– Od momentu, kiedy do teamu Igi dołączył Tomek Wiktorowski, minęło kilka miesięcy. I w tym czasie udało im się dojść do perfekcji. Na każdym polu wszyscy wiedzą, co mają robić, jak mają działać. To wszystko musi się złożyć na sukces. I się składa – mówi nam Klaudia Jans-Ignacik. Z ekspertką Canal+ oraz finalistką French Open w grze mieszanej rozmawialiśmy na świeżo po kolejnym triumfie Igi Świątek.
KACPER MARCINIAK: Iga od początku nie dawała żadnych szans rywalce.
KLAUDIA JANS-IGNACIK: Nie było niespodzianki. Wydarzyło się wszystko to, czego – przynajmniej ja – się spodziewałam. Iga miała doświadczenie w rozgrywaniu finałów i przeżyła już wcześniej to, co Cori Gauff było jeszcze obce. Bo jednak finał wielkoszlemowy łączy się z olbrzymimi emocjami, z którymi trzeba sobie poradzić.
Do tego Amerykanka mierzyła się z dziewczyną, która w finałach rozgrywa najlepsze pojedynki. I na pewno Gauff miała przed meczem świadomość, że właśnie to ją czeka. Jedno, że musiała się mierzyć z tym, co dzieje się w jej głowie. Drugie, że musiała próbować realizować taktykę. Więc ostatecznie ten finał wyglądał tak jak… wszystkie poprzednie Igi Świątek.
Pewność siebie u Polki od samego początku była imponująca. Gdy znajdowała się w trudniejszej sytuacji, błyskawicznie z niej wychodziła.
Tak, sama powiedziała w przemowie, że wszystko udało się zgrać i zrealizować. Od momentu zresztą, kiedy do teamu Igi dołączył Tomek [Wiktorowski przyp-red.], minęło kilka miesięcy. I w tym czasie udało im się dojść do perfekcji. Na każdym polu wszyscy wiedzą, co mają robić, jak mają działać. To wszystko musi się złożyć na sukces. I się składa. Na pewno to, że w zespole każdy daje z siebie sto procent, sprawia, że pewność siebie u Igi się buduje. Teraz obserwujemy tego efekty.
To istotne, bo możemy mówić o umiejętnościach, ale u Polki i przygotowanie fizyczne, i przygotowanie mentalne stoją na najwyższym poziomie.
Oczywiście, te wszystkie rzeczy muszą się złożyć. Wspominałam już o tym, że gdy na korcie coś jej nie wychodzi, to jest tak mocna fizycznie, że potrafi wrócić do gry. Nawet gdy nie wygra pierwszego seta, bo ktoś zagra fenomenalnie, to gra dalej. Ma siłę, żeby wychodzić z trudnych momentów.
Mamy więc tak dobrze przygotowane ciało, a także głowę, która prowadzi to ciało. To przepis na sukces. Do tego dochodzi wiara w siebie oraz umiejętności, która jest podparta serią zwycięstw. Wygrała w końcu trzydziesty piąty mecz z rzędu, czyli wyrównała wynik Venus Williams. Wielka rzecz jest jednak taka, że ona o tym nie myśli. O wygranych, o seriach. Jest uczona, żeby ignorować wszelkie rekordy i zawsze myśleć o tym, co jest tu i teraz.
Iga w przemowie pomeczowej gratulowała rywalce, dziękowała swojemu zespołowi i tacie, ale też na końcu zwróciła uwagę na sytuację na Ukrainie. Zarówno Polka, jak i Amerykanka są zaangażowane społecznie. A to dziewczyny, które mają kolejno 21 i 18 lat.
To pokazuje klasę zawodniczek. W bardzo młodym wieku są świadome tego, jak można poprzez sport przekazywać ważne informacje.
Teraz polska tenisistka przeniesie się na korty trawiaste. Jedyne, na których nie odnosiła jeszcze wielkich sukcesów.
Mówimy o nawierzchni, która jest wciąż dla niej bardzo świeża. To będzie jej czwarty sezon na trawie w seniorskim tourze. Rozegrała na takich kortach chyba nie więcej niż dziesięć turniejów. A pewność siebie buduje się po jakimś czasie. Myślę też, że do Wimbledonu zostało sporo czasu. Na razie musi odpocząć, bo na pewno jest bardzo zmęczona. Będzie chciała nie myśleć o niczym i na niczym się nie skupiać. A potem wyjść i – jak to mówi – przyzwyczaić się do nowych okoliczności i przesuwać swoje granice. Nie ma żadnej presji.
Ceglana nawierzchnia jest jej ulubioną, ale to nie znaczy, że teraz poziom jej gry spadnie.
Jasne, że nie. Może się jej przytrafić przegrana, bo ze statystyki i prawdopodobieństwa wynika, że w końcu tak się stanie. Natomiast co z tego? Jakaś seria zostanie przerwana, ale wciąż będzie numerem jeden na świecie. Ma taką przewagę punktową nad resztą stawki, że nie ma powodów do zmartwień. Będzie grała mecz za meczem, na tym się skupiała i byle dopisywało jej zdrowie. A jak widać – kolejny turniej kończy bez żadnego urazu.
Jeszcze przez jakiś czas będziemy się emocjonować drugim wielkoszlemowym triumfem Igi. Może stać się w Roland Garros – zachowując wszelkie proporcje – kobiecym odpowiednikiem Rafy Nadala?
To pokaże czas. Jest za wcześnie, żeby o tym mówić. Ale jak Iga zachowa takie tempo wygrywania Szlemów we Francji, to jej status będzie rosnąć. Mam nadzieję, że tak będzie. Ta świadomość, że w Roland Garros gra jej się naprawdę dobrze, też będzie ją uskrzydlać. Zawodnik, jak wraca do miejsca, gdzie wygrał tytuł, ma prawo myśleć: to jest moje miejsce, to jest mój czas.
ROZMAWIAŁ KACPER MARCINIAK
Fot. Newspix.pl