Mówią o niej „thug Rose”, czyli „zbójecka/bandycka Rose”, ale potrafi rozpłakać się na wywiadzie po walce. Pokonywała najkrwawsze maszyny w kobiecym MMA, ale w przygotowaniach do walki chce, by towarzyszył jej pies Mishka, który działa na nią terapeutycznie. Uprawia najbardziej brutalny sport na świecie, ale mówi, że po karierze chciałaby mieć swoje pole i zająć się rolnictwem. Poznajcie Rose Namajunas, najdelikatniejszą twardzielkę świata MMA.
Mówi się, że do sukcesów w MMA potrzebny jest napęd w postaci trudnego dzieciństwa. Dzieciaki z dobrych domów rzadko garną się do boksu czy na matę zapaśniczą, a nawet jeśli już zaczynają tam swoje treningi, to później brakuje im determinacji, by dojść na szczyt. Paliwem dla dzieci z biednych czy średniozamożnych domów jest chęć osiągnięcia czegoś wbrew wszystkiemu i wszystkim.
Rose Namajunas, dziecko litewskich imigrantów, które dorastało w trudnej dzielnicy Milwaukee, nie miała dobrego domu, ciepła rodzinnego, komfortu dorastania i podwózek nowym Passatem do szkoły. Miała za to zestaw cech i środowisko, które pchnęło ją do MMA.
– Dorastałam z sercem pełnym gniewu, frustracji i przemocy – mówi sama Rose. – Wokół mnie było mnóstwo narkotyków i przemocy. W dzieciństwie byłam wykorzystywana seksualnie. Pochodzę z miejsca, gdzie hałas, przemoc i przestępstwa były na porządku dziennym. Pokonałam wiele demonów na swojej drodze.
Nigdy nie ujawniła, kto ją molestował. Opowiadanie o dzieciństwie przychodzi jej z trudem, ale sama twierdzi, że musi się do tego przemóc, by na swoim przykładzie dać nadzieję dzieciakom, które nie miały najłatwiej na początku swojej drogi. – By zobaczyły, że z tego gówna też idzie wyjść – tłumaczy: – Nie zawsze była miła, często bywała zamknięta i starałam się, by moja negatywna energia nie przynosiła się na innych. Dorastałam jako samotnik.
Jej ojciec chorował na schizofrenię. Zmarł, gdy córka miała szesnaście lat. Mama z wykształcenia była pianistką. Pradziadka zabili Sowieci. Ona sama znała kogoś, kogo zadźgano nożem niedaleko 56. ulicy, przy której się wychowywała. Ktoś spalił im garaż, w nocy na ulicy padały strzały z broni palnej.
– Musiałam być twarda. Znajomi wymyślili mi przezwisko „thug”. I ta „thug Rose” już została. Chodziłam pewna siebie i pokazywałam, że jestem twarda. Brakowało mi tylko bandany na głowie i udawania Tupaca. Ale tak na koniec… To wszystko było jednak smutne – mówi Namajunas. Swoją drogą – jej nazwisko po litewsku brzmi Namajūnienė. A imię odziedziczyła po prababce – Rožė. Sama Rose po litewsku rozumie niemal wszystko, choć nie mówi perfekcyjnie. Rozmawia w tym języku z dziadkami. Do kraju swoich przodków jeździła w młodości. Ogród babci, grille na dworze, ślub kuzynki – to jej wspomnienia z wyjazdów do domu.
Miłość od pierwszego ciosu
Na pierwsze treningi sportów walki poszła w wieku pięciu lat. Cztery lata później miała już czarny pas juniorów w taekwondo. Zapisała się na jiu-jitsu. Gdy trafiła do szkoły wyższej, to trenowała już zapasy. W międzyczasie chodziła na zajęcia z karate, japońskiego kenpo i greckiego pankrationu. Jak to ładnie ujął jeden z amerykańskich komentatorów – Namajunas trenowała wszystkie sporty, które znasz, a i jeszcze kilka, o których nigdy nie słyszałeś.
Pat Barry, narzeczony Rose: – Ona nie była dobra we wszystkim. Była… w porządku we wszystkim. Natomiast była też niesamowicie wszechstronna. Zapasy, BJJ, boks, to wszystko rozwijało się bardzo równomiernie. Za młodu była niezwykle agresywna, rzucała sto ciosów i liczyła, że któryś trafi.
Barry’ego poznała podczas zajęć z MMA. Była w ostatniej klasie liceum, gdy trafiła do Roufusport. Zauważyła trzynaście lat starszego zawodnika UFC kategorii ciężkiej, który słynął ze swojej eksplozywności i straszliwie silnych niskich kopnięć. On – dużo starszy profesjonalny zawodnik MMA. Ona – drobna, dwukrotnie lżejsza od niego dziewczyna z trudnego domu.
