Wczorajszy mecz Karabachu z Lechem wywołał w nas traumę, potężne wkurwienie i zwątpienie, czy polska piłka zmierza w jakimkolwiek kierunku. Nieco bokiem przeszła inna kwestia, o której również warto podyskutować. Mianowicie – brak systemu VAR, którego pomoc w eliminacjach do Ligi Mistrzów zaczyna się dopiero w trzeciej rundzie. Tak właściwie… to dlaczego dopiero wtedy?
Zanim pomyślicie sobie „ej, po takim meczu piszecie o VAR, czy was pogrzało?”, zaznaczmy na wstępie – nie zamierzamy w żaden sposób usprawiedliwiać klęski Lecha, która jest wielopoziomową katastrofą (tak boiskową, jak i gabinetową). Czy z VAR-em, czy bez VAR-u, „Kolejorz” i tak by przegrał, bo był drużyną o kilka klas gorszą. Natomiast nie ma co zakłamywać rzeczywistości – sędzia lekko pomógł Karabachowi. Po prostu.
Sędziowanie w tym meczu ogólnie było dyskusyjne. Arbiter Andy Madley pozwalał na wiele ostro grającym Azerom (na przykład nie pokazał kartki za brutalne wejście w Velde). Bramkowe kontrowersje były dwie.
Pierwsza, najbardziej oczywista (to w sumie nawet nie kontrowersja, a zwyczajny błąd): gol Mediny ze spalonego.
Choć sprawa jest klarowna, z technicznego punktu widzenia nie jest to wielbłąd, bo do strzału przymierzało się dwóch piłkarzy (Medina i Wadji), z których tylko jeden był na spalonym (Medina właśnie). Arbiter prawdopodobnie uznał, że to Wadji dotknął piłkę, a precyzyjne ustalenie strzelca jest możliwe dopiero po powtórkach. To typowa sytuacja, w której VAR może naprawić niedoskonałości ludzkiego oka.
Druga: niewykluczone, że w polu karnym faulowany był Kristoffer Velde. Można dyskutować, czy faul w ogóle był (naszym zdaniem tak) i czy to sytuacja dla VAR-u (niewykluczone, że to szara strefa), niemniej – gdyby system działał, wątpliwości byłyby mniejsze.
A przecież to niejedyna sporna sytuacja w polskich meczach, nie damy sobie uciąć paznokcia, że w starciu Lechii z Akademiją Pandev nie powinno być karnego po wejściu wślizgiem Michała Nalepy. To wszystko rodzi jedno, zajebiście ważne pytanie: dlaczego VAR jest obecny w eliminacjach dopiero od trzeciej rundy?
VAR-OWE ABSURDY: PZPN I LIVE PARK ZAPOMNIELI WYSŁAĆ WÓZ NA MECZ
Wiadomo – obecność VAR od pierwszej rundy eliminacji jest trochę większym wyzwaniem logistycznym. Powód jest prosty – inaugurująca runda to piętnaście spotkań, wiele z nich w krajach, które dopiero przymierzają się do wprowadzenia systemu. W trzeciej rundzie meczów jest mniej i zwykle są w nich drużyny z lepszych lig. Na pierwszą rundę trzeba byłoby więc zaangażować odpowiednio więcej sędziów, rozesłać ich po całej Europie, a przecież jest okres urlopowy. Ale nie róbmy jaj – jeśli UEFA nie jest w stanie zebrać piętnaście zespołów sędziowskich, mając do dyspozycji arbitrów z kilkudziesięciu lig, sędziujących regularnie na VAR, to…
No nie jest to poważne.
Wiadomo też, że VAR nie funkcjonuje w każdej lidze Europy, a obsługa meczu przy udziale technologii wiąże się po pierwsze – ze zorganizowaniem wozu w takim kraju, po drugie – z dostosowaniem infrastrukturalnym stadionów. Problem mogłyby stanowić zwłaszcza odległe kraje, które nie przystąpiły jeszcze do procedury implementacji VAR-u, a więc nie mają przystosowania technologicznego. Nie jest to przekonująca wymówka – no bo skoro, powiedzmy, na stadionie Piunika Erywań da się zorganizować VAR w trzeciej rundzie, to dlaczego nie da się w pierwszej? To rzeczy, na które UEFA tak czy siak musi być gotowa przed rozpoczęciem eliminacji.
Problemem nie są też pieniądze – na transport, apanaże sędziów, obsługę wozów, cokolwiek innego – bo przecież UEFA nie należy do najbiedniejszych organizacji na świecie. Wiele działań tej federacji zorientowanych jest na zadowolenie największych, zwłaszcza po spektakularnym fiasku Superligi, która była pewnym wyrazem niezadowolenia gigantów z obecnego układu. To oni generują największe zyski, to oni sprzedają prawa marketingowe, to oni skupiają uwagę kibiców na ogólnoświatowych rynkach.
A mecz Tobołu Kustanaj z Ferencvarosem? Dajcie spokój, kogo to interesuje. To jakieś biedaki, które nie zasługują na luksus grania przy tak zaawansowanej technologii.
Już za chwilę działanie systemu VAR będzie można obejrzeć na meczach Chojniczanki Chojnice czy Resovii, a nie można uświadczyć go w meczu Lecha z Karabachem. Meczu o nieporównywalnie większym ciężarze gatunkowym. Meczu o nieporównywalnie większej widowni. Meczu o – dla takich zespołów jak Lech – przedłużenie marzeń w walce o Ligę Mistrzów.
Czy to sprawiedliwe wobec tych mniejszych klubów, które zaczynają swoje pucharowe batalie od pierwszej rundy?
Niekoniecznie.
Fajnie byłoby, gdyby UEFA pomyślała też o tych maluczkich. Bo jeśli system VAR będzie dostępny dopiero od trzeciej rundy, to… w Europie jeszcze długo możemy sobie przy nim nie zagrać.
WIĘCEJ O PORAŻCE LECHA Z KARABACHEM:
- Lech obejrzał Ligę Mistrzów i uznał, że to nie dla niego
- Czy Lech Poznań zatrudni kiedyś bramkarza z prawdziwego zdarzenia?
- Lechu Poznań, tak się kończy dziadowanie na transferach
- Liga Mistrzów? Nie nasza liga
- Największe eurowpierdole Lecha Poznań
Fot. FotoPyK