Reklama

Udało się! Polki pokonały Kanadyjki po pięciosetowym starciu

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

07 października 2022, 23:27 • 7 min czytania 12 komentarzy

To nie był taki mecz, jakiego oczekiwaliśmy po znakomitym zwycięstwie z USA. Polki długo męczyły się bowiem z Kanadą, a momentami grały tak słabo, że trudno było nadal wierzyć w zwycięstwo. W kluczowym momencie ocknęły się jednak i zdołały wygrać najpierw czwartego, a potem piątego seta. Dzięki temu w sprawie awansu do ćwierćfinału nadal mają wszystko w swoich rękach – jeśli jutro pokonają Niemki, zagrają w fazie pucharowej mistrzostw świata.

Udało się! Polki pokonały Kanadyjki po pięciosetowym starciu

Wszystko zależy od nas

Po fantastycznym meczu z USA, gdy Polki w trzech setach ograły jedne z faworytek mistrzostw świata, przed naszymi reprezentantkami otworzyły się drzwi prowadzące do ćwierćfinału imprezy. – Dzięki wygranej z USA wciąż mamy głowę nad wodą. Teraz jednak czeka nas prawdziwa próba charakteru, by z zespołami w naszym zasięgu, z którymi wygrywałyśmy już w tym sezonie, potwierdzić swoją wartość. Kanadyjki w mistrzostwach świata prezentują się bardzo dobrze. Trochę szwankuje ich przyjęcie i musimy to wykorzystać – mówiła po tamtym spotkaniu Joanna Wołosz (cytat za dziennik.pl).

Przed meczami z Kanadą i Niemcami wszystko zależało więc od samych Polek. W dodatku kolejne wyniki też układały się na ich korzyść. Dziś Serbki 3:0 ograły Tajlandię, USA 3:1 Turcję, a Dominikana pokonała Niemki 3:1. Takie zestawienie rezultatów oznaczało, że podopieczne Stefano Lavariniego mogły walczyć nie tylko o awans do 1/4 finału, ale też o to, by wejść tam z trzeciego miejsca w grupie. Należało jednak nie zlekceważyć rywalek.

Reklama

Bo Kanadyjki, owszem, to nie zespół z najwyższej półki. Ale tegoroczne mistrzostwa, choćby za sprawą meczu Polska – Stany Zjednoczone, pokazały już, że zwycięstwa nie można sobie przypisać w ciemno, jeszcze przed spotkaniem. Nawet jeśli kilka miesięcy temu, w tegorocznej Lidze Narodów, pokonywało się rywalki 3:1 – bo tak wysoko Polki wygrały z Kanadyjkami w tamtych rozgrywkach. Inna sprawa, że – choć bilans wygranych i porażek miały identyczny (4:8) – to zawodniczki z Ameryki Północnej skończyły Ligę Narodów o miejsce wyżej.

Do tego, jak powiedziała Wołosz, Kanadyjki na mistrzostwach grały naprawdę nieźle. Przed dzisiejszym spotkaniem miały taki sam bilans meczów jak Polki – wygrały cztery (z Tajlandią, Kazachstanem, Bułgarią i Niemcami), a przegrały trzy (z Turcją, Serbią i USA). Jeśli więc ulegały, to faworytkom, a w dodatku wygrywały z ekipami, z których niektóre śmiało można było uznać za lepsze od nich, przynajmniej na papierze. Dlatego nasze zawodniczki musiały ani na moment nie stracić koncentracji.

I grać swoje. Jak z USA.

Początek? Świetny. A potem problemy

Pierwsza partia dzisiejszego spotkania zaczęła się jednak od dobrej gry Kanadyjek, które szybko wyszły na trzypunktowe prowadzenie. Ale to trwało tylko chwilę, bo Polki odżyły niemal natychmiast. Szybko zobaczyliśmy, że to, co dawało efekt z USA, działa i dziś. Czy to gra przez środek, czy znakomita postawa naszego bloku, czy też dobra zagrywka. Ta ostatnia widoczna była zwłaszcza wtedy, gdy serwowała Zuzanna Górecka. Raz, że sama Zuza potrafiła dołożyć coś serwisem, a dwa, że Polki w ustawieniu z nią na zagrywce czuły się zdecydowanie najlepiej.

