Reklama

Podpuść-skasuj. Liverpool kończy wspaniałą przygodę bandy Emery’ego i jest w finale LM!

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

03 maja 2022, 23:02 • 3 min czytania 32 komentarzy

W przedmeczowej zapowiedzi tego starcia pisaliśmy, że Villarreal potrzebuje cudu, by wyeliminować Liverpool i awansować do finału Ligi Mistrzów. Ale ten mecz pokazał, że ekipa Emery’ego potrzebowała dwóch perfekcyjnych połów. Jedną udało się zagrać i gospodarze odrobili straty, mieli “The Reds” na linach. Ale po przerwie na boisku słychać już było tylko muzykę kapeli Kloppa.

Podpuść-skasuj. Liverpool kończy wspaniałą przygodę bandy Emery’ego i jest w finale LM!

Jaka taktyka na mecz z Liverpoolem wydaje się taktyką straceńczą? Chyba taka, w której chcesz po prostu okładać z “The Reds” ciosami. Jak w pojedynku bokserskim, gdzie dwóch zawodników zapomina o gardzie, rozpuszcza ręce, zasypuje przeciwnika ciosami i publika tylko patrzy: który padnie pierwszy.

Ale czy Villarreal miał coś do stracenia? W pierwszym meczu zagrali koszmarnie, wręcz jak nie oni w tej edycji Ligi Mistrzów, bo przecież byle ogórki nie wyrzuciłyby Bayernu Monachium i Juventusu z tych rozgrywek. Gdy szukaliśmy przed tym meczem jakiegoś cienia nadziei dla gospodarzy, to był on klarowny: muszą bardzo szybko strzelić gola i sprawić, że Liverpool zacznie się denerwować.

I tak też było, a generalnie liverpoolczycy sprawiali wrażenie, jakby byli przekonani, że losy awansu do finału są już rozstrzygnięte. Trzeba troszkę pobiegać przez 90 minut, może nawet coś strzelić, ale żeby rywalowi marzyło się odrabianie strat? Co to, to nie. A Villarreal pokazał zęby – od razu rzucił się do gardeł obrońców gości, którzy dzisiaj grali naprawdę słabiutko. Zwłaszcza Robertson i Alexander-Arnold. Oczywiście przy tych dwóch bramkach gospodarzy było trochę farta – Capoue przecież chciał strzelać, a nie podawać. Ale do piłki doszedł Dia i już w trzeciej minucie sprawił, że pewnie pół stadionu pomyślało “ty, a może jednak…?”. Z kolei przy drugim trafieniu Francuz tak koślawo przyjął piłkę, że ułożył ją sobie pod drybling, skręcił Robertsona jakby ten był Sasą Baliciem. I Coquelin sprawił, że w dwumeczu było już 2:2.

Reklama

Zastanawialiśmy się – czy oni naprawdę są w stanie grać w dwa ognie z Liverpoolem i jeszcze takie granie wygrywać? Czy pójdą za ciosem? Liverpool przeciekał w tyłach, ekipa Emery’ego zdominowała środek pola, goście właściwie nie wykreowali sobie żadnej klarownej szansy strzeleckiej. Klopp wiedział, że trzeba zareagować – wpuścił Diaza kosztem Joty.

I trafił w dziesiątkę.

Druga połowa pokazała, że Liverpool może mieć momenty słabości, ale jest cholernie mocnym zespołem. A Villarreal po prostu nie miał wystarczająco jakości, by dłużej grać w takim tempie z takim przeciwnikiem. Mur zaczął się kruszyć – była poprzeczka, była przewrotka Diaza, gospodarze dostali pierwsze sygnały ostrzegawcze. A później “The Reds” zaczęli już lać i patrzeć, czy równo puchnie. Inna sprawa, że Hiszpanom nie pomagał Rulli. Strzał Fabinho puścił między nogami, Diaz też uderzeniem głową założył bramkarzowi rywala siatkę, a na koniec Argentyńczyk wybrał się na grzyby, Mane go minął i wbił piłkę do pustej już bramki.

PARTNEREM PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ

Dwanaście minut zajęło Liverpoolowi odwrócenie narracji z “ale dziady, wypuścić taki wynik z pierwszego meczu!” do “klasowa drużyna, tak trzeba reagować na kłopoty”.

Aż chce się napisać, że 2:0 to niebezpieczny wynik. Bo dzisiaj najpierw 2:0 było niebezpieczne dla Liverpoolu w kontekście dwumeczu. Następnie 2:0 było niebezpieczne dla Villarreal w rewanżu. A koniec końców w dwumeczu skończyło się na zasłużonym 5:2. Niemniej warto oddać zespołowi Emery’ego, że jeśli kiedyś będziemy wspominać ten sezon 2021/22 w Lidze Mistrzów, to dla Villarreal będziemy mieli specjalne miejsce w serduszku.

Reklama

Villarreal – Liverpool 2:3 (2:0)

Dia (3.), Coquelin (40.) – Fabinho (62.), Diaz (67.), Mane (74.)

WIĘCEJ O LIDZE MISTRZÓW:

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

32 komentarzy

Loading...