W zeszłym roku nastąpiła detronizacja. Novak Djoković pokonał Rafę Nadala w półfinale French Open i samemu sięgnął po tytuł. Wszyscy jednak wiedzieli, że króla nie tak łatwo pozbawić tronu na dłużej. Że król już kilkukrotnie na niego wracał. I w tym roku zrobił dokładnie to samo. Zrewanżował się Djokoviciowi, pokonał wszystkich pozostałych rywali, w finale nie dał szans Casperowi Ruudowi. I znów zdobył, co jego.
Spis treści
Weteran kontra debiutant
Rafa Nadal w finale Roland Garros nie przegrał jeszcze nigdy. Od 2005 roku, gdy zagościł w nim po raz pierwszy, jeśli dochodził do tej fazy rozgrywek, to triumfował. Odpaść mógł wcześniej, tak, ale finał to był jego mecz, z kimkolwiek by tam nie grał – pokonywał go. Próbował Roger Federer, próbował Novak Djokovic, swoje trzy grosze chcieli dorzucić Robin Soderling, Dominic Thiem, Stan Wawrinka, David Ferrer czy Mariano Puerta, który był pierwszą finałową ofiarą Rafy w Paryżu. Żadnemu się nie udało.
Dziś do historii chciał przejść Casper Ruud. 23-letni Norweg, który w meczu o tytuł znalazł się niespodziewanie. Owszem, widać było, że jest w formie i stać go na niezłe rzeczy, ale raczej nikt nie przewidywał, że i w Paryżu dojdzie tak daleko. A jednak, udało mu się. A skoro się udało, to wiadomo – marzył o wykonaniu kolejnego kroku. Po półfinale mówił, że Rafa będzie miał okazję zmierzyć się z podopiecznym jego akademii, gdzie Ruud często trenuje. I że może ten podopieczny – który w treningowych meczach, jak sam przyznawał, zawsze przegrywa – zdoła go pokonać?
Zadanie postawione przed Ruudem było jednak ogromne. Nie tylko dlatego, że to Nadal i w dodatku w Paryżu (choć tyle by wystarczyło) – po prostu w ostatnich latach w męskim tenisie debiutanci nie wygrywają turniejów wielkoszlemowych. Ostatni gość, który zwyciężył w swoim pierwszym finale? Marin Cilić, US Open 2014. Ale to trochę oszukiwanie, bo naprzeciwko niego stał… inny debiutant, Kei Nishikori. Żeby znaleźć debiutanta, który pokonał kogoś z Wielkiej Trójki, trzeba cofnąć się o jeszcze kilka miesięcy – gdy Stan Wawrinka ograł (lekko kontuzjowanego) Rafę w finale Australian Open, też w 2014 roku.
Innymi słowy: przed finałem zdecydowanie nie zalecano stawiania swoich pieniędzy na Ruuda. Choć wszyscy mieli nadzieję, że nawet jeśli nie wygra, to powalczy. Żeby to był ciekawy mecz.
Rafa robi swoje
Jeśli Nadal miał odpaść – to chyba we wcześniejszych rundach. Po finale właśnie to możemy napisać. We wspaniałym stylu pokonał jednak Novaka Djokovicia w ćwierćfinale, a w kolejnej fazie Sascha Zverev, który grał naprawdę dobrze (choć przegrywał 0:1 w setach) doznał kontuzji i musiał skreczować. To były dwie główne przeszkody dla Rafy. Ruud taką się nie okazał. Niestety, bo ucierpiało na tym widowisko.
Owszem, nie można zarzucić Ruudowi, że nie próbował. Już w pierwszych gemach udało mu się nawet przełamać serwis rywala – choć z niespodziewaną pomocą Rafy, który popełnił w jednym gemie dwa błędy serwisowe. Wyraźnie było widać jednak, że to nie najlepszy mecz Norwega. Nie potrafił dobrze wstrzelić się ze swoim forehandem, a to uderzenie, które w poprzednich fazach turnieju zwykle przynosiło mu najwięcej punktów. Dziś zawodziło, widział to też Nadal i korzystał z tego faktu. Efekt? 6:3 w pierwszym secie dla Hiszpana.
Po pierwszej partii w takich meczach zawsze jest jednak nadzieja, że debiutant się uspokoi, otrząśnie, zacznie radzić z presją. Sęk w tym, że Rafa nie pozwolił Ruudowi się rozkręcić nawet, gdy ten zdawał się zyskiwać przewagę. Bo wyszedł w pewnym momencie na 3:1 w drugim secie. Jednak szybko przekonaliśmy się, że to tak jak z Igą Świątek, która pozwoliła wczoraj Cori Gauff na przełamanie na początku partii. A potem odebrała jej wszelkie argumenty. Rafa zrobił dokładnie to samo. Od momentu, gdy stracił serwis zaczął grać na najwyższym poziomie, znakomicie wykorzystując też słabsze strony Norwega, głównie backhand. I znów skończyło się 6:3 dla Nadala.
