Reklama

Do trzech razy sztuka. Girona wraca na salony

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

21 czerwca 2022, 20:06 • 9 min czytania 0 komentarzy

Już dawno za nami sezon Primera Division, ale dopiero w niedziele skończyły się play-offy, po których poznaliśmy ostatniego beniaminka w sezonie 2022/23. Wcześniej bezpośredni awans z Segunda Division zapewniły już sobie Real Valladolid i Almeria, ale cztery inne drużyny stoczyły boje o ostatnie miejsce premiowane awansem. Teraz już wiemy, że do wspomnianego duetu dołącza Girona, która najpierw w półfinałach rozprawiła się z Eibarem, a następnie w finałowym dwumeczu pokonała CD Tenerife.

Do trzech razy sztuka. Girona wraca na salony

I pomyśleć, że jeszcze po dwunastej serii spotkań kataloński klub znajdował się w strefie spadkowej, ale ostatecznie udało się wyważyć drzwi. Cześć nacjonalistów z Katalonii uważa, że awans Girony oznacza powrót prawdziwych derbów tego regionu. Teza jest naciągana i bierze się z tego, że większość kibiców tego klubu jest zwolennikami niepodległości Katalonii. Stąd bierze się deprecjonowanie Espanyolu, który od zawsze był prohiszpański, na co wskazuje sama nazwa.

Warto więc usystematyzować wiedzę na temat beniaminka, który rzutem na taśmę wywalczył awans. Co warto wiedzieć o Gironie? Jak wyglądał sezon w jej wykonaniu? Czy z ręką na sercu zasłużyli na promocję do hiszpańskiej elity?

Girona. Co warto wiedzieć o beniaminku?

Reklama

Wiedzą jak wstawać

Jeszcze kilka lat temu klub stał na skraju upadku. Były właściciel, Josep Delgado miał wielkie plany piłkarskie, ale oprócz imania się klubem zajmował się też brudnymi interesami. Rozsiał spółki po całej Europie w celu utworzenia tzw. karuzeli VAT-owskiej. Z dnia na dzień okazało się, że ściga go Interpol i skończyły się matactwa. Procesy sądowe sprawiły, że Delgado miał inne sprawy na głowie niż zajmowanie się drużyną ze stutysięcznego miasta. To musiało się źle skończyć.

Na ratunek klubu wyruszył Guardiola, ale nie Pep, lecz jego brat ze swoimi partnerami biznesowymi. Szybko wyprostowali podstawowe kwestie. Spłacili podstawowe zobowiązania i zajęli się organizowaniem lepszej przyszłości. Pere Guardiola postanowił wykorzystać swoje powiązania z Manchesterem City i do Girony zaczęto wypożyczać graczy angielskiej paki. Relacje pomiędzy klubami stały się tak bliskie, że w kolejnych latach City Football Group zakupiła część udziałów.

Obecnie w skład wspomnianej grupy kapitałowej wchodzą między innymi: New York City, Melbourne City, Yokohama Marinos, Lommel SK i Troyes AC. Zawsze w momencie zmian właścicielskich pojawia się niepewność. Obawiano się, że klub z Estadi Montilivi zatraci tożsamość, dojdzie do standaryzacji w rozumieniu „cityzacji” klubu. Jednak zagraniczny kapitał nie położył rąk na klubowym herbie, barwach i stara się zachować zdrowy balans. CFG posiada większościowy pakiet akcji, ale nie pompuje w Gironę wielkich pieniędzy. Co prawda spółka została dokapitalizowana w pewnym momencie, ale tylko ze względu na straty w wyniku pandemii. A przecież spodziewano się przekształcenia się Girony w sztuczny twór, może nawet piłkarskiego potworka.

Prawdą jest, że każdego roku Girona jest zasilana piłkarzami Obywateli, ale do tej pory czyniono to z rozwagą. W sezonie 2021/22 wypożyczono trójkę zawodników: Dario Sarmiento, Pablo Moreno i Nahuela Bustosa. Pierwsza dwójka odgrywała marginalną rolę, natomiast Bustos grał regularnie, zdobył 11 bramek, co czyniło go drugim najlepszym strzelcem w zespole.

Znajdowanie się w rękach globalnej grupy kapitałowej ma też inne plusy i sprawia, że kataloński klub patrzy nieco dalej niż na czubek własnego nosa. Na przykład w 2018 roku Girona stała się pierwszym klubem Primera Division, który rozegrał mecz w Indiach. Prezes, Delfi Geli podkreślał, że pierwszy mecz poza granicami Hiszpanii to dla nich krok milowy. Swoją drogą działania się opłaciły, bo już rok później w tym kraju powstał fanklub Girony. W kolejnych latach utworzono też inny, ale już w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

Historia występów w najwyższej klasie rozgrywkowej

Girona do tej pory rozegrała tylko dwa sezony w Primera Division – 2017/2018 i 2018/19. Ojcem pierwszego awansu i człowiekiem, który był kojarzony z owocnym sezonem 17/18 (10. miejsce i słynna wygrana z Realem Madryt) był Pablo Machin. Hiszpan po odejściu z Girony prowadził Sevillę, Espanyol, Deportivo Alaves i dwa kluby z Arabii Saudyjskiej, ale nie spełnił oczekiwań, natomiast do dziś kojarzony jest z Blanquivermells.

