Hajduk Split powoli wraca na właściwe tory. Po latach ciągłego dołowania i dziesięciu latach bez jakiegokolwiek trofeum, ekipa z Dalmacji zaczyna wstawać z kolan. Ojcem odradzającej się drużyny jest Valdas Dambrauskas – litewski szkoleniowiec z niezwykłą historią.
Litewski szkoleniowiec to postać niezwykle intrygująca. Chorwackie media nazywają sztab Hajduka Laboratorium Dambrauskasa nie tylko ze względu na fizyczne podobieństwo trenera do głównego bohatera popularnej kreskówki Laboratorium Dextera. Jest znany z niezwykle analitycznego myślenia o futbolu. Jego życie definiują książki, gra w szachy i… pracoholizm. Według jego filozofii, dziś oprócz piłki nożnej trener musi rozumieć także ekonomię, psychologię, fitness, taktykę, technologię, media relations, a czasem nawet budownictwo, jeśli klub planuje budowę stadionu. Multitasking na najwyższym poziomie.
Start dzięki Milionerom
45-latek jest typem trenera, który przychodzi do klubu pierwszy i wychodzi z niego ostatni. Jak sam przyznał, jego życie w Chorwacji w całości wypełnia praca. Według ściśle opracowanego harmonogramu Dambrauskas pojawia się w klubie o 7:00, a do domu wraca około 20:30. 15 minut przeznacza na rozmowy telefoniczne z rodziną, następnie przez godzinę odpoczywa czytając książki, po czym łączy się z asystentami i do północy zajmuje się analizami i planowaniem kolejnych treningów. Gdy piłkarze wstają, mogą do porannej smacznej kawusi przeczytać najnowsze wytyczne i analizy przesłane przez trenera na Whatsappie.
A droga do poważnej trenerki nie była usłana różami. Dambrauskas nie był nigdy zawodowym piłkarzem, ba, nie pochodzi nawet z kraju, który jest znany z piłki. W 2002 roku wziął udział w litewskiej wersji Milionerów, w której udało mu się wygrać wygrał 3000 litów, czyli około 4 tysięcy złotych.
Za te pieniądze zrealizował marzenie życia – wraz z przyszłą małżonką wyjechał do Anglii na kurs trenerski, choć nie znał nawet do końca języka angielskiego. Sam opłacał wszystkie szkolenia, studiował na London Metropolitan University, a następnie odbył staż w kilku klubach angielskich, w tym w Manchesterze United, Fulham czy Brentford.
Oczywiście – wygrana z teleturnieju wystarczyła mu tylko na start. Poza kształceniem Dambrauskas imał się przeróżnych zajęć, aby tylko móc dalej uczyć się trenerskiego fachu. Pracował jako sprzedawca w spożywczaku, roznosił gazety, był przedszkolankiem, a na koniec prywatnym opiekunem dla dzieci. Wszystkie pieniądze wydawał na kursy i książki. Jak sam mówił – dziś, kiedy ma już więcej pieniędzy, kupuje wydawnictwa za 400-500 euro. Czytanie jest dla niego codziennością i boi się przestać to robić, aby przypadkiem nie odbiło się to na jego rozwoju.
Step by step
Po dziewięciu latach, mając już dwóch synów – Lukasa i Midasa, wrócił na Litwę. Całą późniejszą karierę Valdasa Dambrauskasa można spokojnie nazwać pasmem sukcesów. 45-latek doskonale zna swoją wartość i wie, do których klubów będzie pasował idealnie. Litwin nie porywa się z motyką na słońce, nie rzuca się na byle jaką ofertę. Konsekwentnie buduje swoją karierę, rozważnie wybierając nowe kluby. Z klubu na klub coraz lepsze. Wszystko jak w dokładnie rozpisanym scenariuszu. Efekt? Dambrauskas pracował już w czterech krajach i w każdym z nich zdobywał trofea.
