Janne Andersson zostanie w domu podczas katarskich mistrzostw świata. Selekcjoner reprezentacji Szwecji wzniósł się na wyżyny dyplomatycznej subtelności i stwierdził, że tego rodzaju gest należy postrzegać jako klarowne określenie się wobec kontrowersji dookoła mundialu. „Zobaczymy, kto jeszcze zdecyduje się na taki krok”, rzucił zaczepnie, choć jeszcze w marcu złorzeczył na format baraży, w których Trzy Korony pożegnały się z marzeniami o występie na najważniejszej imprezie piłkarskiego czterolecia.
To żadna demaskacja zepsutego i nienaprawialnego świata futbolu. Futbolu napchanego brudną kasą i ociekającego wpieniającą hipokryzją. Futbolu pełnego pustych gestów i próżnych manifestów. Futbolu niemal dobrowolnie wystawiającego się na strzał tanich moralizatorów. To będzie rzecz o beznadziejności bojkotowania mundialu w Katarze.
Śmieszność miękkiego serca
Lise Klaveness naraziła się na śmieszność. Na Kongresie FIFA w Dosze podniosła ciśnienie grupie twardogłowych misiów. Jose Ernesto Meja, sekretarz generalny Honduraskiego Związku Piłki Nożnej, skomentował, że jej wypowiedź „nie ma żadnego związku z piłką nożną”, a Hassan al-Thawadi, przewodniczący Najwyższego Komitetu, dodał w złości, że „nie jest rzeczowo przygotowana do dyskusji o pozytywnych zmianach kulturowych zachodzących na katarskiej ziemi”. Może podczas swojego sześciominutowego przemówienia szefowa Norweskiego Związku Piłki Nożnej powinna zatrzymać się na anegdotce o kocie uciekającym z poduszkowego łoża na wyraz obrzydzenia przed smrodem całodniowo kopanej przez nią piłki. Albo na sloganie, że „futbol jest powszechnym językiem”, nawet gdy prawnik rozmawia z kryminalistą, a kryminalista z prawnikiem. Ale Klaveness wygłosiła gruntowną krytykę sensu organizowania mistrzostw świata w Katarze.
– Mundial został przyznany Katarowi w niedopuszczalny sposób i niesie to za sobą skandaliczne konsekwencje. W tym kraju nie ma poszanowania dla praw człowieka, równości i demokracji, podstawowych politycznych interesów piłki nożnej. Musimy opiekować się robotnikami-migrantami, którzy zginęli podczas przygotowań do startu mistrzostw świata. Nie możemy lekceważyć ich ofiary, ich istnienia, ich rodzin, bo to znieczulica staje się zwierciadłem nas samych – grzmiała Norweżka.
Lise Klaveness mówiła spokojnie i wyważenie. Nie wyciągała oskarżycielskiego palca. Nie wyczytywała listy katarskich grzechów głównych. Była w tych jej słowach jakaś zachowawczość, jakaś wiara i nadzieja w dobre intencje katarskich szejków i fifowskich garniturów. Przecież można było masakrować, miażdżyć, orać. Wypominać inwigilacje i szpiegostwa, homofobie i mizoginie, dyskryminowanie innowierców i rządy pieniądza, korupcje i sportwashing. Unaoczniać i uplastyczniać, że mistrzostwa świata stają się pejzażem imperialnych interesów politycznych gigantów.
Że całkiem niedawno Ukraina apelowała o powstrzymanie mistrzostw świata w imperialnej Rosji, ale nikt nie zareagował, a Gianni Infantino kopał piłkę z Władimirem Putinem, który ogłaszał wszem i wobec, że właśnie zorganizował najlepszy światowy czempionat w historii piłki nożnej. Że cztery lata później Rosja – po zbrojnej inwazji na Ukrainę – została zawieszona w strukturach FIFA. I, w końcu, że w 2022 można powstrzymać mistrzostwa świata w łamiącym prawa człowieka Katarze.
Klaveness nie zdecydowała się na taką surowość nie tylko dlatego, że wybuchłby międzynarodowy skandal i z miejsca ozwałby się chór oburzonych plutokratów, którzy nakazaliby przepraszać i kajać się, bo Katar żyje w zgodzie i wspólnocie z połową zachodnich cywilizacji, ale też dlatego, iż miękkie serce, wrażliwość społeczna i wielkie słowa nie skruszą murów. Świat już dawno dowiedział się, że Katar kupił mundial i wykorzystał tanią siłę roboczą do wzniesienia ociekającej złotem monumentalności własnego kraju. Dowiedział się i machnął ręką.