– Uderzyła mnie w mordę. Po prostu pojawiła się znikąd i dała mi w twarz. „Hej, ty jesteś Pat Barry?”. Odpowiedziałem zszokowany tym wszystkim, że tak. A ona na to, ze skoro jestem w UFC, to powinienem przewidzieć ten cios – opowiada.
On zakochał się od razu. Zarówno w niej, jako osobie, jak i w tym, jaki tkwi w niej potencjał. – Robiliśmy ćwiczenia bokserskie. Uderzyła, pomyślałem sobie „wow, to było szybkie”. A zanim pomyślałem coś jeszcze, to uderzyła raz jeszcze. Wiedziałem od razu, że to jest wyjątkowy talent. Nie była po prostu dziewczyną z dobrą etyką pracy. Była czymś więcej. Trzeba było po prostu dać jej przestrzeń do rozwoju – wspomina „Hype or Die”.
Jej związek z Barrym był wielokrotnie komentowany w mediach. Oni nie robią z siebie „power couple”, nie epatują swoim związkiem. Ale Barry do dziś pozostaje jednym z jej trenerów, układa partnerce terminarz, pomaga przy organizacji życia. Wątpliwości mediów budził fakt, czy na pewno wszystko było w porządku w tym, że nastoletnia Rose spotykała się z wyraźnie starszym weteranem sportów walki. Para ucina te dyskusje, nie chce w ogóle się tym gadaniem zajmować.
Ale i w ich relacjach nastąpił zgrzyt.
– Rose powinna być mistrzynią UFC dwa lata wcześniej. Dlaczego nie była? Przeze mnie. To moja wina – uważa Pat. Głośno było o jego problemach z alkoholem. Pod koniec kariery uzależnił się od środków przeciwbólowych. Przed walką Namajunas z Karoliną Kowalkiewicz partner Rose trafił do aresztu. Pił alkohol z Brockiem Lesnerem, legendą UFC, a następnie wsiadł do samochodu. Został zatrzymany przez policję. Namajunas była mocno dotknięta tą sytuacją. Z Kowalkiewicz przegrała przez niejednogłośną decyzję – Polka zyskała dzięki temu szansę w walce o pas z Joanną Jędrzejczyk, a Namajunas na miesiąc rzuciła MMA. Para była w separacji, Rose wyjechała do Indonezji, wróciła do USA po kilku tygodniach.
Wróciła jednak na zwycięską ścieżkę. Rozbiła i udusiła Michelle Waterson, a UFC od razu po tym zwycięstwie dało jej walkę o pas. Z najbardziej dominującą kobietą w historii kategorii słomkowej w tej organizacji – Joanną Jędrzejczyk.
Wojna z Jędrzejczyk
Świat MMA kocha konflikt i przeciwieństwa. W tej walce było wszystko. Jędrzejczyk – słynąca z trash-talku oktagonowa maszyna do wyniszczania oponentek. Namajunas – niezwykle cicha, wręcz ascetyczna w swoim zachowaniu pretendentka. Każdy dzień medialny był dla niej wyzwaniem. Gdy na ważeniu Jędrzejczyk pluła groźbami prosto w jej twarz, Rose wyszeptywała treść modlitwy. Gdy Joanna wsadziła jej pięść w usta, ta nawet nie mrugnęła.
– Była taka sytuacja w hotelu, gdy dziewczyny akurat się przecięły podczas jakiejś sytuacji. Joanna podeszła do Rose i powiedziała jej „masz bilet?”, a zaraz po tym „wierzysz w niego?”. I odeszła. To mi rozwaliło głowę, bo po prostu wrzuciła to gówno i odeszła. I lekko spanikowaliśmy, bo takie rzeczy mogą mocno namieszać w psychice tak delikatnej osoby jak Rose – opowiadał Barry. Sztab Namajunas od razu zwołał spotkanie, by uspokoić pretendentkę.
– Fajnie jest zobaczyć, jak ona płacze przed walką. Ona rozumie, że strach jest zupełnie naturalną rzeczą w tym sporcie. Natomiast strach jej nie paraliżuje. Zmienia go w w wiarę. Nie marnuje swojej energii poza oktagonem – mówi Trevor Wittman, trener Namajunas, jeden z najlepszych trenerów w tej branży. To facet, który prowadził lub prowadzi wielu mistrzów UFC – Stipe Miocicia, Georgesa St-Pierre, Justina Gaethje czy Kamaru Usmana. Ale mówi, że jeśli chodzi o potencjał na bycie wielkim, to Rose ma największy z nich wszystkich. – Ona ma psychikę z innego świata. A to jest najważniejsze. Jasne, techniką czy siłą możesz wygrać. Ale wielkość osiągasz aspektem mentalnym – uważa.
Namajunas nie dała się zniszczyć Jędrzejczyk poza klatką. I nie dała się zniszczyć już w oktagonie. W pierwszej rundzie trafiła lewym sierpem i dokończyła dzieła zniszczenia w parterze. Rok później w rewanżu w pięciorundowym boju obroniła pas dzięki jednogłośnej decyzji sędziów.