Swoją karierę trenerską rozpoczął w Ekranasie Poniewież. Zostawał mistrzem kraju pracując jako asystent. Trenował także młodzieżowe reprezentacje Litwy, a w grudniu 2014 roku został przedstawiony jako nowy szkoleniowiec Żalgirisu Wilno. To tam kariera Dambrauskasa rozkręciła się na dobre.
Ze stołecznym klubem zdobył aż siedem trofeów. Dwa razy zostawał mistrzem kraju, trzy razy wznosił puchar. Do tego dorzucił jeszcze dwa superpuchary. Poprowadził klub w 98 meczach, w których wykręcił średnią 2,22 punktu na mecz. Po odejściu szkoleniowca na kolejne mistrzostwo kibice Żalgirisu musieli czekać aż cztery lata.
Kolejnym krokiem w karierze Litwina był wyjazd na Łotwę, gdzie objął RFS. Z klubem, o którym zrobiło się ostatnio głośno z powodu historycznego awansu do fazy grupowej europejskich pucharów, Dambrauskas dokonał innej niezwykle istotnej rzeczy – zdobył z nią pierwsze w historii klubu trofeum, puchar Łotwy w sezonie 2018/2019. W międzyczasie odrzucił propozycję prowadzenia reprezentacji Litwy. Dalej była Gorica, z którą żadnego trofeum nie zdobył, ale i trudno było tego od niego oczekiwać. Osiągnął jednak z klubem fenomenalne wyniki, ze średnią 1,96 punktu na mecz. Chorwackiego średniaka zostawił na rzecz Łudogorca Razgrad. I to była kolejna trafna decyzja.
W Bułgarii dołożył do swojej prywatnej gabloty kolejne dwa trofea – mistrzostwo i superpuchar kraju. Po równo dziesięciu miesiącach pracy w bułgarskim hegemonie postanowił podjąć się niezwykle trudnej misji – podniesienia z kolan Hajduka Split. Dalmatyńskiej legendy, cieniującej od lat.
Gdzie się podziałeś, wielki Hajduku?
Aby móc dostrzec, z jakiego marazmu Hajduka musiał wyciągać litewski szkoleniowiec, należy przyjrzeć się wynikom ekipy ze Splitu, które ta osiągała w ostatnich latach – od sezonu 2012/2013, kiedy to Majstori s mora sięgnęli po ostatnie przed erą Dambrauskasa trofeum. Krótko mówiąc – był to okres jednej wielkiej porażki.
W krajowym pucharze tylko raz udało im się dotrzeć do finału. W sezonie 2017/2018 przegrali w nim z Dinamo Zagrzeb 0:1. Generalnie, zespół z Zagrzebia niejednokrotnie upokarzał w tych rozgrywkach Hajduka. Ale wyeliminować potrafili go też inni.
Hajduk w Pucharze Chorwacji:
- 2020/21 – 1/4 finału – Gorica 0:3
- 2019/20 – 1/8 finału – Gorica 1:2
- 2018/19 – 1/4 finału – Osijek 1:2
- 2017/18 – Finał – Dinamo Zagrzeb 0:1
- 2016/17 – 1/4 finału – RNK Split 1:2
- 2015/16 – 1/2 finału – Dinamo Zagrzeb 0:6
- 2014/15 – 1/2 finału – RNK Split 0:1
- 2013/14 – 1/4 finału – Dinamo Zagrzeb 1:7
Jak wyglądał Hajduk w lidze? Tu też nie było szału. Oczywiście, liga chorwacka nie jest na tyle silna, żeby spuścić tak utytułowany i mimo wszystko dość bogaty klub do drugiej ligi. Ale zespół i tak grał zdecydowanie poniżej oczekiwań kibiców. Ani razu nie udało im się zdobyć choćby wicemistrzostwa kraju, a strata punktowa do mistrza nieraz sprawiała, że fani z Torcidy chwytali się za głowy.
