Wydawało się, że wygrana Rakowa we Wrocławiu wcale nie jest oczywista. Niecałe trzy doby wcześniej podopieczni Marka Papszuna rozegrali przecież mordercze 120 minut w Pradze i odpadli w doliczonym czasie dogrywki. Można było zakładać, że będą zmęczeni i fizycznie, i psychicznie. Częstochowianie pokazali jednak, że puchary to jedno, a Ekstraklasa to drugie.
Patrząc na ten mecz, odnosiło się wrażenie, że to gracze w zielonych koszulkach jeszcze w czwartek wypruwali z siebie żyły i chyba na dodatek wracali do domu autostopem. Raków od pierwszego gwizdka sędziego zepchnął gospodarzy do chwilami rozpaczliwej defensywy, przygniatając ich intensywnością swoich poczynań. Gol Bartosza Nowaka nie został uznany z powodu minimalnego spalonego podającego Frana Tudora, ale on i koledzy cisnęli dalej. Nie było dziś ratunku dla Śląska.
Śląsk Wrocław – Raków Częstochowa 1:4. Pokaz siły drużyny Papszuna
Raków zdobył cztery bramki, a spokojnie mógł drugie tyle. Koczerhin trafił w poprzeczkę, dwie bardzo dobre sytuacje zmarnował Wdowiak, do większego wysiłku Szromnika zmusili Papanikolau, Nowak i właśnie Wdowiak, kolejnego gola z symbolicznego spalonego strzelił Gutkovskis. Bramkarz WKS-u nie miał chwili oddechu.
W Śląsku poza Erikiem Exposito nikogo nie można pochwalić. Przy pierwszym golu Szromnik mógł lepiej odbić piłkę po mocnym zagraniu Koczerhina, dzięki czemu Piasecki celnie dobijał. Druga bramka to totalny brak krycia Koczerhina na linii pola karnego – dośrodkowanie Nowaka z rzutu rożnego długo leciało, a do Ukraińca i tak nikt nie doskoczył, więc ten precyzyjnie przymierzył z woleja. Gdy Śląsk na moment złapał kontakt (Kovacević faulował Exposito, sam Hiszpan okazał się pewnym egzekutorem), to Jastrzembski w juniorski sposób stracił piłkę w fizycznym starciu z Wdowiakiem, który dograł do świetnie wbiegającego Nowaka. Akcja na 4:1 to już „la zabawa”, Wdowiak z Czyżem ośmieszyli całą defensywę Śląska. Nie było czego zbierać.
Bogactwo wyboru w ofensywie
Raków w żaden sposób nie dał po sobie poznać, że rozgrywał ciężki pucharowy bój. Oczywiście poza wyjściowym składem. Oszczędzani byli Ivi Lopez, Wdowiak czy Gutkovskis, a ich zmiennicy znakomicie sobie poradzili. Papszun ma kłopot bogactwa w kontekście dwójki ustawionej za napastnikiem. Pozycja Iviego jest niepodważalna, świetnie zagrał Nowak, kolejny raz pokazał się Koczerhin, Wdowiak mimo nieskuteczności skończył z golem i asystą. Będzie się nad czym głowić, ale to będą przyjemne analizy.
Często kontuzjowanym piłkarzom życzy się, żeby wrócili silniejsi. Raków pokazał, że po pucharowej porażce i mocnym rozgoryczeniu, wrócił silniejszy do ligi. W Pradze jego zawodnikom mogło zabraknąć sił, ale w Ekstraklasie to poziom intensywności rzadko dostępny dla innych. Drużyna spod Jasnej Góry przebiegła blisko 10 kilometrów więcej niż Śląsk, mimo że przecież to ona głównie atakowała.
Śląsk? Nie ma co panikować, z tak dysponowanym Rakowem komukolwiek w tej lidze trudno byłoby powalczyć.
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
Fot. Newspix