Reklama

„Nie ma co bronić tych błędów. Trzeba je przyjąć na klatę i wyciągnąć wnioski”

Maciej Wąsowski

Autor:Maciej Wąsowski

11 kwietnia 2022, 18:08 • 7 min czytania 88 komentarzy

Olbrzymie emocje wywołały dwa błędy sędziowskie z ostatniej kolejki Ekstraklasy. Arbitrzy nie podyktowali dwóch rzutów karnych za zagrania piłki ręką w meczach Pogoń Szczecin – Wisła Płock (1:2) i Lech Poznań – Legia Warszawa (1:1). W obu przypadkach decyzje były krzywdzące dla gospodarzy. Przyznał to przewodniczący Kolegium Sędziów Tomasz Mikulski na antenie programu „Liga+ Extra” w Canal+, jak również potwierdzają to w nieoficjalnych rozmowach inni arbitrzy. Błędy są tym bardziej niewytłumaczalne, bo rozjemcy mogli skorzystać z wideoweryfikacji. Wychodzi na to, że zawiedli głównie ludzie siedzący przed monitorami VAR.

„Nie ma co bronić tych błędów. Trzeba je przyjąć na klatę i wyciągnąć wnioski”

W Szczecinie sytuacja miała miejsce w drugiej minucie doliczonego czasu. Konstantinos Triantafyllopoulos w potężnym zamieszaniu oddał niezbyt czysty strzał w kierunku bramki Wisły Płock. Piłka „zatańczyła” między biodrem, a przedramieniem Dusana Lagatora – obrońcy Nafciarzy. Gospodarze protestowali, ale sędzia Piotr Lasyk mimo konsultacji z asystentami VAR nie zmienił swojej decyzji. W wozie przed monitorami siedzieli wówczas Tomasz Kwiatkowski i Marcin Boniek. Pierwszy nominalnie jest również sędzią głównym, a drugi pełni funkcję asystenta (liniowego).

W przestrzeni publicznej pojawiały się wypowiedzi ekspertów sędziowskich o tym, że były pewne podstawowy, żeby nie dyktować „jedenastki”. Główne argumenty:

  • niewielka odległość strzelającego od obrońcy
  • piłka trafiła też w korpus piłkarza

Kontrowersja z Pogoń – Wisła Płock: „Zawiódł czynnik ludzki”

Wszystko od strony technikaliów sędziowskich wyjaśnił wczoraj w Canal+ przewodniczący Mikulski.

Reklama

W Szczecinie to była złożona interpretacja zdarzenia. VAR wziął pod uwagę, że piłka była zagrana z bliska, silnie, a zatem była to piłka nieoczekiwana dla obrońcy. W pierwszej fazie strzału ręka nie była ułożona nienaturalnie. Być może to przesłoniło VAR-owi fakt, że niezbyt dokładnie ocenił ruch ręki. Tam decydujące dla mnie było to, że obrońca przywiódł rękę z piłką do siebie. Należało podyktować rzut karny. Z punktu widzenia VAR nie była to sytuacja czarno-biała. Sędzia czuł, że zamienia jedną kontrowersję w drugą – wyjaśniał to Mikulski w programie Liga+Extra.

Porozmawialiśmy nieoficjalnie z kilkoma sędziami i ich ocena jest jednoznaczna: „To był rzut karny”. Czemu nie zostało to odpowiednio sprawdzone na VAR?
– Zawiódł czynnik ludzki, w wozie też decyzje podejmują ludzie i mogą się mylić – usłyszeliśmy od jednego z obserwatorów.

tomasz-mikulski

Głównie błąd asystentów VAR

W tym samym spotkaniu kilka minut wcześniej we własnym polu karnym piłkę ręką zatrzymał pomocnik Pogoni Damian Dąbrowski. Został wówczas trafiony w łokieć przez kolegę z drużyny, kiedy ten wybijał futbolówkę.

– Nastrzelenie przez kolegę z drużyny. To jest kiks. Za takie zagrania karnych się nie dyktuje – wyjaśnia nam inny z arbitrów.