Hajduk Split w rozgrywkach ligowych:
- 13/14 – 3. miejsce, 62 punkty, 22 straty do mistrza
- 14/15 – 3. miejsce, 50 punktów, 38 straty do mistrza
- 15/16 – 3. miejsce, 61 punktów, 24 straty do mistrza
- 16/17 – 3. miejsce, 69 punktów, 19 straty do mistrza
- 17/18 – 3. miejsce, 66 punktów, 7 straty do mistrza
- 18/19 – 4. miejsce, 62 punktów, 30 straty do mistrza
- 19/20 – 5. miejsce, 60 punktów, 20 straty do mistrza
- 20/21 – 4. miejsce, 60 punktów, 25 straty do mistrza
Skoro w lidze i pucharze się nie udawało, to może chociaż europejskie puchary? No cóż, też niekoniecznie. Od ekipy z Poljudu lepsze w ostatnich latach okazywały się takie marki jak Gzira United, Toboł Kustanaj, Dila Gori czy Slovan Liberec. Zwłaszcza porażka z tą pierwszą ekipą, zespołem z Malty, odbiła się szerokim echem w świecie piłki.
Podsumowując – łączny najlepszy wynik w tym czasie to 69 punktów i trzecie miejsce, z siedmioma oczkami straty do mistrza. Zero trofeów, brak awansu do europejskich pucharów, jeden przegrany finał pucharu, wstydliwe porażki w lidze. Słowem – dramat.
Przebudzenie mocy
Dambrauskas podpisał kontrakt z Hajdukiem 2 listopada 2021 roku i od początku wiedział, z jakim zadaniem przyjdzie mu się zmierzyć.
– To inne wyzwanie niż w Zalgiris czy Łudogorec, które dominowały w swoich ligach. Tam postęp można było osiągnąć tylko w Europie. Hajduk od dawna nie zdobył trofeum i zmiana tego stanu rzeczy jest dla mnie ciekawym wyzwaniem. Ale i marzeniem. Prezydent, dyrektor sportowy, ja… Wszyscy chcemy, żeby fani uwierzyli, że damy radę. Wielu kibiców w Splicie, w Dalmacji myśli sobie pewnie teraz: “Wszystko jest takie samo, tylko znowu zmienili trenera…”. Musimy im pokazać, że tak nie jest.
I pokazali. Litwin już w pierwszym roku swojej pracy wykręcił w z klubem najlepsze wyniki od sezonu 2012/2013. Przede wszystkim – zdobył trofeum, tak bardzo wyczekiwane w Splicie. Było to jednocześnie jedenaste trofeum, które zdobył jako pierwszy trener. Udało mu się wygrać puchar Chorwacji.
W półfinale wyeliminował swojego danego pracodawcę – Goricę, a w finale na własnym stadionie ekipa z Dalmacji pokonała Rijekę 3:1. Rijekę, czyli klub mający patent na wygrywanie w tych rozgrywkach. W czasie, gdy gablota Hajduka świeciła pustkami, Rijecki Bjeli krajowy puchar wstawiali do swojej cztery razy i jako jedyni byli w stanie wyrwać go Dinamo Zagrzeb.
– To chyba najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Zobaczcie, co ten triumf oznacza dla ludzi. Jestem dumny, że mogę być tego częścią. Nigdy nie zapomnę tego meczu i tej atmosfery, to jest dla mnie niesamowicie emocjonalne. Po prostu brak mi słów. – mówił Dambrauskas tuż po wygranym finale
Wyniki w lidze także dały nadzieję na lepsze jutro. Hajduk zajął drugie miejsce w ligowej tabeli, pierwszy raz od dziesięciu lat. Mało? Zdobyli także najwięcej punktów w lidze od dziesięciu lat w najbardziej wyrównanym sezonie od lat. Wyprzedzili wspomnianą wyżej Rijekę, a także faworyzowany Osijek, który miał realnie zagrozić ekipie z Zagrzebia. Zamiast zespołu Bjelicy za plecami Dinamo skończył jednak Hajduk, czym dał stołecznej ekipie jasny sygnał – wracamy.
