Reklama

Cztery medale Polski, dominacja USA i wysoki poziom zawodów. Z czego zapamiętamy MŚ w Eugene?

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

26 lipca 2022, 18:33 • 14 min czytania 10 komentarzy

Lekkoatletyczne mistrzostwa świata w Eugene za nami, nadszedł więc czas ich podsumowania. A to nie jest takie jednoznacznie. Bo jak ocenić cztery medale Polski? Powiedzieć, że to tylko cztery krążki, bo rok temu na igrzyskach w Tokio lekkoatleci wywalczyli ich dziewięć? Czy może, że to AŻ cztery medale? Bo przecież Polacy zajęli wysokie, ósme miejsca w klasyfikacji medalowej i punktowej. Bo kolejny raz okazało się, że jesteśmy w europejskiej czołówce „królowej sportu”. Wreszcie, bo poziom mistrzostw był znakomity, o czym świadczą trzy nowe rekordy świata oraz… postawa sportowców gospodarzy. Oto, z czego zapamiętamy amerykańskie mistrzostwa.

Cztery medale Polski, dominacja USA i wysoki poziom zawodów. Z czego zapamiętamy MŚ w Eugene?

EUGENE A SPRAWA POLSKA – TYLKO CZTERY MEDALE?

Polacy w USA wywalczyli cztery medale. I gdy mamy ocenić ten wynik, to cóż, im dłużej nad tym myślimy, tym większy łapie nas ból głowy. Bo pozwólcie, że przedstawimy wam kilka faktów. Polscy lekkoatleci wywalczyli w Eugene najmniej krążków od 2013 roku. Pekin i Londyn opuszczaliśmy z ośmioma medalami. W Dosze Biało-Czerwoni sześciokrotnie stawali na mistrzowskim podium.

Podczas ubiegłorocznych igrzysk olimpijskich w Tokio, polscy lekkoatleci zgarnęli 9 medali, w tym cztery złote. W kontekście zaledwie czterech medali z obecnych mistrzostw świata, trudno nie dojść do wniosku, że nasz dorobek medalowy z Japonii był wynikiem wykraczającym mocno ponad stan.

Ale z drugiej strony, cztery medale światowego czempionatu to rezultat, który może nawet delikatnie zakrzywiać rzeczywistość w drugą stronę. Kiedy rozłożymy występ naszych lekkoatletów na czynniki pierwsze, dojdziemy do wniosku, że zaprzepaściliśmy kilka występów, po których mieliśmy prawo oczekiwać medalu.

Reklama

Orlen baner

W ostatnich latach żyliśmy w całkiem słusznym przekonaniu, że bieg na 800 metrów stał się naszym małym konikiem. Bo mieliśmy Adama Kszczota, a wcześniej Marcina Lewandowskiego, dla którego przez długie lata osiemsetka była głównym dystansem. Bo w Tokio swoją moc pokazał Patryk Dobek, który zdobył brązowy medal. Ale 800 metrów w Polsce to nie tylko Dobek. Do Eugene polecieli również Mateusz Borkowski oraz Patryk Sieradzki. To na tyle dobrzy biegacze, że śmiało mogli myśleć chociaż o występie w półfinałowych biegach na tym dystansie.

I na myśleniu się skończyło, bo cała trójka odpadła w eliminacjach. To rozczarowujący wynik w szczególności w wykonaniu Dobka.

– Mówiąc kolokwialnie, na ostatnich metrach odcięło mi prąd. Nie było zmiany przerzutki, żeby przyspieszyć. Jest trochę gorąco, ale czuję się dobrze i nie będę się tłumaczył, że to przez pogodę. Brakuje świeżości, którą powinienem mieć – tłumaczył Dobek swoje niepowodzenie w rozmowie z Michałem Chmielewskim dla TVP Sport:- Dołożyliśmy z trenerem jedno zgrupowanie wysokogórskie w kwietniu. Chcieliśmy spróbować, jak zareaguję na sezon letni, żeby mieć perspektywę na kolejne sezony, by jak najlepiej przygotować się do igrzysk w Paryżu.