Reklama

Swego rodzaju tęsknota za Machinem nie bierze się znikąd. Jego następca Eusebio Sacristan nie dźwignął projektu i nie uratował Girony przed spadkiem do Segunda. Następnie już po relegacji Juan Carlos Unzue, Josep Lluis Marti i Francisco Rodriguez nie zdołali wywalczyć z Gironą powrotu do elity, więc zaczęto powoli powątpiewać, że kiedyś się to tej drużynie uda.

Specjalnością klubu z Montilivi stało się przegrywanie awansu na ostatniej prostej. Polegli w play-offach w sezonach 19/20 i 20/21. Żartowano, że to coś w rodzaju klątwy. Girona pukała do drzwi Primera Division, ale w obu przypadkach nie potrafiła znaleźć klamki. Mimo to nie spuszczono głów i szukano nowych rozwiązań. Potrzebny był trener, który ma odpowiednie doświadczenie w podobnych misjach.

Michel. Król awansów

Od razu podkreślmy, że to nie ten słynny Michel, którego zaprzyjaźnione media wciskały do wszystkich możliwych klubów. Ten Michel jest specjalistą od awansów do elity. Trzykrotnie wywalczył je jako piłkarz i tyle samo jako trener. Wcześniej zdołał tego dokonać z Rayo Vallecano i Hueską, a teraz z Gironą.

Musimy podkreślić, że od początku miał zapewniony duży komfort pracy. Jako jeden z nielicznych trenerów na drugim poziomie w Hiszpanii, podpisał umowę do końca rozgrywek 2023/24 i zagwarantowano mu utrzymanie stanowiska w przypadku braku awansu. Z tego względu wielu kolegów po fachu obserwowało jego poczynania z zazdrością.

Nie jest może trenerem wybitnym, ale skrojonym na miarę drużyn z pogranicza pierwszej i drugiej ligi hiszpańskiej. Girona była dla niego szansą, by ponownie zaistnieć. Do pewnego stopnia wykorzystuje koneksje brata Pepa. Dzięki temu utrzymuje kontakt z Guardiolą-trenerem, który już kilka razy zapraszał go do Anglii, by zobaczył, jak wyglądają treningi i infrastruktura na Wyspach. Ponadto panowie wymieniają się spostrzeżeniami, więc Michel ma od kogo czerpać i kogo prosić o wskazówki.

Plamami w życiorysie Michela są jednak losy jego drużyn po wywalczeniu awansu. Zazwyczaj kiepsko radziły sobie w roli beniaminka i jeszcze przed końcem sezonu w elicie, Michel tracił pracę (Rayo i Hueska). Zostawmy dziś tę kwestię na marginesie i skupmy się na drodze, którą przeszedł w minionym sezonie.

Powrót do elity

Jego drużyna kiepsko rozpoczęła sezon. Po 12 kolejkach okupowała miejsce w strefie spadkowej. Z przodu nie było źle, ale obrona przeciekała. Michel szukał doraźnych rozwiązań, ale okazało się, że dopiero po przejściu na trójkę w obronie zaczęło żreć. Po korekcie ustawienia, ofensywa nie straciła na sile, a przy tym Girona przestała przegrywać kluczowe pojedynki w defensywie. Kryzys zażegnano w ostatnim momencie, bo po 10. kolejce posada Michela wisiała na włosku.

Gdyby nie wygrał meczu z Mirandes, prawdopodobnie wręczono by mu wypowiedzenie i odesłano do pośredniaka. Wytrzymał ciśnienie trener, ale i osoby zarządzające. Opłaciło się, bo od tego momentu tylko Eibar lepiej punktował od katalońskiej ekipy.

Pierwsze kolejki to: 2Z-2R-6P, w pozostałych 18Z-6R-12P (tylko sezon zasadniczy). Spora różnica, ale przede wszystkim należy docenić zespół Michela za to, że nie jest przeźroczysty. Bez dwóch zdań mieli więcej do zaoferowania postronnemu widzowi, niż większość drużyn na drugim szczeblu. A też nie zawsze było kolorowo. W kwietniu zmienił Samu Saiza (jeden z najlepszych piłkarzy Girony) i w zamian usłyszał od niego, że jest pajacem. Panowie szybko wyjaśnili sobie sytuację i zakopano topór wojenny.