I to właśnie w nim Kanadyjkom odskoczyły na cztery punkty. Przy prowadzeniu 14:10 złapały więcej luzu, a zawodniczki z Ameryki Północnej same zaczęły pomagać naszym siatkarkom. Mnożyły się ich błędy, wśród których można wymienić: zagranie w antenkę Alexy Lei Gray czy nieskuteczne ataki Kiery van Ryk (którą naprawdę nękał w tamtej partii polski blok), atakującej kanadyjskiej kadry i jednej z jej liderek. Polki z tego wszystkiego skrzętnie korzystały i spokojnie doprowadziły seta do końca. Zamknęła go Olivia Różański (25:18) i na przerwę nasze reprezentantki mogły schodzić w doskonałych humorach.

Gorzej było po niej.

Reklama

W drugiej partii uwidoczniły się bowiem nasze problemy, które… właściwie występowały już w pierwszym secie, ale maskowała je znakomita skuteczność naszych zawodniczek. Słabsze spotkanie rozgrywała dziś Magda Stysiak, w polskim zespole brakowało też nie tylko idealnego, ale nawet przyzwoitego przyjęcia, bo to funkcjonowało u nas bardzo źle. W dodatku Kanadyjki znalazły sposób na zatrzymywanie Olivii Różański, a to stanowiło dla naszej gry spore osłabienie. Z kolei po drugiej stronie siatki rozkręciła się Gray, której wtórowała van Ryk. I Kanadyjki niespodziewanie nie tylko wygrały seta, ale zrobiły to w całkiem imponującym stylu – do 19.

Oczy krwawiły

Liczyliśmy jednak na to, że po przegranej partii nasze zawodniczki szybko się ockną. Przeszłość zresztą uczyła nas, że tak to już z nimi bywało – w wielu meczach rozegranych w tym roku po wygranym secie coś je zatrzymywało, jakby brakowało im koncentracji, ale często potrafiły się z tego stanu otrząsnąć na tyle szybko, by nie wyrządziło im to większej krzywdy. Dziś jednak taki stan trwał zdecydowanie dłużej. Trzecia partia była… być może najgorszą, jaką zagrały na tych mistrzostwach. Nie wychodziło im właściwie nic. Czy to w przyjęciu, czy w ataku, czy na rozegraniu.

Stefano Lavarini w pewnym momencie – po tym jak wypróbował już kilka korekt – po prostu usiadł na krzesełku i przyglądał się grze swoich podopiecznych, jakby zastanawiając się, co jeszcze może zrobić.

Orlen baner

Wyszło, że nie za wiele. Polki bowiem kompletnie odstawały od rywalek. Zaczynało się od złego przyjęcia, potem nie najlepiej na rozegraniu radziła sobie Wołosz (zresztą można się było zastanawiać, czemu Lavarini nie próbuje zdjąć jej choć na chwilę z parkietu), a w ataku to już w ogóle była katastrofa. Fatalne momenty przeżywała wtedy przede wszystkim Stysiak, która nie tylko miała problemy ze skończeniem piłek, ale też popełniała proste błędy, choćby dotknięcia siatki. Przy takiej grze naszego zespołu nic dobrego w tym secie nie mogło się wydarzyć. I się nie wydarzyło.

Polki przegrały do 16 i same siebie wpędziły w wielkie tarapaty. Czwarty set miał być kluczowy, bo porażka w nim skazywałaby nas na wyciągnięcie kalkulatorów i obliczanie pozostałych nam, matematycznych szans na awans. A przed meczem zakładaliśmy przecież, że nie będziemy musieli tego robić.