Ale nie tylko medal Dobka wydawał się bardzo prawdopodobny. W rzucie młotem kobiet z rywalizacją już w fazie eliminacji pożegnała się Malwina Kopron. Nie była ona aż tak wielką faworytką do medalu, jak Anita Włodarczyk – swoją drogą, nieobecność zawodniczki Grupy Sportowej ORLEN również możemy potraktować jak utratę szansy na polski krążek – ale wciąż mówimy o piątej najdalej rzucającej zawodniczce w stawce.

Reklama

Z medalowych „pewniaczków”, przez eliminacyjne sito nie przeszły również Aniołki Matusińskiego. Z kolei sztafeta mieszana 4×400 metrów zajęła czwarte miejsce w biegu finałowym. W tekście zapowiadającym występy trzech naszych sztafet opisaliśmy dokładniej tę sytuację, zatem pozwólcie, że tutaj przytoczymy ją tylko pokrótce. W przypadku sztafety 4×400, występu odmówiła Anna Kiełbasińska, która stwierdziła, że jest gotowa tylko na jeden bieg – i takie też otrzymała zapewnienie ze strony sztabu szkoleniowego… który nie wiedział, że po eliminacjach może wymienić tylko jednego uczestnika sztafety.

Z tego względu w mikście Polacy pobiegli bez Kiełbasińskiej, a Justyna Święty-Ersetic wprost powiedziała, że nie wyobraża sobie tego, aby dalej biegać z zawodniczką z Sopotu. I ostatecznie, nie miała takiej okazji. Trener Aleksander Matusiński w eliminacjach sztafety kobiet postanowił zaryzykować i chciał oszczędzić siły Natalii Kaczmarek oraz wspomnianej już Kiełbasińskiej. W ich miejsce, obok Justyny oraz Igi Baumgart-Witan, pobiegły Kinga Gacka oraz Małgorzata Hołub-Kowalik.

Dla Małgorzaty cały rok 2022 pod względem sportowym to istne utrapienie. Dręczyły ją kontuzje, przez które opuściła sezon halowy i które zaburzyły jej przygotowania do startu na stadionach. W Eugene do tego wszystkiego doszedł pech. Podczas przekazywania pałeczki, na stopę Hołub-Kowalik nadepnęła kończąca swoją zmianę zawodniczka z Kanady. Polka przebiegła okrążenie z zakrwawionym butem, bez szans na dobry rezultat. Nasz sztab złożył protest, ale ten nie przyniósł skutku. Tym sposobem nasza srebrna sztafeta z igrzysk oraz mistrzostw świata, zakończyła bieganie w eliminacjach.

Jak zatem widzicie, trochę szans medalowych przeszło nam koło nosa. Ale czy z tego względu pora bić na alarm? Na temat występu Polaków na mistrzostwach świata (i nie tylko o tym) porozmawialiśmy z Tomaszem Spodenkiewiczem, prowadzącym na Twitterze profil Athletics News – prawdziwą kopalnię danych statystycznych ze świata lekkoatletyki.

– Brak medalu Patryka Dobra czy Malwiny Kopron nie jest jakimś ogromnym zaskoczeniem. Ale ich odpadnięcie w eliminacjach – już tak. Cóż, taki jest sport, jednak pamiętajmy, że nasza kadra przechodzi pewną zmianę pokoleniową. Że gdyby była Anita Włodarczyk, to też wyglądałoby to inaczej – choć wynik Brooke Andersen, czyli 78.96, był bardzo dobry więc to byłby bardzo interesujący konkurs. Tych miejsc punktowanych – jak to się ładnie nazywa – zwłaszcza po dziewiątym miejscu sztafety męskiej 4×400 metrów, faktycznie jest niewiele. Ale ja nie spodziewałem się wybitnych mistrzostw w wykonaniu Polaków – twierdzi Spodenkiewicz.

EUGENE A SPRAWA POLSKA – AŻ CZTERY MEDALE?

Zatem za Oceanem istotnie przepadło nam kilka medalowych szans. Inne z kolei były bardziej nadziejami, niż realnymi szansami na zobaczenie Polaka na podium – nie mówiąc już o usłyszeniu Mazurka Dąbrowskiego.

