To miała być ostra młócka w stójce – bo czego innego mogliśmy się spodziewać po zawodnikach, którzy praktycznie całą karierę spędzili w boksie? Tymczasem Artur Szpilka zaskoczył wszystkich, na czele ze swoim przeciwnikiem – Serhijem Radczenką. Pięściarz z Wieliczki nie wahał się przed sprowadzeniem walki do parteru, gdzie potrafił wykorzystać swoją masę i pokonał bezradnego Ukraińca, który odklepał w drugiej rundzie. Tym samym Szpilka zwyciężył w swoim pierwszym starciu w KSW. Ku uciesze swojej oraz włodarzy federacji, gdyż Martin Lewandowski i Maciej Kawulski z pewnością będą potrafili wykorzystać to zwycięstwo.
Ale podczas gali KSW 71 działo się znacznie więcej rzeczy, niż tylko udany debiut Szpilki. W Toruniu zobaczyliśmy też powrót do klatki Marcina Różalskiego, świetną walkę Borysa Mańkowskiego z Danielem Torresem, obronę mistrzowskiego tytułu KSW w wadze lekkiej Mariana Ziółkowskiego, czy wygraną Romana Szymańskiego, który swój sukces zadedykował zmarłemu trenerowi Mariuszowi Linke.
SZPILKA POKONAŁ RADCZENKĘ… W SZACHY
To nie było pierwsze starcie Szpilki z Serhijem Radczenką, bo obaj spotkali się w ringu w lipcu 2020 roku. Według prawie wszystkich osób, które kojarzą tę walkę, to Ukrainiec wygrał, a inny werdykt widziały chyba tylko cztery osoby na świecie. Byli to kolejno: Artur Szpilka, dobry kolega Artura, czyli Maciej Miszkiń, oraz – na nieszczęście Radczenki – dwóch spośród trzech sędziów punktowych, którzy sobie tylko znanym sposobem wytypowali wygraną Polaka.
Już remis, wypunktowany przez trzeciego sędziego, był wynikiem mocno naciąganym. Szpilka w praktycznie każdej z dziesięciu rund bronił ciosy głową, wskutek czego dwa razy był liczony. Jego wygranej sprzed dwóch lat nie da się określić inaczej, niż werdyktem skandalicznym.
Z kolei w ubiegłym roku Artur został zmieciony z ringu w pierwszej rundzie przez Łukasza Różańskiego. Rzeszowianin to solidny zawodnik, ale z pewnością nie jest żadnym ringowymi wirtuozem. Tymczasem bez problemów poskładał gościa, który w 2016 roku walczył z Deontayem Wilderem o mistrzostwo świata federacji WBC. Swoją drogą, trudno nie dojść do wniosku, że to właśnie ciężki nokaut, który Amerykanin zafundował Szpilce, w zasadzie zakończył pięściarską karierę Polaka. Każda jego następna walka była już tylko odcinaniem kuponów. I to ze zmiennym szczęściem, gdyż z siedmiu pojedynków trzy przegrał przed czasem, a wygraną z Radczenką otrzymał w prezencie od austriackich sędziów.
Jednak czym innym jest porażka z Adamem Kownackim czy trudnym Dereckiem Chisorą w Londynie, a czym innym oklep w pierwszej rundzie od Rożańskiego. Po tej kompromitacji sam Szpilka musiał zadać sobie pytanie, jaki sens w jego wykonaniu ma dalsze kontynuowanie bokserskiej kariery? Przecież już od kilku lat nie walczył o nic wielkiego, a mimo wszystko był rozpoznawalny i posiadał liczne grono odbiorców swoich treści. Arturowi i bez boksu nie brakowało ofert współpracy i okazji do zarobku.
KSW od dawna kusiło pochodzącego z Wieliczki pięściarza możliwością walki w klatce. W końcu federacja dopięła swego, a pierwszym rywalem Szpilki w MMA został… Serhij Radczenko. Zatem w mieszanych sztukach walki obejrzeliśmy dwóch zawodników, którzy przez całą zawodową karierę uprawiali boks. Biorąc pod uwagę to, że w MMA walczy się w mniejszych rękawicach, a z uwagi na kopnięcia, tak szczelne trzymanie gardy nie ma sensu, cóż – ta walka zapowiadała się na dobrą młóckę w stójce, w której pachniało nokautem.
