Wiele wskazuje na to, że Szymon Żurkowski otrzyma szansę występu od pierwszej minuty w spotkaniu z Belgią. Selekcjoner Czesław Michniewicz coraz śmielej wystawia środkowego pomocnika do gry. Czy 24-latek odpłaci mu się dobrym występem, stawiając kolejny krok w ponownie rozpędzającej się karierze?
Belgia – Polska: przełomowy mecz dla Żurkowskiego
Szturmem podbił Ekstraklasę. W półtora roku od debiutu w niej zapracował na transfer do Serie A. Znalazł się w szerokiej kadrze na mundial w Rosji w 2018 roku. Zachwycała się nim UEFA i porównywała do Zbigniewa Bońka. Przez kolejne dwa lata odbił się od Fiorentiny, wylądował w Serie B i zaczęto porównywać go do kolejnych spalonych polskich piłkarzy, którzy za szybko zdecydowali się podbić zagranicę. Teraz znowu się odrodził.
Szymon Żurkowski przez ostatnie kilka lat przeżył prawdziwą huśtawkę nastrojów. Gdy reprezentacja Polski w 2016 roku pozostawała rewelacją turnieju podczas francuskiego Euro, on jako 19-latek przechodził z Gwarka do Górnika Zabrze. Górnicy spadali właśnie do I ligi, natomiast pomocnik przychodził z nadziejami na regularne występy w trzecioligowych rezerwach. W drugim zespole Żurkowski nie zachwycał. Nie miał aż tak realnego wpływu na grę zespołu, a tylko od czasu do czasu Marcin Brosz powoływał go do “jedynki”. Jesienią 2016 roku otrzymał tylko jedną dwuminutową okazję do pierwszoligowego debiutu.
Z A-klasy do Ekstraklasy
Wiosną nie było dużo lepiej. Gdy w 28. kolejce Górnik przegrał z Chrobrym Głogów 0:2, niemal grzebiąc swoje szanse na awans do Ekstraklasy, trener Brosz zdecydował się dać szansę kilku młodym piłkarzom z drugiej drużyny. Wśród nich byli m.in. Rafał Wolsztyński, Konrad Nowak i Żurkowski. Traf chciał, że ci piłkarze, w uzupełnieniu o stałych bywalców pierwszego składu, zaliczyli jeden z najbardziej nieprawdopodobnych finiszów sezonu, wygrywając sześć meczów z rzędu, czym zapewnili Górnikowi powrót do elity. Wobec takiej postawy swoich piłkarzy szkoleniowiec nie mógł postąpić inaczej niż dać im szansę również w Ekstraklasie.
Część, jak Żurkowski, z niej skorzystała, kładąc podwaliny pod młodego, porywczego Górnika, który jako beniaminek szturmem podbił Ekstraklasę i mógł wziąć udział w eliminacjach do Ligi Europy. Już w debiucie zabrzanie pokonali 3:1 Legię Warszawa, a pomocnik zaliczył asystę. Do końca sezonu dołożył kolejnych sześć i dwie ligowe bramki. Charakteryzował się przede wszystkim niebywałą kondycją, niezmordowaniem w pracy w środku pola i potężnym uderzeniem z dystansu. Zupełnie nie było widać po nim, że w ciągu kilkunastu miesięcy przeszedł drogę z A klasy, przez III i I ligę aż do Ekstraklasy. Zapracował nawet na pierwsze powołanie do dorosłej reprezentacji Polski, choć finalnie na mundial do Rosji w 2018 roku nie pojechał.
Nie przeszkadzało to jednak UEFA, by nominować go do zestawienia 50. najbardziej obiecujących piłkarzy sezonu 2018/19. Żurkowski znalazł się w rankingu obok takich nazwisk jak Phil Foden, Jadon Sancho, Rodri czy Matthijs de Ligt. W argumentacji nazwano go nowym Zbigniewem Bońkiem i podkreślono, że posiada niebywałą kondycję.
