Mariusz Lewandowski nie miał łatwego wejścia do Radomiaka Radom. Zastępując Dariusza Banasika nowy trener musiał zmierzyć się z poparciem fanów dla byłego szkoleniowca i podnieść zespół będący w kryzysie. W rozmowie z nami opowiada o tym procesie, o tym, jak wyglądała budowa nowego Radomiaka i czego spodziewać się po „Zielonych” w nadchodzącym sezonie.
Miał pan kiedyś trudniejszy start niż w Radomiu?
Nie uważam, że był trudny, ale na pewno był wymagający. Zdaję sobie sprawę, do jakiego klubu i w jakiej sytuacji przychodziłem. Czasami jako trenerzy nie mamy wpływu na to, czy nas zwalniają. Przyjmuję do wiadomości, że to, co zrobił mój poprzednik, to była bardzo dobra praca. Chciałbym, żeby decyzja, którą podjąłem, okazała się słuszna i żeby klub dalej się rozwijał. Jestem w stanie to zapewnić, idziemy w dobrym kierunku.
Ciężko było znieść taką atmosferę, gdzie nawet na meczach domowych kibice wyrażali poparcie dla Dariusza Banasika?
Na wszystko trzeba sobie zapracować i ja będę musiał sobie zapracować na to, żeby kibice skandowali moje nazwisko. Ale też wolałbym, żeby to zespół zbudował takie wrażenie, żeby kibice go szanowali. Jeśli chodzi o mnie — nie oczekuję, że od razu będę miał poparcie. Potrzeba czasu i pokazania czegoś, wtedy się to osiągnie.
Od Lizbony do Radomia. Lisandro Semedo opowiada o swojej karierze [WYWIAD]
Pewnie też byłoby łatwiej, gdyby nie to, że w pierwszy domowy mecz skończył się wynikiem 1:6.
To był trochę gwóźdź do tego wszystkiego. Nie było to nic łatwego, tak się to skumulowało, że ciężko było się podnieść po tym meczu. Pomogło nam to jednak podjąć decyzje przed nowym sezonem, paru zawodników się wykruszyło, innymi trzeba było wstrząsnąć.
Co było efektem tego trudnego startu? Wiem, że od początku zmienił pan proces treningowy, zajęcia były cięższe.
Było już utrzymanie, można było popracować, zobaczyć, w jakiej sytuacji są zawodnicy. Widziałem, że zespół nie jest przygotowany na obciążenia, treningi, jakie prowadziłem, inny styl grania. Wystarczało nam sił na 45 minut takiego grania. Czy to było słuszne? Uważam, że tak, bo zespół musiał wiedzieć, jak będzie wyglądał w kolejnym sezonie, jak będzie trenował. Musiałem podjąć takie decyzje, zamiast głaskać, mydlić oczy i nie widzieć pewnych rzeczy.
Co pan czuł, gdy w meczu z Wisłą Kraków było już 0:2? Kolejny mecz, który nie toczył się po waszej myśli.
Ten mecz nie zaczął się źle, bo mieliśmy pierwszą sytuację. Później był rykoszet, bramka… Trzeba było zacząć coś robić. Podeszliśmy do tego na spokojnie, w przerwie wprowadziliśmy zmiany. Zespół był po blamażu, przegrywał u siebie w kolejnym spotkaniu, ale dzięki bramce na 1:2 uwierzył w siebie i wyszedł z dołka. To pokazało mi, że niektórzy tutaj mają charakter, żeby osiągać wynik nawet w ciężkich sytuacjach. Nie jest łatwo się podnieść w takich okolicznościach. Wszyscy chcieli, nie zawsze wychodziło, ale dobrze, że ten mecz się tak skończył.
Widać było poprawę atmosfery w drużynie po tym meczu? Spadł im kamień z serca?
Tak. Piłkarze nie ukrywali, że też przeżywali tę sytuację, te zmiany. Od dłuższego czasu pracowali w jakimś systemie, nagle to się zaczęło zmieniać, wprowadzono inne rzeczy i trzeba było się do tego przystosować. Najważniejsza dla mnie była sfera mentalna i organizacja pracy. Tu bardzo dużo się zmieniało, bo nie mogłem wprowadzać dużych korekt taktycznych, gdy zespół nie był na to gotowy. Postawiliśmy na mental, podejście do pracy, pewne obowiązki, które muszą wykonywać, świadomość tego, gdzie przychodzimy, po co i co chcemy osiągnąć. Ten czterotygodniowy okres był bardzo ważny, żeby poznać zespół.