Weźmy za przykład Marię Andrejczyk. Zawodniczka Grupy Sportowej ORLEN w końcu jest wicemistrzynią olimpijską, zatem powinniśmy od niej wymagać występu na miarę medalu. Ale kolejne miesiące od zakończenia zeszłego sezonu upłynęły popularnej Majce pod znakiem zmiany szkoleniowca. Nowy trener – Petteri Piironen – wprowadza Polkę w zupełnie inny tryb treningu. Przystosowanie się do niego wymaga czasu. Do tego Andrejczyk nie omijały problemy zdrowotne. Przed mistrzostwami świata wystartowała w tym sezonie zaledwie dwa razy. Oba te konkursy zakończyła z takim samym, słabiutkim wynikiem 57,53 m. W USA nasza oszczepniczka odpadła w eliminacjach i oczywiście, szkoda że sprawy tak się potoczyły. Jednak za dobrym występem Polki nie przemawiał żaden argument, poza życzeniowym „to jest Maria, ona zawsze może zaskoczyć”.

Spodenkiewicz: – Przedłużony cykl olimpijski spowodował wiele problemów zdrowotnych. To było widać i słychać w wywiadach z naszymi zawodnikami, że ostatnie sukcesy sporo ich kosztowały. Kiedyś trzeba było za to zapłacić i wiele osób nie pojechało na mistrzostwa, a inni – jak na przykład Maria Andrejczyk – nie byli w swojej optymalnej dyspozycji.

Podobna sytuacja ma się z Dawidem Tomalą – mistrzem olimpijskim z Tokio. Naszego chodziarza zdrowie również nie oszczędzało, a w dodatku tylko raz przed mistrzostwami świata dane mu było startować na 35 kilometrów. Jasne, że nasuwała się tu analogia do występu z Japonii, gdzie podobne obycie (a raczej jego brak) na 50 kilometrów zaowocowało złotem. Jednak wówczas sam zawodnik i jego otoczenie podkreślało, że Dawid jest w formie. W obecnym sezonie, tej formy nawet nie było kiedy zrobić, co zaowocowało 19. lokatą. Spodziewaną, jeżeli przyjrzymy się temu, co działo się z Tomalą przed wyjazdem do USA.

Lecz chód sportowy w Stanach i tak dał nam wiele powodów do radości. Wszystko za sprawą Katarzyny Zdziebło, która wywalczyła dwa srebrne medale olimpijskie. I tu sytuacja jest podobna do tej, w której rok temu znalazł się Dawid. Kasia od kilku lat zdradzała ogromny potencjał w tym sporcie, a przygotowania do tego sezonu przebiegły po jej myśli. Chociaż z racji niewielkiej popularności chodu nie była wymieniana przez kibiców jako kandydatka do medalu, to ludzie będący bliżej tego sportu twierdzili, że może być czarnym koniem zawodów.

Katarzyna Zdziebło

Spodenkiewicz: – Ja akurat mogę czuć małą satysfakcję, bo typowałem cztery medale. (śmiech). Mówiąc szczerze, uważałem medal Kasi Zdziebło na 35 kilometrów w chodzie, za bardzo realny. Ale na 20 kilometrów bardzo mnie zaskoczyła. Zamiast tego srebra, typowałem oczywiście krążek sztafety na 400 metrów kobiet. Odnoszę wrażenie, że w tych podsumowaniach nie doceniamy dwóch medali młociarzy, traktując je jak oczywistość. A przecież Paweł Fajdek uzyskał najlepszy wynik w tym roku oraz najlepszy własny rezultat w historii swoich jakże pięknych startów na mistrzostwach świata.

No właśnie – jak mawiają Amerykanie, last but not least – rzut młotem. Paweł Fajdek po raz kolejny okazał się najlepszym zawodnikiem na świecie. Dzierży tytuł mistrza świata nieprzerwanie od 2013 roku. Do tego drugie miejsce zajął Wojciech Nowicki – nasz mistrz olimpijski. Tylko raz w historii mistrzostw świata przeżyliśmy sytuację, w której dwójka naszych reprezentantów zajęła w konkursie dwa najwyższe stopnie na podium. W 2009 roku w Belinie dokonały tego Anna Rogowska i Monika Pyrek w skoku o tyczce.

Jednak w przypadku Fajdka i Nowickiego, poza wspomnianym przez naszego eksperta traktowaniem tych medali jak coś naturalnego, często spotykana jest jeszcze jedna narracja. Że znowu uratował nas rzut młotem. Że gdyby nie młociarze, nasz dorobek medalowy byłby blaty. Tylko co z tego, że kolejny raz o naszym wyniku w tabeli medalowej zdecydował młot? To nasza konkurencja, w której jesteśmy okropnie mocni, więc dokładnie w ten sposób to powinno wyglądać.

Zresztą, czy przykładowi Jamajczycy po każdych wielkich imprezach też powtarzają sobie, że gdyby nie sprinty, ojczyzna Boba Marleya często kończyłaby zmagania z pustą gablotą? Czy Kenia lub Etiopia narzekają na to, że sukcesy przynoszą im tylko biegi długodystansowe? Mamy przeczucie graniczące z pewnością, że nie. Jasne, wolelibyśmy, żeby polską specjalnością były bardziej medalogenne konkurencje biegowe. Ale cieszmy się chociaż z tego, że w ogóle mamy jakąś specjalność i gratulujmy naszym młociarzom wybitnych wyników.

Inną kwestią jest, że podczas mistrzostw kilka występów Polaków sprawiło nam sporo radości, chociaż ostatecznie nie dały krążków.

Spodenkiewicz: – Zawsze chciałoby się więcej, tym bardziej, że Tokio trochę nas rozpieściło pod względem medali. Ale nie samymi medalami człowiek żyje. Jeżeli ktoś oglądał uważnie mistrzostwa, to na pewno zauważył występ Adrianny Sułek, chociaż on na medal się nie przełożył. Tak już jest na wielkich imprezach – jedni na nich zawodzą, a inni to wykorzystują. Ja nie spodziewałbym się na przykład czwartego miejsca Damiana Czykiera. To zawsze jest słodko-gorzkie i nawet w Tokio, które ostatecznie było dla nas bardzo udane, mieliśmy występy które kończyły się niepowodzeniem.

EUROPA W ODWROCIE ORAZ MISTRZOSTWA NA WYSOKIM POZIOMIE

Co warte podkreślenia, niedawno zakończone mistrzostwa obfitowały w świetne wyniki. Zgodnie z oczekiwaniami, najczęściej w poszczególnych dyscyplinach bank rozbijali Amerykanie, ale do nich przejdziemy później. To, co rzuciło się w oczy, to słaba dyspozycja krajów z Europy, które w sumie wywalczyły zaledwie 10 złotych medali. Stąd tak ciężko jednoznacznie ocenić występ Polaków. Liczba czterech krążków może nie robić wrażenia. Ale jakby nie patrzeć, w klasyfikacji medalowej złoto i trzy srebra dały nam ósme miejsce na świecie. Najwyższe spośród wszystkich krajów Starego Kontynentu. W bardziej wymiernym zestawieniu punktowym, w którym przyznawane są oczka za miejsca od pierwszego do ósmego, Polska również zajęła ósmą lokatę. Z tym, że spośród krajów europejskich, w tym zestawieniu lepsza okazała się Wielka Brytania.

Co spowodowało słabą postawę krajów z Europy? Być może wpływ na to miały mistrzostwa Europy, które odbędą się miesiąc po mistrzostwach świata?

– Nadchodzące mistrzostwa Europy to wiosek, który sam nasuwa się podczas poszukiwania przyczyny słabej postawy zawodników ze Starego Kontynentu. Ale szczerze mówiąc uważam, że nie jest to główny powód. 10 złotych medali Europy to też nie jest aż tak strasznie mała liczba. Po prostu, to wszystko rozłożyło na dziesięć różnych krajów i dlatego Polska z jednym złotym i trzema srebrnymi medalami była najlepsza spośród europejskich krajów. Ale złota nie zdobyła na przykład Holandia, chociaż ich lekkoatletyka idzie bardzo do przodu – mówi Spodenkiewicz.

Istotnie. w wielu konkurencjach, takich jak rzut młotem czy dyskiem, Europejczycy są znakomici. Stąd trudno przypuszczać, by zawodnicy ze Starego Kontynentu celowo odpuścili mistrzostwa świata. Taki jest po prostu poziom Europy w lekkoatletyce. I rzeczywiście, podobny stan rzeczy nie występuje od wczoraj. Chociażby trzy lata temu, w Dosze kraje europejskie łącznie wywalczyły 9 złotych krążków. Wliczając do zestawienia Rosjan, którzy wtedy startowali pod neutralną flagą, było ich 11.

– Co do zasady, to Europa jest w defensywie jeżeli chodzi o lekkoatletykę – zwłaszcza biegi. Tu wychodzą różnice demograficzne, które widzimy też w innych dziedzinach życia, gdzie Europa nie jest aż tak globalnym graczem. Sport jest popularny na całym świecie. Poziom treningu rośnie w każdym zakątku kuli ziemskiej, więc siłą rzeczy Europa musi być słabsza. Obawiam się, że to jest tendencja – mówi Tomasz Spodenkiewicz.

Kolejny raz warto zaznaczyć, że mistrzostwa świata w Eugene pod względem poziomu sportowego były bardzo udaną imprezą. Ich symbolicznym zwieńczeniem był ostatni dzień, w którym padły aż dwa rekordy świata. A nawet trzy. Ich bohaterami byli Tobi Amusan oraz Armand Duplantis.

– Duplantis nie zakończył swojej serii bicia rekordów. Mam nadzieję, że 6 sierpnia podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej zobaczymy w jego wykonaniu centymetr więcej. Rekord Tobi Amusan na 100 metrów przez płotki również był ciekawy – nie tylko ze względu na wpadkę telewizyjną [wydawca zamiast biegu na żywo zdecydował się pokazać rozmowę w studio telewizyjnym – dop. red]. Przed mistrzostwami ona niekoniecznie była nawet faworytką do złotego medalu. W finale poprawiła ten wynik – ale już z nieprzepisowym wiatrem – mówi nam Spodenkiewicz, po czym dodaje:

Na mistrzostwach sporo momentów było wartych zapamiętania. Mistrzostwa stały na fenomenalnym poziomie – moim zdaniem, najlepszym w historii. Były niespodzianki – na przykład w obu finałach sztafet 4 x 100 metrów, gdzie Kanadyjczycy oraz Amerykanki nie byli faworytami. A jednak sztafety po raz kolejny pokazały, że rządzą się swoimi prawami. Przekonaliśmy się o tym też w sztafecie na 400 metrów kobiet.

AMERYKANIE ZDOMINOWALI MISTRZOSTWA

Rekord, który już w półfinale ustanowiła Tobi Amusan (12.12), z pewnością był wynikiem trochę niespodziewanym. Najlepszy wynik w historii Armanda Duplantisa był z kolei pokazem mocy. Szwed, który mógł w Eugene czuć się jak u siebie, w końcu wychował się w Stanach Zjednoczonych, skoczył 6,21 z takim zapasem, że komentatorzy całkiem słusznie zauważyli, że mógłby spokojnie atakować 6,30. Do tego mieliśmy cały szereg poprawionych najlepszych wyników w historii mistrzostw świata.

Jednak największe wrażenie wywarła Sydney McLaughlin.

Spodenkiewicz: – Rekordy świata to coś, co zawsze wybija się na pierwszy plan. Z trzech, które padły w Eugene, najbardziej imponujący jest ten Sydney McLaughlin. 50.68 na 400 metrów przez płotki to czas historyczny, epokowy. To byłby dobry wynik na płaskie 400 metrów. Jasne, możemy mówić, że buty pomagają, ale one same nie biegają. Tymczasem Sydney uzyskała ponad półtorej sekundy przewagi nad drugą zawodniczką – znakomitą Femke Bol. Ona jest fenomenem.

Sydney już w czerwcu tego roku biła rekord świata i dokonała tej sztuki właśnie w Eugene. Kiedy wówczas pobiegła zdumiewające 51.41, można było tylko zastanawiać się co pokaże w tym samym miejscu, ale na mistrzostwach świata. Imprezie docelowej, na którą z pewnością przygotowywała pik formy.

Jednak McLaughlin zdążyła jeszcze przerosnąć oczekiwania tych, którzy mówili o ustanowieniu nowego rekordu świata. Ona swój poprzedni rezultat po prostu zmiażdżyła, wprowadziła bieg na 400 metrów przez płotki w nową erę. A przecież jeszcze w poprzednim roku wydawało się, że zejście z czasem poniżej 52 sekund to wyczyn. Sydney przeniosła rekord na nowy poziom, biegnąc poniżej 51 sekund. I nie przekroczyła tej granicy ledwo, tylko o ponad trzy dziesiąte sekundy. Kosmos.

McLaughlin została największą gwiazdą amerykańskiej reprezentacji i zapewne całych mistrzostw. Ale Stany Zjednoczone jako kraj w ogóle pokazały się z bardzo dobrej strony… pod względem sportowym. W kwestii organizacji, bieżnia do rozgrzewki pod stadionem czy warunki zakwaterowania pozostawiały wiele do życzenia. Choć oddajmy Amerykanom to, że wielu sportowców urzekł bardzo studencki klimat zakwaterowania, oraz chwalono też jedzenie. A to naprawdę rzadkość. Ale wracając do tematu – przed mistrzostwami zastanawialiśmy się, jak bardzo Stany Zjednoczone zdominują mistrzostwa w których będą gospodarzami. Okazało się, że gospodarze nie zawiedli swoich kibiców.

Spodenkiewicz: – Mogliśmy się tego spodziewać. Wyniki z obecnego sezonu oraz poprzednie imprezy mistrzowskie pokazały, że Amerykanie są bardzo mocni. Dodatkowo mieli zawody u siebie. To jest pewien bonus – nie trzeba się przyzwyczajać do strefy czasowej czy innego klimatu. Ale czasami sam styl zdobywania tych medali robił wrażenie. Na przykład na 100 i 200 metrów mężczyzn, gdzie całe podium było amerykańskie.

Istotnie, w niektórych konkurencjach reprezentanci USA walczyli sami ze sobą. Jak we wspomnianych przez naszego eksperta sprintach. Albo w pchnięciu kulą mężczyzn, gdzie gospodarze również zajęli całe podium. USA ustanowiło nowy rekord liczby medali, zdobytych przez jedną reprezentację na mistrzostwach świata. Ich licznik zatrzymał się na 33 krążkach.

Warto jednak zauważyć, że tych złotych było „tylko” 13. Cudzysłów jest jak najbardziej uzasadniony, lecz USA miało okazję poprawić najlepszy pod względem zdobyczy medalowej, wynik swojej reprezentacji na MŚ. Ten miał miejsce trzy lata temu w Dosze. Amerykanie wprawdzie wywalczyli tam 29 krążków, jednak 14 z nich było złotych – a ich liczba w klasyfikacjach medalowych ma znaczenie w pierwszej kolejności.

– 33 medale to rewelacyjny wynik, ale z pewnością Amerykanie nie wykorzystali swoich wszystkich szans do maksimum. Nie wygrali na przykład sztafety mieszanej 4×400 metrów, w której na papierze wydawali się faworytami. Nie wystawili w niej swoich najlepszych zawodników, aczkolwiek ten skład i tak „powinien” wygrać finał. Ale 13 złotych medali to i tak fenomenalny wynik. Druga w klasyfikacji medalowej Etiopia ma 4 złote krążki, a kolejne kraje – po 2 – mówi Spodenkiewicz.

Nam pozostaje więc przyzwyczaić się do tego, że dominacja Stanów Zjednoczonych na lekkoatletycznym podwórku będzie jeszcze większa, niż do tej pory. W końcu na drugich mistrzostwach świata z rzędu udowadniają, że jako drużyna nigdy wcześniej nie byli tak mocni.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Czytaj też:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Inne sporty

Lekkoatletyka

Matusiński: Naszą siłą była równość i waleczność. Ostatnie lata wyglądają inaczej

Kacper Marciniak
3
Matusiński: Naszą siłą była równość i waleczność. Ostatnie lata wyglądają inaczej

Komentarze

10 komentarzy

Loading...