Hiszpan miał wtedy na koncie pięć wygranych gemów z rzędu, a skończył z… jedenastoma. W trzecim secie Ruud nie był w stanie zrobić czegokolwiek, co dałoby mu szansę w rywalizacji ze swoim idolem. Gdy Rafa przełamał go po raz drugi, Casper wyraźnie stracił resztki nadziei. Efektem był set przegrany do zera. I skończyło się 6:3, 6:0, 6:0.
– Po pierwsze chcę pogratulować Rafie. To twoja 14 wygrana tu, a 22 ogółem. Wszyscy wiemy, jakim mistrzem jesteś. Dziś przekonałem się, jak to jest grać przeciwko tobie w finale. Nie jest łatwo, nie jestem też pierwszą ofiarą, było ich już sporo. (śmiech) Jesteś inspiracją dla mnie i dla wszystkich innych tenisistów. Mam nadzieję, że jeszcze trochę pograsz. Dla mnie to była naprawdę długa droga, nie przeszedłbym jej bez pomocy mojego teamu. Dziękuję wam. Mam nadzieję, że uda nam się dość do większej liczby finałów. Cały ten turniej był dla mnie niesamowity, gra przed 10 tysiącami fanów to nowe doświadczenie. Dziękuję wam wszystkim, byliście dla mnie naprawdę mili przez ostatnie dwa tygodnie – mówił po finale Ruud.
Czy faktycznie Casper dojdzie jeszcze do innego finału? Można zakładać, że tak. To solidny zawodnik, potrafiący wypunktować nawet teoretycznie lepszych rywali. O ile, oczywiście, po drugiej stronie siatki nie stoi akurat Rafa Nadal.
Największy
Od dawna nie było wątpliwości, że Rafa jest królem mączki. Lepszego gracza na tej nawierzchni od niego po prostu nie było. W tym sezonie ewidentnie zgłasza jednak swój akces do miana największego w historii, bez podziału na to, na jakim korcie akurat toczy się mecz. Wygrał fenomenalny mecz w Australii od stanu 0:2 w setach z Daniiłem Miedwiediewem. Teraz triumfował w Paryżu. I ma 22 tytuły wielkoszlemowe, a przecież wielokrotnie w przeszłości zatrzymywały go urazy.
Owszem, Novak Djoković nadal ma swoje argumenty. Ma je także Roger Federer. Jednak ten główny, najważniejszy, w tej chwili jest po stronie Rafy. 22 tytuły to wynik, którego jeszcze kilka lat temu nikt nie był w stanie sobie w męskim tourze wyobrazić. Gdyby dołożył choć jeszcze jeden, wyrównałby singlowy rekord ery open, należący do Sereny Williams. Gdyby dołożył dwa – wyrównałby rekord wszech czasów Margaret Court. To naprawdę niesamowite liczby. I tak, Djoković wciąż może go dogonić, a nawet przebić w tej kwestii (Federer nie, nie ma co się oszukiwać), ale na ten moment to Rafa jest królem. Nie tylko Paryża, a całego tenisa.
https://twitter.com/rolandgarros/status/1533474031407493120
Wiemy już teraz, że kolejnego tytułu nie zdobędzie na Wimbledonie. Nie wystąpi w Londynie, chce dać bowiem odpocząć swojemu ciału. I to logiczna decyzja, zobaczymy też, jak potraktuje US Open. Jedno jest pewne – w pomeczowej wypowiedzi powiedział, że chce walczyć. I będzie to robić.
– Casper, to przyjemność z tobą grać, szczególnie to w finale. Chcę ci pogratulować za wspaniałą karierę, jaką masz, ale zwłaszcza za te dwa tygodnie. Jestem szczęśliwy z twojego powodu. Życzę ci wszystkiego najlepszego na przyszłość. Rzeczy, które dzieją się w tym roku, są dla mnie niesamowite. Dziękuję za nie mojemu zespołowi i rodzinie. Przeżyliśmy trudne momenty związane z kontuzjami, otrzymywałem od was wielkie wsparcie. Bez was to wszystko nie byłoby możliwe, bo już dawno byłbym na emeryturze. […] Nie wiem, co przyniesie przyszłość, ale będę walczył nadal.
Trzymamy za Rafę kciuki. Bo drugiego takiego tenisisty nie było i pewnie już więcej nie będzie.
Fot. Newspix
Czytaj więcej o tenisie: