Pięć miesięcy do mundialu. W poważnych piłkarsko krajach trwa zapewne dyskusja, czy 4-2-3-1, czy może jednak 3-4-2-1. Czy ten na szpicy, czy tamten. U nas nie. Pytania czysto sportowe coraz bardziej schodzą na dalszy plan, wydaje się, że coraz więcej osób woli śledzić – nazwijmy to – telefoniczną telenowelę selekcjonera. No, potrafimy sobie wyobrazić lepszą atmosferę wokół reprezentacji na – podkreślmy dokładnie – mniej niż pół roku przed najważniejszym piłkarskim turniejem.
Wyobraźcie sobie, że podobnie jest u Argentyńczyków. Federacja prezentuje nowego trenera, a ten już na pierwszej konferencji musi mierzyć się z pytaniami o swoją przeszłość, czyli setki połączeń z hersztem korupcyjnej bandy. Potem na jakiś czas sytuacja się uspokaja, bo trener wygrywa kluczowy mecz, ale to tylko cisza przed burzą. Dziennikarz, który na tamtej konferencji zadawał pytania, publikuje tekst, który kilkaset połączeń zamienia na 27 godzin rozmów, co brzmi jednak dobitniej. A selekcjoner wciąż utrzymuje, że nie pamięta, czego te rozmowy dotyczyły. Jednocześnie artykuł, który niby miał nie wnosić nic nowego do sprawy, okazuje się tak duży, że trzeba iść z nim do sądu. Co „najlepsze” – w reprezentacji z prawnikiem, który wcześniej pracował również dla wspomnianego mafijnego bossa.
Pomyślelibyście wówczas – „wspaniale!”. Mają swoje kłopoty i to nie takie najmniejsze, atmosfera gęstnieje, przecież piłkarze nie mieszkają w jaskini i też mają dostęp do internetu, czytają o tym wszystkim, zadają pytania, choćby w myślach. Niech się tam dalej kłócą, żrą, niech to szambo wybija, wtedy tym bardziej ich pokonamy.
Niestety to nie u Argentyńczyków jest ten problem. Nie w Arabii Saudyjskiej. To my go mamy. Trzeba powiedzieć, że nieciekawie jest też w Meksyku, gdzie kibice domagają się odejścia Taty Martino, ale coraz częściej do głowy przychodzi refleksja, że jakbyśmy się mogli zamienić na kłopoty, to byśmy się zamienili.
Kto wie, może to wszystko nie będzie miało znaczenia. Może reprezentacja potrafi się odciąć od tych historii, skupić na boisku i na teraźniejszości, a nie na przeszłości. Oby tak było. Bo jeśli choć parę procent negatywnych emocji przejdzie z zewnątrz do wewnątrz, jesteśmy w – delikatnie mówiąc – kiepskim położeniu.
Sześć lat mija od sukcesów Adama Nawałki z reprezentacją, ale da się odnieść wrażenie, że sześć lat mija również od czasu, kiedy wokół najważniejszej drużyny w Polsce był spokój. Potem – większe i mniejsze granaty wybuchały nam w rękach. Najpierw był katastrofalny mundial i odloty selekcjonera, który za kluczowe uznawał kolistość, a nie kwadratowość stołów (albo na odwrót, trudno spamiętać). Potem Boniek uznał, że jego nos, to najwybitniejszy nos w historii futbolu i nawet jak wybierze selekcjonerem trenera z piątej Wisły Płock, to będzie wspaniała kadencja. Nie była. Potem przyjechał siwy bajerant, który w kluczowym meczu na Euro odrzucił swój pomysł grania na co najmniej dwóch napastników i zagrał jednym. Przerżnął ten mecz, przerżnął cały turniej, potem bardzo chciał nam przerżnąć także baraże, ale do nich nawet nie doczekał, gdyż uciekł bez pożegnania za pieniędzmi do Brazylii.
Na nic nigdy nie mieliśmy ostatnio czasu. Sousa nie miał go za dużo przed Euro. Michniewicz miał go skandalicznie mało przed barażami. Nikt nie jest w stanie zbudować nic trwałego. Co chwile zmiany. Jeden, wielki zamęt. Reprezentacja niebezpiecznie blisko zbliżyła się do typowego polskiego klubu, gdzie dzieje się wszystko, a jednocześnie – nic dobrego.
I wczoraj wybucha kolejna bomba, bo Michniewicz chce iść z Jadczakiem do sądu, oskarżyć o zniesławienie. A przynajmniej tak zapowiada adwokat Piotr Kruszyński.
Czesław Michniewicz i Fryzjer – ten temat trzeba wyjaśnić
Z jednej strony wiele osób było oburzonych, że Michniewicz nie reaguje, że Michniewicz nie chce na trudne pytania odpowiedzieć, no więc selekcjoner artykułu dziennikarza nie zostawia bez odpowiedzi. Jeśli jest pewny swego, idzie do sądu, gdzie, jeśli nie tam, postawić na swoim i pokazać, że jest się naprawdę czystym?
Z drugiej – dało się to zrobić chyba zręczniej. A nawet nie „chyba”, tylko „na pewno”, bo Polska to na tyle duży kraj, że można znaleźć prawnika, który nie reprezentował wcześniej Fryzjera. Naprawdę nie trzeba wielkiej wyobraźni, by wiedzieć jak to się skończy. Oczywiście jeden adwokat może bronić i dobrego, i złego człowieka, niemniej to było proste działanie. Dwa plus dwa.
Ponadto selekcjoner jednak znów podgrzał atmosferę, robimy kolejne kółko w tej sprawie.
Co sprowadza nas do puenty, że od dawna znajdujemy się w historii bez dobrego zakończenia. Brak reakcji – napierdalanka. Reakcja – też napierdalanka. Oczywiście pozostaje taka kwestia, że żyjemy w pewnej bańce, bo to, co obchodzi na przykład Twittera, nie interesuje wielu innych kibiców. Niemniej nie ma co tej skali również deprecjonować, procent ludzi zainteresowanych i zaniepokojonych sprawą rośnie.
Pozostaje znów wyrazić nadzieję, że nie wpłynie to jakkolwiek na turniejowy występ reprezentacji. Nie chcemy pisać tekstu pod tytułem „powody porażki Polski na mundialu” i nie chcemy tam umieszczać punktu „atmosfera przed turniejem”.
CZYTAJ WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- Mundial w listopadzie. A co z transferami? Którzy Polacy zmienią klub?
- Porozmawiajmy o pewniakach. Kto szykuje się już na wyjazd do Kataru?
- Trening biegowy i kilka okazji. Belgowie wciąż poza zasięgiem
- Jak za Brzęczka – Liga Narodów to lekcja biegania
- Czar Narodowego prysł? Tym razem szczęścia nie mieliśmy
Fot. FotoPyk