Reprezentacja Polski siatkarek pokazała kawał dobrej siatkówki. Jej główny problem polegał jednak na tym, że to wciąż ekipa która nie jest ograna na takim poziomie. Czasami nerwy przeszkadzały Polkom w dobrej grze i w decydujących momentach, kiedy wynik był na styku, jednak rywalki częściej zachowywały zimną krew.
Lecz ten element sprowadza się do doświadczenia w grze na odpowiednim poziomie. A to musi przyjść z czasem i kolejnymi meczami o podobną stawkę. Miejmy nadzieję, że wygranymi przez ekipę Lavariniego. Bo skoro ta kadra potrafiła zagrać wyrównany mecz z obrończyniami mistrzowskiego tytułu, to chyba jest w niej potencjał, prawda?
Polska-Serbia 2:3 (25:21, 21:25, 19:25, 26:24, 14:16)
Fot. Newspix