Inne okoliczności
Otrzymując takie rekomendacje naturalnym jest, że Żurkowski wzbudził zainteresowanie zagranicznych klubów. Transfer pozostawał tylko kwestią czasu. Brak powołania na mundial opóźnił go o pół roku. Tyle wystarczyło, by Fiorentina wyłożyła zimą 4,5 mln euro i pozwoliła mu pozostać w Zabrzu przez kolejne sześć miesięcy. Miał odpowiednio przygotować się do wyjazdu na Euro U-21. Żurkowski nie zmarnował tej okazji. Mimo naszpikowanej wielkimi nacjami grupy młodzieżowych mistrzostw Europy, Polacy do Włoch jechali z ogromnymi nadziejami. Już w pierwszym spotkaniu z Belgią strzelił gola i asystował przy drugim trafieniu biało-czerwonych, prowadząc ich do zwycięstwa 3:2. W starciu z gospodarzami, wygranym 1:0, również odegrał kluczową rolę w środku pola. W ostatnim grupowym meczu z Hiszpanią (0:5) wyprowadzał młodzieżówkę już jako kapitan.
Wydawało się, że jeżeli poradził sobie na tle takich zawodników jak Lorenzo Pellegrini, Nicolo Barella czy Orel Mangala, poradzi sobie również w Serie A. Nie było jednak tak kolorowo. Choć dziennikarze chwalili go za profesjonalizm w podejściu do treningów, a kibice domagali się dania mu szansy, to trener Vincenzo Montella, a później Giuseppe Iachini, pozostawali głusi na te głosy. W pierwszym półroczu gry we Włoszech Żurkowski otrzymał tylko 10 minut gry. Nie tak wyobrażał sobie swój pierwszy zagraniczny transfer. Przyczyn klapy należy szukać nie tylko w samym zawodniku.
– Sytuacja z pójściem Żurkowskiego do Fiorentiny była o tyle trudniejsza, że trafił tam na zasadzie sprzedaży zimą, ale pozostał w Polsce przez kolejne pół roku. W tym czasie, kiedy Fiorentina podpisywała kontrakt z Szymonem, trenerem był Stefano Pioli. Gdy Żurkowski przyszedł do klubu, był w nim już Montella. Zawsze to trochę inna rzeczywistość – wyjaśnił nam dwa lata temu Jarosław Kołakowski, agent piłkarza.
Pod prądem
Oprócz Piolego z Violą rozstał się również dyrektor techniczny Pantaleo Corvino, a nowym właścicielem klubu został Rocco Commisso, któremu zamarzyła się wielka Fiorentina. Po przyjściu Żurkowskiego do Włoch Viola dokonała wzmocnień za ponad 55 mln euro. Pozyskano choćby Sofyana Amrabata, Ericka Pulgara, Kevina-Prince’a Boatenga, Milana Badelja czy Alfreda Duncana – wszystkich na pozycje Polaka. To, a także brak indywidualnego podejścia do pracy podczas treningów z pomocnikiem oraz wciąż słaba znajomość języka włoskiego sprawiła, że Żurkowski zdecydował się odejść na wypożyczenie. Choć nie był przekonany do przenosin ligę niżej, to wybrał walczące o utrzymanie Empoli.
O grę nie było dużo łatwiej. 24-latek wciąż odstawał nieco pod względem taktycznym, a stawka meczów była dość spora. Z jednej strony Empoli wciąż groził spadek, z drugiej po kilku zwycięstwach zespół przybliżył się do gry w fazie play-off, pozwalającej na awans do Serie A. To nie udało się w pierwszym roku gry Żurkowskiego na zapleczu elity ligi włoskiej. W kolejnym było już dużo lepiej. Pomocnik był dość istotną postacią układanki trenera Alessio Dionisiego, który prowadzi aktualnie Sassuolo. Wystąpił w 25 meczach i przyczynił się do bezpośredniego awansu Empoli do elity. Azzuri zaufali na tyle grze Żurkowskiego, że postanowili go ponownie wypożyczyć z opcją wykupu na okres gry w Serie A. Wtedy nastąpił prawdziwy przełom.
