Reklama

Raków, czyli miejsce kontrastów. Relacja z Częstochowy

Paweł Paczul

Autor:Paweł Paczul

19 sierpnia 2022, 10:11 • 6 min czytania 80 komentarzy

Rok temu o tej porze Raków Częstochowa też wygrał w europejskich pucharach przewagą jednej bramki z wyżej notowanym rywalem. Też był o krok od fazy grupowej Ligi Konferencji. Również sygnalizował, że w tym przypadku nie musimy się wstydzić za swój piłkarski produkt poza granicami kraju. Tak, zdecydowanie można znaleźć wiele punktów wspólnych, bo na pierwszy rzut oka sytuacja jest podobna. Ale jednak – minął rok. I ta historia jest zupełnie inna.

Raków, czyli miejsce kontrastów. Relacja z Częstochowy

Wówczas Raków był jeszcze poniekąd ciekawostką. Ot, dobrze budowany zespół, który, prawda, wszedł do pucharowych eliminacji, ale jeszcze trudno było wyciągać daleko idące wnioski. Bo może to tylko raz, na fali entuzjazmu, a gdy przyjdzie większa weryfikacja, to szarzyzna Ekstraklasy wciągnie go do środka tabeli?

Jak widać – nic z tych rzeczy.

Oba mecze – ten z Gentem i wczorajszy – to też zupełnie inne kwestie. Mówił o tym również Marek Papszun na konferencji, zwracając uwagę, że z Belgami częstochowianie mieli dużo szczęścia w spotkaniu u siebie i na wyjazd jechali jak na ścięcie, a teraz są niezadowoleni, gdyż powinni wygrać wyżej. Polski zespół ogrywający Slavię i mający jeszcze niedosyt, że za nisko? Mimo zeszłorocznego triumfu Legii to wciąż anomalia.

Reklama

Przed meczem było czuć, że stawka tej partii jest niezwykle wysoka. Kibice na swoich forach pisali wręcz, iż to najważniejsze spotkanie w nowożytnej historii klubu, podobne nastroje – choć oczywiście nie tak otwarcie – udzielały się w gabinetach. Raków bowiem rok w rok chce się rozwijać i stawiać co najmniej jeden krok naprzód. Czyli jeśli rok temu była czwarta runda eliminacji, to teraz niech będzie grupa albo jeśli rok temu było wicemistrzostwo, to niech teraz będzie mistrzostwo.

Atmosfera była więc bardziej podniosła niż przed spotkaniem z Gentem. Wtedy Raków „mógł”, teraz też nie „musiał”, ale rozczarowanie przy słabym wyniku byłoby nieporównywalnie większe, niż gdyby wówczas Belgowie jednak pokonywali Kovacevicia.

Mówił nam Goncalo Faio, były asystent Papszuna, przed spotkaniem: – Oczywiście, że Raków jest bardziej doświadczony, też kadra jest mocniejsza. Oczekiwanie są teraz większe niż rok temu, gdy klub po raz pierwsze występował w Europie. Gent miał być może lepszych piłkarzy i zapewne był bardziej zorganizowanym zespołem taktycznie niż Slavia, ale drużyna z Pragi jest niezwykle silna fizycznie i motorycznie. Więc tym, co może pozwolić Rakowowi przeważyć szalę, będzie organizacja taktyczna i plan strategiczny na mecz.

Można się było zastanawiać, czy to spotkanie nie będzie też symbolicznym starciem w kontekście długofalowym, bo Raków pewnie chciałby być takim liderem regionu, jakim jest Slavia. To znaczy – zespół regularnie występujący w pucharach, w zeszłym roku ¼ Ligi Konferencji, dwa lata temu ćwierćfinał Ligi Europy, wcześniej grupa Ligi Mistrzów.

Feio nie zgadza się z takim określaniem Slavii, ale mówi: – Nie odbieram Slavii jako lidera regionu, pomimo regularnego udziału w europejskich rozgrywkach w ostatnich latach. Raków niewątpliwie jest projektem z potencjałem, aby być mocnym klubem. Przez najbliższe lata powinien ugruntować swoją pozycje na skalę kraju i dążyć do regularnego udziału w fazie grupowej Conference League. Stoją przed klubem wielkie wyzwania jak choćby rozwój infrastruktury, bazy treningowej, akademii, identyfikacji społeczności lokalnej z klubem, celem zwiększenia zainteresowanie drużyną. To wszystko są elementy istotne w budowaniu mocnej marki. Ten dwumecz może stać się historyczny jeśli awansują do fazy grupowej, a jak nie, to będzie po prostu kolejny ważny mecz w historii klubu.

Reklama

Dla kogoś, kto jak niżej podpisany, po raz pierwszy udał się na stadion w Częstochowie, kontrast między otoczką a tym, co widzi się na murawie, jest niezwykły. Żeby trafić na obiekt trzeba przejść ulicą z kamienicami pamiętającymi czasy jednak słusznie minione. Potem na samym stadionie, cóż, jest jak jest, schludnie, ale daleko do standardów, które wyznaczyliśmy sobie 10 lat temu przy okazji Euro 2012.

Trener Slavii mówił, że prażanie grali na Gibraltarze, więc nic go już nie zdziwi, niemniej polski klub wolałby nie być sprowadzany do takiego poziomu. Z kolei kibice śpiewali „chcemy stadionu, a nie kurnika z kartonu” i choć stawili się najliczniej, jak tylko mogli, to można było żałować, bo przy sensowniejszych warunkach mecz ze Slavią obejrzałoby z pewnością ponad 20 tysięcy osób.

Przy okazji fazy grupowej możliwości byłyby większe, bo Raków przeprowadziłby się do Podbeskidzia, jednak fakt, że klub przy takim sukcesie spijałby śmietankę w gościach, jest nie do końca poważny.

Choć są i jakieś plusy takiej organizacji infrastrukturalnej – kibic swoich idoli ma czasem na wyciągnięcie ręki. Po meczu zawodnicy rozdawali autografy przy jednej z bram i nie było żadnego problemu, było po prostu normalnie, życzliwie. A przecież ekstraklasowicze potrafią się zachowywać jak bogowie futbolu, którzy nie zstąpią do zwykłego kibica, mimo rozmowy z poziomu trzydziestej ligi w Europie.

No, ale wracając – kontrast między dobudowaną toaletą w kontenerze a poziomem piłkarskim robi wrażenie. Z trybun jeszcze lepiej widać to, jaką swobodę ma Raków w operowaniu futbolówką i budowaniu swoich akcji. Przy bramce Iviego wszyscy skupili się na wykończeniu i dryblingu przed nim, a tam przecież kluczowe było wyjście spod pressingu. 99% ekstraklasowiczów zgubiłoby głowę i wybiło na pałę, a Rundić (!) nie, tylko zagrał po linii do Kuna i piłka zaraz była po drugiej stronie, skąd udało się zadać pierwszy cios.

Widać było, że Slavia nie spodziewała się takiego rywala. Czesi przyjechali na stadion z minionej epoki do drużyny, która nie ma europejskiej historii. A tymczasem mogli dziękować, że nie przegrali wyżej.

Marek Hlavac, który odpowiada za social media w Slavii, powiedział nam: – Tak naprawdę powinniśmy przegrać ten mecz więcej niż jedną bramką, Raków był lepszy. Kojarzyłem ten zespół ze względu na postać Tomasa Petraska czy też historię o Ivim Lopezie, który miał być rozczarowany tym, co zobaczył w Częstochowie po przyjeździe z Warszawy, jednak nie spodziewałem się, że to aż tak dobry zespół. Musimy być dużo lepsi w spotkaniu u siebie. Wówczas stać nas chociaż na doprowadzenie do dogrywki.

W podobnym tonie wypowiadał się również trener prażan, który oddawał Rakowowi, że ten wygrał jak najbardziej zasłużenie. Zresztą musiał odpowiedzieć na wiele pytań od równie zaskoczonych czeskich dziennikarzy, a że sala konferencyjna nie była klimatyzowana, to miał gorąco i w trakcie meczu, i po nim.

Łyżka dziegciu w tym optymistycznym częstochowskim obrazie?

O stadionie już było, no to trzeba wspomnieć stałe fragmenty gry. Gdy był w sztabie, to odpowiadał za nie właśnie Goncalo Feio i widać, że po jego odejściu, Raków w tym elemencie się posypał. Wczoraj przypadkowy gol też padł po rozegraniu rzutu rożnego. Już pal licho centrostrzał, ale ile czasu miała Slavia, żeby rozegrać piłkę po obwodzie i dostać okazję, by tak dziwaczną próbą zaskoczyć Trelowskiego? Masę.

Jeśli ten gol okaże się kluczowy (plus pudło w ostatnich sekundach), to przy całej sympatii do tej historii, będzie można załamać ręce.

CZYTAJ WIĘCEJ O RAKOWIE: 

Na Weszło pisze głównie o polskiej piłce, na WeszłoTV opowiada też głównie o polskiej piłce, co może być odebrane jako skrajny masochizm, ale cóż poradzić, że bardziej interesują go występy Dadoka niż Haalanda. Zresztą wydaje się to uczciwsze niż recenzowanie jednocześnie – na przykład - pięciu lig świata, bo jeśli ktoś przekonuje, że jest w stanie kontrolować i rzetelnie się wypowiedzieć na tyle tematów, to okłamuje i odbiorców, i siebie. Ponadto unika nadmiaru statystyk, bo niespecjalnie ciekawi go xG, półprzestrzenie czy rajdy progresywne. Nad tymi ostatnimi będzie się w stanie pochylić, gdy ktoś opowie mu o rajdach degresywnych.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Konferencji

Komentarze

80 komentarzy

Loading...