Ismail Mubarak, Thani Jumaa. To jedyni piłkarze w historii Zjednoczonych Emiratów Arabskich, którzy strzelili bramkę na mundialu. Miało to miejsce w 1990 roku, kilka miesięcy przed narodzinami Aliego Mabkhouta. Napastnik może więc zacytować za Kękę – niby jak mam to pamiętać, nie pamiętam dzieciak. Zapewne może też pójść dalej i przyznać, że sporo o tym czytał i sporo pytał i oglądał zdjęcia. Mabkhout przede wszystkim jednak marzył o tym, żeby do tej listy dopisać swoje nazwisko. Tego marzenia najpewniej nie uda mu się spełnić.
Gdy potężny strzał z woleja Ajdina Hrusticia rozrywał siatkę w bramce, Ali Mabkhout mógł się tylko przyglądać i kiwać głową z niedowierzaniem. Była 84. minuta spotkania, a najlepszy strzelec kadry ZEA chwilę wcześniej opuścił murawę. Nie był to najlepszy mecz w jego wykonaniu: Australijczycy przed nim przestrzegali, bo parę lat temu wykopał ich za burtę Pucharu Azji, jednak teraz nie zdołał oddać nawet jednego strzału na bramkę Mathew Ryana. Zdobył się jedynie na błyskotliwe zagranie do Hareba Abdullaha, który nie wykorzystał stworzonej przez lidera drużyny sytuacji.
32-letni Mabkhout musiał przełknąć najbardziej gorzką porażkę w swojej karierze. Napastnik, którego nazwisko mogło wpaść w ucho i oko kibiców dzięki dziesiątkom bramek dla reprezentacji Zjednoczonych Emiratów Arabskich, bo te plasują go tuż za Cristiano Ronaldo czy Leo Messim w gronie najwybitniejszych strzelców reprezentacyjnych na świecie, stracił szansę na wyjazd do Kataru. Mundial na Bliskim Wschodzie byłby dla niego życiowym sukcesem.
Nigdy nie wyjechał z ZEA. Nigdy nie wygrał międzynarodowych, azjatyckich pucharów. Nie odniósł z kadrą żadnego sukcesu poza zwycięstwem w mało znanym na świecie Pucharze Państw Arabskich. W swoim regionie świata być może będzie nieśmiertelną ikoną. Fakty są jednak takie, że dla Aliego była to ostatnia szansa, żeby usiąść przy jednym stole z najlepszymi piłkarzami globu. Wolej Hrusticia sprawił, że ta szansa bezpowrotnie przepadła.
Najlepsi strzelcy w historii reprezentacji narodowych
Ali Mabkhout – gwiazda ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich
– Udział w mistrzostwach świata to marzenie każdego zawodnika. Wszyscy chcielibyśmy reprezentować Zjednoczone Emiraty Arabskie na takim turnieju. Niektórzy z nas pamiętają mistrzostwa U-20 i to, jak wspaniała atmosfera im towarzyszyła. Możemy sobie wyobrazić, że teraz byłoby tylko lepiej — mówił, a w zasadzie stwierdzał oczywistości, Mabkhout kilka lat temu, gdy Eyal Zayed walczyli o wyjazd do Rosji.
Ali nie miał zbyt wielu szans, żeby w ogóle powalczyć o mundial. Przed 2014 rokiem był w kadrze nowicjuszem, w zasadzie nie brał udziału w grze o bilety na turniej w Brazylii, która zakończyła się ostatnim miejscem w grupie w drugiej rundzie eliminacji. Kolejnym razem było nieco lepiej, bo ZEA dotarły do ostatniej fazy kwalifikacji. Ale tylko „nieco”, bo tracąc punkty ze słabszymi rywalami i przegrywając dwukrotnie z Australią, ekipa Mabkhouta uplasowała się tuż za strefą barażową.
Cała uwaga skoncentrowała się więc na 2022 roku. Wyjątkowa data, bo od mundialu za rogiem lepsze są tylko mistrzostwa na własnym podwórku. Niemniej Katar to jak dom, przecież część osób za bazę wypadową na ten turniej przyjmie Dubaj. Ali w momencie startu kwalifikacji był już legendą. Rządził w rodzimej lidze, będąc najlepszym snajperem w dziejach Al Jaziry. Miał na koncie tytuł króla strzelców Pucharu Azji i brązowy medal tego turnieju. Tuż przed startem eliminacji raz jeszcze doprowadził swoją kadrę do półfinałów mistrzostw kontynentu, w dodatku przed własną publicznością.
– Turniej z 2015 roku był dla mnie specjalny z powodu tytułu króla strzelców, ale 2019 rok to zupełnie inne emocje. Graliśmy w domu, drugi raz z rzędu dotarliśmy do półfinału. Może nie zakończyło się to tak, jakbyśmy chcieli, ale zapisaliśmy się w historii. Nie mamy presji związanej z obecnością na mistrzostwach świata. Jedynie nadzieję, że uda nam się osiągnąć coś dużego — twierdził sam zainteresowany.
Już na starcie kwalifikacji Mabkhout zapewnił sobie miano najlepszego strzelca w historii drużyny narodowej. W całym 2019 roku strzelił 19 goli dla kadry ZEA i tylko Cristiano Ronaldo mógł pochwalić się lepszym dorobkiem w reprezentacji na przestrzeni 12 miesięcy. Tyle że schody dla Eyal Zayed zaczęły się, gdy od strzelania Indonezji i Malezji trzeba było przejść do starć z bardziej wymagającymi rywalami. W ostatniej fazie eliminacji Zjednoczone Emiraty Arabskie ledwo ledwo, rzutem na taśmę wczołgały się do strefy barażowej. Przed ostatnią serią gier podopieczni Rodolfo Arruabarreny tracili 14 punktów do drugiej w tabeli Korei Południowej.
Między ZEA a drużynami, które zapewniły sobie udział w mistrzostwach świata, była przepaść. Jednocześnie jednak Al Abyad byli dwa mecze od wielkiego sukcesu. Pierwszy raz od ponad 20 lat marzenie o mundialu nadal się tliło, gdy eliminacje dobiegały końca.
Najlepsza szansa od lat. Zjednoczone Emiraty Arabskie przegrały z Australią
Zjednoczone Emiraty Arabskie od dawna nie były tak blisko gry na najważniejszym turnieju piłkarskim świata. Po latach odpadania na wczesnych etapach, upokorzeń w decydujących momentach i oglądania pleców ekip takich jak reprezentacja Korei Północnej, Eyal Zayed znów zameldowali się w barażach. W 2001 roku dostali w nich baty od Iranu (0:1 i 0:3), teraz także nie byli faworytem, jednak nikt nie zabroni marzyć. W końcu wyjazd do Włoch w 1990 roku to historia kuriozalna: ZEA wygrały jeden z pięciu eliminacyjnych meczów, w dodatku strzelając dwa gole w końcowych minutach gry. Pozostałe spotkania zakończyły się jednak remisami, co wystarczyło do zajęcia drugiego miejsca w grupie.
Czemu więc nie prześlizgnąć się raz jeszcze? Czemu nie ograć Australii drugi raz w ostatnich latach? To nie jest już przecież ekipa Tima Cahilla i Harry’ego Kewella. Socceroos nie mają Aliego Mabkhouta. ZEA mają.
– Być zaledwie 180 minut od gry na mundialu to okazja, która nie zdarza się zbyt często. Nasz los jest w naszych własnych rękach, nie potrzebujemy żadnych korzystnych wyników na innych boiskach, żeby dopiąć swego. Koncertujemy się tylko na Australii i damy z siebie wszystko. Oby szczęście było po naszej stronie — mówił portalowi “FIFA” Mabkhout przed decydującym spotkaniem.
Szczęście było jednak po stronie Australijczyków, być może najsłabszych od lat, ale wciąż lepszych niż Al Abyad. Nie pomogła zmiana trenera, Arrubarrena jako 28. szkoleniowiec od czasu gdy Carlos Alberto Parreira poprowadził zespół z Bliskiego Wschodu w trzech turniejowych meczach, zawiódł, próbując powtórzyć jego wyczyn. Nie tacy jak on pękali. Na liście trenerów, którzy przewinęli się przez kadrę ZEA, są Antoni Piechniczek, Walerij Łobanowski, Roy Hodgson, Dick Advocaat, Srecko Katanec czy Bert van Marwijk, próbowali także lokalsi. Milionów przepalonych na kolejnych selekcjonerów starczyłoby pewnie na opłacanie trenerów polskiej kadry do końca obecnego stulecia.
Nie pomógł naturalizowany Brazlijczyk Caio Canedo, nic nie dało przyznanie obywatelstwa Argentyńczykowi Sebastianowi Tagliabue, Fabio Lima także nie wypełnił zadania. Zjednoczone Emiraty Arabskie znajdowały sobie reprezentantów dalej niż Katar, który naturalizuje głównie zawodników z Afryki, jednak koniec końców Ali Mabkhout nie miał na tyle godnych kompanów do gry, żeby ukoronować swoją karierę tak, jak zrobili to inni azjatyccy idole — Ali Daei (Iran), Sami Al-Jabber czy Majed Abdullah (obaj Arabia Saudyjska), którzy poznali smak występu na mundialu.
Ali Mabkhout – zostanie tym, który strzelał słabiakom
Oczywiście nie jest tak, że Ali Mabkhout jadąc na mundial stałby się światową gwiazdą, bo jego przygoda w Katarze skończyłaby się zapewne na trzech łomotach i pakowaniu walizek do domu. Z napastnikiem zwanym w swoich stronach „Małym Księciem” jest jednak odwrotnie niż z europejskimi gwiazdami z krajów drugiego szeregu. Nie za bardzo przejmujemy się, że na polu międzynarodowym nie odnoszą sukcesów, bo błyszczą w najlepszych ligach. Nieobecność Mabkhouta na takiej imprezie na zawsze stawia go w roli kapeli, która przyjeżdża na największe festiwale, żeby zagrać na bocznej scenie. Niby jego nazwisko pojawia się obok Cristiano Ronaldo, Leo Messiego i Roberta Lewandowskiego, ale jednak impreza toczy się gdzie indziej, a on sam jest ciekawostką dla freaków.
Ali Mabkhout niedawno został najlepszym strzelcem w historii ligi Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Jest królem regionu, dzierży wiele podobnych tytułów. Najszybszy gol w historii Pucharu Azji? 14 sekunda meczu, „Mały Książe” kontra Bahrajn. Najwięcej hattricków w azjatyckiej kadrze? Mabkhout przed Daeim. Jednocześnie jego statystyki z konfrontacji z “obcymi” są — z perspektywy poważnego futbolu — komiczne.
- gol z Trynidadem i Tobago
- bramka z Estonią
- trafienie z Islandią
- wpis na listę strzelców w meczu z Gambią
- upolowanie Nowej Zelandii
Siedem bramek przeciwko Malezji czy pięć przeciwko Indonezji na nikim nie robi wrażenia, gdy biało-czerwoni zorganizowali wypad na Puchar Króla Tajlandii, Azjatom strzelali Patryk Małecki i Piotr Brożek. Wielka piłka ominęła go nawet w młodzieżówce — na mistrzostwach świata U-20 zagrał z RPA, Hondurasem, Węgrami i Kostaryką. Pojechał na Igrzyska Olimpijskie do Londynu, ale tam załapał się tylko na występ z Senegalem. Niby z Sadio Mane w składzie, ale chwilę wcześniej nie zagrał ani minuty przeciwko Wielkiej Brytanii z Ryanem Giggsem na czele.