Warto dodać, że Michel się nieco zmienił i jego Girona gra bardziej zachowawczo niż jego Rayo i Hueska. Wciąż stroni od pragmatycznego futbolu, ale wszystko jest na swoim miejscu. To przełożyło się na końcowy sukces. Szóste miejsce po sezonie zasadniczym może nie robi wrażenia, ale jeśli uwzględnimy problemy z początku sezonu, to nie było złe i przede wszystkim dało upragnione play-offy, które były planem minimum.

Druga liga hiszpańska może nie jest najlepsza, ale jest bardzo wymagająca. Jeżeli w końcówce sezonu zdecydowanie najgorszy zespół w stawce urywa punkty Realowi Valladolid (bezpośredni awans) i Eibarowi (oni stracili bezpośredni awans), to znak, że są to rozgrywki bardzo wyrównane, trzeba zachować czujność do końca i tej nie zabrakło Gironie.

Już w play-offach uporała się z faworyzowanym Eibarem (odrobiła straty z meczu u siebie) i odprawiła z kwitkiem Tenerife. Dzięki temu jej awans stał się faktem.

Swoją drogą, trzeci rok z rzędu awans po play-offach wywalczył zespół, który w sezonie zasadniczym zajął szóste miejsce. W ostatnich latach wyglądało to w ten sposób:

  • 21/22 – Girona (6)
  • 20/21 – Rayo Vallecano (6)
  • 19/20 – Elche (6)
  • 18/19 – Mallorca (5)
  • 17/18 – Valladolid (5)
  • 16/17 – Getafe (3)
  • 15/16 – Osasuna (6)
  • 14/15 – Las Palmas (4)

Czy to dobry prognostyk przed grą na wyższym szczeblu? Cóż, ostatnio Rayo wywalczyło utrzymanie, wcześniej również Elche, więc nie należy im odbierać szans.

Tęskniliście za nim. Po prostu Cristhian Stuani

Każdy, kto nie interesuje się futbolem od wczoraj, musi kojarzyć urugwajską strzelbę. Gdy jednym tchem wymieniano jego bardziej utytułowanych rodaków, to on był nieco na uboczu, ale mimo wszystko przez wielu jest bardzo ceniony i zasługuje na szacunek.

W Gironie gra od 2017 roku i w jego przypadku jedno się zawsze się sprawdza — bramki zdobywa regularnie, a przecież nie jest już piłkarzem pierwszej młodości. Z tego względu w minionym sezonie 36-latek często wchodził z ławki, ale akceptował swoją rolę w zespole i dawał powody ku temu, by nadal w niego wierzyć. Co więcej, w rundzie zasadniczej zdobył 22 gole i został królem strzelców. W play-offach dołożył jeszcze dwa trafienia i po raz drugi pomógł Gironie w wywalczeniu awansu do elity.

Bez dwóch zdań jest już klubową legendą, dlatego nie dziwi, że został nagrodzony kontraktem do końca rozgrywek 2025/26. Do niego należy klubowy rekord pod względem liczby bramek dla tego zespołu. Łącznie ma ich już 106. Ponadto można doszukać się ciekawego zestawienia, które mimo wszystko należy traktować z przymrużeniem oka.

Piłkarze, którzy zdobyli najwięcej bramek na szczeblu centralnym w Hiszpanii od początku 2018 roku:

  • Leo Messi – 125,
  • Cristhian Stuani – 101,
  • Karim Benzema – 97,
  • Luis Suarez – 95,
  • Iago Aspas – 88.

Jasne, jako jedyny w tym zestawieniu ostatnie trzy sezony grał na zapleczu Primera Division, ale i tak można docenić jego osiągnięcie. Piłkarzem jest solidnym, wybitnym w skali Girony.

W oczekiwaniu na ruchy

Awans, fajnie i co dalej? Czego się spodziewać po katalońskiej drużynie? Dobre pytanie. Od kilku tygodni osoby, które zarządzają klubem, powtarzają jak mantrę, że w przypadku awansu musi dojść do dużych wzmocnień. Prezes klubu podczas fiesty zapewniał, że stworzą dobry zespół na Primera. Trener puścił oczko do fanów, wykrzykując, że powalczą o awans do europejskich pucharów.

Transfery są potrzebne – tego nie da się ukryć. Pojawiła się plotka o możliwych przenosinach Samuela Umtitiego na Montilivi, ale ciężko to sobie wyobrazić. Pere Guardiola jej nie zaprzeczył, ale z drugiej strony dodał, że w tych kwestiach dziennikarze mają rozmawiać z dyrektorem sportowym i trenerem. Z pewnością przyjdzie ktoś na wypożyczenie z Manchesteru City, a co dalej? Czas pokaże.

WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:

Fot. Newspix

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Hiszpania

Anglia

Media: Fermin Lopez znalazł się na celowniku Aston Villi

Piotr Rzepecki
1
Media: Fermin Lopez znalazł się na celowniku Aston Villi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...