Czyli faktycznie łatwiej było zacząć wtedy niż na początku nowego sezonu?
Zdecydowanie. Nie widziałbym wielu zawodników w końcowej fazie, nie mógłbym podjąć pewnych decyzji, tak jak było to z Jo, Marcusem czy innymi. Mogłem ustalić, na jakie pozycje szukać zawodników. Dla mnie to był plus, bo gdybyśmy pojechali na obóz z tą samą kadrą, to każdy chciałby się pokazać, ciężko byłoby z kogoś zrezygnować.
To był czas najmocniejszej pracy, gdy pan najwięcej czasu poświęcał też na poszukiwanie nowych zawodników?
Było mocno, nawet na wczasach nie było tak, że siedziałem jedynie z żoną i dziećmi, tylko na telefonie, starając się wzmocnić zespół. Wiadomo, że Oktawian (Moraru, dyrektor sportowy — przyp.) czy włodarze też oglądali zawodników, podsyłali. Było ich wielu, nie zawsze byliśmy pierwszym wyborem, ale czasami zadzwonisz gdzieś, porozmawiasz i tak jak z Roberto Alvesem — przyjechał, zobaczył, porozmawiał z prezesem, pokazaliśmy jemu i menedżerowi miasto. Okazało się, że z agentem Alvesa (Maik Barthel — przyp.) widzieliśmy się kiedyś u Roberta Lewandowskiego, bo nim też się zajmował. Czasami finanse w różnych klubach są podobne, więc warto sprawić, żeby zawodnik czuł, że to właściwy wybór.
Kogo jeszcze pan przekonał w rozmowach?
Nie tyle ja, bo rozmawiał z nim też prezes i kiedy on tutaj przyjechał, to była już ostatnia faza transferu. Michał Feliks — widziałem go w drugiej lidze. Ruchy, postawa, zaangażowanie. Czasami trzeba coś „wyprodukować” samemu, to fajny chłopak, rozwijał się w Garbarni, to dlaczego nie miałby rozwijać się w Ekstraklasie? Być może będzie potrzebował trochę czasu, ale jeżeli będziemy mieli dobrych skrzydłowych — a mamy — to napastnik może się w tym odnaleźć. W pierwszej kolejce szukaliśmy innego rozwiązania, ale potem Alves zszedł niżej i dobrze to wyglądało. To też pokazało, że w sparingach wrażenia są inne, wiele zespołów gra odważnie, a w lidze mniej, bo wynik jest najważniejszy, przychodzi presja. Będziemy patrzeć za „dziewiątką”, chcemy odrodzić Mauridesa, zobaczymy, czy to nam się uda. Schudł dziesięć kilogramów, to cena obozu, którą musiał zapłacić, bo nie da się biegać z nadwagą. My tak możemy, on musiał przepracować dobrze okres przygotowawczy. Zrobił to, teraz musi pokazać przydatność dla zespołu.
Jak on się na to zapatruje? Chce to zrobić czy myślami jest gdzieś indziej?
Nie wiem, sam musi sobie odpowiedzieć na to pytanie. Będę miał z nim rozmowę, dość mocną. Albo wóz, albo przewóz. Musi sobie powiedzieć, gdzie chce być. Zapytania o niego są, więc musi się określić — czy chce być tu, czy odejść. Inaczej się nie rozwijasz, bo na każdym treningu myślisz o czymś innym. My nie chcemy z nikogo rezygnować, ale czasami zawodnik sam siebie ustawia w narożniku, wpędza siebie w błędne koło. Bo ma propozycję, bo gdzieś jest lepiej, bo tu nie jest tak różowo. Wtedy tracisz swoje notowania w zespole, u trenera i nie możesz nagle powiedzieć „chcę zostać i walczyć”. Musisz być profesjonalistą do końca, pokazać swoją wartość. Nie ma problemu, żeby odejść, ale nie możesz przestać trenować.
Dużo takich rozmów z zawodnikami trzeba odbyć?
