Reklama

Samuel Umtiti. Gwarancja do bramy i się nie znamy

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

17 lipca 2022, 20:21 • 6 min czytania 13 komentarzy

Kilka lat temu wydawało się, że wskakuje i na dobre utrzyma się na najwyższej półce stoperów. Miał wszystkie atuty piłkarskie potrzebne ku temu. Na boisku je potwierdzał i zbierał bardzo wysokie oceny. Zabrakło jednak kluczowej kwestii – zdrowia. Dziś Samuel Umtiti jest na marginesie profesjonalnej piłki, choć nadal może mianować się piłkarzem FC Barcelony. Francuz znajduje się na metaforycznej wystawce pod Camp Nou i stoi potulnie przy tabliczce „oddam za darmo”. Chętnych kilku było, konkretów brak. Dni mijają, TIC TAC, TIC TAC, a tu nic. Witamy w świecie zdezelowanego 29-latka, w którego w zasadzie już nikt nie wierzy.

Samuel Umtiti. Gwarancja do bramy i się nie znamy

Ostatnie lata upłynęły mu pod znakiem bólu, odczuwania zawodu i oglądania występów kolegów głównie z poziomu trybun Camp Nou. Gdy zajrzymy do rubryczki z datą urodzenia, widzimy rocznik 1993, czyli ten sam, w którym na świat przyszli przykładowo Antonio Rudiger i Diego Carlos. Oni ostatnio zmienili otoczenie, by spróbować czegoś nowego. Są w pełni sił, w gazie i myślami przy chęci zwojowania jeszcze czegoś dużego w piłkarskim świecie. Samuel Umtiti pewnie i by chciał podobnie, ale w erze futbolu, który wymaga końskiego zdrowia, kto uwierzy, że warto dać mu szansę?

Samuel Umtiti. Kariera pod znakiem urazów

Zabrakło zdrowia

A przecież Umtiti miał w sobie to coś. Dobrze bronił, świetnie wyprowadzał piłkę i miał atut operowania lewą nogą, co nie powinno dziwić, bo w pewnym momencie Barcelona regularnie pozyskiwała lewonożnych stoperów: Mathieu, Vermaelen, Umtiti i Lenglet. Umtiti na początku robił dobre wrażenie, miał wszystko, by stać się najlepszym stoperem na świecie. W pierwszych dwóch sezonach w FC Barcelonie wyrastał na obrońcę, który przez kilka kolejnych lat będzie stanowił o sile Barcelony. Poza drobnymi błędami, w zasadzie nie miał sobie nic do zarzucenia. Skała, twardziel, obrońca na lata – tak się wydawało. Jednak los zgotował mu nieco inną drogę.

Reklama

Już pod koniec sezonu 17/18 doskwierał mu ból w kolanie. Zdecydował się na leczenie zachowawcze, które sprowadzało się do braku interwencji chirurgicznej. Działaniem doraźnym teoretycznie kupił sobie czas i tym samym mógł pojechać na mundial. Rozegrał bardzo dobry turniej, wrócił z tytułem, ale ceną były powikłania. Czy było warto? Sami oceńcie. Paradoksalnie przy jego podatności na urazy, możliwe, że gdyby odpuścił rosyjski mundial, to tak czy siak, już nigdy by nie zbliżył się do triumfu na najważniejszej imprezie reprezentacyjnej.

Z drugiej strony, nadszarpnął swoje zdrowie i od tego momentu nastąpił efekt domina, który regularnie pozbawia go możliwości gry. Należy pamiętać, że jego urazy nie były novum. Od początku jego przygody w Barcelonie, co jakiś czas miewał drobne problemy, ale przymykano na nie oko, bo bronił się grą. Początkowo urazy Francuza były tylko upierdliwe, z czasem stały na nachalne i bezwzględne. Nigdy nie był okazem zdrowia, ale wraz z upływem czasu, sen mistrza świata zamienił się w koszmar.

Rzućmy okiem na dwie kluczowe statystyki. Tak prezentuje się liczba opuszczonych spotkań przez Umtitiego wskutek urazów po mundialu w 2018 (dane Transfermarkt):

  • 18/19 – 28,
  • 19/20 – 10,
  • 20/21 – 25,
  • 21/22 – 22.

Daje to do myślenia, a teraz dorzućmy jeszcze liczbę spotkań, w których Francuz faktycznie zagrał:

  • 18/19 – 15,
  • 19/20 – 18,
  • 20/21 – 16,
  • 21/22 – 1.

Ewidentnie nie jest pod prądem. W ostatnim sezonie już nawet problemem nie było kolano, a złamanie stopy, więc karta pacjenta została uzupełniona o dodatkowy element. Nie chcemy wystawiać go na ostracyzm, wręcz przeciwnie, natomiast ewidentnie coś poszło nie tak w jego karierze. Być może problemy ze zdrowiem są pokłosiem kiepskich wskazówek doradców, bo jednak ostateczne decyzje należą do zawodnika. A ten często unikał konwencjonalnego podejścia do tematu leczenia. A przecież nie od dziś wiadomo, że kropla drąży skałę.

To wypowiedź piłkarza z 2019 roku:

Reklama

– Nie poszedłem na łatwiznę. Prostym wyborem była operacja, ale to nie w moim stylu. Jestem silny psychicznie i nie poddaję się nawet w trudnych sytuacjach. Owszem, były momenty, w których mówiłem sobie, że muszę to zaakceptować i poddać się operacji, ale pozostałem twardo przy swoim wyborze.

Duża przysługa

Krytyka pod adresem Francuza tylko się nasilała. Zapalnikiem był temat wysokich zarobków. Sugerowano, że porzucił już karierę piłkarską, ale pensja pozostała. Przez długi czas Umtiti nie godził się na obniżkę wynagrodzenia, czym ewidentnie podpadł kibicom, którzy bacznie obserwują sferę finansową klubu. Dopiero na początku tego roku Umtiti poszedł na ustępstwa, co zostało przyjęte z ulgą i wiele osób doceniło jego gest.

Cała sprawa z punktu widzenia osoby, do której dochodziły tylko szczątkowe komunikaty, wyglądała groteskowo, bo nowe porozumienie wiązało się z prolongowaniem umowy… Za sprawą tego, że przedłużył kontrakt w styczniu, FC Barcelona mogła zarejestrować Ferrana Torresa. Ale jak to? Ano dlatego, że całość pensji Umtitiego, którą miał otrzymać do 2023 roku, zostanie rozłożona na trzy dodatkowe lata. Na mocy nowego porozumienia lepiej prezentuje się księgowość Barcelony i w tym tkwi cała magia. Miły akcent, ale było to raczej gaszenie starych pożarów i realnie marne pocieszenie, dla osób, które pamiętają jego najlepsze występy. Bo cóż z tego, że księgowa otwiera szampana, skoro z piłkarza już niewiele zostało, a temat nadal będzie na świeczniku.

Dzisiaj nawet trudno ocenić jego sportową wartość. Za Ronalda Koemana często pojawiał się z ławki w momencie, gdy Barcelonie nie wiodło się ze słabeuszami. Później, gdy stery w Barcelonie objął Xavi, a Umtiti akurat był zdrowy, to Hiszpan wolał wpuszczać na plac nawet Lengleta, który był w stanie zamienić złoto w… błoto. Chyba lepiej nie da się zobrazować dyspozycji Francuza. A właściwie obu.

No i co dalej?

Sytuacja Umtitiego nie jest ciekawa. W katalońskim klubie nie będzie mógł liczyć na występy. Przed nim w hierarchii są: Pique, Araujo, Garcia i Christensen. Nie pojechał też wraz z drużyną na tournee do Stanów Zjednoczonych. Do tego jego pozycja negocjacyjna z innymi drużynami jest w zasadzie żadna. Pozyskanie tego zawodnika wiązałoby się dla każdego ze sporym ryzykiem. Francuz w każdej chwili może się rozsypać, a FC Barcelona może zapewnić tylko „gwarancję do bramy i się nie znamy”.

W kontekście przenosin Umtitiego przewinęło się kilka klubów. W eter wysłano plotkę o zainteresowaniu Girony, ale było to raczej puszczenie oczka w kierunku zawodnika. Innym razem wspominano o zapytaniach Olympique Lyon, w którym grał Francuz przed przenosinami do Hiszpanii. Jednak Les Gones nie stać na ryzykowne ruchy i transfer miałby jedynie wartość sentymentalną.

Najwięcej mówiło się o potencjalnym wypożyczeniu do Rennes. Jednak ciężko dostrzec w tym ruchu interes francuskiego klubu, który sprzedał do WHU Nayefa Aguerda. Marokańczyk był jednym z najlepszych piłkarzy na swojej pozycji w Ligue 1, a już z pewnością filarem swojego zespołu. Dlatego Rennes szuka nowego lidera, ale gdyby rzeczywiście chciało potraktować Umtitiego jako następcę Aguerda, postawiłoby się w niekorzystnym świetle.

Po zainkasowaniu 35 milionów euro stać ich na piłkarza, który nie będzie zagadką. Idealnie byłoby wziąć jeszcze kogoś z potencjałem na przyszły zarobek, a tego nie można powiedzieć o stoperze Barcelony. Sytuacja na Roazhon Park wygląda tak, że Bruno Genesio ma obecnie ledwie dwóch piłkarzy na tę pozycję i tylko jeden jest zdrowy. Z tego względu niewiadomych im już wystarczy i potrzebują kogoś na tu i teraz.

Dlatego nie wróżymy piłkarzowi, który był na rosyjskim mundialu jednym z filarów reprezentacji Francji, przenosin do Rennes. Do tego trudno zakładać, że nagle ktoś poważny rzuci mu dobrą ofertę. Niewykluczone, że skończy się na propozycji dołączenia do klubu spoza Europy, który wyskoczy z walizką petrodolarów. Na to powinien przystać, ale na ten moment nie ma tematu. Tak więc Umtitiemu należy życzyć zdrowia i znalezienia chętnego na jego usługi, który byłby człowiekiem wielkiej wiary.

WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:

Fot. Newspix.pl

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Hiszpania

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

13 komentarzy

Loading...