Posiadający pełne zaufanie 24-latek pokazał pełnię umiejętności w minionym sezonie. Sześć goli i trzy asysty są tylko wycinkiem jego bardzo dobrej formy. Znajdował się cały czas pod grą, o czym świadczy choćby liczba fauli popełniona na Polaku. Średnio było to 1,9 przewinienia na mecz, co klasyfikuje pomocnika w czołowej dwudzieste Serie A. Żurkowski znalazł się również w pierwszej 40-tce najczęściej dryblujących piłkarzy ligi włoskiej. W związku z tym zdarza mu się tracić również dość często piłkę, ale nadal jest chwalony za swoją przebojowość. Oprócz tego wciąż musi pracować nad celnością i liczbą podań. Niemniej jednak ewidentnie znajduje się on na fali wznoszącej, którą w reprezentacji ponownie chce wykorzystać Michniewicz. To też dobre informacje dla Fiorentiny.
Jak Bennacer i Krunić
– Żurkowski jest na dobrej drodze, by powtórzyć to, co osiągnęli Rodrigo Bennacer i Rade Krunić. Oni również byli wcześniej u nas, a teraz są w Milanie. Wciąż musi się rozwijać. Jeszcze parę kroków naprzód i jego przyszłość będzie należała do większego klubu niż Empoli. To samo mogę powiedzieć o Nedimie Bajramim. Polak wyróżnia się na tle kolegów z Empoli. W przyszłym sezonie będzie świetnym elementem pomocy Fiorentiny – stwierdził w marcu trener Aurelio Andreazzoli.
Mówiąc te słowa szkoleniowiec Empoli zdawał sobie sprawę, że klub nie będzie w stanie zatrzymać Żurkowskiego. Już teraz włoskie media informują, że pomocnik przedłuży umowę z Fiorentiną – obecna wygasa w 2024 roku – i rozpocznie przygotowania z Violą do nowego sezonu. Jeśli nie uda się go wkomponować do drużyny z pewnością znajdą się chętni na jego kupno, mimo że jego wartość rynkowa rośnie z każdym miesiącem. Obecnie wynosi siedem milionów euro – według danych transfermarkt.de – a nie wiadomo o ile podniesie się po Lidze Narodów. Z każdym kolejnym występem z orzełkiem na piersi pozycja 24-latka się poprawia.
Już w debiucie ze Szkocją spisał się dość dobrze, choć w grze było go nieco za mało. – Gdy już zaznaczał swoją obecność, nieźle funkcjonował i w odbiorach, i w małych grach. To on wypuścił w uliczkę Modera na początku tego spotkania. W pojedynczych zagraniach było widać jakość, ale, no właśnie – tych zapadających w pamięć zagrań nie było na tyle dużo, by mógł czuć się wygranym tego spotkania – oceniliśmy go za spotkanie z Wyspiarzami. Jeszcze więcej komplementów słał w kierunku Żurkowskiego Michniewicz.
Kluczowe tygodnie
– Ma niesamowitą wydolność. Rozruszał naszą grę – ocenił półgodzinny występ 24-latka przeciwko Walii selekcjoner. Chwalił go również po wewnętrznej grze, gdzie był jednym z wyróżniających się piłkarzy. W spotkaniu z Belgią ma pojawić się w podstawowym składzie. Stanie na przeciwko Kevina de Bruyne, Youriego Tielemansa, Axel Witsela czy Yannicka Carrasco. Ten test pokaże czy jest już w stanie rywalizować z piłkarzami z najwyżej półki, czy należy poczekać na jego wielkie występy.
W najbliższych dniach i tygodniach będzie grał o swoją przyszłość nie tylko w reprezentacji, ale i w klubie. Dobrymi występami może pokazać, że bez względu na miejsce, będzie prezentował najwyższą możliwą formę. Być może zada kłam teorii człowieka, do którego cztery lata temu został porównany, czyli Zbigniewa Bońka, który twierdzi, że we Włoszech są specyficzne miejsca, gdzie ciężko rozwinąć skrzydła. Czy Florencja do takich należy? Ciężko jednoznacznie stwierdzić, ale po udanych występach w kadrze Żurkowski nie powinien dać się zamknąć w okowach bramy św. Gallo, bo drugi mundial z rzędu może przejść mu koło nosa.
WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
- Gdzie może trafić Jacek Góralski. Kilka słów o Bochum
- Michniewicz: – Sprawdzimy, czy zbliżamy się do poziomu Belgów i Holendrów
- Drabina Jakubowa. Kamiński dotarł na szczebel reprezentacyjny
Fot. Newspix