Dużo. Jeśli widzę potrzebę, to kogoś biorę i rozmawiam. Nie chcemy zamiatać pod dywan pewnych rzeczy, tylko od razu je wyjaśniać.
Chyba też z Raphaelem Rossim była mocniejsza rozmowa, żeby go przekonać do zostania w Radomiu.
Była, była… Więcej niż jedna! To taki typ zawodnika. Nie da się ukryć, że miał propozycję, ale jako trener nie mogę odpuścić jednego z najlepszych stoperów w Ekstraklasie za bezcen. Później nie weźmiemy kogoś takiego. Czemu mamy kogoś oddawać, jeśli możemy być mocniejszym zespołem z nim w składzie?
A ilu zawodników musi obejrzeć trener w trakcie takiego okienka transferowego?
Gdy w klubie jest rozwinięty skauting, to trener dostaje gotowego piłkarza i skupiasz się na konkretach. Tutaj było tak, że wymienialiśmy się zawodnikami, czasami menedżerowie kogoś podrzucali. Dostawałem oczopląsu, tylu było tych piłkarzy. Jeśli kogoś znasz, to wiadomo — patrzysz na to, jaka była ostatnio forma. Jeśli nie znasz, to musisz go obejrzeć, dowiedzieć się co to za osoba, jak funkcjonuje w szatni, jak wygląda to poza boiskiem, czy to zawodnik treningowy, czy meczowy. Jest dużo dzwonienia.
To też ciekawy wątek. Słuchałem podcastu „Przeglądu Sportowego” z Krzysztofem Przytułą, który mówił, że czasami ciężko jest przygotować profil pozaboiskowy, bo nikt nie chce źle o kimś mówić.
Dlatego dzwoni się do takich osób, które powiedzą i wiedzą, że to nie wypłynie. Jeśli siatka komunikacyjna nie jest duża, to ryzyko błędu jest większe. Zawodnik przede wszystkim musi pasować do schematów, które chcesz wdrożyć. Nam brakowało zawodników z liczbami i zdawałem sobie z tego sprawę. Możesz pięknie grać, ale kibic zawsze kupi to, co jest w bramce. Roberto Alves to ma, ma to Lisandro Semedo, liczby ma też Michał Feliks. To są zawodnicy, którzy mogą dać dużo zespołowi w pierwszej linii. Dariusz Pawłowski ma mega charakter, potrafi ciężko zapracować na to, żeby być potrzebnym. Daniel Pik był już kupiony, pasuje do zespołu, ale trochę inaczej — bardziej niż bajeczna technika to jest to dobry timing, cechy wolicjonalne, umiejętność gry na różnych pozycjach. Patrzę też na to, czy zawodnik dobrze funkcjonuje w szatni. Czy słucha, czy chce się rozwijać? Żeby nie było much w nosie, gdy go krytykujesz, podpowiadasz, jak się może zachować. Jeśli oddasz coś zespołowi, to zespół odda tobie. Chęć do współpracy może być ważniejsza niż to, co pokazujesz na boisku.
Zawodnicy, którzy byli ściągani do Radomiaka, to „jedynki” z listy życzeń?
Alves od początku był wysoko, Semedo dołączył pod obserwację później. Feliks, Pawłowski — od razu, nawet się nie zastanawialiśmy. Wiadomo, że jeszcze Dawid Abramowicz nie ma zastępstwa na swojej pozycji, patrzymy za lewym obrońcą. Nie chcemy się śpieszyć, chcemy mądrze wybrać. Mamy dwie opcje, ale na razie jest ciężko. Nie chcemy też brać kogoś tylko po to, żeby był na liście płac.
Czyli kolejne ruchy trochę się odłożą w czasie, także jeśli chodzi o napastnika?
Chcemy być pewni, dobrze wybrać. Nie chcę robić uzupełnień, lepiej zainwestować w młodego zawodnika, tak jak w Feliksa, który niedługo może wejść do pierwszej jedenastki. Tylko nie mamy kogoś następnego. Bardzo dobrze byłoby mieć „jedynkę” na „dziewiątce”, żeby Feliks jeszcze nabrał doświadczenia, bo teraz może być rzucony na głęboką wodę. Musi być też rotacja, presja ze strony konkurencji. Musi być po dwóch zawodników na pozycję, a na razie tego nie mamy.
