Czesław Michniewicz powtarza, że traktuje Ligę Narodów dwutorowo. Z jednej strony gra o wynik, chce się po prostu utrzymać w Dywizji A, by w przyszłości również grać z najlepszymi drużynami w Europie. Z drugiej – chce patrzeć szerzej i przygotowywać drużynę na mistrzostwa świata. Sprawdzać zawodników w warunkach bojowych. Selekcjonować. Testować schematy, formacje, założenia. Mimo że do inauguracyjnego meczu mundialu już mniej niż dwa miesiące, dzisiaj nie oczekujemy wielkich wniosków pod kątem katarskiego turnieju. Oczekujemy głównie wyniku. Bo tylko on pozwoli biało-czerwonym pozostać w najwyższej dywizji rozgrywek, która zastąpiła nam nie zawsze prestiżowe mecze sparingowe.
Walia – Polska: zapowiedź meczu
Choć nastroje wokół Ligi Narodów były dość sceptyczne zanim ta w ogóle jeszcze ruszyła, to bez wątpienia trochę rozruszała nam ona przerwy na rozgrywki międzynarodowe. Oczywiście – ten turniej generuje raczej letnią temperaturę, nie grzeje porównywalnie do jakiejkolwiek innej imprezy, w której biorą udział zespoły narodowe. Ba! Liga Narodów nie rozbudza emocji porównywalnych nawet do meczów eliminacyjnych. Ale jednak sprawia, że zamiast sparingów gramy mecze o coś. Gdzieś możemy spaść. Gdzieś możemy awansować. Okienko na zgrupowanie kadry narodowej ma dziś dużo większą wartość niż w sytuacji, gdy trzeba było odbębnić dwa mecze towarzyskie, nie zawsze ekskluzywne, nie zawsze wartościowe, często godne przeglądu szerokiej kadry, a nie wyjściowego garnituru.
Ze względu na nieprzerwaną obecność w Dywizji A, powinniśmy być teoretycznie beneficjentami tego formatu. W końcu możemy grać regularnie z najlepszymi zespołami na Starym Kontynencie, które często nie były dla nas osiągalne przy umawianiu sparingów na Narodowym. A skoro gramy z najlepszymi, to możemy się od nich uczyć. Zbierać doświadczenie. Rozwijać się w trudnych bojach. To tylko dobrze brzmiąca w teoria, bo praktyka wygląda tak, że im dalej w las, tym bardziej przytłaczają nas topowe zespoły w Europie. W pierwszej edycji, kiedy jeszcze w Dywizji A były po trzy zespoły, teoretycznie spadliśmy. A jednak wcale nie było źle – zagraliśmy naprawdę dobre spotkanie z Włochami (to pierwsze za kadencji Jerzego Brzęczka), potrafiliśmy w ostatnim meczu przeciwstawić się Portugalii. Utrzymaliśmy się dlatego, że rozszerzono dywizję o jeden zespół. Druga edycja? Z Włochami i Holandią zaliczaliśmy już głównie treningi biegowe, ale odprawiliśmy z kwitkiem Bośnię i Hercegowinę, która pożegnała się z elitą. Obecna? Mecze z Holandią i Belgią wyglądały jeszcze bardziej katastrofalnie niż w poprzednim rozdaniu, ale znów jesteśmy na dobrej drodze, by wyeliminować tego teoretycznie najsłabszego rywala i pozostać w grze. Żeby to się stało, potrzebujemy co najmniej remisu w Cardiff.
Czy to realny rezultat? Jak najbardziej.
Czy poprzeczka będzie stała wyżej niż w pierwszym spotkaniu we Wrocławiu? Niestety tak.
Walia zagra tym razem na serio
Pierwsze spotkanie przeciwko ekipie Roberta Page’a wspominają przede wszystkim polscy napastnicy. To jedyna konfrontacja Czesława Michniewicza, w której w wyjściowej jedenastce znalazło się aż dwóch atakujących. Konkretnie – Lewandowski i Buksa, który w ostatnim kwadransie został zmieniony na strzelca decydującego gola, Karola Świderskiego. Od tamtej pory selekcjoner konsekwentnie stawiał na ustawienie z jednym snajperem, a drugiego wpuszczał z ławki. Mieszał w obronie, mieszał na skrzydłach, znajdował różne role dla środkowych pomocników, lecz ten jeden sektor pozostał przez niego nieruszony.