Przez nią płakał Tyson
W jej karierze były wzloty i upadki. Straciła pas po walce z Jessicą Andrade, później pokonała ją w rewanżu. Ponownie zdobyła pas po walce z Zhang Weili. Przed rewanżem nie było jej za dużo w mediach. Na oficjalnej konferencji i podczas ważenia wyglądała na nieobecną. UFC potwierdzało, że Rose źle czuje się w tym zgiełku i poprosiła Danę White’a o to, by zrobiła to co trzeba przy promocji gali, ale nie jest gotowa, by błyszczeć uśmiechem i rzucać anegdotami przed kamerami. White – który wieszczył jej dużą karierę jeszcze podczas programu „The Ultimate Fighter” – od razu to uszanował.
Rose do rewanżu z Chinką wyszła jak w transie. Powtarzała coś pod nosem. Dopiero gdy kamerzysta podszedł do niej bliżej, można było usłyszeć powtarzane jak mantę „i’m the best, i’m the best”. Jestem najlepsza.
Po pięciorundowym, niesamowicie zacięty starciu to znów ręka „Thug Rose” powędrowała w górę. Joe Rogan w wywiadzie po walce zapytał ją o to, że sobie pod nosem, że jest najlepsza. – Jestem najlepsza! – wykrzyczała roześmiana i wyraźnie wzruszona Namajunas. Gdy w podcaście „Joe Rogan Podcast” prowadzący pokazał to wideo Mike’owi Tysonowi, ten też się wzruszył. – Kurwa, stary, mam mokre oczy. Walczenie jest tak emocjonalne…
Ikoniczny jest też inny wywiad Rogana z Namajunas. Chodzi o rozmowę po pierwszym zwycięstwie nad Jędrzejczyk. – Chcę tylko wykorzystać ten dar, by uczynić świat lepszym – mówiła łamiącym się głosem. – Człowieku, ten pas nie znaczy nic. Jasne, on jest super, ale to tyle. Po prostu bądź dobrym człowiekiem. Bądźmy dobrzy, stary. Wiem, że my walczymy, ale to jest show, rozrywka.
Sama zapowiada, że zakończy karierę dość wcześnie. Nie chce bić się w nieskończoność. To będzie jeszcze maksymalnie kilka walk. – Nie chcę być chomikiem w kole, który nic nie robi i nic nie zyskuje. I nie chcę robić tego tylko dla kasy. Muszę mieć świadomość, że gdzieś zmierzam. Stary, to wszystko, to dookoła nas… Tutaj chodzi o drogę, niekoniecznie o cel – uważa.
Obronić pas, zostać rolnikiem
Dziś w nocy na gali UFC 274 Namajunas będzie broniła pasa w starciu z Carlą Esparzą. Już raz z nią przegrała, ale to było osiem lat temu. Od tego czasu stoczyła w federacji jedenaście walki, wygrała dziewięć – w tym cztery mistrzowskie.
Jest faworytką tego starcia. Może powiedzieć – „wreszcie”, bo do tej pory regularnie była stawiana w roli underdoga. Nawet gdy pasa broniła. Jej atutem powinna być przede wszystkim wszechstronność. – Walczy z Waterson, która jest specjalistką od karate, a Rose kopie ją w twarz i dobija. Walczy z VanZant, która wcześniej wszystkich obalała i rozbijała w parterze, a Rose ją obala i rozbija. Walczy z Torres, która pokonuje wszystkich przez decyzje, a Rose wygrywa z nią przez decyzję. Walczy z Jędrzejczyk, dominującą strikerką, a Rose dominuje ją w stójce – wyliczał Barry.
Misja dla Namajunas jest klarowna – wygrać dziś, wygrać może jeszcze ze dwa-trzy razy i zająć się… rolnictwem. Jej pasją jest opiekowanie się roślinami, chciałaby zająć się tym na pełen etat. Na media-day przed ostatnim występem na UFC wyszła w ogrodniczkach. Chciałaby też umożliwić pracę z roślinami osobom, które nie mają pieniędzy na własny ogród czy pole, nauczać ich prawidłowego obchodzenia się z plonami.
Znów wyjdzie obcięta na jeża („włosy mi przeszkadzały w treningach, to nie jest konkurs piękności, więc się ich pozbyłam”) i spróbuje znów przekonać wszystkich, że to ona jest najlepsza.
Zobacz więcej o UFC:
- Jazda po pijaku, doping i wiele innych, czyli Jon Jones i wszystkie jego odpały
- Rasista, człowiek Trumpa i świetny zapaśnik. Colby Covington, zły chłopiec UFC
- Gdzie jest sufit Mateusza Gamrota?
- Dana White. Oto najpotężniejszy człowiek w świecie MMA
- #FreeCain, czyli czy zemsta na pedofilu może usprawiedliwić próbę zabójstwa?
- Israel Adesanya – błąd w Matrixie, postać z kreskówki, pan żywiołów
Fot. Newspix.pl