Dla ostatecznej decyzji sędziego Lasyka przy zagraniu ręką Lagatora nie ma więc logicznego wytłumaczenia. Podobnie jak dla braku odpowiedniej reakcji asystentów VAR. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że główny arbiter nie poczuł, że może sam powinien zobaczyć sytuację, tylko zaufał osądowi swoich varowych asystentów. Zrobił jednak zgodnie z procedurami. Dlatego Lasyk nie pobiegł do monitora, musiał usłyszeć z wozu, że nie ma takiej potrzeby. Zawiedli asystenci VAR i komunikacja.

Reklama

Lech – Legia: Zmiana kartki mogła wpłynąć na sędziego

W Poznaniu sytuacja była nieco bardziej złożona, ale w gruncie rzeczy jest podobna. Tam głównym rozjemcą był Damian Sylwestrzak, a za VAR odpowiedzialni byli Krzysztof Jakubik (również sędzia główny) i Radosław Siejka (też jest asystentem liniowym). Żeby wszystko gruntownie ocenić trzeba zacząć analizę od pierwszej minuty doliczonego czasu gry, kiedy Ihor Charatin w chamski sposób przerwał drybling Adriela Ba Loua. „W pierwsze tempo” sędzia Sylwestrzak pokazał ukraińskiemu pomocnikowi Legii żółtą kartkę. Asystenci VAR musieli zasugerować mu, że atak kwalifikował się do kartki czerwonej, bo arbiter podbiegł do monitora, zobaczył wejście i po chwili anulował żółtą kartkę, po czym pokazał czerwoną. To mogło źle wpłynąć na sędziego Sylwestrzaka, bo miał świadomość, że już popełnił błąd. Oczywiście, został on poprawiony przez wideoweryfikację, ale jednak jego pewność siebie i osąd kolejnych sytuacji musiały jednak spaść.

damian-sylwestrzak

Mecz Lech – Legia powinien trwać dłużej

Cała sytuacja z usunięciem z boiska Charatina i wznowieniem gry trwała łącznie blisko trzy minuty. Doliczone zostały cztery. Akcja ze strzałem Joela Pereiry i zablokowaniem go przez rękę Lindsay’a Rose miała miejsce w piątej minucie doliczonego czasu. Po dziesięciu kolejnych sekundach sędzia Sylwestrzak zakończył mecz. W tym momencie asystenci VAR powinni sprawdzić całą sytuację, ale wybrali złe ujęcie, o czym mówił w „Lidze+ Extra” przewodniczący Mikulski.

Sędziowie VAR analizowali tę sytuację, ale wybrali takie ujęcia, gdzie nie udało się zwizualizować zagrania. Może zabrakło zimnej krwi z uwagi na to, że mecz się kończył. Najlepsza kamera jest ta wysoka za bramką. Ona wszystkich widzów przekonała. VAR oglądał powtórkę z kamery ustawionej za bramką, ale nisko. Taka jest geneza tego błędu. Wyszło niefortunnie – komentował kontrowersję szef sędziów.

Wychodzi na to, że Sylwestrzak za wcześnie zakończył spotkanie, bo z powodu zmiany kartki dla Charatina zrobiło się zamieszanie, które powinno wydłużyć mecz jeszcze o dodatkowe dwie minuty. Dlaczego sędziowie VAR wybrali złą powtórkę? Działali w pośpiechu i nie zobaczyli wszystkich ujęć. Tym razem błędnie przekazali Sylwestrzakowi, że wszystko było OK.

Gracze Kolejorza nie protestowali

Drugą sprawą jest to, że piłkarze Lecha, poza nielicznymi wyjątkami, w zasadzie nie protestowali. Swoim zachowaniem nie wymusili ponownego sprawdzenia sytuacji, a czasami taka presja naprawdę ma sens.

– Ten brak protestów ze strony Kolejorza mógł utwierdzić cały zespół sędziowski, że nie było tam nic kontrowersyjnego – mówi nam jeden z arbitrów. Przypominamy, że w Szczecinie protesty były, ale nic to nie dało.

Jakie kary czekają sędziów?

Co teraz czeka sędziów z tych dwóch spotkań? Najpierw Kolegium Sędziów PZPN przeanalizuje zapisy rozmów między arbitrami głównymi, a asystentami VAR i pozostałymi członkami zespołu sędziowskiego. Później trzeba będzie wskazać winnych. Konsekwencje poniosą zapewne zarówno Piotr Lasyk i Damian Sylwestrzak oraz asystenci VAR: Kwiatkowski, Jakubik, Boniek i Siejka. Główni arbitrzy odpoczną przez tydzień lub dwa, albo posędziują spotkania I ligi, za co dostaną mniejsze ryczałty. Winowajcy z wozu odpoczną zapewne od „varowania”. Dla wszystkich będzie to oznaczać mniejsze wpływy finansowe w tym miesiącu. Jakie poniosą ewentualne straty? Wynika to z tabeli ryczałtów sędziowskich PZPN (publikujemy ją poniżej). W styczniu miała miejsce ich delikatna korekta. Pamiętać trzeba, że cała wyżej wymieniona szóstka to arbitrzy zawodowi, którym PZPN co miesiąc wypłaca pensję w wysokości ok. 10 tys. zł – główni i 6-8 tys. zł – asystenci (liniowi), a oprócz tego każdy z nich dostaje jeszcze ryczałt za poprowadzenie pojedynczego meczu.

RYCZAŁTY SĘDZIOWSKIE
Źródło: Uchwała nr I/11 z 19 stycznia 2022 roku zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej

Nie każdy sędzia główny sprawdza się na VAR

Nie wszyscy sędziowie główni, a takimi są Kwiatkowski i Jakubik sprawdzają się jako asystenci VAR. Dobrym przykładem jest tutaj Jarosław Przybył, który kilka razy jako „varowiec” podejmował złe lub niepewne decyzje, przez co rzadko jest obsadzany jako VAR. Sędzia Kwiatkowski jest jednak naszym eksportowym „varowcem”, bo przy okazji europejskich wypraw Szymona Marciniaka, to właśnie on jest jego głównym asystentem VAR. Cóż, być może był to wypadek przy pracy. Błędy zdarzają się przecież też najlepszym.

– Do końca sezonu zostało sześć kolejek. Nie ma co bronić tych błędów. Trzeba przyjąć je na klatę i wyciągnąć wnioski – powiedział nam jeden z sędziów.

Rozjemcy muszą trzymać ciśnienie i korzystać z technologii

Arbitrzy będą w końcówce rozgrywek na cenzurowanym, bo zarówno walka o mistrzostwo pomiędzy Lechem, Pogonią i Rakowem jest bardzo wyrównana, jak również batalia o utrzymanie, w którą zamieszanych jest jeszcze siedem-osiem klubów. Emocje będą sięgać zenitu. Sędziowie muszą w tym wszystkim wytrzymywać presję i sprawdzać wszystko po kilka razy. W przeciwnym razie ich kolejne wpadki mogą wypaczyć już nie tylko wyniki jednego czy dwóch meczów, ale rezultaty całego sezonu. Lepiej niech nawet analizują powtórki na VAR długo, byleby skutecznie i bez takich wpadek jak w ostatni weekend.

MACIEJ WĄSOWSKI

 

WIĘCEJ O SĘDZIOWANIU I EKSTRAKLASIE:

Fot. Newspix

 

Rocznik 1987. Urodził się tego samego dnia, co Alessandro Del Piero tylko 13 lat później. Zaczynał w tygodniku „Linia Otwocka”, gdzie wnikliwie opisywał m.in. drugoligowe losy OKS Start Otwock pod rządami Dariusza Dźwigały. Od lutego 2011 roku do grudnia 2021 pracował w „Przeglądzie Sportowym”, gdzie zajmował się głównie polską piłką ligową. Lubi pogrzebać przy kontrowersjach sędziowskich, jak również przy sprawach proceduralnych i związkowych. Fan spotkań niższych klas rozgrywkowych, gdzie kibicuje warszawskiemu PKS Radość (obecnie liga okręgowa). Absolwent XXV LO im. Józefa Wybickiego w Warszawie i Wyższej Szkoły Dziennikarskiej im. Melchiora Wańkowicza.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

88 komentarzy

Loading...