Znów odniesiemy się do statystyki średniej punktów na mecz. Dambrauskas ma pod tym względem najlepszy wynik od… 2007 roku i Zorana Vulicia, który zdobywał średnio 2,28 punktu na mecz. Jak wypada Litwin na tle swoich poprzedników? A no tak:
- Dambrauskas – 2,12
- Orešćanin – 2,00
- Pusnik – 1,94
- Tramezzani – 1,92
- Carrillo – 1,88
Porażki Dambrauskasa to zazwyczaj mecze, w których nie był faworytem. Dinamo, Vitoria Guimaraes czy Villareal to ekipy zdecydowanie mocniejsze. Osijek i Rijeka – potencjał porównywalny. Hajduk pod wodzą 45-latka wystrzega się głupich porażek ze słabszymi zespołami, co było prawdziwą bolączką klubu z południa Chorwacji w poprzednich latach.
Ostatnie tygodnie to zdecydowanie najbardziej nieprzyjemne doświadczenie w dalmatyńskiej przygodzie litewskiego szkoleniowca. Doprowadziła do tego jednak niezwykle niekorzystna koincydencja zdarzeń, czyli nagromadzenie meczów z trudnymi rywalami. Na konferencji prasowej po odpadnięciu w eliminacjach do Ligi Konferencji Europy trener pojawił się ze łzami w oczach, wyraźnie poruszony porażką z dużo silniejszym rywalem. Teraz Litwin musi wyprowadzić zespół ze swojego pierwszego kryzysu.
Tu wreszcie ktoś potrafi grać w piłkę
Dambrauskas i jego analityczne myślenie to jedno. Ale potrzebuje on jeszcze odpowiednich wykonawców. Tych w Splicie nie było od dawna, aż do teraz. Największą gwiazdą zespołu stał się Marko Livaja, któremu litewski szkoleniowiec dał drugie życie. Kibice oszaleli na jego punkcie, zwłaszcza, że sam piłkarz urodził się w Splicie. A fani przecież kochają chłopaków stąd.
Livaja od najmłodszych lat próbował podbijać ligę włoską, niestety, bez większego powodzenia. Szczęścia nie znalazł ani w Interze Mediolan (który kupił go w wieku 17 lat), ani w Atalancie, ani w Empoli. Po drodze zahaczył jeszcze o Las Palmas i Rubin Kazań, ale na dłużej zakotwiczył dopiero w Grecji. W barwach AEK-u Ateny występował od roku 2017 i prezentował się nieźle, nigdy nie przekroczył jednak bariery 10 bramek w sezonie. Po czterech latach postanowił wrócić do domu. I tam jego forma eksplodowała.
Pierwsze pół roku miał… przeciętne. Zmiana zaszła wraz ze zmianą szkoleniowca. Dambrauskas znalazł klucz do Livaji i uczynił z niego najlepszego zawodnika i króla strzelców ligi chorwackiej. W 34 ligowych meczach strzelił dla Hajduka aż 28 bramek. Drugi w klasyfikacji Josip Drmić miał ich 21, a trzeci Dion Drena Beljo – 15.
Cała Dalmacja oszalała na punkcie swojej gwiazdy, a sam Livaja wrócił do reprezentacji Chorwacji. W niej także trafił do bramki dwukrotnie, a także stał się jedną z postaci skandalu, którym w pewnym momencie żył cały kraj. Członek sztabu reprezentacji, Vedran Ćorluka w swojej wypowiedzi zdyskredytował Livaję, bo ten… nie jest Dinamowcem, tak jak asystent selekcjonera.
28 sierpnia w wypadku samochodowym niedaleko Splitu zginął ojciec piłkarza. Mimo tego Livaja pojechał z drużyną na mecz do Osijeku, wyszedł jako jej kapitan i strzelił gola “Panenką” z rzutu karnego. Ta historia wzbudziła jeszcze większy szacunek wśród fanów zespołu z Dalmacji, którzy zaczęli już nazywać go swoją nową legendą.