Niewykluczone, że odważniejsze podejście biało-czerwonych w tamtym spotkaniu wynikało z tego, iż Walia solidnie oszczędzała się przed barażem z Ukrainą, który miała rozegrać cztery dni po starciu z polską reprezentacją. Najwięcej o personaliach, jakie posłali wtedy do boju Wyspiarze, mówi nam strzelec gola, Jonathan Williams, który na co dzień reprezentuje barwy Swindon Town, czyli klubu z League Two. Od tamtego spotkania nie wystąpił w barwach narodowych ani razu. Wynik 2:1 może nas cieszyć – zwłaszcza w kontekście dzisiejszego starcia – lecz rywal wystawił naprawdę głębokie rezerwy. Tylko dwóch zawodników ostało się w składzie porównując jedenastkę z Wrocławia do arcyważnego meczu z Ukrainą. Moore i James, czyli atakujący, którzy zjechali do bazy po 45 minutach.
A to oznacza, że nie możemy oceniać realnego potencjału Walijczyków przez pryzmat spotkania we Wrocławiu. Mimo że mierzyliśmy się z rezerwowym składem, zwycięstwo w tamtym starciu wcale nie przyszło nam łatwo. Graliśmy sennie, a gdy już dochodziliśmy do konkretnych sytuacji, blokowała nas nieskuteczność. Oprócz dwóch trafień w końcówce mieliśmy na koncie – lekko licząc – pięć innych konkretnych sytuacji bramkowych. Uratował nas Jakub Kamiński, który najpierw zapakował w swoim stylu – szybki zwód i po długim – a potem napracował się przy trafieniu Świderskiego, który przelobował bramkarza po zgarnięciu sytuacyjnej piłki. Gola daliśmy sobie wbić w niezbyt chlubnych okolicznościach – należy oczywiście docenić strzał Williamsa, ale jednocześnie zganić pasywnych „broniących” i Kamila Grabarę, który powinien był lepiej się rzucić. Styl tego spotkania – może i lekko przepompowanego, w końcu niedługo wcześniej awansowaliśmy na mundial – nie mógł nas wówczas satysfakcjonować. Dorobek punktowy – już tak.
Dzisiaj musimy spodziewać się zupełnie innego meczu, nie tylko dlatego, że gramy w Cardiff, a Walia nie ma już w perspektywie żadnego spotkania o być albo nie być. „Smoki” po prostu nie mają nic do stracenia. Ich przygoda w Lidze Narodów wygląda blado. Udało im się jedynie urwać punkt reprezentacji Belgii w meczu u siebie. Poza tym? Wszystko w czapkę. Teoretycznie mogliśmy przyklepać losy utrzymania już w czwartek, wystarczyło zdobyć choćby jedno oczko.
– Wolelibyśmy mieć zapewnione utrzymanie przed tym spotkaniem, przyjechać sobie tutaj i opowiadać o mistrzostwach świata. Niestety nie możemy tego zrobić. Musimy zrobić wszystko to, co Wojtek powiedział – zakończyć walkę w dywizji A utrzymując się i cel osiągniemy. Bo taki mieliśmy cel od samego początku, chociaż chcemy ten cel połączyć z przygotowaniem do mistrzostw świata. Niech żywi nie tracą nadziei i będzie lepiej – mówił na konferencji prasowej Czesław Michniewicz.
Skoro Walia wystąpi w najmocniejszym składzie, wielu zastanawia się, czy od pierwszej minuty wybiegnie Gareth Bale. Skrzydłowy przepadł w Realu Madryt, ale i w Los Angeles FC nie radzi sobie najlepiej. Bilans w dwunastu meczach? Dwa gole. Bardziej niepokoi jednak wymiar szans, jakie dostaje. Tylko dwa razy znalazł się w wyjściowym składzie. Wcale nie stał się z marszu gwiazdą MLS, a przecież nazwisko go do tego predestynuje. Czy to musi mieć przełożenie na boisko w Cardiff? Chyba nie, skoro największa gwiazda reprezentacji – co więcej: piłkarz, o którym wielu mówi, że to największy sportowiec w historii Walii – potrafił załadować dwa gole i asystę w barażach po sezonie, w którym w Realu Madryt siedział w głębokiej szafie. – Wielkie mecze wymagają wielkich nazwisk. Bale w klubie nie gra zbyt regularnie, ma za sobą długą podróż i zmianę stref czasowych, ale trenuje ciężko i dziś już wygląda dobrze. Będę z nim rozmawiał, bo to on najlepiej zna swoje ciało – mówił Robert Page, walijski selekcjoner, pozostawiając otwartą sprawę występu największej gwiazdy zespołu.
Bale jest bardzo ważną postacią tej drużyny, to jasne, ale coraz mniej na boisku. W Lidze Narodów tylko raz znalazł się w wyjściowej jedenastce – na mecz z Belgami, akurat ten zremisowany. Sam piłkarz pewnie zakończyłby już zresztą karierę, gdyby nie fakt, że bycie częścią jakiejkolwiek drużyny przybliża go do osiągnięcia wysokiej formy na mundialu w Katarze. Mundialu, który jest dla Walijczyków historyczny – wcześniej wystąpili na tej imprezie tylko raz, w 1958 roku. Wiadomo też, że bilans żółtych kartek eliminuje z meczu z Polską Mephama i Ampadu. Nie wystąpi także Aaron Ramsey, były kolega klubowy Wojciecha Szczęsnego, który nie przyjechał na zgrupowanie. Powodem jest uraz.
Walia – Polska. Czy wreszcie coś zagramy?
Bilans historyczny – dziewięć meczów z Walią, sześć zwycięstw Polaków – bez dwóch zdań napawa optymizmem. Forma naszego zespołu… No już niekoniecznie. Na nieco mniej niż dwa miesiące przed mundialem Czesław Michniewicz ma kilka problemów personalnych do rozwiązania. O tych taktycznych nie wspominając.
W ostatnich dniach wiele mówi się o tym, czy biało-czerwoni powinni stosować taktykę z trójką obrońców. Bednarek nie gra w klubie, Glik jest w słabej formie, a Kiwior wciąż się uczy. W meczu z Holandią to ustawienie kompletnie nie funkcjonowało. Nie wykorzystywaliśmy jego atutów (jak na przykład podchodzenie obrońcy do rozegrania), a wahadła dawały impuls jedynie z przodu, bo w grze defensywnej było słabiutko. Czy Czesław Michniewicz zdecyduje się na zmianę ustawienia? Zarówno on, jak i Wojciech Szczęsny, podczas konferencji prasowej bagatelizowali wszelkie dyskusje o tym, czy nasza kadra nadaje się do tej formacji.
– U nas się toczy narodowa dyskusja. Trzech, czterech, siedmiu, ośmiu – to naprawdę nie ma znaczenia. Liczy się sposób w jaki grasz, jakie są zadania, jak wykonujesz te zadania, tylko wtedy ma to sens. Czy jutro zagramy trójką czy czwórką – taka dyskusja dla mnie jako trenera nie ma znaczenia. Chodzi o to, żeby zawodnicy wypełniali swoje zadania. Jeśli będą to robić, to będzie wszystko dobrze funkcjonowało – mówił selekcjoner zapytany o liczbę obrońców. – Za długo i za dużo dyskutujemy na temat formacji. Wiadomo, że jak wychodzisz na mecz i nie grasz najlepiej, to łatwo się tego chwytać. Ważne jest to, żeby każdy nauczył się grać dobrze w odpowiednim systemie i wykonywał swoje zadania. Jakbyśmy wyszli trójką obrońców w meczu z Holandią i wygrali, wszyscy by mówili, że jest super. Jak kiedyś będę selekcjonerem, choć nie mam takich ambicji, to ja będę ustawiał zespół. Dzisiaj wiem, na jakiej pozycji gram i wiem, co mam robić – wypowiadał się z kolei Wojciech Szczęsny.
Niewiele wskazuje na to, by Michniewicz zmienił optykę przed meczem z Walią. Dobra informacja? Ano taka, że do treningów wrócił Paweł Dawidowicz, a więc może on zluzuje jednego z dwójki nieogarniających w czwartek stoperów (Glik, Bednarek). Pod znakiem zapytania stoi z kolei występ Sebastiana Szymańskiego, który przed ostatnim spotkaniem doznał na rozgrzewce lekkiego urazu. Selekcjoner zadeklarował jednocześnie, że w bramce wybiegnie Szczęsny, a na boisku zamelduje się – w podstawie lub z ławki – Szymon Żurkowski.
Czy na zaufanie będzie mógł liczyć także Arkadiusz Milik? Oczywiście – z Holandią prochu nie wymyślił i był jednym z najgorszych zawodników na boisku. Spartaczył jedyną dogodną okazję biało-czerwonych. Po cichu liczymy na to, że zawodnik Juventusu dostanie szansę od pierwszej minuty u boku Lewandowskiego. I nie tylko dlatego, że napastnik FC Barcelony preferuje grę z drugim snajperem, z którym może dzielić się zadaniami. Od dłuższego czasu czekamy na to, aż nowy piłkarz “Starej Damy” wreszcie się przełamie. Jeśli nie dojdzie do tego w spotkaniu z Walią – a gdy wejdzie z ławki będzie miał mniej czasu – możemy wysłać na mundial piłkarza, który nie dość, że dał w ostatnich latach kadrze znacznie mniej niż inne dziewiątki, to jeszcze czeka na moment zwrotny, po którym ponownie będzie można nazwać go wartościowym piłkarzem dla reprezentacji. Z drugiej strony Karol Świderski nie wszedł w spotkaniu z Holandią ani na minutę, co może sugerować, że teraz to on dostanie szansę tworzenia dwójki z Lewandowskim.
– Zgadzam się z Robertem, że gra na dwójkę napastników może w niektórych fragmentach meczu być dla niego korzystna. Ale mecz trwa 90 minut. Zagraliśmy dobrze 10 minut z dwójką napastników, a później nie było już tego widać. Także można dyskutować na ten temat – mówił przed meczem Czesław Michniewicz, co oznacza, że inny kolega po fachu obok napastnika FC Barcelony wcale nie jest oczywistością.
O ile być czy nie być Milika w meczu z Walią można uznać za problem bogactwa, o tyle największy dylemat klasycznie znajduje się na lewym wahadle. Prawe oprócz Frankowskiego mogą obstawić Gumny, Kędziora albo Bereszyński. Lewe? Zalewski, nie do końca sprawdzający się w grze defensywnej, albo… także Bereszyński. Ewentualnie któryś ze skrzydłowych (na przykład Skóraś). Zmian można spodziewać się również w środku pola. Wątpliwe wydaje się, by Karol Linetty dostał kolejną szansę. Wiele wskazuje na to, że jego miejsce zajmie Szymon Żurkowski lub nieco niżej grający Zieliński, dzięki czemu zrobiłoby się miejsce dla drugiego napastnika. Jeśli nie oni, to Klich, który bardzo przygasł w ostatnich miesiącach, ewentualnie Jakub Piotrowski (Mateusz Łęgowski pojechał na U-21). To jednak mało prawdopodobne scenariusze.
Kto wie, być może mecz z Walią to najpoważniejsza próba generalna przed mundialem. W końcu głównym celem są punkty, bo tylko dzięki nim pozostaniemy w najwyższej dywizji Ligi Narodów. Wszystko układa nam się w tych rozgrywkach do bólu logicznie. Przegrywamy z tymi, z którymi teoretycznie powinniśmy przegrać, chyba że czasem urwiemy jakiś punkt. W zeszłym roku wyeliminowaliśmy zespół, nad którym na papierze górowaliśmy – Bośnię i Hercegowinę. Czy do tego grona dołączy Walia? Mamy świetną pozycję wyjściową. Mamy w protokole lepszych piłkarzy. Mamy też masę problemów, o których dziś trzeba zapomnieć.
O Katar jeszcze zdążymy się pomartwić. Panowie, zagrajmy pod wynik, utrzymajmy się, mierzmy się dalej z najlepszymi. W czwartym sezonie Dywizji A musi nam pójść lepiej. Musi, prawda?
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- Polska na trzech środkowych obrońców. Czy to nie jest obecnie fanaberia?
- Czy mamy czego zazdrościć Węgrom?
- Klich utknął w martwym punkcie, a miejsce na mundial odjeżdża
Fot. FotoPyK