W trzecim secie meczu Polski z Kanadą, komentujący spotkanie Radosław Panas określił je jako miło spędzone popołudnie. I ten tekst w zasadzie oddaje wszystko to, co działo się dziś na parkiecie. Biało-Czerwoni zwyciężyli szybko, gładko i przyjemnie w trzech setach: 25:16, 25:18 i 25:15. Ale to nie znaczy, że poza chęcią poprawy sobie humoru poprzez obejrzenie wygranego meczu kadry, nie warto było poświęcić godziny i piętnastu minut na to spotkanie. Opłacało się je włączyć z uwagi na osobę Marcina Janusza. Nowy rozgrywający reprezentacji musi łapać mecze, zgrywać się zresztą drużyny. I dziś zagrał kolejne zawody w których udowodnił, że kibice prędko nie zatęsknią za Fabianem Drzyzgą.
Jakakolwiek próba podgrzania atmosfery przed dzisiejszym spotkaniem nie miała najmniejszego sensu. Scenariusz tego meczu zdawał się być napisany na długo przed jego rozpoczęciem. Po jednej stronie siatki znajdowała się Polska – mistrzowie świata, aktualni liderzy rankingu FIVB. Po drugiej zaś Kanada – dwunasta drużyna światowego rankingu. Zespół, dla którego sukcesem jest udział w igrzyskach olimpijskich. Dotychczas rozegrane edycje Ligi Narodów dobrze oddają siłę tej reprezentacji. Kraj Klonowego Liścia zajmował w nich odpowiednio siódme, dziewiąte oraz ósme miejsce. Bez kompromitacji, ale też bez szału. To po prostu solidny zespół. W porównaniu do Polaków – tylko solidny.
Ale skoro dzisiejszy mecz miał zostać rozegrany właśnie w ramach Ligi Narodów, to warto podkreślić, że to w tych rozgrywkach Kanada osiągnęła największy sukces reprezentacyjny. A będąc bardziej precyzyjnym, miało to miejsce w Lidze Światowej – protoplaście obecnego formatu, w którego ostatniej edycji, rozegranej w 2017 roku, Kanada zajęła trzecie miejsce.
SPONSOREM POLSKIEJ SIATKÓWKI JEST PKN ORLEN
Jeżeli chodzi o mecze bezpośrednie obu reprezentacji, to w ostatnich trzech spotkaniach dzisiejsi rywale nie urwali Biało-Czerwonym nawet jednego seta. Ostatnim razem polscy siatkarze spotkali się z Kanadą podczas igrzysk olimpijskich w Tokio, gdzie wygrali 25:15, 25:21 i 25:16.
MIŁO SPĘDZONE POPOŁUDNIE
Wobec tego trudno dziwić się, że trener Nikola Grbić posłał do boju na wpół rezerwowy skład. W końcu główne postaci naszej kadry grały wczoraj, w wygranym 3:1 meczu z Brazylią. W porównaniu do wczorajszego spotkania, na parkiecie zostali Jakub Kochanowski, Kamil Semeniuk (obaj przez dwa sety) oraz Marcin Janusz.
To był przyjemny mecz do pokazania się dla rezerwowych takich, jak Tomasz Fornal. Ale wiecie, problem dla zawodników w tego typu meczach jest taki, że trudno wyciągać po nich jakieś daleko idące wnioski. Możemy chwalić Karola Kłosa za to, że kilkoma zagraniami mylił rywali. Ale ci zostawiali mu czas i miejsce do tego rodzaju zagrywek. Możemy cmokać nad skutecznością Łukasza Kaczmarka, lecz ponownie – zespoły po przeciwnych stronach boiska grały siatkówkę dwóch różnych prędkości.
Mark Twain głosił, że są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyki. Jednak w przypadku tego meczu, statystyki mówią wszystko. Polacy wykręcili 66% skuteczności w ataku – a i tak tę liczbę mocno zaniżył trzeci set. Kanada nie dobiła pod tym względem do 40%. Nasi siatkarze zanotowali ponad połowę skutecznych przyjęć. Ich rywale potrafili odebrać zaledwie co trzecią piłkę. To był pogrom.
JANUSZ SIĘ Z[A]GRYWA
Ale dzisiejsze spotkanie warto było oglądać ze względu na osobę Marcina Janusza. Rozgrywający Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle ma być w kadrze godnym następcą Fabiana Drzyzgi (oczywiście, tego z najlepszych lat). Na razie nie posiada jednak wielkiego doświadczenia w drużynie narodowej. On musi się ogrywać. I tak dziś otrzymał od Nikoli Grbicia niecałe trzy sety (później zmienił go Grzegorz Łomacz), by pokazać na co go stać.
Okej, podkreślmy jeszcze raz to, że Kanada nie była dziś drużyną sprawiającą Polakom wielki problem. Ale mimo wszystko, jeżeli mielibyśmy kogoś chwalić po dzisiejszym meczu, to byłby to Janusz. Polski rozgrywający bardzo dobrze porozumiewał się z Kaczmarkiem, co nie mogło specjalnie dziwić – w końcu grają w jednym klubie. Ale podczas rozrzucania piłek, Marcin nie szedł na łatwiznę. Pewnie mógłby na ślepo pałować każdą piłkę do Kaczmarka, ten wykręciłby chorą liczbę punktów, i tak rozstrzygnęłoby się to spotkanie. Jednak Janusz wolał pomyśleć. Podłączał do gry innych zawodników – dobrze współpracował chociażby z Tomkiem Fornalem.
Ale Marcin nie wahał się również grać przed środek. Z tego rodzaju zagrywek korzystał w szczególności Karol Kłos. Przykłady? Chociażby zakończenie drugiego seta. Najpierw Semeniuk zepsuł zagrywkę. Następnie Polacy dobrze odebrali serwis rywali, piłka trafiła do Janusza, ten błyskawicznie wystawił do Kłosa, który wbił gwoździa w część parkietu należącą do rywali. W trzecim secie wystawił też kilka piłek Mateuszowi Porębie, który otrzymał od selekcjonera szansę pokazania się.
Janusza widać było też w bloku, gdzie Kanadyjczycy kilka razy zatrzymali się między innymi za jego sprawą. Polacy ugrali nawet parę punktów na jego zagrywce. Chociaż był to jedyny element, co do którego można było mieć zastrzeżenia w grze Polaków.
Polska bez problemów dopisała do swojego dorobku trzy punkty i wspięła się na drugie miejsce w obecnej edycji Ligi Narodów. Przed nami są tylko Francuzi… których pokonaliśmy w pierwszym tygodniu rozgrywek w Kanadzie. Nie pytajcie nas, dlaczego w takim razie z Kanadą zagraliśmy w Bułgarii, a nie u nich w domu – choć pewnie ich kibice z chęcią zobaczyliby mecz swoich zawodników z mistrzami świata.
Następne spotkanie Polacy zagrają 25 czerwca z Australią. I to również powinien być spacerek. Jednak dzień później reprezentacja Polski zagra ze Stanami Zjednoczonymi. USA zajmuje trzecie miejsce w tabeli Ligi Narodów. Amerykanie mają do nas punkt straty, ale zagrali mecz mniej (dziś wieczorem grają z Iranem). Zatem za trzy dni szykuje nam się niezłe siatkarskie meczycho.
Polska – Kanada 3:0 (25:16, 25:18, 25:16)
Fot. Newspix
Czytaj też: