Polskie siatkarki trafiły najgorzej, jak tylko mogły. Trochę na własne życzenie, ale nie ma już co wracać do wydarzeń z fazy grupowej. W ćwierćfinale mistrzostw świata zmierzą się z obrończyniami tytułu, niepokonanymi Serbkami. Czy mają z nimi jakiekolwiek szanse? Poniżej szukamy odpowiedzi i pytamy o to ekspertów.
Ten turniej i tak już można uznać za sukces. Polki oczywiście nie były stawiane w roli faworytek. Po nieudanej Lidze Narodów tym bardziej mało kto spodziewał się, że dotrą do fazy pucharowej. Szczególnie że ostatni raz miejsce w czołowej ósemce mistrzostw świata nasza reprezentacja zajęła w… 1962 roku, kiedy polskie siatkarki sięgnęły nawet po brązowy medal mistrzostw świata.
Od tamtego czasu przeżywaliśmy lepsze i gorsze chwile. Ale nawet w czasach „Złotek” mistrzostwa globu nam nie leżały. Jeszcze gorzej było, kiedy kariery w kadrze powoli kończyły Katarzyna Skowrońska albo Małgorzata Glinka-Mogentale, czy też kiedy stery w reprezentacji przejął Jacek Nawrocki – Polek w 2014 oraz 2018 roku brakowało na siatkarskim mundialu.
Ćwierćfinał, który przed paroma dniami zapewniły sobie nasze siatkarki, już jest zatem wręcz historycznym wynikiem. Najlepszym od sześćdziesięciu lat. Pytanie, które zatem teraz wypada sobie zadać, brzmi: czy może być jeszcze lepiej?
Faworyt to mało powiedziane
Kolejne wyzwanie będzie gigantyczne. Ćwierćfinałowe rywalki Polek nie przegrały jeszcze żadnego meczu na trwającym turnieju. Na dodatek są obrończyniami tytułu (a także medalistkami igrzysk oraz mistrzostw Europy), a więc sporo ich zawodniczek z obecnego składu zna już smak złotego medalu mistrzostw globu.
Cóż, można żałować, że naszym siatkarkom nie poszło lepiej pod koniec drugiej fazy grupowej. Gdyby tylko podopieczne Stefano Lavariniego wygrały z Niemkami w trzech lub czterech setach, we wtorek mierzyłyby się z USA. Czyli zespołem, który już wcześniej pokonały.
Z drugiej strony: narzekanie na rozstrzygnięcia w poprzedniej fazie nie ma zbyt wiele sensu, bo wiele rzeczy poszło po naszej myśli (wspominając przede wszystkim porażki Dominikanek oraz Tajek). A droga przez wielkie imprezy często sprowadza się właśnie do krętych ścieżek oraz liczenia na korzystne wyniki rywalek, co zaznacza w rozmowie z nami Milena Sadurek, była reprezentantka Polski:
– Na awans do ćwierćfinału złożyło się kilka czynników. Trochę szczęścia w pewnych sytuacjach, gorsza dyspozycja przeciwników. Ale taki jest sport. Pamiętam, że przy pierwszym złocie mistrzostw Europy, w 2003 roku, dziewczyny też miały trudną przeprawę. Już prawie pakowały się do domu, ale inne mecze tak się ułożyły, że awansowały do półfinału. A potem zdobyły mistrzostwo Europy.
Oczywiście nie obrazilibyśmy się za powtórkę z rozgrywki. Ale wracając: o pokonanie Serbek będzie piekielnie trudno. Jak zaznacza Ireneusz Kłos, były selekcjoner reprezentacji kobiet – te są w wielkiej formie: – Wygrały dziewięć spotkań, straciły tylko dwa sety. Grają chyba najlepszą siatkówkę na tych mistrzostwach. Mamy trochę pecha, że nie udało nam się wyżej wygrać z Niemkami. Bo w ćwierćfinale z USA mogłoby być łatwiej.
337-krotny reprezentant Polski podkreśla jednak też, że nasz ostatni mecz z Serbią, w fazie grupowej, dał nieco powodów do optymizmu. Mimo tego, że przegraliśmy go w trzech setach. – Może i suchy wynik pokazywał trzy do zera dla Serbii, ale graliśmy momentami naprawdę fajne zawody. Gdybyśmy wtedy pograli trochę mądrzej, to może ugralibyśmy choć jedną partię.
Faktycznie – reprezentantki Polki w pierwszym oraz drugim secie poprzedniego spotkania z Serbkami miały swoje momenty. Były w stanie odrabiać spore straty punktowe i wywierać presję na rywalkach. Tylko że te wówczas wychodziły z kłopotów obronną ręką. – Najlepiej wyglądaliśmy w drugich fazach setów? No właśnie, nasza gra trochę faluje i chyba to nie jest dobre – kontynuuje Kłos. – Powinniśmy ją trochę uspokoić, żeby nie trzeba było w pewnych momentach gonić przeciwnika.
Co jeszcze muszą zrobić nasze siatkarki, żeby mieć z Serbią szanse na zwycięstwo? To nic nowego w nowoczesnej siatkówce – po prostu „bić” jak najmocniej i najskuteczniej z pola serwisowego. – Wydaje mi się, że musimy skupić się na zagrywce – mówi Kłos. – Odrzucić od siatki Serbki, żeby musiały grać wysoką, prostą piłką. Wtedy mamy olbrzymią szansę je zablokować, albo przynajmniej wybronić taki atak. Bo jeżeli będą swobodnie dogrywać do siatki, pokonanie ich stanie się bardzo trudne.
Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, kim jest najlepsza zawodniczka w drużynie Serbek.
