Najwięksi pesymiści wśród kibiców Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn Koźle zapewne jeszcze niedawno bili na alarm. Ich zespół stracił na skutek kontuzji Norberta Hubera, a czwarty mecz finału PlusLigi miał grać na terenie rywala. Okazało się jednak, że nie ma przeszkód, których Kamil Semeniuk i spółka nie są w stanie przeskoczyć. Kędzierzynianie pokonali Jastrzębski Węgiel w trzech setach i zostali mistrzami Polski w siatkówce!
Jak wiele traciła ZAKSA bez Hubera? Cóż, nie jest łatwo zastąpić zawodnika, który bywa porównywany do Robertlandy Simona, czyli najlepszego środkowego globu występującego we Włoszech. Wiadomo, że Krzysztof Rejno, rezerwowy kędzierzynian, nie gra na tym samym poziomie.
Z drugiej strony – ZAKSA to na tyle mocny i równy zespół, że brak jednego siatkarza nie mógł jej aż tak boleć. Było jasne, że Jastrzębski Węgiel i tak będzie musiał zaprezentować się ze świetnej strony, żeby doprowadzić do decydującego, piątego spotkania.
Maszyna z Kędzierzyna-Koźla
Pierwszy set początkowo układał się pod dyktando Jastrzębia (prowadziło trzema punktami). Z czasem gra się jednak wyrównała i w końcówce każdy punkt był na wagę złota. Sęk w tym, że ZAKSA miała graczy, którzy dawali coś ekstra, czyli Olka Śliwkę oraz przede wszystkim Kamila Semeniuka (kapitalny w pierwszej partii), a gospodarzom takiego lidera brakowało. Stąd to finaliści Ligi Mistrzów objęli prowadzenie w meczu.
Liczyliśmy, że po przerwie znowu zobaczymy zaciętą rywalizację. Ale nic z tych rzeczy. Bo ZAKSA zaczęła odjeżdżać. Nie tylko jednak to siatkarze kędzierzynian grali świetnie (szczególnie w bloku), ale ich rywale po prostu nie dawali rady.
Fatalny moment mieli na przykład Benjamin Toniutti oraz Jurij Gładyr. Zdarzyło się, że rozgrywający posyłał piłkę na środek… cztery razy z rzędu i nie przyniosło to ani jednego punktu. Generalnie mieliśmy wrażenie, że Francuzowi gdzieś uciekła magia, z której jest znany. Nie stawił się na czwarty mecz finału. Nie w takiej formie, w jakiej powinien.
Kto jeszcze nie grał na swoim poziomie? Tomek Fornal znowu nie wyglądał, jak jeden z najlepszych siatkarzy w Polsce. Absolutnie bez pazura był też Jan Hadrava – aż dziw brał, że dopiero w połowie drugiego seta na boisku zamiast niego pojawił się Stephen Boyer.
Było jasne, że ZAKSA będzie wygrywać 2:0 w setach. Pytanie, które należało zadać, brzmiało: na jaką szóstkę w trzeciej partii postawi Nicola Giolito, aby odwrócić losy spotkania?
Ostatnia szansa
Okazało się, że na ławce rezerwowych zostali Fornal oraz Hadrava – a zatem w bój poszli Boyer oraz Rafał Szymura. Drugi z nich błyskawicznie dał o sobie znać – zaliczając na początku partii dwie punktowe zagrywki. Francuz też prezentował się nieco lepiej od podstawowego atakującego. W tej sytuacji gościom udało się wrócić do gry. Znowu oglądaliśmy wyrównaną grę, choć patrząc na to, jak fenomenalnie dysponowany był Semeniuk, trudno było obstawiać przeciwko ZAKSIE.
Pamiętajcie zresztą, jak wspomnieliśmy o Krzysztofie Rejno? Może i przez większość meczu był w cieniu swoich kolegów z zespołu, ale w trzeciej partii, przy stanie 22:20, zaserwował asa! I kędzierzynianie mieli już tytuł na wyciągnięcie ręki. Szczególnie że po chwili w prostej sytuacji pomylił się Hadrava (który na chwilę wrócił na boisko). Mieliśmy zatem wynik 24:20 i ZAKSIE brakowało jednego oczka do szczęścia. Zdobył je… Jurij Gładyr, myląc się w polu zagrywki.
To był koniec. Bez Norberta Hubera, na parkiecie rywali, ale mimo tego pewnie i przekonująco ZAKSA pokonała Jastrzębski Węgiel. Sięgnęła po dziewiąty krajowy tytuł w historii klubu.
Przypomnijmy – mówimy o zespole, który w ubiegłe lato stracił paru kluczowych graczy. Ale mimo tego absolutnie stracił na jakości siatkarskiej. Wręcz przeciwnie – zrobił to, czego nie był w stanie rok temu, czyli zdobył mistrzostwo Polski. A już za nieco ponad tydzień może dołożyć do tego zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Kibice polskiej siatkówki naprawdę żyją w czasach wielkiej ZAKSY.
Jastrzębski Węgiel – Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn Koźle 0:3 (23:25, 17:25, 21:25)
Fot. Newspix.pl