Ale wcześniej Szpilka pokonał Radczenkę… w szachach. Pojedynek szachowy obu zawodników zwieńczył wczorajszą ceremonię ważenia KSW 71. Jeżeli mielibyśmy wyciągnąć po tej partii jakieś wnioski, to po występie obu panów w klatce spodziewaliśmy się tego samego, co przy ich poczynaniach przy szachownicy. Czyli otwartej walki, ale stojącej na – delikatnie mówiąc – nie najwyższym poziomie. W końcu był to debiut Szpilki w MMA, a Radczenko miał za sobą trzy pojedynki (bilans 2-1, 2 KO).
PIĘŚCIARZE WALCZĄ W PARTERZE
I cóż, jeżeli w pojedynku dwóch pięściarzy, podobnie jak my, oczekiwaliście młócki w stójce, to mogliście się rozczarować. Obaj wojownicy badali się chwilę na stojaka, ale już po minucie Artur sprowadził pojedynek do parteru. I była to rozsądna decyzja, bo znacznie cięższy Szpilka na macie mógł kontrolować przebieg walki. Wprawdzie długimi momentami z obu stron te parterowe akcje wyglądały koślawo, ale generalnie, kiedy Szpilka znajdował się na górze, Ukrainiec był bezradny. Masa robiła swoje. Pierwsza runda zasłużenie poszła na konto Polaka
Wszystko wskazywało na to, że jeżeli w drugiej Artur znowu sprowadzi rywala do parteru, to wygra kolejne starcie. Ale tym razem Szpilka nie dał okazji do wykazania się sędziom punktowym. Szpila znowu zdecydował się na parter, gdzie dosiadł Ukraińca, który był już wyraźnie zmęczony ciągłym siłowaniem się z cięższym rywalem. Kiedy Szpilka zdobył dosiad, zasypał Serhija gradem ciosów, a ten po jednej z takich serii po prostu odklepał. Tak oto nadszedł pierwszy triumf Artura Szpilki w KSW.
– Zaczęło się coś nowego. Jak słyszeliście w tekście piosenki [Szpilka wychodził do kawałka Kacper x Fonos – Tommy Gun – dop. red.], przyjdzie czas, los odwróci jedną z kart, zobaczymy, kto się będzie z kogo śmiał – powiedział Szpilka w rozmowie z Mateuszem Borkiem zaraz po walce. Istotnie, można Artura lubić lub nie, można czepiać się klasy Radczenki jako zawodnika MMA, jednak dziś to Polak zatriumfował. I to w niezłym, choć dość niespodziewanym stylu. Ku uciesze swojej partnerki, Kamili Wybrańczyk, która bardzo głośno przeżywała pojedynek, swoich kibiców oraz… włodarzy KSW.
Jak już napisaliśmy, Szpilka posiada zarówno liczne grono fanów, jak i ludzi, którzy życzą mu jak najgorzej. Ale nie można odmówić mu tego, że wciąż wzbudza ogromne zainteresowanie. A to przekłada się zyski, które generują jego walki. Zwycięstwo Szpilki z pewnością zagwarantowało KSW (oraz samemu zawodnikowi) komfort stoczenia w federacji jeszcze kilku pojedynków. Bez pojawiającego się z tyłu głowy pytania, czy uprawianie sportów walki w jakimkolwiek wydaniu ma dla Artura jeszcze jakiś sens.
RÓŻAL PRZEGRYWA, ZIÓŁKOWSKI ZACHOWUJE PAS
Jednak pojedynek Szpilki – choć przyciągał największą uwagę kibiców – nie był nawet walką wieczoru gali w Toruniu. To miano przypadło pojedynkowi Mariana Ziółkowskiego z Sebastianem Rajewskim – polsko-polskiej batalii o pas mistrza KSW wagi lekkiej. Na papierze danie główne toruńskiej gali wyglądało interesująco. To zawodnicy, którzy potrafią powalczyć w stójce, a takie akcje zwykle bardziej pociągają kibiców. Ale niestety, tym razem obejrzeliśmy bardzo nudną stójkę, w której wyższy Ziółkowski starał się zaszachować pretendenta warunkami fizycznymi. Na szczęście dla postronnych fanów, Rajewski w drugiej rundzie miał dobrze nastawiony celownik i w końcu trafił mistrza prawym sierpem.
Marian otrząsnął się po tym ciosie, ale dla widzów najważniejsze było to, że w końcu coś się zaczęło dziać. Od tego momentu Ziółkowski stał się nieco aktywniejszy. I choć wciąż nie widzieliśmy wielu mocnych wymian, to jednak zwykle mistrz zwykle decydował się zaczynać akcje. Ostatecznie Ziółkowski obronił pas po werdykcie sędziów, którzy widzieli jego zwycięstwo w stosunku 48-47, 48-47 i 49-46. Ale i tak należy tu oddać szacunek Rajewskiemu. Przed walką wielu ekspertów skazywało go na sromotną klęskę, tymczasem Sebastian postawił mistrzowi naprawdę ciężkie warunki do obrony pasa.
Z ciekawością można było obejrzeć walkę Marcina Różalskiego z Errolem Zimmermanem. To był pierwszy w historii KSW pojedynek, toczony w formule K-1. Zimmerman uchodzi za specjalistę w tej formule, a Różal… Kawałek “Lubię wracać tam, gdzie byłem” Zbigniewa Wodeckiego, do którego wychodził Różalski, chyba mówił o nim wszystko. Polak zaczął naprawdę dobrze, bił mocno, czym zapracował sobie na szacunek Holendra. Ten zrozumiał, że nie należy się podpalać. Konsekwentnie okładał łydki Polaka niskimi kopnięciami czując, że te w końcu odmówią Różalowi posłuszeństwa. I miał rację. W drugiej rundzie – niewielu przypuszczało, że w ogóle do niej dojdzie – Polak już naprawdę ciężko chodził. Kiedy kolejny raz padł na deski po ataku Errola, sędzia zakończył pojedynek.
Świetną walkę dali Borys Mańkowski oraz Daniel Torres. Pierwsze dwie rundy ich pojedynku były bardzo wyrównane. Na początku trzeciej rundy Torres trafił Diabła Tasmańskiego obszernym lewym, przez co Polak długo wyglądał na podłączonego do prądu. Każdy cios Brazylijczyka mógł zakończyć walkę, ale obaj dotrwali do ostatniego gongu. Werdykt sędziowski mógł pójść w obie strony, jednak przez wzgląd na przebieg trzeciej rundy wynik 29:28 dla Torresa na wszystkich kartach sędziowskich nie może budzić kontrowersji.
Generalnie, polscy zawodnicy nie będą miło wspominali gali w Toruniu. W pierwszej walce KSW 71 Marc Doussis poddał Przemysława Dzwoniarka duszeniem przez gilotynę. Donovan Desmae udusił w parterze Artura Sowińskiego w drugiej rundzie, choć w pierwszej niewiele wskazywało na taki scenariusz. Z kolei Michal Martinek nie dał najmniejszych szans Filipowi Stawowemu, przez trzy rundy okrążając powolnego Polaka i konsekwentnie rozbijając go ciosami z dystansu. Czech zasłużenie wygrał na punkty, przez jednogłośną decyzję sędziów.
Polską niemoc dopiero w czwartym pojedynku przełamał Jakub Wikłacz. Wprawdzie jego walka w stójce z Bruno Santosem była wyrównana, ale kiedy obaj schodzili do parteru, Wikłacz w pełni kontrolował tam przebieg pojedynku. A że Jakub bardzo skutecznie wciągał rywala w przepychanie się na macie, to też zasłużenie wygrał na punkty.
Później do klatki wszedł Roman Szymański. Prawdziwy specjalista od efektownych walk i tym razem nie zawiódł. W starciu z Valeriu Mirceą Szymański imponował precyzją ciosów, już w pierwszej rundzie poważnie naruszając rywala. Mircea nie wyszedł już do drugiej rundy, jednak… zwycięstwo Szymańskiego, choć efektowne, dziś zeszło na dalszy plan. Roman zadedykował tę walkę zmarłemu pod koniec maja Mariuszowi Linke – prawdziwemu pionierowi MMA nad Wisłą. Linke był pierwszym Polakiem, który zdobył czarny pas w brazylijskim jiu-jitsu.
Fot. Newspix
Czytaj też:
- Najważniejsze momenty w karierze Joanny Jędrzejczyk
- UFC275: Nowy porządek w półciężkiej. Prochazka pokonał Teixeirę
- Jazda po pijaku, doping i wiele innych, czyli Jon Jones i wszystkie jego odpały
- Rasista, człowiek Trumpa i świetny zapaśnik. Colby Covington, zły chłopiec UFC
- Gdzie jest sufit Mateusza Gamrota?