W pierwszym meczu sporo było gry wokół pola karnego, ale brakowało konkretów w „szesnastce”.
Abramowicz ze 3-4 w pierwszej połowie wchodził w pole karne. Powiedziałem mu w przerwie, żeby próbował centrostrzałów między bramkarza a obrońców, bo Miedź była głęboko cofnięta i mógł się przydarzyć jakiś przypadek. Miał też dwa momenty, gdy mógł wrzucić piłkę na dłuższy słupek, zamiast na krótszy, gdzie asekuracja jest duża. Później jak chciał dośrodkować, to strzelił piękną bramkę. Brakowało mi też wykorzystania sytuacji odbitych piłek po rzutach rożnych, bo dużo ich zbieraliśmy, oddawaliśmy strzały, a to są sytuacje bramkowe. Musisz przynajmniej uderzyć w światło bramki, dać się wykazać. Strzelasz tak jedną bramkę czy drugą i jest inny mecz. Poza tą sytuacją na początku, gdy Miedź od razu oddała strzał, była tylko jedna kontra, gdy Daniel Łukasik i Raphael Rossi puścili Angelo Henriqueza — notabene dobrego napastnika. Mógł zagrać piłkę, a wyrzucił ją w aut. No i sytuacja bramkowa — wyszliśmy trzech na dwóch, Filipe Nascimento dał w koszyk, poszła kontra i było 0:1.
Kreujemy, jesteśmy dużo pod polem karnym, ale nie ma ostrości i nad tym musimy popracować. Decyzyjność. Leandro miał dwie sytuacje, poszedł jeden na jeden, był blokowany. Alves był blokowany trzy razy, raz trafił w słupek. Takich strzałów było w tym spotkaniu sporo. Parę razy było też tak, że Mateusz Grzybek poszedł na obieg i nie dostał piłki, czasami staraliśmy się dośrodkować, a mogliśmy spróbować prostopadłego podania. To nam podpowiada, jak reagować na mocną obronę rywali, jak ich wyciągnąć. Takie mecze też będą i trzeba będzie robić coś innego. Będziemy mieli analizę, która pokaże, co możemy zrobić lepiej, gdy zespoły są w niskiej obronie. Jak dojść do sytuacji i ją wykorzystać.
Sprawdzałem statystyki na WyScoucie. Radomiak w większości zestawień dotyczących podań — typu w tercję ataku, prostopadłych — był w czołówce. Tylko pytanie, czy to nie jest trochę mylne wrażenie, bo to był beniaminek? Czy jednak będziemy mogli się spodziewać takiej gry częściej?
Z zespołami, które będą grać bardziej ofensywnie, mecze mogą być ciekawsze. Ale Miedź nie jest słabym zespołem i analizując jej sparingi, widzieliśmy, że oni grali w piłkę, wychodzili. Teraz zagrali zupełnie co innego i można zapytać: czy taka była taktyka trenera, czy my ich do tego zmusiliśmy? Po paru kolejkach zobaczymy, czy naprawdę potrafimy na tyle dobrze rozgrywać piłkę, żeby zmuszać rywali do takiego bronienia i w jakim stopniu jesteśmy w stanie taką obronę rozmontować.
A może to był stres beniaminka? Pan z pracy w Bruk-Bet Termalice wie, że pierwsze spotkania mogą paraliżować zawodników.
To było obopólne, bo my też nie zaczęliśmy tak, jak powinniśmy. Pierwsze mecze są weryfikacją dla wielu zespołów. Najważniejsze, żeby punktować, nie złapać zadyszki. Ten zespół jest w stanie to zrobić, bo mam porównywalne analizy zespołów, które prowadziłem i wiem, jaki tu jest potencjał.
Jak różni się pomysł na grę Lewandowskiego i Banasika?
Największy?