„Nie ja ten Katar wybierałem”
Kiedy Polska awansowała na katarskie mistrzostwa świata, zadzwoniłem do Cezarego Kuleszy. Interesowało mnie, czy prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, stojący na czele ruchu, który wyrzucił barbarzyńską Rosję za burtę Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej, krytycznym i wojowniczym okiem patrzy również na bezeceństwa i niegodziwości Kataru.
– Mundial w Katarze budzi pana wątpliwości moralne? Śmierć siedmiu tysięcy robotników podczas prac nad infrastrukturą turnieju, kara śmierci, chłosta i ukamienowanie legalne w prawie, opresje wobec kobiet, gejów i innowierców. Nie są to najczystsze mistrzostwa świata w historii.
– Czytałem to wszystko, znam sytuację. Wiem, że prawa człowieka nie są tam respektowane i przestrzegane w należyty sposób, ale też swoją wiedzę ograniczam tylko do doniesień prasowych. Nie ja ten Katar wybierałem. FIFA wskazała organizatora mistrzostw świata, a my sportowo wywalczyliśmy awans na ten mundial. Trudno mi coś więcej powiedzieć.
Głupotą byłoby wieszanie psów na prezesie Kuleszy za słowa „nie ja ten Katar wybierałem”, bo co też miał powiedzieć? Że wybrał Czesława Michniewcza na stołek selekcjonera reprezentacji Polski, żeby ten wygrał finał baraży ze Szwecją i w nagrodę nie poleciał do Kataru, bo powstaje zgrzyt moralny? Że Robert Lewandowski, który znajduje się w złotym momencie swojej kariery i wparował w etap życia pt. „spełnianie marzeń”, nie będzie miał możliwości zagrania na najważniejszej globalnej imprezie piłkarskiej, bo tak nakazuje jakaś wyższa przyzwoitość? Bez jaj.
Przytomnie pisał Rafał Stec w gazetowym wydaniu „Kopalni”: „Oburzeni żądają – od innych, nie od siebie – heroizmu. Frazy o morderczym treningu, wysiłku rozłożonym na lata i wyrzeczeniach rujnujących życie prywatne spowszedniały, każdy sportowiec recytuje z grubsza to samo. Za oswojonym refrenem jest jednak realny ból, człowiek z krwi i kości. Owszem, sportowiec ogłaszający, że w imię wyższych wartości wycofuje się z gry o medal, zasłużyłby na podziw, być może dotarłby z przesłaniem do milionów ludzi. Heroizmu nie wolno jednak żądać. Dlaczego za narzędzie do naprawiania świata mają służyć sportowcy, od których zgorszeni wymagają więcej niż od siebie”.
Bojkot, który nic nie znaczy
Niewielu pamięta już krytyczne słowa Toniego Kroosa, który przekonywał, że „błędem było przyznanie Katarowi tak historycznego turnieju”, bo co też aktualnie taki Toni Kroos znaczy w piłce reprezentacyjnej, a w ogóle to sam Niemiecki Związek Piłkarski opublikował oficjalne oświadczenie, z którego jasno wynikało, że Niemcy nie zbojkotują mistrzostw świata w Katarze 2022. Niewielu wspomina już piękny apel Tima Sparva, który zdobyciu wiedzy na temat katarskich grzechów poświęcił kilka lat swojego życia, skoro ani Tim Sparv, ani jego reprezentacja Finlandii nie pojawią się w Katarze. Niewielu obchodzą regularne nawoływania Norwegów, skoro na kongresie FIFA głos wspomnianej Lise Klaveness jest wyciszany i ignorowany.
Philipp Lahm i Eric Cantona nie przylecą nad Zatokę Perską między listopadem a grudniem i krzyczą o „horrorze ludzi, którzy budowali katarskie stadiony”, ale cóż z tego, skoro David Beckham skosił dziesięć milionów funtów za legitymizowanie swoim wizerunkiem tych mistrzostw świata, kiedy migranci z samego Bangladeszu zapłacili prawie dwa miliardy dolarów opłat rekrutacyjnych, żeby pozwolono im podjąć pracę przy wznoszeniu mundialowej infrastruktury.
– Rozgrywanie mundialu w tym miejscu jest niedorzeczne. FIFA mówi, że będziemy grać w kraju, w którym chcą rozwijać futbol. Gówno prawda. Tak naprawdę chodzi im o pieniądze i umowy reklamowe – mówi Louis Van Gaal, który jednak zabiera swoją Holandię w ostatnią podróż swojej usłanej sukcesami kariery trenerskiej i celuje w mundialowy medal.
Pozornie uczciwe jest też podejście Janne Anderssona. Nie jedzie na mistrzostwa świata, bo brzydzi się ich natury. Nie jedzie na mistrzostwa świata, choć nikt go do tego nie przymuszał. Nie jedzie na mistrzostwa świata, bo tak wypada, jak głosi. Nikogo nie przymusza, nie bije w dzwony, nie nawołuje do bojkotu, ale dlaczego przy tym rzuca prowokacyjne „zobaczymy, kto jeszcze zdecyduje się na taki krok”, skoro tuż po przegranym finale baraży z Polską awanturował się, że biało-czerwoni mieli łatwiej, ponieważ nie musieli przebijać się przez fazę półfinałów i dostali więcej czasu na spokojne przygotowanie się do najważniejszego boju niż Trzy Korony? Cóż, pewnie gdyby Szwecja wygrała na Stadionie Śląskim, dzisiaj szykowałaby się na Katar z Janne Anderssonem u selekcjonerskich sterów, ale któż wtedy martwiłby się o etyczność takiego stanu rzeczy?
Najlepiej ten cały bojkotowy zgiełk podsumowuje chyba Joshua Kimmich: – Jako piłkarz zawsze nie możesz doczekać się mistrzostw świata. Wiele osób wzywa piłkarzy do bojkotu mundialu, ale jest na to o dwanaście lat za późno. Każdy znał panujące tam warunki przed przyznaniem im turnieju.
Bezduszność sępa
Kevin Carter, południowoamerykański fotograf prasowy, zasłynął z makabrycznego zdjęcia „Struggling Girl”. Sudańska osada Ayud. Naga, konająca, zgięta w pół i słaniająca się z głodu pięcioletnia dziewczynka. I upiorny sęp, który czeka aż dziecko wyzionie ducha, żeby pożywić się padliną. Wstrząsający obraz Cartera ochrzczony został mianem symbolu afrykańskiej tragedii, a sam autor płakał, ilekroć tylko przypominał sobie tamten moment. Wielu zarzucało mu bezduszność. Zrównywano go z sępem. Na to jednak choćby Krzysztof Miller, wielki polski fotograf, komentował: – Obok było tysiące zagłodzonych dzieci i tysiące sępów. Miał wszystkie odganiać? Miał uratować wszystkie głodujące dzieci? On? Fotograf? Zrobił, co do niego należało. Jego zdjęcie zobaczyło miliony ludzi – bardzo nim pomógł, niż może się wydawać.
Ten sam mechanizm zdaje się dotyczyć mundialu w Katarze. Odbędzie się, nad Zatokę Perską przyleci ponad dwa miliony kibiców, więc nie można go zagłuszyć, nie można go przemilczeć, nie można udawać, że nic się nie dzieje. Należy wiedzieć, jak poprany i pokręcony jest ten świat, jak wiele interesów i interesików można załatwić za pośrednictwem piłki nożnej, jak bardzo brudny futbol przenika się z jeszcze brudniejszą polityką, ale…
Głupio zabrzmi nawoływanie do bojkotu grupowego starcia z Arabią Saudyjską podczas katarskich mistrzostw świata, choć ta sama Arabia Saudyjska jest współodpowiedzialna za dramat milionów Jemeńczyków – wciąż zabija, wciąż grzebie, wciąż bombarduje, wciąż niszczy, wciąż eskaluje. Głupio zabrzmi nawoływanie do bojkotu oglądania Francji, choć ta legitymizuje katarskie macki i katarski sportwashing jak nikt inny na całym globie. Głupio zabrzmi nawoływanie do bojkotu meczów Iranu, choć tamtejsze władze w kilkudziesięciu irańskich miastach i miasteczkach krwawo tłumią protesty po śmierci 22-letniej Mahsy Amini. Głupio zabrzmi nawoływanie do bojkotu spotkań Stanów Zjednoczonych, które od dziesiątek lat biorą czynny udział w niemal każdej wojnie…
Tak można byłoby wymieniać.
Aż człowiek zwariowałby na dobre.
I przestałby oglądać cokolwiek.
Nawet piłkę nożną.
Czytaj więcej o mundialu w Katarze:
- Wymioty Kataru, czyli pracuj za grosze i zmykaj do swojej biedy
- Katarski brat patrzy
- Czy Katar jest gotowy na mistrzostwa świata? | Reportaż
- Na rok przed Katarem. Studium bezsilności
- Jak mogę być dumny z sukcesów Bayernu? Pieniędzy z Kataru trzeba się wstydzić
- Kto panem, kto sługą. Piekło mundialu w Katarze
- Czy Polska powinna zbojkotować mundial w Katarze?
- Wróg mundialu. Dlaczego Katar więzi Abdullaha Ibhaisa?
Fot. Newspix