– Myślę, że jestem gotowy na kolejny krok, na transfer do Europy, do silnej ligi. Muszę pracować jeszcze ciężej, nie zadowalam się tym, co mam i wiem, że w Europie będzie tylko ciężej. Podoba mi się Premier League i La Liga. Rozmawialiśmy z klubami z Anglii i z dwoma zespołami z Hiszpanii — mówił Mabkhout gdy miał 24 lata, przebierając nogami z nadzieją na coś więcej niż bycie królem krajów arabskich. Nic dziwnego — mógł zostać pierwszym piłkarzem z ZEA, który trafiłby do Europy. O tym, że “Mały Książe” mógłby poradzić sobie na Starym Kontynencie mówił Jonathan Pitroipa (ponad 300 meczów we Francji i Niemczech), gwiazdę ZEA chwalił też Ricardo Oliveira, eksgracz Milanu, Zaragozy czy Betisu, który współtworzył z nim duet strzelecki w Al Jazirze.
Osiem lat później Mabkhout nadal jest w tym samym miejscu. W 2021 roku podpisał prawdopodobnie ostatni kontrakt w karierze — w Al Jazirze zostanie do 2026 roku. – Czuję się tu komfortowo, to mój dom i nie myślę nawet o odejściu. To moja wielka rodzina, ten klub dał mi wszystko, czego mogłem oczekiwać. Mamy skład, z którym powalczymy o sukcesy w najbliższych latach — twierdził wtedy, roztaczając wizje spędzenia całej kariery w klubie, w którym się wychował, na wzór Francesco Tottiego.
Podobnie jak Włoch ma na koncie mistrzostwo kraju zdobyte ze swoim ukochanym zespołem (a nawet trzy), ale też tak jak Totti nie zdołał niczego ugrać poza krajem. Al Jazira tylko trzy z 10 epizodów w azjatyckiej Lidze Mistrzów kończyła wyjściem z grupy, a i tak były to minimalne sukcesy — raz za razem oznaczało to odpadnięcie w 1/8 finału rozgrywek. Znów można odwołać się do innych arabskich gwiazd. Al-Jaber zanotował pięć gier w Anglii i wygrał azjatycką LM, Daei doświadczył nawet finału właściwej Ligi Mistrzów, gdy był piłkarzem Bayernu Monachium.
Komplement od Zidane’a
Ali Mabkhout do wielkiej piłki się nie dobił, ale zdarzyło się, że to ona przyszła do niego. Bycie piłkarzem w Zjednoczonych Emiratach Arabskich ma ten plus, że raz na jakiś czas Dubaj gości imprezy pokroju Klubowych Mistrzostw Świata. Turniej z 2017 roku zostanie w pamięci „Małego Księcia” z powodu wyjątkowego pojedynku. Dzięki jego bramce z Urawą Red Diamonds Al Jazira stanęła naprzeciw Realu Madryt. A trzeba wiedzieć, że tak jak “Królewscy” mieli swojego CR7, tak i Fakhr Abu Dhabi mieli AM7. Starcie dwóch siódemek, dwóch idolów swoich światów, było reklamowane w krajach arabskich jako wielki hit. Ali nie pokonał Keylora Navasa, ale zasłużył na uznanie z ust Zinedine’a Zidane’a.
– Mieli dwóch klasowych piłkarzy. Romarinho i Mabkhout sprawili spore problemy naszej defensywie — jedno zdanie Francuza stało się wizytówką i medalem przypiętym najlepszemu piłkarzowi z ZEA.
Może i marne to pocieszenie po klęsce w walce o wyjazd do Kataru, ale szefowie Al Jaziry mieli rację, gdy komunikując przedłużenie umowy z Mabkhoutem mówili, że jest on ikoną futbolu w ich kraju. Okolicznościowe grafiki prezentowały Aliego w roli króla w talii kart — niezbyt wyszukane, jednak trafne porównanie. Status “Małego Księcia” w swoich okolicach potwierdza nawet to, że Benajmin Sigmund, reprezentant Nowej Zelandii, zmierzył się z ogromną falą krytyki w krajach arabskich po tym, jak nadepnął Mabkhouta w starciu towarzyskim. Król jest nietykalny, kropka. Nawet jeśli jego władza ogranicza się do miejsca, które wielkie imperia traktują jako niewarty uwagi kawałek ziemi.
WIĘCEJ O MISTRZOSTWACH ŚWIATA:
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix