Dani Ramirez był jednym z zawodników, którzy nie mogli zagrać w rewanżowym meczu Lecha Poznań z Karabachem Agdam. John van den Brom mówił o „drobnych problemach po Superpucharze”. Pojawiły się informacje o lekkim urazie Hiszpana. Ale prawda jest inna – Ramirez nie mógł zagrać przez własne gapiostwo.
– Nie pojechali z nami Adriel Ba Loua, Afonso Sousa i Dani Ramirez. Mają drobne problemy po Superpucharze – mówił van den Brom na konferencji prasowej przed meczem z Karabachem. Lech w Baku sromotnie przegrał i pożegnał się z eliminacjami do Ligi Mistrzów, a holenderski szkoleniowiec przez „drobne problemy” piłkarzy nie miał nawet za bardzo kim z ławki postraszyć Azerów. Pewnie przydałby się tam chociażby Ramirez, ale był niestety kontuzjo…
Wróć, wcale nie był kontuzjowany.
Lech Poznań. Dani Ramirez i drobne problemy – brak paszportu
Nie będziemy oskarżać van den Broma o publiczne kłamanie, bo ostatecznie na konferencji nie padły słowa o urazie. Takie informacje pojawiły się w przestrzeni publicznej, dziennikarze zinterpretowali te słowa tak, że Ramirez doznał kontuzji w krótkim występie w meczu o Superpuchar Polski.
Ale Hiszpan wcale nie był kontuzjowany. Do Baku nie pojechał przez własne gapiostwo. Otóż pomocnik Kolejorza nie mógł wylecieć do Azerbejdżanu przez… nieważny paszport. By wlecieć do tego kraju trzeba mieć paszport ważny jeszcze przez przynajmniej trzy miesiące od dnia przylotu, Hiszpan nie spełniał jednak tych wymagań. Gdy wyszło na jaw, że dokumenty Ramireza nie zezwalają mu na wjazd do Azerbejdżanu, to było już za późno, by cokolwiek w tej sprawie zdziałać.
W klubie byli na Hiszpana wściekli. Lech przecież ma osobny dział w administracji, który zajmuje się – najogólniej rzecz ujmując – sprawianiem, by życie piłkarzy było prostsze. Załatwiają wszelakie papiery związany z rejestracją dzieci do przedszkoli, pomagają przy wynajęciu mieszkania, ale i jadą z zawodnikami do urzędu, by pomóc im w ogarnięciu odpowiednich dokumentów. Gdyby Ramirez pomyślał o tym ciut wcześniej niż niemal w dniu wylotu, to można byłoby coś jeszcze załatwić. W tym przypadku było już pozamiatane. Van den Brom nie był nawet zły na pomocnika. Był raczej rozczarowany tym, że 30-letni zawodnik nie pomyślał o takiej sprawie przed wylotem do Baku.
Dani Ramirez – to jego koniec w Lechu?
Kolejorz chciałby pozbyć się piłkarza jeszcze w tym oknie transferowym. To nie tak, że sytuacja z paszportem była przelaniem czary goryczy, ale jest raczej jedną ze składowych. Przede wszystkim Ramirez coraz gorzej znosi to, że ma małe szanse na grę – podstawową „dziesiątką” jest Amaral, w Superpucharze zagrał na tej pozycji Szymczak, Marchwiński ma status młodzieżowca, a jeszcze w razie potrzeby zagrać może tam Sousa.
Radomiak kusi Daniego Ramireza
Ramirez od dłuższego czasu pozostaje rezerwowym i o ile jeszcze początkowo bardzo mocno naciskał na Amarala, o tyle ostatnio zaczął spuszczać z tonu. W Lechu to widzą i chcieliby go sprzedać tego lata – nawet nie za jakieś świetne pieniądze, ale po prostu pozwolić mu odejść za niską kwotę odstępnego. Głównie po to, by zaoszczędzić na jego wysokim kontrakcie. Ale i by zrobić kolejne miejsce na liście rejestracyjnej dla zawodnika spoza Polski.
Ramirezowi jednak póki co do odejścia się nie spieszy. Woli poczekać na naprawdę dobrą finansowo ofertę niż rzucać się do odejścia na zasadzie „byle odejść, byle znów zacząć grać”. Hiszpanem wstępnie interesował się Radomiak, sam piłkarz został też zaproponowany w rozliczeniu za Damiana Kądziora Piastowi Gliwice. Ale na ten moment temat pozostania pomocnika w Polsce jest dość mało prawdopodobny. Jeszcze nie tak dawno mówiło się o potencjalnym odejściu do MLS, wcześniej pojawiały się plotki o zainteresowaniu klubów azjatyckich.
WIĘCEJ O LECHU POZNAŃ:
- Szybko padł mit o „szerokiej kadrze” Lecha
- Hello mokra szmata, my old friend
- Największe eurowpierdole Lecha Poznań w pucharach
- John van den Błąd. Beznadziejny początek trenera Lecha
fot. Newspix