Reklama

Niesamowity Mladenović uratował Legię od kompromitacji

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

16 września 2022, 23:31 • 3 min czytania 111 komentarzy

Jeżeli piłkarze Legii meczem z Miedzią Legnica chcieli uspokoić kibiców po wstydliwej porażce w Częstochowie, to absolutnie tego nie zrobili. Ostatecznie jednak gospodarze wygrali z beniaminkiem, który jak nikt inny w tej lidze potrafi dobrze zaczynać, ale nie potrafi dobrze skończyć. Dziś podopieczni Wojciecha Łobodzińskiego pokazali to wszystko razy dwa.

Niesamowity Mladenović uratował Legię od kompromitacji

Pierwsze 20 minut to być może najgorszy fragment gry Legii w Ekstraklasie za ostatnich kilka lat. Gdyby Miedź okazała się bezlitosna w wykorzystywaniu wybornych sytuacji, prowadziłaby wtedy 5:0. Tak, nie musicie przecierać oczu. 5:0. Prowadziła jednak „tylko” dwoma bramkami.

Legia Warszawa – Miedź Legnica 3:2. Koszmarny początek gospodarzy

Postawa „Wojskowych” w defensywie to była katastrofa. Widzowie jeszcze się wygodnie nie rozsiedli, a już Rafał Augustyniak jak dziecko stracił piłkę na rzecz atakującego go Domingueza, który wyłożył ją Henriquezowi na dostawienie nogi. Później szwajcarski pomocnik asystował po raz drugi, podając do niepilnowanego Narsingha, a ten nie zmarnował swojej szansy. W tej akcji pod presją przeciwników zamotali się Slisz z Augustyniakiem. Totalny dramat.

Miedź powinna szybko załatwić sprawę i odebrać Legii chęć do jakiejkolwiek walki. Przede wszystkim Narsingh w sytuacji sam na sam nie powinien kombinować i szukać lobika nad Tobiaszem, który zdołał złapać piłkę. Holender potwierdził, że jego forma zwyżkuje, ponownie dał konkret w ofensywie, ale powinien dać jeszcze więcej. Dominguez, mimo dwóch asyst, również. Szwajcar przy stanie 1:0 znów mógł wystawić piłkę Henriquezowi (kompromitująca strata Kapustki), lecz tym razem zabrakło mu dokładności. No i trudno zrozumieć, dlaczego przy kontrze w przewadze nie zachował się jak w 14. minucie, gdy zagrywał do osamotnionego Narsingha i zamiast tego wybrał dużo trudniejsze rozwiązanie, próbując znaleźć podaniem Henriqueza, przy którym stał obrońca.

Nie prowadzisz 5:0, więc… przegrywasz 2:3. Miedź już niemal tradycyjnie wraz z upływem czasu zaczęła spuszczać z tonu. A w Legii dzień konia w ofensywie miał Filip Mladenović. Najpierw idealnie dograł na głowę wbiegającego Wszołka, a później… Gol na 2:2 padł po strzale, którego niektórym nie udaje się oddać przez całe życie.

Reklama

Decydująca bramka również była dość ładna – wolej po centrze Wszołka, piłka wpadła do siatki po odbiciu od słupka – choć już trochę bardziej fartowna, bo Mladenović w zamyśle chyba zamierzał uderzyć inaczej. W każdym razie, wyszło idealnie.

Arcygłupia czerwona kartka Henriqueza

Jak już Legia złapała kontakt, kolejne sytuacje stwarzała dość łatwo. Carlitos dwa razy w piękny sposób dochodził do pojedynków z Lenarcikiem, ale oba przegrał. Josue pewnie cieszyłby się z gola, gdyby Mijusković nie wybił piłki sprzed linii bramkowej.

Miedź z kolei w drugiej połowie jakiekolwiek zagrożenie stwarzała sporadycznie. Chuca przez sekundę nawet cieszył się z trafienia na 3:3, ale we wcześniejszej fazie akcji Martinez ewidentnie znajdował się na spalonym i nie mogło być mowy o wskazaniu na środek. Wcześniej hiszpański pomocnik miał swoją szansę z szesnastu metrów, lecz strzelił za lekko i prosto do rąk Tobiasza.

Legnicki beniaminek kolejny raz potwierdził, że indywidualna klasa większości jego zawodników jest dobra. Dominguez, Henriquez i Narsingh zaczynają się wyróżniać na tle całej ligi. Ciągle jednak widać dramat w obronie i mentalną słabość Miedzi jako zespołu. Jeżeli Henriquez przy wyniku na styku w taki sposób wylatuje z boiska, to coś jest nie tak.

Reklama

Legia na wyjazdach dwukrotnie zebrała baty, ale u siebie zdobyła 13 punktów na 15 możliwych i na razie jest liderem. W Legnicy podczas przerwy reprezentacyjnej muszą znaleźć receptę na swoje problemy, bo rywalizację wznawiają domowym meczem ze Stalą Mielec, który po prostu trzeba wygrać.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Były napastnik Manchesteru atakuje. „To pierwszy błąd Amorima”

Patryk Stec
0
Były napastnik Manchesteru atakuje. „To pierwszy błąd Amorima”
Hiszpania

Wyjątkowe koszulki piłkarzy Valencii. Klub odda hołd ofiarom

Patryk Stec
1
Wyjątkowe koszulki piłkarzy Valencii. Klub odda hołd ofiarom
Hiszpania

Wyjaśnia się przyszłość Alonso. Zabierze ze sobą piłkarza?

Patryk Stec
0
Wyjaśnia się przyszłość Alonso. Zabierze ze sobą piłkarza?

Ekstraklasa

Anglia

Były napastnik Manchesteru atakuje. „To pierwszy błąd Amorima”

Patryk Stec
0
Były napastnik Manchesteru atakuje. „To pierwszy błąd Amorima”
Hiszpania

Wyjątkowe koszulki piłkarzy Valencii. Klub odda hołd ofiarom

Patryk Stec
1
Wyjątkowe koszulki piłkarzy Valencii. Klub odda hołd ofiarom
Hiszpania

Wyjaśnia się przyszłość Alonso. Zabierze ze sobą piłkarza?

Patryk Stec
0
Wyjaśnia się przyszłość Alonso. Zabierze ze sobą piłkarza?

Komentarze

111 komentarzy

Loading...