Osijek 2-1 Hajduk (73′)
Marko Livaja scores a panenka! ❤️ pic.twitter.com/2cjSndzco2
— Everything About HNL (@AboutHnl) August 28, 2022
29-latek jest twarzą “nowego” Hajduka, ale za jego plecami znajdziemy jeszcze kilku piłkarzy, którzy stanowią o jego sile. Przede wszystkim są to Filip Krovinović – znany z przeszłości w Benfice czy West Bromie, a także młodziutki, 19-letni Stipe Biuk, uznawany za jeden z największych talentów chorwackiego futbolu. W defensywie rządzi Josip Elez, którego można kojarzyć z gier w Hannoverze, a także dwaj niezwykle doświadczeni bramkarze – Lovre Kalinić i jego zmiennik, Danijel Subasić.
Polskie akcenty? Etatowym rezerwowym w Hajduku jest Gergo Lovrencics, którego doskonale pamiętamy z występów w Lechu Poznań.
I co teraz, Valdasie?
Kibice z Dalmacji są bardzo niecierpliwi. Po serii ostatnich porażek jakby kompletnie zapomnieli o poprzednim sezonie, który wreszcie dał im nadzieję na lepsze jutro. Najbardziej krewcy i impulsywni fani domagali się zwolnienia Litwina po porażce z Villarealem, ale Dambrauskas o swoją posadę martwić się nie musi. Ma w Splicie ugruntowaną pozycję i zaufanie władz klubu, które po latach niepowodzeń dostrzegły wreszcie światełko w tunelu.
Fatalne losowanie w eliminacjach sprawiło, że Hajduk może skupić się już tylko na krajowych rozgrywkach. Czy walka o mistrzostwo będzie w tym sezonie łatwiejsza? Wydaje się, że nie. Po roku przeciętnej gry znacznie wzmocniło się Dinamo Zagrzeb, sięgając po takie nazwiska jak Josip Drmić, Robert Ljubicić czy Bosko Sutalo, za którego zapłacono 4 miliony euro. Stołeczny klub ma dość szeroką kadrę, która powinna radzić sobie zarówno w rozgrywkach krajowych, jak i w Champions League. Problemem Dinamo może być jednak szkoleniowiec, który mimo sukcesów nie cieszy się zaufaniem kibiców. Zdaniem fanów ekipy z Zagrzebia Ante Cacic gra futbol archaiczny i przewidywalny, co prędzej czy później zemści się na Dinamo.
Hajduk może skorzystać na zamieszaniu w Rijece i Osijeku, czyli dwóch pozostałych ekipach z wyklarowanej w zeszłym sezonie TOP4. Oba zespoły zwolniły trenerów, a na początku sezonu przeżywają duży kryzys, kręcąc się w dolnych rejonach tabeli. Nie można jednak zapominać, że są to kluby z ambicjami i dobrymi piłkarzami – jeżeli więc Hajduk nie wykorzysta teraz ich problemów i nie odskoczy w lidze, późniejsza rywalizacja może być tak wyrównana, jak w minionym sezonie.
Odbudowywanie klubu po latach kryzysu to proces, który wymaga czasu, pieniędzy i cierpliwości. Jeżeli w ostateczności tej ostatniej nie zabraknie władzom klubu, to już niedługo Hajduk pod wodzą Dambrauskasa może stać się realnym i bardzo groźnym rywalem dla Dinamo. Przed nimi jednak wciąż długa droga – niedawno ekipa z Zagrzebia zwyciężyła 4:1 i pokazała, że w dalmatyńskim Laboratorium Dextera wciąż muszą ciężko pracować, aby wznieść się na oczekiwany przez wszystkich poziom.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
- „Chorwacki Messi” wraca z podkulonym ogonem. Losy Alena Halilovicia
- Jak Nenad Bjelica znowu przegrał wszystko
fot. HNK Hajsuk Split/Newspix