Pojedynek armat
Tijana Bosković to obok Paoli Egonu czy Isabelle Haak jedna z największych „broni” w kobiecej siatkówki. Choć niedawno skończyła 25 lat, jej lista laurów drużynowych oraz indywidualnych jest dłuższa niż niemal każdej zawodniczki świata. Serbka od 2015 roku regularnie odbiera nagrody dla najlepszej atakującej czy też MVP ważnych turniejów. A z reprezentacją łącznie zdobyła w ubiegłych siedmiu latach aż dziewięć medali (w tym dwa złota ME i złoto MŚ).
Jak ją zatrzymać? Pytamy Milenę Sadurek: – Nie wiem, jak można zatrzymać rozpędzony pociąg (śmiech). Kiedyś mój trener klubowy przed meczem Ligi Mistrzów powiedział mi o Kubance, która grała we Włoszech, Taismary Agüero: „ona atakuje po prostej, przekątnej i kiwa. Jak będzie w formie, to trudno”. Bosković zatem zrobi we wtorek swoje. Ważna będzie gra blok-obrona, ale to jest jedna z najlepszych atakujących na świecie. Może zaatakować tak mocno, że nie będzie sposobu utrzymać piłki w grze.
– W tej sytuacji będzie trzeba próbować odrzucić Serbki zagrywką, żeby grały na wysokiej piłce – podkreśla Sadurek. – I potem starać się ustawić na nie jak najlepszy blok.
Podobną receptę na radzenie sobie z Bosković ma Ireneusz Kłos: – Musimy zaryzykować na zagrywce, jak mówiłem. Potem wysoki blok, dobre ustawienie w obronie. I nawet jak jej nie zablokujemy, to możemy spróbować wybronić.
Cóż, choć można planować i szukać rozwiązań, to najbezpieczniej wciąż założyć, że 25-latka zdobędzie sporo punktów. Byleby po prostu nie przełożyło się to na zwycięstwo naszych rywalek w całym meczu. – Stysiak to też wielki talent – dodaje Kłos. – Trzymajmy kciuki, żeby we wtorkowym spotkaniu pokazała swojej „vis-à-vis”, że w danym momencie potrafi być od niej lepsza.
Na samej Stysiak reprezentacja Polski też jednak oczywiście polegać nie może. Wysoki poziom gry prezentowany na mistrzostwach świata musi utrzymać Olivia Różański. Liczymy również, że Agnieszka Korneluk czy Kamila Witkowska dodadzą coś od siebie ze środka. A Zuzanna Górecka, nawet jeśli nie będzie zdobywać seriami punktów w ataku (bo też nie taka jest jej rola w zespole), to poszaleje w polu serwisowym.
Sadurek: – Każda zawodniczka musi zagrać na sto procent swoich możliwości. Dobra forma w ataku, nie tylko Stysiak, ale całej drużyny, może pozwolić nam powalczyć z Serbkami. Nie może być tak, żeby tylko Magda czy Olivia Różański były pewnymi opcjami w ataku. Cały zespół w tym samym dniu musi wznieść się na wyżyny.
Polskie gardła w Gliwicach
Napędzić nasze siatkarki może również polska publiczność. Wtorkowy ćwierćfinał zostanie rozegrany w Arenie Gliwice. Tym samym obiekcie, na którym… awans do 1/2 mistrzostw świata wywalczyli przed paroma tygodniami zawodnicy Nikoli Grbicia. – Uważam, że to jeden z naszych największych atutów. Fakt, że mistrzostwa odbywają się w Polsce. To powinno wyłącznie uskrzydlać nasze siatkarki, a nie dodawać im dodatkowej presji – podkreśla Sadurek.
W wielką rolę przewagi parkietu wierzy też Kłos: – Amerykanki powiedziały po meczu z nami, że nie czuły się swojo przy tak mocno dopingujących kibicach. Publiczność będzie naszym siódmym zawodnikiem.
Niewykluczone zatem, że Serbki też poczują presję. A czy nerwy pojawią się po polskiej stronie? W pewnym stopniu na pewno. Ale z drugiej strony: zawodniczki Stefano Lavarininego i tak zrobiły już na tych mistrzostwach swoje. – Pierwszy raz od sześćdziesięciu lat polska drużyna skończy mistrzostwa tak wysoko – zauważa Sadurek. – Pewnie dla wielu jest to niespodzianka. Polki muszą zatem robić to, co do tej pory. Nie oglądać się za siebie, bo nic nie mają do stracenia. Trafiły w ćwierćfinale najgorzej jak się dało, ale to już nie ma znaczenia. Odniosły sukces. Teraz tylko iść dalej.
Podobnie uważa Kłos: – Należy podejść do tego na zasadzie: my już nic nie musimy. Dziewczyny udowodniły wcześniej, że stać je na bycie w najlepszej ósemce świata. A jeśli coś teraz jeszcze ugrają, to będzie bonus. Wydaje mi się nawet, że dobrze, iż nie jesteśmy faworytami. Bo psychika gra tu rolę. Z Kanadyjkami i Niemkami musieliśmy wygrać, i to chyba nam trochę wiązało w nogi. A najlepszy mecz Polki rozegrały przeciwko USA, kiedy nikt na nie nie stawiał.
I chyba tego musimy się trzymać. Ekipa Stefano Lavariniego pokazała już, że potrafi grać w siatkówkę. A dziś na parkiet wyjdzie z czystą głową i misją, żeby zaskoczyć Serbki, które – w przeciwieństwie do nas – „muszą, nie mogą”.
Czytaj więcej o siatkówce:
- Znakomity środek, rozegranie oraz brat Śliwki. Poznajcie wicemistrzów Europy U-20
- Stefano Lavarini – kim jest trener siatkarskiej reprezentacji kobiet?
Fot. Newspix.pl