Jeżeli jakikolwiek fan włoskiej piłki chciałby przekonać do niej znajomego, który nigdy za bardzo Serie A nie szanował i zaprosiłby go w tym celu na wspólne oglądanie meczu Sampdorii z Juventusem, prawdopodobnie w trybie natychmiastowym straciłby kolegę. Oglądanie tego meczu mogło przyprawić kibiców o ból.
Tego wieczora działo się w sporcie naprawdę wiele. Manchester United grał z Liverpoolem, Fame MMA zorganizowało konferencję, na Kanale Sportowym można było obejrzeć Weszłopolskich. Istniało milion lepszych rzeczy do roboty, niż oglądanie meczu Sampdorii z Juventusem. A przecież tak źle wcale nie musiało być. Indywidualna klasa piłkarska poszczególnych zawodników ekipy z Turynu powinna spokojnie wystarczyć na pokonanie Blucerchiatich.
Bezbramkowo
Massimiliano Allegri znów chciał pokazać, że jest mądrzejszy od wszystkich krytyków. Oczywiście, nie mógł skorzystać ze wszystkich swoich gwiazd. Z powodu urazów pauzowali Szczęsny, Pogba, Chiesa czy Di Maria. Zwłaszcza ten ostatni swoim występem w pierwszej kolejce Serie A pokazał, że może być nowym motorem napędowym Bianconerich. Ale nawet takie braki kadrowe nie usprawiedliwiają włoskiego szkoleniowca, który postanowił nadal forsować swoich pupilków, na czele z Ruganim, Alexem Sandro i oczywiście Adrienem Rabiotem. To właśnie środek pola, dowodzony przez Francuza był dziś największym problemem Juventusu.
Tak samo jak w zeszłym sezonie, trójka Rabiot-Locatelli-McKennie nie potrafiła w żaden sposób rozruszać gry ekipy ze stolicy Piemontu. Nie działali dobrze ani w ofensywie, ani w defensywie. W ich poczynaniach brakowało kreatywności i zaangażowania. Jakby tego było mało, panowie nie za bardzo chcieli pomagać obronie, która również nie miała dziś najlepszego dnia. Oczywiście, powiedzenie, że „lepiej mądrze stać, niż głupio biegać” jest bardzo dobrym powiedzeniem, ale panowie wzięli to sobie dziś do serc aż za bardzo.
Rabiot był po prostu Rabiotem, Locatelli był włoską wersją Szymona Drewniaka, a Weston McKennie, nawet jeżeli był najaktywniejszy z tej trójki i chciał cokolwiek zrobić, to nie za bardzo wiedział jak. Dramat. Jedynym pomysłem gości była gra od lewej do prawej i laga na Vlahovicia. Spoiler – nie zadziałało. Serbski snajper miał tylko trzy kontakty z piłką w całej pierwszej połowie. Trzy!
Kwiat włoskiej młodzieży
Pierwszą połowę tego spotkania można by pokazywać dzieciom w przedszkolach przed leżakowaniem. Gwarantujemy, że mało co byłoby w stanie tak skutecznie uśpić bandę przedszkolaków. W drugiej było niewiele lepiej, a wszystko, co dobre w Juventusie wzięło się od dwóch wprowadzonych na boisko młodych piłkarzy. 19-letni Fabio Mirelli zagrał piłkę do Vlahovicia, który wyłożył ją do Rabiota. Ku zaskoczeniu wszystkich Francuz trafił nawet do bramki, ale na nieszczęście fanów Bianconerich serbski napastnik był na pozycji spalonej. A może to i lepiej? Gdyby Rabiot strzelił gola, Allegri prawdopodobnie nigdy nie odstawiłby go od pierwszej jedenastki.
Sampdoria zaś walczyła dzielnie. Najpierw z Juventusem, później ze skurczami i bólem. Piłkarze Marco Giampaolo naprawdę mogą pluć sobie w brodę, że nie wykorzystali tak słabej dyspozycji gości z Turynu. Warto jednak wyróżnić dwóch piłkarzy. W formacji defensywnej rządził Omar Colley, który schował dziś Vlahovicia do kieszeni i nie pozwolił mu na zbyt wiele. Wygrywał z nim pojedynki, był lepszy we wszystkich boiskowych przepychankach – wszystko zgodnie z przepisami. Prawdziwy szef formacji obronnej ekipy z Genui.
Z przodu zaś mnóstwo krwi napsuł gościom Abdelhamid Sabiri. 25-latek już w szóstej minucie posłał fenomenalne podanie do Lerisa, którym oszukał Bremera i Ruganiego. Francuz przegrał jednak rywalizację z Perinem, a piłka odbiła się od poprzeczki. Zresztą, nie była to jedyna szansa zmarnowana przez Lerisa – w 55. minucie fatalnie skiksował po bardzo dobrym przerzucie Filipa Djuricicia. Sabiri próbował zaś jeszcze zaskoczyć Perina dwoma strzałami w pierwszej połowie, w drugiej dwukrotnie uderzał także z rzutu wolnego, choć z marnym skutkiem. Niemniej jednak – pochwała się należy, bo obrońcy Juventusu nie mogli sobie z nim poradzić.
Przed meczem Marco Giampaolo mówił, że choć to spotkanie będzie bardzo trudne, to jego ekipa jest w stanie postawić się turyńczykom i skutecznie napsuć im krwi. I miał rację. Strata punktów na Stadio Luigi Ferraris może sporo kosztować Juventus w dalszej części sezonu…
UC Sampdoria – Juventus FC 0:0
CZYTAJ WIĘCEJ O SERIE A:
- Serie A po polsku. Przed kim z naszych najlepsze perspektywy?
- Nowa era. Na co stać odmienione Napoli?
- Inter podciął skrzydła Orzełkom. Drągowski najlepszy w Spezii
- 21 pytań przed startem nowego sezonu Serie A
- Maldini to już nie Capitano, a Direttore. Współtwórca dzieła sztuki zostaje w Milanie
fot. Newspix