Odżyła Magda, odżyła Polska

Na szczęście ostatecznie nie było takiej potrzeby. Bo w najważniejszych momentach meczu z letargu obudziła się Stysiak, a za nią poszły koleżanki. Nagle Magda – wcześniej grająca na niskiej skuteczności (w pewnym momencie miała skończone ledwie 8 na 32 ataki), zaczęła punktować z niemal każdej piłki. Czy to przy siatce, czy z drugiej linii. Obijała blok rywalek, pakowała piłkę w parkiet, znajdowała nawet bardzo ciasny skos. Pokazała wtedy, że faktycznie jest liderką tej ekipy.

A kiedy liderka tak gra, to i innym zawodniczkom wszystko przychodzi łatwiej.

Polki więc wzięły się do roboty. Znów pomogła zagrywką Zuzanna Górecka i to seria przy jej podaniu pomogła nam zbudować sporą przewagę (13:8). O czas poprosiła wtedy trenerka naszych rywalek i ten faktycznie dał efekt. Polki zostały nieco wybite z rytmu, a Kanadyjki zaczęły się zbliżać. Gdy błąd w ataku popełniła Agnieszka Korneluk, nasza przewaga wynosiła już tylko punkt, a do końca seta było daleko (16:15). Długo udawało nam się jednak utrzymywać taką różnicę, ale w końcówce przeciwniczki nas dogoniły. Szczególną dramaturgię miały ostatnie dwa punkty, od stanu 23:23.

https://twitter.com/PolskaSiatkowka/status/1578485350674010112

Pierwszy z nich rozgrywany był dwukrotnie. Za pierwszym razem pospieszyła się sędzia stołkowa i zbyt wcześnie użyła gwizdka, ale… nam to sprzyjało, bo Polki były w tamtym momencie w naprawdę trudnej sytuacji. A potem punkt wygrały bez większych problemów. Przy ostatniej akcji seta błąd w naprawdę łatwej sytuacji popełniła jedna z Kanadyjek. I z serc tysięcy kibiców zgromadzonych w łódzkiej Atlas Arenie spadły głazy. Choć nie wszystkie – bo żeby Polki miały całkowity komfort w tabeli naszej grupy, musiały wygrać i tie-breaka.

W nim na szczęście oglądaliśmy prawdziwy popis. Biało-Czerwone w końcu zagrały bowiem tak, jak grać miały od samego początku. Najpierw odskoczyły na 5:1 przy zagrywce Kamili Witkowskiej. Potem skorzystały z kilku błędów Kanadyjek. Doskonale pracowały też blokiem (zwłaszcza Agnieszka Korneluk), a Witkowska popisała się dodatkowo kilkoma atakami, w tym świetnym przy przechodzącej piłce. Rywalki nie były w stanie w żaden sposób im zagrozić. I skończyło się 15:5. A w całym meczu 3:2.

Taki wynik oznacza jedno – Polki wciąż zależą wyłącznie od siebie. Jeśli jutro pokonają prowadzone przez Vitala Heynena Niemki, które nie grają już o nic, awansują do ćwierćfinału. Warto przy tym patrzyć na mecz Turek z Serbkami – przy dobrym wyniku w tym spotkaniu, nasze zawodniczki mogą wylądować na trzecim miejscu w grupie.

Polska – Kanada 3:2 (25:18, 19:25, 16:25, 25:23, 15:5)

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Polecane

Damian Wojtaszek: Nie jestem całkowicie spełniony. Marzyłem o igrzyskach [WYWIAD]

Jakub Radomski
1
Damian Wojtaszek: Nie jestem całkowicie spełniony. Marzyłem o igrzyskach [WYWIAD]
Polecane

Pierwszy krok zrobiony. Jastrzębski Węgiel o dwa sety od finału Ligi Mistrzów

Sebastian Warzecha
1
Pierwszy krok zrobiony. Jastrzębski Węgiel o dwa sety od finału Ligi Mistrzów

Komentarze

12 komentarzy

Loading...