W Zagłębiu był duży w grze ofensywnej, byli tam doświadczeni zawodnicy. Radomiak to zespół, w którym wielu zawodników wciąż uczy się Ekstraklasy. Niektórzy w niej nie grali, inni są w niej dopiero drugi rok. Nie zawsze takie zespoły od razu wystrzelą wysoko. Chcielibyśmy dążyć drogą Rakowa Częstochowa, który z każdym rokiem się rozwija i osiąga lepszy rezultat. Najważniejszy jest fundament, od tego trzeba zacząć budować silny klub i zespół. Nie jesteś w stanie tylko ściągnąć dobrych zawodników i nie mieć podstaw. Ważna jest stabilność: finansowa, organizacyjna. Zaplecze, boiska — jeszcze parę miesięcy temu boiska były w opłakanym stanie, ale to była kwestia organizacji, zaszczepienia ludziom tego, jak mają pracować i teraz mamy stoły. To boisko, na które po wakacjach wejdą dzieci z akademii, jest takie, że one po wakacjach w to nie uwierzą. Trzeba wymagać, nie być tyranem, ale oczekiwać, że coś będzie zrobione. Nie tak, że powiesz, zapomnisz i wrócisz za miesiąc. Przyjdź jeden dzień, drugi, trzeci, czwarty, pilnuj. Razem z ludźmi ze sztabu stworzyliśmy fajną komunikację w tym zakresie. Mamy jeszcze boisko w Jedlni-Letnisko, więc jeśli chodzi o sprawy treningowe, dobre płyty, to temat jest rozwiązany. Trzeba jednak już teraz myśleć o podgrzewanej murawie na zimę, już o tym rozmawiamy. Przyznano też ziemie pod budowę ośrodka treningowego i tam też zaczynamy od boisk, więc z każdym rokiem Radomiak będzie rósł. Trzeba się teraz ustabilizować w Ekstraklasie, powoli, z głową.
Jeszcze co do meczu z Miedzią Legnica — statystyki wskazują, że ten zespół zaliczył tylko trzy kontakty z piłką w polu karnym Radomiaka. Niektórzy zawodnicy z Radomia odnotowali ich więcej w pojedynkę. To świadczy o dobrej grze w obronie czy bardziej defensywnej postawy Miedzi?
Jeżeli chodzi o grę obronną, to nie byłbym jeszcze tak zadowolony. Na obozie pracowaliśmy nad innymi schematami pressingu, doskoki w meczu z Miedzią mi się nie podobały i zespół też to wie. Staraliśmy się pracować tak, żeby obrońcy mieli ułatwione zadanie, bo bronić zaczyna już napastnik i poprawa jest widoczna, ale nie uważam, że dobrze zagraliśmy w obronie. Może po prostu zmusiliśmy rywala do tego, żeby atakował mniejszą liczbą zawodników, bo będąc zepchniętym do obrony, mieli do pokonania całe boisko, więc było im ciężej. Czasami się cofaliśmy, żeby wyciągnąć przeciwnika i dwa razy ich na to złapaliśmy: raz, gdy Luis Machado nie oddał piłki do Leandro, drugi raz, gdy Roberto Alves odebrał piłkę i zagrał do Filipe Nascimento. Przed meczem nie jesteś w stanie przewidzieć, która taktyka wypali, trzeba być gotowym na kilka rozwiązań. W trakcie spotkania dajemy sygnały, patrzymy, jak reaguje zespół i rywal.
Thabo Cele to zawodnik, który najmocniej się u pana odbudował? W końcowym okresie u trenera Banasika to i sportowo i mentalnie był inny piłkarz.
Nie chcę go za bardzo chwalić, ale to piłkarz do bardzo dobrego zespołu — nie mówię tu o polskiej lidze, ale o mocnym, europejskim klubie. Jeżeli będzie się tak rozwijał dalej, to sobie poradzi. Nie wiem, dlaczego nie grał wcześniej, ale dla mnie to jest zawodnik, który daje jakość, ma potencjał.
Gra na podobnej pozycji co pan, więc wierzę na słowo.
Ma lekkość, płynność. Ma też głupie straty, ale jak gra, to robi to „z duszy”. Zarówno na treningu, jak i na meczu. Pomyli się, zrobi błąd, ale w kolejnym zagraniu będzie się starał zrobić to, o czym się mówiło. Na pewno nie wykorzystuje jeszcze swojego uderzenia, bo ma dobry strzał, ale go nie stosuje. Miałby wtedy jeszcze lepsze liczby.
Zawodników Radomiaka trzeba raczej trzymać krótko czy chwalić?
