Było w tym meczu właściwie wszystko. Niesamowite tempo od pierwszych minut, zwroty akcji, fatalne błędy obrońców, sędziowskie kontrowersje, a nawet przepychanka na koniec. Ostatecznie jednak Arsenal zasłużenie pokonał Chelsea w derbach Londynu.
Chelsea – Arsenal 2:4. Wymiana ciosów przed przerwą
Pierwsza połowa – petarda. Niesamowite show.
Początkowo wydawało się, że na prowadzenie wyjdzie Chelsea – gospodarze bardzo szybko zaczęli stwarzać zagrożenie pod bramką “Kanonierów”, zwłaszcza po stałych fragmentach gry. Ale to przyjezdni otworzyli wynik. W 13. minucie gry Eddie Nketiah skorzystał na fatalnym błędzie Andreasa Christensena, który niechlujnie kopnął piłkę, de facto otwierając przeciwnikowi autostradę do bramki. I w sumie dobrze dla widowiska, że pierwszy gol padł tak wcześnie. Można było bowiem odnieść wrażenie, że w tym momencie obu ekipom po prostu puściły już hamulce. The Blues wrzucili wyższy bieg w pogoni za wyrównaniem, natomiast przyjezdni poczuli się pewniej i zrozumieli, że trzy punkty są dzisiaj jak najbardziej w ich zasięgu. Zaczęła się zatem ostra jazda bez trzymanki.
Podopieczni Thomasa Tuchela gola na 1:1 zdobyli już po czterech minutach od utraty bramki. Niezwykle aktywny, świetnie dysponowany Timo Werner zdecydował się na uderzenie zza szesnastki. Piłka odbiła się od nogi obrońcy Arsenalu, nabrała nieoczekiwanej trajektorii i kompletnie zaskoczyła przysłoniętego Aarona Ramsdale’a. I znów – wydawało się, że gospodarze uzyskują przewagę, że zaczynają tłamsić rywali zza miedzy. Jednak “Kanonierzy” raz jeszcze znaleźli drogę ucieczki z tarapatów. A dokładniej, znalazł ją Granit Xhaka. W 26. minucie gry szwajcarski pomocnik w fenomenalnym stylu wyprowadził futbolówkę spod własnego pola karnego, inicjując – jak się okazało – bramkowy atak swojego zespołu. Wszystko w tej akcji mogło się podobać. Zachowanie Xhaki, zakładającego sito oponentowi we własnej strefie obronnej. Dynamiczne przeniesienie ciężaru gry pod pole karne Chelsea. I wreszcie precyzyjny strzał Emile’a Smith Rowe’a.
Jeśli jednak Mikel Arteta liczył, że to trafienie utemperuje The Blues, to szybko został pozbawiony złudzeń. Chelsea wyrównała jeszcze przed przerwą. Doskonałe dogranie Masona Mounta na bramkę zapewnił Cesar Azpilicueta, który zapędził się w pole bramkowe “Kanonierów”. Goście protestowali, domagając się cofnięcia akcji i podyktowania faulu, ale sędzia Jonathan Moss pozostał niewzruszony. Sytuacja niejasna, więc VAR też nie interweniował.
Chelsea – Arsenal 2:4. Kontrowersje sędziowskie
Na tym kontrowersje sędziowskie w dzisiejszym starciu się nie zakończyły. Ale zanim doszło do spornych sytuacji, Arsenal ponownie wyszedł na prowadzenie. Wprawdzie Tuchel w przerwie zdjął elektrycznego Christensena i oddelegował na murawę Thiago Silvę, lecz defensywa Chelsea dalej popełniała kuriozalne błędy. Przodował w tym względem Malang Sarr. W 57. minucie serię jego kompromitujących zachowań i kiksów wykorzystał Nketiah, drugi raz wpisując się na listę strzelców. I tym razem gospodarzom nie udało się już w sposób natychmiastowy odpowiedzieć wyrównującą bramką.
Arsenal wreszcie ustawił sobie ten mecz.
Tuchel próbował zamieszać w kotle. Zdjął beznadziejnego Romelu Lukaku, wpuścił Hakima Ziyecha w miejsce Marcosa Alonso. Jednak goście po przerwie uszczelnili linię obrony. Dość powiedzieć, że The Blues w drugiej połowie nie oddali ani jednego celnego strzału. I powinni kończyć mecz w dziesiątkę, ponieważ brutalny faul Masona Mounta jak najbardziej zasługiwał na czerwony kartonik. Trudno powiedzieć, dlaczego sędzia główny i VAR zdecydowali inaczej. Z drugiej strony pan Moss w doliczonym czasie gry postanowił przyznać Arsenalowi rzut karny, mimo że Cesar Azpilicueta nie tylko przytrzymywał szarżującego w szesnastce rywala, ale też sam był przez niego trzymany. Na ogół w takich sytuacjach arbitrzy puszczają grę, a w tym przypadku mieliśmy jednak wskazanie na wapno. Bukayo Saka zamienił karnego na gola, pieczętując derbowy triumf “Kanonierów”. Niezwykle istotny dla układu tabeli.
Chelsea ma oczywiście dużą przewagę nad pościgiem, trzeciego miejsca raczej nie straci. Natomiast Arsenal w tej chwili plasuje się na piątym miejscu w tabeli i ma tyle samo punktów co Tottenham. Powrót do Ligi Mistrzów pozostaje więc w zasięgu ekipy z Emirates Stadium. Coraz więcej wskazuje na to, że projekt Mikela Artety zmierza we właściwym kierunku. A nic nie buduje drużyny równie skutecznie, co tak efektowne i prestiżowe zwycięstwa, jak to dzisiejsze.
Chelsea – Arsenal 2:4 (2:2)
- 0:1 – Nketiah 13′
- 1:1 – Werner 17′
- 1:2 – Smith Rowe 27′
- 2:2 – Azpilicueta 32′
- 2:3 – Nketiah 57′
- 2:4 – Saka 90+2′ karny
CZYTAJ WIĘCEJ O ANGIELSKIM FUTBOLU:
- Makelele: „Miałem żal do Zidane’a po finale mundialu w Niemczech”
- Ludu świata, oglądaj i podziwiaj Liverpool!
- Poligloci w świecie futbolu. „Nauka języków obcych to wolność”
- Zmartwychwstanie Louisa van Gaala
fot. NewsPix.pl