Każdego różnie. Ten pierwszy miesiąc to było wyznaczenie granicy, regulaminu, nad tym było sporo pracy. Teraz zawodnicy kontrolują się sami.
Słyszałem o przynajmniej dwóch wysokich karach.
Były, na samym początku. Nie jestem zwolennikiem kar, ale musi być dyscyplina, bo jeśli chcemy dobrze funkcjonować, to trzeba dla przykładu ukarać tych, którzy zawinili. Nie chodzi o to, żeby to potem wypominać, ale żeby nie popełniać błędów. Teraz mają się na baczności, a jak ktoś się spóźni na zbiórkę, to są pierwsi, żeby tego pilnować i zbierać „do skarbonki”.
Mówiliśmy o rozwoju zaplecza czy sztabu szkoleniowego — coś jeszcze można w tym elemencie „wycisnąć”?
Na pewno — dział analiz, skautingu. Ale nie wszystko na raz, klub w ostatnich latach sportowo rozwinął się tak, że nie sposób było to nadgonić organizacyjnie. Awansujesz do 1. ligi, chcesz coś budować, nagle jesteś w Ekstraklasie, apetyt rośnie, wszystko się zmienia. Najważniejsze, że w każdym aspekcie prowadzone są rozmowy. Wiele osób, które tu pracuje, parę lat temu było na innym poziomie, a teraz już wiedzą, z czym to się je. Ekstraklasa organizacyjnie to nie jest łatwa sprawa.
Ile czasu potrzebuje trener, żeby odcisnąć mocne piętno na zespole, żeby był on na takim poziomie, jakiego pan by oczekiwał?
Życzyłbym sobie, żeby to już było widoczne, ale zdaję sobie sprawę, że jeszcze kilku ogniw nam brakuje. Dwa okienka transferowe — po takim okresie można już coś powiedzieć. Zobaczymy, kto się dobrze zaaklimatyzuje, z kim się rozstaniemy. Dwa okienka dla trenera to coś, co powinno być.
Czyli mniej więcej tak, jak w Bruk-Bet Termalice. A to oznacza, że za rok się spotykamy i rozmawiamy o sukcesie Radomiaka.
Trochę tak było! Z wielu zawodników wtedy zrezygnowałem, niektórzy się zasiedzieli. Celem był awans, dlatego usiedliśmy, porozmawialiśmy, zaczęliśmy iść taką drogą, że można było wobec mnie wyciągać konsekwencje. Gdyby nie było to ułożone po mojej myśli, to ciężko byłoby czegoś oczekiwać.
To co, po sezonie wyciągamy konsekwencje?
Oczywiście. Każdy trener jest gotowy na krytykę i pochwały. To dopinguje do pracy. Jako piłkarz byłem ambitny, jako trener też jestem. Chcę zapracować sobie na reputację w trenerskim świecie, dokładać kolejne cegiełki. Uważam, że wiele można tu zrobić, jest tu serdeczna, rodzinna atmosfera, wszystkim zależy. Nie we wszystkich klubach tak jest. W Zagłębiu klub był bardziej polityczny, co pół roku była zmiana osób zarządzających. W Termalice atmosfera była mocno rodzinna, ale trochę w innym znaczeniu. Tutaj jest potencjał kibicowski, jest dla kogo grać, kibic wymaga. Przychodzisz i wiesz, że ten kibic czegoś oczekuje, czujesz chęć zwycięstwa, a nie, że jest 1000 osób i ktoś sobie krzyknie, a ktoś nie. W Radomiu panuje taka mentalność, że z naszego terenu nikt nie może wyjechać z wygraną. Zawodnicy muszą czuć klimat klubu i tego, co myślą kibice.
WIĘCEJ O RADOMIAKU RADOM:
- Piękny sen czy bolesna pobudka? Co czeka Radomiaka w nowym sezonie?
- Skąd się wzięła wojna Radomia z Kielcami?
- Modławskie i portugalskie wsparcie w Radomiaku. Jak działa ten klub?
- Michel Huff i kulisy pracy trenera przygotowania fizycznego [WYWIAD]
- Raphael Rossi – od nielegalnego życia w Anglii do transferu za milion euro [WYWIAD]
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix